Performatywność Muslimgauze
Redakcja „Glissanda” zaproponowała mi, żebym napisał o Brynie Jonesie, występującym jako Muslimgauze. Tematem numeru jest ‚performatywność’, słowo dotąd niezbyt mi znane. Szybko odkryłem, że nie jest to określenie, które by wymagało rozszyfrowania z pomocą słownika. To raczej interdyscyplinarny termin, który zawierają w sobie liczne prądy myślowe: ‚performatywność’ zaczyna się w językoznawstwie i rozszerza się na politykę, gender studies, aż po ekonomię dla początkujących. Jestem sceptycznie nastawiony do używania żargonu akademickiego w dziennikarstwie muzycznym. Kilkukrotne czytanie tego samego zdania, żeby wychwycić jego sens może być czymś frustrującym – szczególnie wtedy, kiedy staramy się dowiedzieć się czegoś o ulubionym artyście. Artykuł staje się wtedy budowlą składająca się z zamkniętych komnat, a zdobycie klucza pozwalającego je otworzyć nie jest wcale takie proste.
Lubię też jednak wyzwania. Co zrobić, kiedy w artykule jest tylko jedno wyrażenie „uczone”, które należałoby zapamiętać, nawet jeśli jego objaśnienia są szczątkowe?Co wówczas, kiedy słowo, które zostało już raz rozszyfrowane, rzeczywiście pozwala nam lepiej zrozumieć temat? Terre Thaemlitz, znany z częstego i szerokiego stosowania języka akademickiego w opisach własnych płyt, mówi: „Nie należą do ‚żargonu’ wyrażenia, które mają praktyczne zastosowanie. Podejrzliwość wobec intelektualizmu (to taki gest skierowany przeciw arystokracji w kategoriach klasowych) kieruje większością ludzi, dlatego dobrze jest się z tej tendencji wyłamać i tym samym zdać sobie sprawę, że wiele rzeczy, które się odrzuca ze względu na żargonowość, to tak naprawdę elementy języka specjalistycznego (np. z dziedziny trygonometrii czy w ogóle matematyki). Problem polega na tym, że poziom języka się obniża (najczęściej dlatego, że redaktorzy upierają się przy upraszczaniu wszystkiego); zwykle coś brzmi dla mnie jak ‚żargon’, kiedy język nie może funkcjonować w całej swej obfitości”.
Udałem się więc chętnie do pobliskiej biblioteki, kierowany pragnieniem przekształcenia burżuazyjnego słówka w takie, które przyniosłoby pożytek czytelnikowi. Według książki Performativity 1 , palmę pierwszeństwa w stosowaniu słowa ‚performatywność’ możemy przyznać Jamesowi L. Austinowi, który wygłosił na Uniwersytecie w Oksfordzie w latach 50. serię wykładów „Words and Deeds” („Słowa i czyny”). Pojęcie ‚performatywności’ związane jest z wypowiedzią; performatywy to na przykład przysięga małżeńska, deklaracja przekazania własności w testamencie albo akt aresztowania przez funkcjonariusza policji. Austin stwierdza, że „w tych przypadkach wyraźnie widać, że wypowiedzenie tych zdań (w odpowiednich, rzecz jasna, okolicznościach) nie ma na celu opisania wykonywania przeze mnie czynności, którą powinno się w dany sposób określić na podstawie tego, jak ją opisuję, ani stwierdzenia, że to coś robię: jest ono wykonaniem tejże czynności”2.
„Wypowiedzieć znaczy zrobić”, albo inaczej: „słowa jako działania” – to hasło znajduje się w centrum idei performatywności. Od czasów wykładów Austina także inni myśliciele, tacy jak Judith Butler, wykorzystują ten termin w gender studies. Ukuli tu wyrażenie gender performativity, „performatywności płci społeczno-kulturowej”.Na potrzeby tego tekstu zdecydowałem się na węższą od Austinowskiej definicję, skupiając się na aspektach bliższych twórczości Muslimgauze.
Pochodzący z Manchesteru muzyk Bryn Jones działał artystycznie od roku 1982 do momentu przedwczesnego odejścia w sile wieku w styczniu 1999 roku. Abstrakcyjną muzykę elektroniczną zaczął nagrywać pod pseudonimem E.g Oblique Graph, ale po roku zmienił pseudonim na Muslimgauze, czemu towarzyszyło też położenie większego nacisku na rytm i etniczne sample w muzyce. Już tytuł pierwszego albumu – Hammer and Sickle („Sierp i młot”, Hessian, 1983) sugeruje, że każda kolejna płyta będzie stricte bardziej [hm?] wypowiedzią polityczną niż muzyczną. W odróżnieniu od innych twórców zaangażowanych politycznie, takich jak np. Public Enemy, Jones unikał wyrazu werbalnego na korzyść instrumentalnych pejzaży, w których jedynymi wykorzystywanymi głosami [vocal] są fragmenty wycięte z wiadomości radiowych i telewizyjnych, nagrań muzyki etnicznej i field recordings. W letnim numerze „Industrialnation” z 1994 roku, Bryn Jones mówi: „w mojej muzyce nie ma wokalu z dwóch powodów: po pierwsze, wiele utworów niszczą źle zaśpiewane, złe teksty… Większość ludzi w dzisiejszych czasach nie umie śpiewać. Poza tym taki przekaz bywa drogą głoszenia kazań. Muslimgauze ma bardzo zdecydowane poglądy polityczne, ale mojego utworu da się wysłuchać bez przymusu ideologicznego. Po drugie, lubię robić to, co umiem, a nie umiem śpiewać, więc nie śpiewam.” Jones miał jednak nadzieję, że słuchacz będzie na tyle zainteresowany, że sprawdzi tytuł albumu, listę utworów, dedykacje w tekście z książeczki dodanej do płyty itp. oraz wszelkie przesłania ukryte w muzyce.
Co do samej muzyki, można by się spodziewać, że jako twór naładowany różnego rodzaju ciężkimi [trudnymi?] tematami politycznymi, będzie ona nieprzyjemna i nastrajająca ku konfrontacji. Paradoksalnie, nie zawsze tak jest. Zważywszy, że dyskografia zawiera ponad dwieście albumów, muzyka niezmiennie wściekła i agresywna stałaby się dość szybko czymś nieznośnym. Chociaż znajdziemy zbiory kompozycji o charakterze gwałtownym i ostrym, tego typu bardzo emocjonalne akcenty ograniczono do kilku płyt, czy nawet piosenek [utworów?], które też wyrażają jednocześnie i inne uczucia. Część nagrań Muslimgauze ma podnosić na duchu, nadaje się do tańca albo chociaż do machania głową. Niektóre emanują poczuciem napięcia, podczas gdy inne są inspirowane filmowymi jazdami [mindtrips], w których, tak jak w dobrym filmie, występuje cała gama emocji. Tym, co czyni muzykę Muslimgauze atrakcyjną – i to nawet dla słuchaczy „politycznie agnostycznych” – są dźwięki, faktura, rytm, złożony proces produkcji, oszałamiająca rozpiętość znakomitej linii basu (a i tak wymieniam to wszystko, żeby zaledwie musnąć temat). Kompozycje te zawierają w sobie różnorodne, aczkolwiek w większości zachodnie miejskie style muzyczne, takie jak ambient, breakbeat, IDM, industrial, dub, dancehall, reggae, i jeszcze wiele innych. Mieszają się one z etno-gatunkami: wschodnioindyjską bhangrą, bliskowschodnim raqisatem, albo tradycyjną muzyką Północnej Afryki. Gatunki te zmieniają się z albumu na album, czasami z utworu na utwór, jak kształty i kolory w kalejdoskopie. Jones tworzył też albumy, które fakturą i brzmieniem mogłyby zawstydzić nawet najbardziej doświadczonych mędrców studyjnych. Geert-Jan Hobijn, właściciel wydawnictwa Staalplaat powiedział, że w muzyce Muslimgauze używa zręcznie zedytowanych dźwięków techno i nagrań terenowych: „poszatkowanie tradycji nie jest rzeczą łatwą, a jednak Jonesowi przychodzi z łatwością. Dźwięki, które wytwarza, sprawiają wrażenie luźno porozkładanych, są skłócone, ale on ma nad nimi kontrolę w tak dużym zakresie, że zakłócenia faktycznie zdarzają się bardzo rzadko. To tak, jak w sztukach walki, w których ktoś niebezpiecznie wymachuje nożem, ale co do milimetra wie, jak się zachować. Po prostu wspaniałe. Posiadł tę technikę kolażu – raz wykorzystał odgłos przeładowywania broni i zrobił to naprawdę świetnie, albo chichot czy płacz kobiety, klaskanie; to było zmontowane tak pięknie. Każda z tych warstw ma inną historię. Na całej płycie słyszymy opowieści bardzo przejmujące: czyjś oddech, kroki, a dostrzega się to tylko, kiedy się słucha bardzo uważnie. Te drobne szczegóły, o których wspomniałem: klaskanie, szczęk broni i płacz… mocne obrazy, proste, zwyczajne. Da się też usłyszeć, że sam Jones dużo się w różnych okolicznościach nasłuchał. Musiał się natknąć na wiele rzeczy, a nie wiemy gdzie, jak i kiedy. Dub, breakbeat, wszystkie elementy, których używa, wziął z nagrań, które musiał najpierw poznać. Nie jest to ktoś, kto tworzy w odosobnieniu, i to też słychać”.
Słuchanie płyt Muslimgauze jest doświadczaniem niepowtarzalnego pasma dźwięków, które przyciąga odbiorcę w ten sam sposób, w jaki muchołówka zwabia w pułapkę ofiary. Projekt nie zdobyłby sobie statusu kultowego przez samą polityczność: Jones znał się również na tym, jak używać sprzętu i poruszać się w studiu. Muzyka pozostaje ponadczasowa, ciągle ukazujące się pośmiertnie płyty brzmią tak samo świeżo, jak [te wydawane?] za życia Jonesa.
Jest taka historia o mnichu, który zmieniał każdy kawałek kamienia, jaki tylko wpadł mu w ręce, w podobiznę Buddy. W trakcie jego życia całe otoczenie pokryło się kamiennymi odłamkami Oświeconego. Podobnie jest z Jonesem – z pomocą instrumentów, sprzętu i zbiorów nagrań różnych dźwięków znalazł sposób wyrażenia nieposłuszeństwa muzycznego. Niezgoda ta jest nieprzemijająca, a tylko się umocniła i zyskała na zajadłości wraz z rozwojem technik muzycznych: jej ciemny płomień podsycały wieści o kolejnych tragediach w świecie muzułmańskim. Muslimgauze według słów twórcy stanowił zawsze komentarz i odpowiedź na fakty natury politycznej.
Wypowiedzi Bryna Jonesa zachowały się w listach, wywiadach i nagraniach Muslimgauze. I to właśnie w jego twórczości najwięcej jest wypowiedzi performatywnych, począwszy od tytułów albumów i piosenek, aż po treść muzyczną samą w sobie. Jak mnich, który usłał ziemię podobiznami Buddy, Jones pozostawił po sobie niezwykły zbiór – indeks haseł, które sprzeciwiają się niewyobrażalnej i niekończącej się niesprawiedliwości.
Nie będę w tym artykule wymieniał wszystkich odwołań i performatywów w twórczości Muslimgauze. Zamiast tego opiszę początki i podam konkretne przykłady zaangażowania Jonesa, takie jak poparcie dla Irańczyków i palestyńskiego ruchu oporu.
Mimo że autor wielokrotnie stwierdzał, że Muslimgauze był odpowiedzią na izraelską inwazję na Południowy Liban w 1982 roku, we wczesnej muzyce Jonesa znajdziemy tak naprawdę odniesienia do spraw sowieckich koncernów zbrojnych. W swoim pierwszym muzycznym projekcie – E.g Oblique Graph – Jones odwoływał się do polityki w utworach takich jak „Murder linked to Gaulist Cliques”(„Morderstwa przypisywane klice gaullistów”) z Extended Play (Kinematograph 1982), „Human Rights” na Piano Room (Kinematograph 1982) i „Castro Regime” z albumu Triptych (Recloose 1982). Pierwsze odniesienie do świata arabskiego znalazło się na ostatnim wydawnictwie E.g Oblique Graph – Inhalt (Kinematograph 1983): to „Islamic Koran in Camera Dome”. Zainteresowania Jonesa zarysowują się początkowo jako ogólne odnośniki, niby kamienie milowe w twórczości.
Pochodzący z przedmieść Manchesteru artysta w młodości dał się znajomym poznać jako konserwatysta (ale przez małe „k”, „wierzący-niepraktykujący” [small-c conservative]), który popierał Żelazną Damę. Lata 80. to sam szczyt zimnej wojny, a Jones był wtedy entuzjastycznym antykomunistą, co sytuuje go na innym biegunie, niż wielu współczesnych mu muzycznych eksperymentatorów – anarchistów albo kanapowych marksistów. Radziecki najazd na Afganistan, rozpoczęty w grudniu 1979, w czasach tworzenia pierwszego albumu Muslimgauze osiągnął już apogeum, Ameryka i jej sojusznicy wspierali zaś afgańskich buntowników dostawami broni i pomocą techniczną w prowadzeniu wojny zastępczej.Jones zapytany w 1984 roku w wywiadzie dla „Elephant Weekly Fanzine”, jakie są plany nowopowstałego Muslimgauze, odpowiada: „Pomysły na przyszłość są polityczne – wyzwolić Afganistan spod sowieckiego jarzma; zjednoczyć Niemcy, zniszczyć mur berliński, przynieść wolność Polsce i wszystkim ziemiom okupowanym przez Rosjan, absolutnie powrócić do demokracji”. Cele te znajdują odzwierciedlenie w tytułach utworów: “Under the Hand of Jaruzelski” z Hunting Out With An Aerial Eye (Limited Editions 1984) czy “Soviet Occupied Territories” na Buddhist on Fire (Recloose 1984). Do połowy lat 80. wiedza Jonesa na temat kolonializmu poszerzyła się o historię udziału Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii w próbach zdominowania obcych państw, to znaczy również wojny pomiędzy Iranem a Irakiem, nazywanej wówczas wojną w Zatoce Perskiej, która trwała od 1980 do 1988 roku. W tym konflikcie Jones sympatyzował z Iranem. Podobizna ajatollaha Chomeiniego pojawia się po raz pierwszy we wkładce do Blinded Horses (Limited 1985), kolejna na Flajelata (Limited 1986), i jeszcze na okładce Hajj (Limited 1986). Później temat wojny w Zatoce przewija się w trzyczęściowym utworze zawartym na całej stronie kasety Abu Nidal (1987) i na albumie Iran (Staalplaat 1988). W „Eskhatos Magazine” Jones deklarował w 1995: „Miałem nadzieję, że pewnego dnia Iran opanuje Irak i posiądzie [uzyska?] większą potęgę. Popierałem Iran, więc kiedy Saddam Husajn zaatakował Iran [chodzi o inwazję z 1980], miałem nadzieję, że zostanie pokonany, ale Zachód wsparł go zbrojnie, żeby mógł pokonać Iran, a tego nie zrobił, i teraz sam będzie nękać Zachód”. Jones wspominał o swojej sympatii dla Iranu także w innych wywiadach i prywatnej korespondencji. Osobom niezapoznanym z historią regionu ta postawa może wydawać się szokująca: zachodnie media mają tendencję przedstawiania Iranu jako wrogiego, nieprzyjaznego państwa, które nie ma szacunku ani dla protokołu dyplomatycznego, ani nawet dla ludzkiego życia. Żeby uwiarygodnić ten wizerunek, często przypomina się o szturmie studentów wspieranych przez Irańską Gwardię Rewolucyjną na ambasadę amerykańską, w wyniku którego przez 444 dni przetrzymywano tam amerykańskich jeńców.
Jednak kiedy spojrzymy w głąb dziejów, zauważymy, że Iran znajdował się w brytyjskiej strefie zależności i wpływów, zwłaszcza w momencie, w którym zaczęło wzrastać znaczenie ropy naftowej jako narzędzia dominacji geopolitycznej. Kiedy demokratycznie wybrany premier Iranu, dr Mohammad Mosaddegh, znacjonalizował w 1951 zasoby ropy naftowej, Brytyjczycy i Amerykanie zaaranżowali [doprowadzili do? Spowodowali?] jego odwołanie oraz pomogli umocnić władzę szachinszacha Iranu, sympatyzującego z Zachodem Mohammeda Rezy Pahlaviego. Pod rządami tego ostatniego dławiono opór społeczny, w obliczu protestów uciekano się do tortur, bezprawnych egzekucji i tłumienia niezadowolenia społecznego siłami wojskowymi. Zachód był tego nie tylko świadom, ale nawet zachęcał i pomagał w tłamszeniu woli ludu. Kiedy opór Irańczyków doprowadził kraj na skraj wojny domowej (pomiędzy służbami bezpieczeństwa reżimu a masami społecznymi), Reza Pahlavi ustąpił i oddał władzę w ręce ajatollaha Chomeiniego, co odnotowano w historii jako Irańską Rewolucję Islamską [wielkimi literami?] z 1979 roku. Zmuszony do emigracji szach wędrował od kraju do kraju, aż osiadł w Stanach Zjednoczonych, żeby wyleczyć chłoniaka. Irańczycy zinterpretowali jego przeprowadzkę do USA jako próbę kreślenia planu ponownego wprowadzenia pro-zachodniego reżimu, który doprowadził do uwięzienia zakładników w amerykańskiej ambasadzie. Ameryka i inne kraje zachodnie na zasadzie reakcji wspierały iracką inwazję, dostarczając wsparcia technicznego, w tym broni chemicznej użytej przeciwko Irańczykom. Jones, świadom trudnej, znaczonej nierozwiązywalnymi problemami kolonializmu historii Iranu, opowiedział się po jego stronie.
Najbardziej chyba kontrowersyjnym aspektem twórczości Muslimgauze jest jego bezkompromisowo antyizraelskie i propalestyńskie stanowisko. Autor po raz pierwszy odniósł się do tej kwestii na płycie Blinded Horses (Limited 1985): znalazło się tam zdjęcie Jasera Arafata wykonującego gest wiktoriioraz utwór zatytułowany Palestine. Na kolejnej płycie – Flajelata (Limited 1986), Jones zawarł dedykację dla okupowanej Palestyny, a na Hajj dla Organizacji Wyzwolenia Palestyny.
Wciąż pogłębiający się kryzys tamtych ziem [na tamtych ziemiach?] stał się w końcu tematem przewodnim poświęconej palestyńskiemu bojownikowi ruchu oporu i najemnikowi płyty Abu Nidal (Limited Editions 1987). Potem ukazało się The Rape of Palestine („Gwałt na Palestynie”, Limited 1988), opatrzone następującym komentarzem: „Płytę tę dedykuję ofiarom przemocy izraelskiej z terytoriów okupowanych Zachodniego Brzegu Jordanu i Strefy Gazy”. To ostatni album Jonesa, który przygotował w całości, później oprawą graficzną zajmowały się wytwórnie. Komentarz w sprawie polityki prowadzonej wobec ludności ziem przejętych nie zawiera się tylko w dedykacjach i tytułach, ale też w samej muzyce – tak jest np. w przypadku albumu Betrayal („Zdrada”, Staalplaat 1993) traktującego o Porozumieniach z Oslo, układzie, które może najbardziej zaszkodziły sprawie palestyńskiej. Fotografia na okładce Betrayal przedstawia uścisk dłoni premiera Icchaka Rabina oraz Jasera Arafata, z dopiskiem “Dedicated to a United Arab Response” (tj. nawołującym świat arabski do jednomyślnej reakcji).
Społeczeństwo Zachodu zwykło określać „antysemickim” podważanie prawa do istnienia Izraela i krytykę jego ustroju. Zgodnie z wydanym w 2001 roku The Barnhart Dictionary of Etymology, Semitą jest „członek dawnej grupy narodów, w której skład wchodzili Hebrajczycy, Arabowie, Fenicjanie, Asyryjczycy i in.”; według Oxford Dictionary, jest nim „członek narodu, który mówi bądź mówił językiem semickim, w szczególności narodów żydowskiego i arabskiego”. Stąd też zarzut „antysemickości” w kontekście napięć izraelsko-palestyńskich w ogóle się nie stosuje. Terminem bardziej jednoznacznym i prostszym w użyciu jest być może słowo „antyżydowski”, jako że Izrael jest państwem, którego obywatelstwo mają Żydzi, zaś Palestyńczykom i innym grupom etnicznym, nawet wówczas, gdy ich przynależność terytorialną potwierdza rodowód wielu stuleci, przyporządkowano status pobytu stałego, jak cudzoziemcom. Osoby, które znały Bryna Jonesa osobiście, opowiadają zgodnie, że nigdy nie wypowiadał żadnych sądów o wydźwięku antyżydowskim. I tu potrzebne jest kolejne rozróżnienie: na Żydów i Izraelczyków.
Zrozumiałe, że w pokłosiu drugiej wojny światowej i Zagłady potrzeba stworzenia kraju żydowskiego zyskała rozgłos i aprobatę. Sposób jednak, w jaki tę „ojczyznę” ustanowiono, budzi wciąż wiele kontrowersji. Ludność żydowska, która osiadła w Palestynie w 1948, przy użyciu bomb i broni palnej przymusowo wydaliła z tych ziem Palestyńczyków i przejęła terytorium, co zapoczątkowało walkę, którą później Izrael nazwał „Wojną o Niepodległość”. Wypędzono i wysiedlono miliony Palestyńczyków, rozpoczął się tym samym kryzys – fala uchodźstwa, który trwa do dziś; pozostała część ludności została wcielona w naród żydowski na warunkach, które przypominają politykę apartheidu. Pomimo starań lokalnych panarabskich (tj. zrzeszających członków różnych narodów arabskich na tym obszarze) ruchów oporu, osadnicy Żydowscy rośli w siłę, aż w roku 1949 formację Państwa Izrael oficjalnie zatwierdziły Narody Zjednoczone. Rozpoczął się okres wojen i potyczek, w którym fragmenty ziemi palestyńskiej starali się odbić zarówno Palestyńczycy, jak i siły panarabskie. W roku 1967 Izrael podporządkował sobie regiony Synaju i Gazy, które ONZ w postanowieniach oznaczonych numerami 252 i 466 nazwała „Ziemiami Okupowanymi”. Walka i wymiana roszczeń terytorialnych pomiędzy krajami arabskimi a Izraelem się nie skończyła, ale to Izrael ma przewagę i terytorialną, i wojskową, i jest też obecnie jedynym państwem Bliskiego Wschodu, które mogłoby wziąć udział w konflikcie nuklearnym.
Większą część Palestyńczyków w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu stanowią uchodźcy z ziem palestyńskich, które noszą teraz nazwę Izraela. Dlatego też nastąpiło w tych regionach znaczne przeludnienie. Pomniejsze strzępy ziemi jeszcze palestyńskiej dostały się po utworzeniu państwa izraelskiego w ręce wojsk egipskich, a później i one przejęte zostały przez siły Izraela wskutek wojny w roku 1967. Palestyńczycy, którzy na nich pozostali, znaleźli się niejako w potrzasku; wykorzystano ich jako tanią siłę roboczą przy budowie nowego państwa. Zgromadzone fundusze na świadczenia, infrastrukturę i administrację też przejął Izrael. Palestyńczykom w jego władzy zabroniono wybierania własnych przedstawicieli, organizowania stowarzyszeń i w ogóle jakichkolwiek oficjalnych form samorządności. Szkoły, domy, szpitale, drogi podlegają rozporządzeniom państwa i nawet na posadzenie drzewa trzeba mieć jego pozwolenie. Dodatkowo ludność palestyńska stała się przedmiotem nieustannych kontroli oraz egzekucji i masowych, i nakazanych pozasądowo; jest nadmiernie obciążona podatkami i odmawia jej się pozwoleń na poprawę infrastruktury, utrzymując tym samym slumsowe warunki życia. Żeby poradzić sobie z przyrostem naturalnym, ludność palestyńska „nielegalnie” buduje i rozbudowuje domy, które następnie władze Izraela każą burzyć, a ziemię konfiskują na potrzeby zasiedlania nowymi obywatelami. Strefa Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu zostały od siebie odcięte, inne skrawki terenu wydzielono na potrzeby Izraela, a kraj poprzecinały jednocześnie drogi zbudowane też na jego wyłączny użytek. Ponadto państwo zadbało o izolację Palestyńczyków wzdłuż granicy ze Strefą Gazy po stronie egipskiej, żeby nie mieli już dostępu do zasobów i tym samym nie stworzyli samodzielnie działającej gospodarki. Większość towarów musieli więc sprowadzać z Izraela i płacić ogromne cło, a jednak żadna część funduszy z opłat nie została przeznaczona na rozbudowę infrastruktury służącej ludności palestyńskiej. Pieniądze z podatków skierowano prędzej na sfinansowanie rozwiązań przemocowych w nią wycelowanych, a przeprowadzanych przez Siły Obronne Izraela. W dodatku populacja, która ciągle się powiększa, musi radzić sobie z niemal całkowitym brakiem środków i wysokim bezrobociem, jakie powszechnie dotyka nawet osoby z wyższym wykształceniem.
W miarę zapoznawania się z historią tej nieprzemijającej niesprawiedliwości, udokumentowanej i wyczerpująco opisanej w Fateful Triangle: The United States, Israel and the Palestinians Noama Chomsky’ego czy Pity the Nation: The Abduction of Lebanon Roberta Fiska, nie wspominając o niezliczonych raportach sporządzonych przez Amnesty International, Jones pielęgnował w sobie gniew. W komentarzu do Maroon 3 (Staalplaat 1995) Jones oświadcza: „Muslimgauze nie potępi nigdy żadnych przejawów akcji bezpośredniej, jakie Organizacja Wyzwolenia Palestyny czy Hamas uważają za konieczne dla wyswobodzenia wszystkich ziem zajętych. Jeśli się żyje w systemie demokratycznym i ma się prawo głosu, nie można osądzać tych, którzy tych przywilejów nie mają. Kiedy nie da się zmienić sytuacji demokratycznie, okupację należy przewalczyć wszelkimi środkami, jakie tylko uznają za niezbędne ci, których się zabija w ich własnej ojczyźnie. Wyobraź sobie, że jesteś Palestyńczykiem pozostawionym na pastwę losu [marooned] w Gazie, więźniem we własnym kraju, bez prawa głosu. Jaką masz przyszłość? Izrael karmi się twoją ziemią: jaką masz na to odpowiedź?”
Faktem jest, że wirusy zawierają w sobie własne antidotum, i tak też jest w przypadku choroby kolonializmu, która jest w dalszym ciągu pierwszą przyczyną konfliktów w świecie muzułmańskim. Działalność takich poddanych Jej Królewskiej Mości, jak Bryn Jones, którzy wyrażają sprzeciw wobec wynaturzonych [ill-gotten] sposobów działania brytyjskiego imperium, i wokół tej niezgody zbudowali pewną kulturę muzyczną, można widzieć jako początek czegoś dobrego. Jones długo już nie żyje, a muzyka Muslimgauze działa dalej i aktualne twierdzenia performatywne wypowiada zza grobu.
Poproszono mnie kiedyś o zrecenzowanie płyty dla internetowego magazynu Dusted. Redaktorzy uprzedzili explicite, że mam abstrahować od wątków politycznych. Chodziło o album z nagraniami współpracy Muslimgauze i Rootsmana – Al Aqsa Intifada. Polecenie mocno mnie rozbawiło: już sam pseudonim Jonesa – Muslimgauze – jest deklaracją polityczną.
tłum. Filip Lech, Jagoda Dolińska