Świadomość środków. Wojciech Bąkowski – wywiad
Piotr Tkacz: Czy dla Ciebie jako artysty zajmującego się zarówno tym, co widzialne jak i tym, co słyszalne, jest naturalne, że muzyce towarzyszy zwykle warstwa wizualna? Że płyta ma okładkę a do utworu robi się teledysk, itp? Czy raczej takie połączenia budzą w Tobie jakieś wątpliwości?
Wojciech Bąkowski: Budzą wątpliwości o ile robi się to bezmyślnie, w imię jakiejś obowiązującej zasady marketingowej. Jeżeli teledysk lub okładka nabiera ciężaru, który utrzyma siłę muzyki i na odwrót, to wszystko jest w porządku.
PT: A czy w przypadku KOTa i Niwei ta, powiedzmy, sfera pozadźwiękowa była od początku określona? Czy pojawiła się od razu wraz z dźwiękami, czy była obmyślana, dyskutowana?
WB: Wszystko szło razem.
Czasem coś wyprzedzało resztę ale tylko na chwilę. Dyskusje pojawiają się zwykle po drodze. Służą poprawianiu.
PT: A czy czujesz, że to jest pewna określona jakość? Nie chodzi mi oczywiście o przyszpilenie jej jednym słowem.
WB: Tak. Mogę ją przyszpilić dwoma: Wojciech Bąkowski.
Te wszystkie części mają wskazywać na jedno. Chcę aby utożsamiano tę jakość ze mną.
PT: To może dobry moment, żeby zapytać o hip-hop – jak postrzegasz swoją twórczość w odniesieniu do niego? I nie mam na myśli nawet jakiś konkretnych jego przejawów (jak np. „polski hip-hop”), chodzi mi raczej o tę kulturę jako całość, jej założenia, estetykę, filozofię?
WB: Jeżeli chodzi o filozofię, to raczej nie ma o czym mówić.
Estetyka w dużym stopniu ukształtowała moje muzyczne odruchy.
Jednak cały czas starałem się odfunkowić hip-hop. Nie lubię w nim tego co zwiewne, taneczne.
Starałem się usztywnić tę muzykę. Nie lubię jazzu, murzyńskiej swobody i gibkości. Chciałem robić twardą, ciężką, egzystencjalną muzykę dla białych Europejczyków. U niektórych artystów z lat 90-tych znajdowałem trochę melancholii i sztywności, o którą mi chodzi. Lubię Group Home, Mob Deep, Wu-Tang, Gang-Starr, Jeru the Damaja itp. Do dziś zdarza mi się ich słuchać. Robią też na mnie wrażenie produkcje ze Stones Throw.
PT: Jednym z pomysłów, który przejąłeś z hip-hopu, jest zwracanie się bezpośrednio do słuchacza – w formie pytania, rozkazu. Ale u ciebie służy to chyba innym celom niż zbudowanie więzi, poczucia ”ziomkostwa”?
WB: Ta poufałość pochodzi z mowy podwórkowej, której dużo było we wczesnych tekstach pisanych dla KOTa i Czykity. Hip-hop jest kulturą podwórkową, więc nic dziwnego ,że maniery są podobne .Ja to zaprzęgałem do czego innego.
PT: No właśnie, u ciebie to jest jakby odwrotność poufałości, zdystansowanie się, wyznaczenie odbiorcy jego miejsce, czy tak?
WB: Nie wiem. Nie myślałem o tym w ten sposób. Tryb rozkazujący w drugiej osobie to forma często występująca w podwórkowej mowie, a w takiej konwencji pisałem te teksty.
PT: A w takiej ogólniejszej perspektywie, odnosząc się do całości twojej działalności, to czy chcesz odbiorcę wciągnąć do swoich prac, chciałbyś, żeby w nie wszedł (w jakikolwiek sposób), czy raczej trzymasz go na dystans, „poza”?
WB: Myślę, że tworząc cokolwiek, zawsze liczy się na czyjś odbiór czyli wejście w tekst.
PT: Jaki masz stosunek do sceny, czy jest to dla Ciebie przestrzeń, którą trzeba zapełnić, „zaludnić”, czy raczej miejsce, które trzeba uszanować?
WB: Nie jestem pewien czy dobrze Cię rozumiem. Zaludnienie sceny jest jej nieuszanowaniem?
PT: Trochę tak to postrzegam, ale może to dla Ciebie fałszywa opozycja? Mam na myśli w jakimś stopniu nadmierne zaludnienie, panoszenie się na niej – ale oczywiście subiektywnie postrzegane, więc trudno mi to zdefiniować.
WB: Rzeczywiście trudno mi się odnieść do tego problemu. Wspomniałem natomiast o chęci oczyszczenia muzyki, a co za tym idzie, formy występu , z elementów zabawowych. Unikam spoufaleń z publicznością i innych, swobodnych zachowań na scenie. Zależy mi na wzmożeniu uwagi widzów. Nie znaczy to, że się nie panoszę. Wręcz przeciwnie, dzięki ograniczeniu środków jest mnie pełno. Dziwię się zespołom występującym na festiwalach, które godzą się na te wszystkie, niebieskie, ruchome reflektory, telebimy itp. Nie wiem o jakie wrażenie chodzi realizatorom? To maja być występy w niebie czy pod wodą? Masowa produkcja efektów scenicznych doprowadziła do wyrównania atmosfer wszystkich koncertów. Wiem, że ten rozmach nie jest pomysłem muzyków. W tym świecie trzeba prosić o brak dodatków, jak w kawiarni , przy zamawianiu ciastka. Ostatnio zalano mi sernik bitą śmietaną i czekoladą bo nie zdążyłem zabronić. Mam w riderach wszystkich moich zespołów punkt zapisany wielkimi literami: NA SCENIE ZESPÓŁ NIE UŻYWA WIZUALIZACJI . Mimo to, podczas prób muszę wielokrotnie to powtarzać. W ogóle, środowisko akustyków i inżynierów scenicznych to rozległy temat. Mógłbym udzielić o tym osobnego wywiadu pełnego inwektyw.
PT: Czy myślisz, że Twoja decyzja o ograniczaniu środków jest spowodowana tym, że powszechne jest ich nadużywanie? Czy jest gestem sprzeciwu wobec tego? Upraszczając: czy Twoje występy wyglądałyby tak samo, gdyby „asceza” była popularna?
WB: Myślę, że problem leży nie tylko w ilości środków. Dotyczy świadomości ich stosowania.
Wiele zespołów nie zastanawia się nad percepcją widowni. Nie wiedzą ile ich muzyka traci przez złe gospodarowanie przestrzenią. Chodzi o przestrzeń dzieła i tę, w którą ma się ono zmieścić, czyli przestrzeń duszy odbiorcy. To jest dział szerokiego problemu, który dotyczy większości aspektów życia. Szpitale są wewnątrz malowane na brzoskwiniowo lub groszkowo, pielęgniarki drą mordę a w salach ludzie trzymają mnóstwo jedzenia, którego zapach miesza się z perfumami i smrodem ran. W takich warunkach nie można zdrowieć. Chcąc poruszyć widza, nie można pozapychać mu wszystkich kanałów.
Trzeba wiedzieć, że jak tu więcej, to tam mniej. Dobra się znoszą. To są podstawy kompozycji.
PT: Szczególnie występy Niwei mają w sobie coś transowego, czy jest to wartość, której faktycznie poszukujesz w swojej działalności?
WB: Nie, nie, trans jest dla hipisów. Wolę żeby wszyscy byli wzruszeni. Lubię atmosferę podniosłą. Trans jest raczej podły, religijny i zwierzęcy. Wiem, że w Kocie jest dużo repetycji i to może działać w ten sposób. Jednak trans kojarzę z bardziej rozłożystymi formami, w których tekst nie odgrywa ważnej roli. W moich utworach tekst wymusza czujność, która nie pozwala na wpadanie w trans.
PT: Mówiłeś kiedyś, że bardzo czekasz na jakieś dogłębne interpretacje swojej twórczości (jeśli dobrze pamiętam, było to odnośnie tej „galeryjnej”), a co odczytywaniem właśnie tekstów? Czy wiadomo Ci coś o próbach analizy/interpretacji Twoich tekstów? I czy sam postrzegasz je w jakiejś linii, tradycji poetyckiej, kontekście poezji w ogóle?
WB: Powstaje dużo prac maturalnych na mój temat. To dla mnie ważniejsze niż krytyka.
Trudno mi opisać swój spadek. Interesuję się twórczością Prousta, Białoszewskiego, Grochowiaka i na przykład Bruce’a Naumana. Posługuję się dźwiękiem podobnie jak Alvin Lucier, moje teksty były przez New York Times skojarzone z Beckettem. Sam nie potrafię precyzyjnie ułożyć hierarchii inspiracji. Becketa nigdy nie czytałem a wpływu Prousta nikt jeszcze u mnie nie znalazł. Oznacza to, że nie powinienem sam siebie nigdzie ustawiać. Mogę tylko mówić, że lubię to czy tamto.