Na bieżąco

Prasówka 24.08.2021

Zapraszamy do nowej odsłony naszej cyklicznej rubryki, w której prezentujemy najciekawsze znalezione przez nas w internecie teksty dotyczące muzyki współczesnej oraz sound studies.

Redakcja / 24 sie 2021

1.

Zacznijmy od podwójnej porcji #występówgościnnych. Na pierwszy ogień niechaj pójdzie tekst Jana Topolskiego na łamach „Dwutygodnika”. Nasz Szanowny Naczelny w obszernym, szerokim, przekrojowym tekście przygląda się współczesnym formom twórczości zaangażowanej rodzimych kompozytorów_ek oraz artystów_ek dźwiękowych: utworom-felietonom, kompozycjom-esejom, niekiedy wręcz dziełom-manifestom. Tekst stanowi rodzaj autoodpowiedzi na niegdysiejszą relację z Festiwalu Prawykonań w Katowicach, natomiast warto pamiętać, że wpisuje się w szerszy ciąg pisanych „raz na jakiś czas” przekrojowych tekstów autora (np. Performuj albo… na łamach „Dwutygodnika”, czy Konceptualne wbryki polskich kompozytorów w naszym #29).

Tym razem swoisty „raport o stanie kompozycji w Polsce” jest Raportem z oblężonego miasta – rzeczywistość społeczna wdziera się do świata muzyki współczesnej ze wszystkich stron, prowadząc do konieczności wyjścia z bezpiecznej przestrzeni „kunsztownych konstrukcji z dźwięków” (przytaczany w tekście cytat z Rafała Zapały). Skoro w polityce obozu władzy „oblężenie trwa długo wrogowie muszą się zmieniać / nic ich nie łączy poza pragnieniem naszej zagłady” – również świat muzyki współczesnej zmuszony jest do obrony: gdy władza zwraca swe ostrze przeciwko niemu. Bo przecież (czego może troszkę w tekście brakuje) kompozytorki i kompozytorzy zajmując stanowiska swymi utworami w szeregu ważnych spraw zajmują je w sprawach dotyczących bezpośrednio siebie, swoich bliskich i przyjaciół.

Topolski wyróżnia sześć pól tematycznych zaangażowania w muzyce współczesnej, zwłaszcza wśród twórczyń oraz twórców z roczników, powiedzmy, 85-95. Po pierwsze tematyka feminizmu i emancypacji, zwłaszcza w kontekście ruchu #metoo. Po drugie, tematyka poszukiwania tożsamości seksualnej i płciowej, utwory dotykające tematyki genderowej i queerowej oraz praw mniejszości seksualnych. Po trzecie „kwestia psychicznej i somatycznej równowagi”, czyli self-care, wellness a także – wątek jedynie przebijający między wierszami, poważny temat na osobny tekst – zdrowia psychicznego. Po czwarte tematyka funkcjonowania w rzeczywistości zdominowanej przez internet i media społecznościowe. Po piąte „polityka” nie tylko „bieżąca” (strajki, protesty), ale i „przeszła” (tu autor ma na myśli transformację przełomu lat 80. i 90.). Wreszcie po szóste – widmo katastrofy klimatycznej, wiązane przez Topolskiego również z wątkiem ruchów antykonsumpcyjnych.

Dużo tego mapowania, a dodatkowo niektóre wątki przywoływane w dalszej części tekstu zdają się niekoniecznie pasować do tego schematu – na przykład poszukiwania tożsamości kompozytorek_ów pochodzących z wielokulturowych rodzin i / lub mieszkających poza Polską. Topolskiego mniej jednak interesuje tematyczna topografia, a bardziej konteksty konkretnych wyborów twórczych wybranych postaci – zasadnicza część tekstu zbudowana została w oparciu o rozmowy przeprowadzone z wyselekcjonowanymi artyst(k)ami. „Dlaczego”, „dla kogo”, „co i jak” – tak naprawdę tekst układa się nie tyle w katalog utworów zaangażowanych, co w próbę opisania współczesnego zaangażowania.

Diagnozy układają się jednak również w coś w rodzaju portretu generacji, idącej w poprzek kulturowym podziałom, etykietom „millenialsów” i „genzetów”. To zresztą temat, o którym sporo w redakcji w ostatnich czasach rozmawialiśmy – czy mamy do czynienia z „pokoleniową przemianą” w polskiej muzyce współczesnej? I czy owo zaangażowanie mogłoby być jednym ze znaczników takiej przemiany?

Osobiście mam pewne wątpliwości co do radykalnego przeciwstawiania społecznego zaangażowania kompozytorów i kompozytorek ostatnich lat wcześniejszemu „marazmowi” – mam wrażenie, że raczej to festiwale oraz krytyka dojrzały do odpowiedniego opisu różnych zjawisk i utworów. Kończąc tą przydługą zachętę do lektury mam nadzieję, że wykorzystamy ten zwrot również do przyjrzenia się temu, jak społeczno-polityczne zaangażowanie mogło być kodowane we wcześniejszych latach, choćby w twórczości części spośród postaci przywoływanych w najnowszym tekście Topolskiego, jak i we wcześniejszych przekrojowych esejach. (am)

Raport z zaangażowania muzyki współczesnej

 

2.

Piotr Tkacz od pewnego czasu na łamach internetowego wydania „Czasu Kultury” ma rodzaj cyklicznej rubryki „Przegląd płytowych półek”. To cykl tekstów poświęconych różnym niezależnym labelom. Po wytwórniach Bongo Joe oraz Akuphone najnowszy odcinek poświęcony jest praskiej wytwórni Genot Centre. Bohaterowie tego odcinka to kasetowy label muzyki elektronicznej, działający prężnie (licznik katalog wydawnictw dobija do 50tki) od połowy minionej dekady. Tkacz pokazuje w jaki sposób Genot Centre zacznynało na przecięciu między muzyką drone’ową oraz ambientu, by ewoluować w poszukiwaniu ambientoidalnych hybryd rozbijających gatunki i zdzierających etykiety. I choć (post?)ambientowy idiom wciąż pozostaje dla praskiej wytwórni ważnym punktem odniesienia, to w kluczowym aspektem drugiej fazy jej rozwoju była ekspansja na terytoria różnych innych nurtów muzyki elektronicznej. Również podejście do nośnika nie jest dogmatyczne – choć Genot Centre posiada wyraźną kasetową tożsamość, to muzyka funkcjonuje oczywiście również cyfrowo. W tym kontekście znamienny jest format wybranego przez Tkacza do przeglądu albumu, dokumentującego siedemnastą odsłonę wydarzeń z cyklu Silent Night karta SD. Silent NightXVII to siedmiogodzinny (!) zbiór materiałów, które stanowiły siedemnastą odsłonę rodzajów całonocnych gier z koncepcją „sleep concert”, tym razem we współpracy z netlabelem Quantum Natives: pięć przygotowanych materiałów muzyki do spania oraz sześć występów na żywo składają się na rodzaj manifestu Genot Centre na etapie redefiniowania tego czym może być ambient w trzeciej dekadzie XXI w. oraz tego, czm może być wobec tego sam label.

Tkacz w swoim tekście śledzi te poszukiwania na różnych polach – od okolic glitchdrone (Æthereal Arthropod) poprzez zaskakująco rozszumione brzmienia syntezatorów analogowych (Jano Doe), aż po obrzeża PC Music (HD MIRROR). Wskazuje na niektóre powiązania z polskimi kontekstami (Fausto Mercier, Lišaj), ale nie dominują one nad tekstem (prawdę mówiąc aż trochę zaskakuje brak wzmianki w katalogu praskiej wytwórni Wrong Dials). To, co da się wyczytać pomiędzy wierszami z całości tekstu, to pewne poczucie wyczerpania (czy może kryzysu) języka opisu różnych zjawisk na obszarze niezależnej elektroniki. Tkacz stawia pytanie: na ile adekwatne, treściwe oraz intucyjne są dzisiaj etykiety operujące kategoriami „post”? W jakiej mierze współczesne nurty „postklubowości”, czy „poststylowości” są adekwatnym językiem opisu współczesnych zjawisk na gruncie poszukującej elektroniki, a na ile związane są z zaprzeszłymi kontekstami oraz brzmieniami? Czyżbyśmy znaleźli się w w tym kontekście w czasach post-post, kiedy na nowo trzeba zmobilizować język do opisu krystalizujących się zjawisk? (am)

Podróż do kresów ambientu (i znacznie dalej)

 

3.

Odchodząc od #występówgościnnych płynnie przechodzimy w polską blogosferę. Dominika Micał na swoim blogu ,,Pisane ze słuchu” przedstawia ciekawy artykuł o twórczości Harrisona Birtwistle’a. Opozycja między Apollem i Dionizesem wykorzystana jest tu do analizy twórczości kompozytora. Autorka przywołuje mitologiczne i historyczne postaci z przykładami utworów — między innymi Safonę (Entractes and Sappho Fragments i …agm), Meduzę (Medusa), Tezeusza i Minotaura (The Minotaur, Theseus Game). Mit, rytuał i ludowość to tematy, które ostatnimi latami przeżywają swój renesans, szczególnie w literaturze i popkulturze. Birtwistle interesująco je opracowuje, tworząc na bazie klasyki nowe, świeże treści. Autorka przeprowadza interesującą i skrupulatną analizę utworów wraz z jej tekstami słownymi. Na blogu znajdzie się nawet wykres wave czy analiza ostatniego akordu opery The Minotaur. Bogactwo metod zastosowanych przez Micał, a także szerokie zarysowanie kontekstu utworu, porywa czytelników w świat mitów, legend i muzyki. (jk)

Dionizyjska i apollińska muzyka Harrisona Birtwistle’a

 

4.

Na łamach Seismograf James Black dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat historii, teraźniejszości i przyszłości festiwalu UNM (Ung Nordisk Musik), który od 9 do  15 sierpnia świętował w Aarhus swoje 75 urodziny. W tekście stawia kilka pytań, które w ostatnim czasie często wybrzmiewają w odniesieniu do festiwali i instytucjonalnych aspektów organizacji sceny, środowiska i karier muzycznych – o style zarządzania, finansowania, wreszcie o to, co festiwale oferują samym artystom. Pisze o jednym z najważniejszych festiwali muzyki współczesnej, przeznaczonym dla młodych twórców i twórczyń, poniżej 30. roku życia; o festiwalu rotującym i meandrującym po krajach Europy nordyckiej; o opartej o wolontariat strukturze zarządzania, która jest płynna i zdecentralizowana. Chciałoby się postawić pytanie, na ile charakter festiwalu odzwierciedla wartości pokoleń go tworzących,  regionu i muzyki, którą prezentuje swoim widowniom. Tegoroczna edycja przebiegała pod hasłem (un)common ground, a ideą kuratorską było osadzenie i rezonans utworów z wydarzeniami im towarzyszącymi, co pokazuje, jak wiele znaczy kontekst i sytuacja wykonawcza dla recepcji sztuki, nie tylko muzycznej. W tekście znajdziemy mini recenzje trzech utworów prezentowanych na festiwalu: 25 chords a 3 second pause and then 10 chords Roba Durnina, pracę intymną, „antyfestiwalową”, eksplorującą emocję osamotnienia, chociaż korzystającą z pozornie bardziej ekspansywnej instrumentacji. Kolejna to Umbot Hjaltiego Nordala, powstała na bazie tekstu z 1612 w. autorstwa Jóna lærði Guðmundssona, wędrownego poety, trudniącego się też wypędzaniem demonów. Ostatnia to Perspectives stworzona przez Creative Catastrophe Collective, będąca reprezentatywną dla grupy integracją warstwy muzycznej, performatywnej i wizualnej. Być może w kolejnych edycjach do festiwalu dołączą też  kraje bałtyckie, a decyzje kuratorskie będą  uwzględniały prace powstające w trakcie wydarzenia. Black kończy swoje refleksje konstatacją o płynnej naturze festiwalu, będącej odbiciem przekonania o niepewnej, płynnej, ale też ekscytującej przyszłości młodej muzyki. (jam)

All Tomorrow’s Music | Seismograf

 

5.

Nie ma nic przyjemniejszego od powitania w tej rubryce nowego polskiego czasopisma. Ok, może jest coś jeszcze przyjemniejszego: gdy w jego pierwszym numerze pojawia się rozległy esej o dźwiękowym aspekcie działalności znanego artysty – i to autorstwa absolwentki filozofii i historii sztuki. Mowa o Konradzie Smoleńskim, Marcie Lisok i „Elementach”. Zaczyna się z przytupem, od rysunku Fludda i teorii R. M. Schafera, a potem następuje Cage’owska interpretacja pracy Pleśń – instalacji opartej na zabrudzonych mikrofonach i dialogującej z gruźlicą Chopina (zamawiającym było muzeum jego imienia). Rozmyślania amerykańskiego konceptualisty i kompozytora o nieistniejącej ciszy oraz ukrytych dźwiękach służą dalej Lisok do odczytania End of Radio, jednak już ściana głośników  w pracy Boga nie ma prowokuje ją do użycia kategorii wzniosłości i trwogi, między Kantem a Nietzschem. Dalej autorka wprowadza postaci Attalego i Sebalda, by wprowadzić wątki broni dźwiękowej, audioterroryzmu oraz najbardziej może znanej pracy Smoleńskiego, czyli wielkich dzwonów Everything Was Forever, Until It Was No More, prezentowanej na Biennale w Wenecji. Ich przestrzenna ekspansja za pomocą hałasu i rezonansu oraz przekroczenia prywatnej przestrzeni odbiorców, w odczytaniu Lisok ma wiele wspólnego z sytuacjonistyczną taktyką dryfu oraz Symfonią syren Awraamowa. W końcówce eseju autorka odkrywa kolejne wymiary hałasu, cytując znanych nam autorów takich jak Tomasz Misiak czy Justyna Stasiowska (nieskromnie i z żalem zauważam, że mojego tekstu o Smoleńskim z katalogu wystawy w gdańskiej CSW Łaźnia brak). Zaciekawia także sam finał tekstu, osadzony w kontekście epoki antopocenu i ekologii dźwiękowej: „Konrad Smoleński pozwala w kolejnych doświadczeniach audialnych wybrzmieć katastroficznym przeczuciom wpisanym w cywilizację antropocenu, rozwijającym się na granicy wzniosłości i przestrogi. Jednocześnie podsuwa odbiorcom cień nadziei niesiony przez symbiotyczną naturę dźwięku”. Trzymamy kciuki za nowy tytuł i jego związki z sound studies. (jt)

Ciała, które drżą