Festiwal Prawykonań 2021

Jan Topolski / 11 maj 2021

Dwa kwietniowe koncerty z udziałem orkiestry, dodatkowych solistów oraz mediów okazały się intrygującym preludium do utrzymanego w rytmie biennale Festiwalu Prawykonań (główna odsłona będzie miała miejsce późną jesienią, wtedy też podsumowująca relacja). Ten przegląd polskiej muzyki organizowany przez Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach do niedawna miał całkowicie eklektyczny i oderwany od rzeczywistości charakter, na co już kiedyś zwracałem uwagę. Parę lat temu dyrektorką instytucji została Ewa Bogusz-Moore i profil festiwalu zwrócił się wyraźnie w stronę modernistyczną, akcentując przy tym formy multimedialne i respektując parytety. Czy po sześciu utworach zaprezentowanych 23 i 25 kwietnia, autorstwa trzech pokoleń kompozytorów mieszkających w trzech krajach (Austria, Niemcy, Polska), można pokusić się o jakieś uogólnienia? Wydaje mi się, że trzy zjawiska zasługują na wypunktowanie.

Po pierwsze, otaczająca nas rzeczywistość zaczyna uwierać także twórców muzyki tzw. klasycznej. Lidia Zielińska już w tytule przeciwstawia się Pustynnieniu, choć ma na myśli nie tyle zmianę klimatyczną, co zubożenie ducha i obyczajów. Jej rozwijający się falami półgodzinny utwór korzysta z architektury imponującej sali NOSPR (choć pozbawionej tym razem publiczności) przez usytuowanie dwóch dialogujących grup instrumentów dętych na balkonach. W przestrzeni porusza się też bogata warstwa elektroniczna oraz grupa dzieci: Zielińska znana jest z licznych projektów edukacyjnych i partycypacyjnych. Przedstawiciele przyszłych pokoleń grają tu między innymi na delikatnych pozytywkach (zderzonych szokująco z łańcuchami w partii perkusji), a w finale odkładają dzwoniące smartfony do wnętrza fortepianu (przy wtórze dość brutalnego pulsu elektroniki). Jaki to komentarz do tego, co wokół i jaka prognoza na to, co nas czeka? Zielińska nie udziela jednoznacznych odpowiedzi, ale doceniam, że te pytania zadaje. Niemniej jednak pozostaje we mnie silne wrażenie przytłoczenia gargantuiczną formą.

fot. NOSPR / R. Kaźmierczak

Artur Zagajewski pozostaje wierny (Święty Boże, Święty Mocny czy Staloocy) swoim zainteresowaniom repetytywizmem i punkiem – to drugie dzieli zresztą z bratem grającym w kapeli Hańba! Jego und nur dieser Wind na orkiestrę wychodzi w tytule od Jest bezpiecznie Siekiery z albumu Nowa Aleksandria. Słowa sprzed blisko czterech dekad – “Jest bezpiecznie / jest spokojnie / serce tak czyste / oczy powolne / jest bezpiecznie / jest spokojnie / usta tak krwawe / słowa bezdomne / i tylko / i tylko / i tylko ten wiatr” – można (i trzeba) odnosić do aktualnej sytuacji społeczno-politycznej. A jak się do niej odnoszą dźwięki? Utwór zdradza czytelną strukturę ABA’ z bardzo krótkim ogniwem środkowym w postaci niemal barokowej lamentacji, podczas gdy zasadniczo buduje go 8-dźwiękowe arpeggio. Mimo ciągłych zmian w orkiestracji i dynamice klimat utworu tworzą właśnie monotonne, klaustrofobiczne, opresyjne repetycje tego pasażu. Tylko w dwóch momentach pojawia się dysonansowa ingerencja blachy, która zamiast przynieść zmianę, wydaje się jednak tylko bezsensowną erupcją przemocy. Przejmujący utwór. 

Artur Zagajewski i NOSPR, fot. NOSPR / R. Kaźmierczak

Marta Śniady w soft music for sensitive gals kontynuuje swoją feministyczną emancypację, której etapy wyznaczały in the pink4 rituals of women happiness. Tym razem występuje przeciw stereotypom miłej, delikatnej, “kobiecej” muzyki i to już od pierwszych gryzących dźwięków instrumentów dętych czy pocieranego styropianu. Dodatkowego waloru dodaje elektronika z soczystym basem. W pewnym momencie wchodzi także wideo. Kompozytorka wzmacnia swój przekaz poprzez odwołanie do postaci Wonderwoman, pokazywanej we wcieleniu codziennym oraz superbohaterskim, a także w tekście serialowej piosenki. Przenosząc to dualistyczne myślenie na warstwę dźwiękową, można widzieć jego odbicie w podziale na dźwięki konwencjonalne oraz poszerzone artykulacyjnie czy wzmocnione partią komputera. Dążenie Śniady do hybrydy brzmień akustycznych i elektronicznych może sugerować, że w każdej kobiecie tkwi skryta superkobieta, nawet jeśli czasem przysłaniają ją depresyjnie opadające pasaże. Albo kiedy postać ta pozostaje trudna do namierzenia, podobnie jak na skaczącym obrazie w warstwie wideo, przypominającym strojenie telewizora. W kulminacji autorka wydaje się nawiązywać do aleatorycznej heterofonii Lutosławskiego, podlanej jednak basowym pulsem – frapujące zestawienie. I własny sound.

Po drugie, o ile dawniej na Festiwalu Prawykonań nawiązania do muzyki przeszłości okazywały się dość nachalne, tym razem pojawiały się w postaci bardziej wieloznacznej. Oczywiście nie zawsze, czego przykładem może być otwierający przegląd Teodor Adama Bałdycha, dedykowany jego niedawno narodzonemu synowi. Jak zwykle, gdy kompozytor ten pojawia się w towarzystwie orkiestry, bierze czynny udział w wykonaniu utworów. Również w  Katowicach zagrał na poły improwizowaną partię skrzypiec, a towarzyszyła mu sekcja wokalno-rytmiczna. Prostolinijny utwór utrzymany był ewidentnie w jazzowej estetyce, z fragmentami bardziej kołysankowymi, jak i bardziej tanecznymi, i miał stanowić hołd dla okresu dzieciństwa autora. Szanuję te założenia i konsekwencję stylistyczną, jednak całość mogła być znacznie krótsza i czynić większy użytek z orkiestry zamiast traktowania tak znakomitego zespołu jako tylko li akompaniamentu (identyczne wrażenie miałem po występie Bałdycha na Auksodrone 2019).

Adam Bałdych i NOSPR, fot. NOSPR / R. Kaźmierczak

Przełom lat 80./90. XX wieku i jego fonosfera od dawna stanowi punkt odniesienia dla polskich kompozytorów (Paweł Malinowski oraz Mikołaj Laskowski i Jacek Sotomski, także w ich duecie sultan hagavik). Zagajewski nawiązywał kiedyś do bazarowych rytmów w Mechanofakturze, a teraz dodał kolejny komentarz poprzez odwołanie się do klasyki polskiego punka i cold wave z lat 80. – sugerując być może jakieś harmoniczne nawiązania, których nie znajduję w odbiorze słuchowym. Niecodziennych patronów z historii muzyki wybrała sobie także Joanna Woźny, której Inner Piece na zespół Kwartludium i NOSPR zawiera cytaty z utworów Schönberga, Varèse’a i Stockhausena, oczywiście trudno rozpoznawalne. Zresztą sama autorka w rozmowie w ramach Strefy Ruchu wspomniała, że wynikły one raczej z jej bieżącej praktyki pedagogicznej niż jakiegoś zamysłu stworzenia leksykonu muzyki XX wieku. Ze wszystkich utworów w ramach tej przygrywki do Festiwalu Prawykonań ten pozostawił we mnie największy niedosyt, trwając ledwie 10 minut i urywając się bez wyraźnej puenty. Jako bardzo klarowne odebrałem jednak zbudowanie napięcia prowadzącego do ostrego zwarcia klarnetu Michała Górczyńskiego i skrzypiec Dagny Sadkowskiej. Woźny w błyskotliwej orkiestracji zdawała się w nieoczywisty sposób zwielokrotniać instrumenty kwartetu solistów, ale też wskrzeszać varezjańską z ducha geodynamikę erupcji i wyciszeń. 

Joanna Woźny i NOSPR, fot. NOSPR / R. Kaźmierczak

Po trzecie, znacząco poszerzyło się (wreszcie!) imaginarium polskich twórców muzyki współczesnej. Siekiera, punk, Wonderwomansuperbohaterowie, Blue Velvet, dźwięczące obrazki z wodospadami. Te dwa ostatnie elementy w pakiecie dodaje od siebie Mikołaj Laskowski w Lighted Motion and Sound Waterfall Picture na wideo, elektronikę i orkiestrę, kolejnym studium na temat natury, sztuczności, imitacji i kiczu. W warstwie obrazowej pojawiają się dłonie głaszczące (prawdziwe?) kaktusy, plastikowe trawy czy gumowe ucha rodem z kultowego filmu Davida Lyncha. W warstwie dźwiękowej towarzyszą temu sample ptasich śpiewów oraz przedęcia i szelesty instrumentów, których kompozytor używa niczym przekorny imitator dźwięków (foley artist) w kinie. Co tu jest pejzażem dźwiękowym a co imitazione della natura? Co stanowi ilustrację, a co jest ilustrowane? Laskowski jak mało kto w swoich najnowszych utworach stawia niemal filozoficzne pytania o reprezentację, jej przedmiot i metodę, w czym blisko mu do autorów takich jak Simon Steen-Andersen czy Alexander Schubert. W finale utworu dwóch perkusistów obraca świszczącymi rurkami, a to jakże kampowe i ograne brzmienie zyskuje tu jakąś dziwną poezję. 

Będzie kontynuowane.

Jan Topolski

Mikołaj Laskowski i NOSPR, fot. NOSPR / R. Kaźmierczak