Sztuka słuchania – notatki z książek Marcina Dymitera

Joanna Kwapień / 26 sie 2021

Zaczyna się od pierwszego świadomie usłyszanego dźwięku. Zaciekawienie stukotem jadącego pociągu, szczekanie psa za oknem, krople deszczu na szybie. Te dźwięki otaczają nas na co dzień, jednak nie słuchamy ich świadomie, nie zwracamy na nie uwagi. Przy uważnym słuchaniu bogactwo tego świata może być zaskakujące. Jak słuchać, żeby usłyszeć?

Pamiętam jeden z moich największych zachwytów słuchowych. Wczesny, sierpniowy poranek w górach, powoli wychodziłam z namiotu. Z ciszy zaczęły wyłaniać się – szum liści, szelest materiału na ciele, ledwo słyszalne krople nocnego deszczu spadające na ziemię. Pojawił się także dźwięk nie pasujący do tego obrazu, drobne dzwonki brzęczące gdzieś w oddali. Przeszłam kilka kroków, dzwonienie stawało się coraz głośniejsze. Pierwszy raz zapragnęłam uwiecznić pejzaż dźwiękowy. Zobaczyłam dziesiątki owiec, pasących się na pochyłym wzgórzu, każda z dzwonkiem brzmiącym w nieco innej harmonii. Ciekawość, zauroczenie, chęć zachowania dźwięku. Mogłabym zrobić zdjęcie tego malowniczego obrazka jak z pocztówki, zwierzęta na tle wschodzącego słońca pomiędzy górskimi szczytami. Wybrałam jednak nagranie dźwięków, świadoma, że nie będę go w stanie opisać w żaden sposób, a i pamięć po jakimś czasie wyblaknie i mnie zawiedzie. To prosta potrzeba zachowania przy sobie tego, co piękne, impuls chwili. Wtedy znałam już pojęcie field recording, byłam zaznajomiona z pracami o pejzażach dźwiękowych. Gdyby tak nie było, pewnie nie pomyślałabym nawet, że to, czego doświadczam, jest wyjątkowe i warte uwagi. Tym bardziej zawsze z ciekawością wypatruję książek przeznaczonych dla czytelników, którzy nie są specjalistami w tej dziedzinie.

Ten osobisty opis pojawił się w mojej głowie właśnie po lekturze książek Marcina Dymitera. Notatki z terenu charakteryzują się intymnymi zapiskami przeżywanych dźwięków. Chociaż badania audiosfery i field recording są obecnie dziedziną przeznaczoną głównie dla specjalistów, autor przyjmuje rolę edukatora i zwraca się do osób, które nie są jeszcze przyzwyczajone do aktywnego słuchania. Przez opis własnych wspomnień pokazuje, w jaki sposób można traktować dźwięk.

Premiery dwóch książek Marcina Dymitera pokryły się ze sobą. Przewodnik dla audiokulturalnych (wydawnictwo Adamada) to bogato ilustrowana przez Joannę Gębal pozycja dla młodszych odbiorców (od ośmiu lat wzwyż). Notatki z terenu (wydawnictwo Części Proste) to zbiór esejów poświęconych dźwiękom, audiosferze, pejzażom dźwiękowym różnych miejsc. Obie zostały wydane w 2021 roku i są pozycjami nowatorskimi na polskim rynku literatury – tym trudniej jest więc jednoznacznie odnieść się do ich treści. Z jednej strony doceniam pomysł i ruch w dobrym kierunku, z drugiej zastrzeżenia co do wykonania wysuwają się na pierwszy plan.

(Nie)wymagający czytelnik

O ile w zbiorze esejów swoboda wypowiedzi i stylu to plus, o tyle w książce przeznaczonej dla dzieci trzeba być wyjątkowo uważnym. Napisanie przewodnika dla młodszych odbiorców wydaje się prostym zadaniem, jednak to właśnie oni najchętniej zadają kolejne pytania „dlaczego?”, wyłapują niespójności, a przede wszystkim chłoną podane im w papierowej formie informacje. Część teoretyczna książki zapowiada obiecującą lekturę – autor w przystępny sposób objaśnia podstawowe pojęcia świata dźwiękowego. W dalszych częściach brakuje jednak spójności, sprawdzonych informacji, a przytoczone przykłady często są przerysowane lub przeciwnie – nie zarysowane wystarczająco. Ćwiczenia słuchania1 zaproponował już Raymond Murray Schafer, i chociaż brakuje współczesnej, atrakcyjnej wizualnie wersji, przystosowanej do realiów życia w coraz szybszej rzeczywistości, pozycja Dymitera nie spełnia tej roli.

Sama grupa odbiorców również nie jest tak oczywista, jak wskazuje na to design książki i niektóre opisy czy ćwiczenia. Jeśli jest skierowana do młodszych odbiorców, dlaczego pojawiają się tam propozycje przesuwania pralki od ściany, zakupu maty akustycznej, kupna półki na książki? Także wstawki „Akurat się uczysz lub odpoczywasz, a nad tobą skaczą dzieci” są zbędne – czy to nie do dzieci adresowane są ćwiczenia w Pzewodniku? Jeśli książka skierowana jest jednak do starszych odbiorców, to czy istnieje potrzeba tłumaczenia im definicji „oazy’’ czy opisywanie „drogi do przedszkola lub szkoły”? Książka została napisana tak, żeby zadowolić jak największą grupę odbiorców, przez co może nie zadowolić nikogo. Narracja zmienia się gwałtownie z opowieści w baśniowym stylu po ciekawostki, szczegółowe podawanie ilości decybeli, ćwiczenia, porady, moralizatorskie przypowiastki, a nawet przepisy na kanapkę.

Notatki z terenu cechuje podobna niespójność, jednak tu działa on na korzyść tej pozycji. Zbiór wrażeń, oniryczne wizje dźwiękowe, przenoszące czytelnika w różne zakamarki świata, to interesująca lektura, a gubienie się między zapiskami pogłębia wrażeniowość tego doznania. Wejście do czyjegoś pamiętnika zawsze wzbudza ciekawość – możliwość poznania intymnego przeżycia innej osoby to coś niepowtarzalnego, co nie wymaga ułożonej struktury. Takiej nie mają przecież myśli czy tytułowe notatki. Chęć uchwycenia czegoś wyjątkowego i podzielenia się tym ze światem to uniwersalne doświadczenie, które można przeżywać za każdym razem inaczej. Tu odbiorca nie jest tak istotny, jak nadawca treści; Notatki nie są pisane do konkretnego czytelnika, tylko raczej do siebie samego. Nie ma „grupy docelowej”, są ludzie, którzy chcą zajrzeć do zapisków związanych z dźwiękiem.

Cisza, hałas, kompromisy

Chleb można ukroić nożem, warzywa też nie są z kamienia i można poradzić sobie z nimi zwykłym nożykiem. Istnieją wyciskacze do owoców, które nie są na prąd. Młynek także może być ręczny. No i taki ręczny młynek ma coś więcej. Ładny dźwięk. Więc po co te silniki, skoro tyle rzeczy można zrobić za pomocą własnych mięśni? Pomyśl, które z domowych urządzeń elektrycznych można zastąpić ręcznymi narzędziami kuchennymi. Może obiad przygotowany bez pomocy sprzętu elektrycznego smakuje lepiej? Kiedy robisz coś własnymi rękoma, radość jest większa. Cieszy się także twój mózg, bo dajesz mu zadania.2

Autor wyraża niechęć w stosunku do nowej technologii (która wcale nie jest już taka nowa) i generowanych przez nią dźwięków. Próba zatrzymania postępu technologicznego oznacza zatrzymanie także medycyny, transportu, technik pomagających poradzić sobie z katastrofą klimatyczną; przecież dzięki technologii jest w stanie używać rekorderów. Książka oparta jest na przekonaniu, że aby wymyślić rozwiązanie istniejącego problemu (smog akustyczny) należy się cofnąć. Współczesna rzeczywistość akustyczna potrzebuje rozwiązań „tu i teraz”, a nie próśb o to, żeby nie korzystać z elektronicznego młynka do kawy. W podobnym tonie autor krytykuje użycie innych sprzętów: kosiarek, samochodów, telefonów.

Za pomocą słuchania i field recordingu nadal można praktykować starą sztukę znikania. Aż do zatarcia granic „kultury autorskiej”, wszechobecnego selfie i nieustannego procesu podkreślania obecności. Słuchanie pozwala zniknąć, odrzucić potrzebę kontroli nad światem.3

Czy samo wydanie książki o słuchaniu nie jest aktem podkreślenia swojej obecności w świecie, osobistej potrzeby słuchania? Nie istniejemy „dla siebie i przez siebie’’, a zawsze w odniesieniu do czegoś lub kogoś – nawet słuchając nie praktykujemy „starej sztuki znikania”, nie pozostajemy bierni w wydawaniu dźwięków, wtapianiu się w otaczający nas pejzaż dźwiękowy. Znów pobrzmiewa nostalgia za światem bez elektroniki, tęsknota za byciem anonimowym; a przecież czytam o tym w książce, która jest zaznaczeniem swojej obecności. I nie ma w nim nic złego. Słuch nie jest ,,neutralnym” zmysłem, a dźwięków, które wydajemy, nie da się schować do kieszeni.

Daleka jestem od stwierdzenia, że technologia czy smartfony to plaga współczesności. Nie tylko możemy słuchać muzyki z różnych stron świata, doświadczać pejzaży dźwiękowych odległych krajów, ale także dzielić się tym, co sami przeżywamy. Marcin Dymiter zauważa niepokojącą tendencję, spędzanie ze smartfonem każdej wolnej chwili, od śniadania do zaśnięcia. Często muzyka, której słuchamy, jest odbierana także przez ścianę przez sąsiadów. Zastanawiam się jednak, skąd wynika potrzeba otoczenia się własnymi dźwiękami? Życie w mieście dostarcza dziennie tyle bodźców, że schowanie się w przytulnej przestrzeni, bezpiecznej dla komfortu psychicznego, wydaje się naturalne. Wolę słuchać odgłosów natury przez słuchawki niż warkotu samochodów za oknem. Przyjemniej pogrążyć się w albumie ulubionego zespołu, niż wsłuchiwać się w krzyki za ścianą. Jeśli żyjemy w miejscu, w którym pejzaż dźwiękowy jest przyjemny (lub przynajmniej ciekawy), to świetnie – odkładajmy telefony tak często, jak tylko się da. Niestety żyjąc w wielkim mieście, znalezienie cichego miejsca to przywilej, który nie dotyczy każdego.

W Przewodniku Marcin Dymiter podsuwa przyjazne wskazówki, jak ograniczyć smog akustyczny – niestety często są zbyt skomplikowane dla dzieci lub nie dostosowane do realiów życia w mieście. „Zdarza się, że ktoś słucha bardzo głośno muzyki. Reaguj albo poproś o pomoc innego sąsiada lub napisz list: «Prosimy słuchać ciszej. Dziękujemy. Sąsiedzi». To powinno pomóc. Jeśli coś staje się uciążliwe, trzeba o tym mówić lub pisać prosto i grzecznie”4. Wiara w dobrą wolę sąsiadów jest bardzo szlachetna, trudno jednak zaaplikować ją w rzeczywistości. Rozmowa to pierwszy krok w dobrą stronę i oczywiście może zdarzyć się, że trafimy na dobrą osobę, która z chęcią ustosunkuje się do tej prośby. Dużo częściej jednak jest to bardziej złożony problem, nie zawsze zresztą związany ze słuchaniem muzyki, a krzykiem czy źle zaprojektowanym budynkiem (pamiętam jedno z moich pierwszych studenckich mieszkań – rura grzejnika przechodziła przez sufit zostawiając dziurę dookoła, przez którą przedostawały się nawet najcichsze dźwięki. Niestety sąsiad był nastolatkiem uwielbiającym gry multiplayer, w których głośno rozmawiał do późnej nocy. Prośba o ciszę znacznie pogorszyła sprawę).

Szept narratora

Razem z autorem czytelnik podróżuje w Notatkach przez miasta, czyta o owadach, pociągach, hukach i szumach. Brakuje mi jednak esencji, która spoiłaby tę pozycję literacko – na tyle, żeby czytelnik mógł wyobrazić sobie opisywane dźwięki. Widzę Dymitera trzymającego mikrofon, czytam o jego myślach towarzyszących zjawisku, i może tylko taki miał być cel tej książki; pozostaje jednak słuchowy niedosyt, chęć szczegółowego zagłębienia się w fascynujące uliczki, które autor przywołuje na chwilę, żeby zaraz zamknąć drzwi przed czytelnikiem. „Gwar kawiarni, hałas ulicy, miejski rytm”5 to za mało, żeby przypisać te określenia do konkretnego miejsca. Kwiecisty język wyłania się na chwilę, mam jednak wrażenie, że jest tam po to, żeby wypełnić puste strony; nie niesie za sobą autentyczności. Pisanie o dźwięku jest trudne i wymaga niezwykłej precyzji, dużo łatwiej opisać doświadczenia wzrokowe, smak, zapach, fakturę. W Notatkach osnutych wokół dźwiękowych refleksji jest też ogrom ciekawych wspomnień: pamięć dźwiękowa przedmiotów i miejsc (kasety, budynki, uliczki), osobiste impresje miast poza turystycznymi szlakami. Czasem wystarczy przejść kilka przecznic, żeby znaleźć się w nieznanym dźwiękowo miejscu. Każdy park brzmi inaczej o różnych porach dnia, miejski zgiełk wybrzmiewa w innym tonie podczas zmieniających się pór roku. Z książki z pewnością można wyciągnąć inspiracje do własnej podróży dźwiękowej, nawet po najbliższym otoczeniu; a kiedy pandemia w końcu ucichnie i wyruszymy w dalsze podróże, usłyszymy odwiedzone już kiedyś miejsca na nowo, w zupełnie zmienionej dźwiękowo odsłonie.

Z książek Dymitera wybrzmiewa wewnętrzny konflikt – „chcę być usłyszany” i „chcę słuchać”. To pierwsze w jego narracji jest pejoratywne, egoistyczne, jest znakiem współczesnego świata; do drugiego powinniśmy dążyć. Wartościowanie tych podejść kończy się jednak brakiem potrzebnego balastu w narracji i moralizatorskim, podniosłym tonem. Uczenie słuchania, dzielenie się wrażeniami, opisywanie pejzaży odległych miast zmienia się w misję, którą wcale nie musi być. Nie trzeba wcale znikać z przestrzeni dźwiękowej, żeby móc się w niej zanurzyć. Słuchaj, ale pozwól także usłyszeć siebie.

Marcin Dymiter, Notatki z terenu, Części Proste

Marcin Dymiter, Przewodnik dla audiokulturalnych, Adamada

 

  1. Raymond Murray Schafer, Poznaj dźwiek: 100 ćwiczeń w słuchaniu i tworzeniu dźwiek̨ów, tłum. Rafał Augustyn, Wydawnictwo Muzyczne Brevis, Poznań 1995.  

  2. Marcin Dymiter, Przewodnik dla audiokulturalnych, Wydawnictwo Adamada, Gdańsk 2021, s. 42. 

  3. Tenże, Notatki z terenu, Części Proste, Gdańsk 2021, s. 11.  

  4. Tenże, Przewodnik…, s. 58. 

  5. Tenże, Notatki…, s. 61.