Numer 1 / 2004

Haydn na herbatce u Scelsiego

Michał Mendyk

Muzyka Horatio Radulescu nie stanowi repertuaru typowego dla wydawnictwa cpo.Katalog niemieckiej wytwórni zdominowany jest bowiem przez nazwiska kompozytorów mniej znanych, choć raczej już zapoznanych niż jeszcze nieodkrytych. Przyczyny ukazania się już drugiej w tej oficynie edycji jego dzieł upatrywać należy w dokonanej przez kompozytora wolcie stylistycznej, a raczej nowym kierunku, w jakim podąża ostatnio jego muzyka. W dosyć rozległym katalogu jego utworów Koncert fortepianowy The Quest” (nagrany dla cpo przez Ostwina Stürmera w 1998 roku) oraz trzy Sonaty to dzieła wyjątkowe i w sposób wyrazisty odrębne, przewrotnie dzięki zastosowaniu tradycyjnych środków wykonawczych oraz historycznych konwencji formalnych. Dla porównania przywołać można starsze kompozycje, takie jak Byzantine Prayer(1988), przeznaczony dla czterdziestu flecistów grających na 72 instrumentach, czy IVKwartet Smyczkowy na 8 klasycznych kwartetów o specyficznych strojach dających w sumie spektralną skordaturę 128 różnych wysokości dźwięków!

Amorficzna, kolorystyczna plazma dźwiękowa (termin wymyślony przez Radulescu, będący zarazem tytułem jego dzieła teoretycznego z 1972 roku) z dawniejszych kompozycji ustępuje w Sonatach miejsca bardziej konwencjonalnym fakturom oraz samodzielnym liniom melodycznym wprzęgniętym w niemal klasyczny model myślenia tematycznego. Jakby tego było mało, również architektonikę tych utworów kształtuje kompozytor w manierze niemal haydnowskiej. Każdą z trzech sonat otwiera zatem najbardziej rozbudowana (i najistotniejsza część oparta na zderzeniu i przetwarzaniu dwóch wyraźnie skontrastowanych tematów. Pierwszy – dysonansowy, nieregularny rytmicznie, z mocno akcentowanymi akordami w niskich rejestrach – odnajduje swoją antytezę w płynnej, świetlistej i tonalnej melodii tematu drugiego (w op. 82jest nawet stylizacja melodii ludowej). Po dynamicznej akcji quasi-allegra przychodzi odprężenie w ogniwie o statycznym, kontemplacyjnym charakterze, które przygotowuje z kolei nadejście części trzeciej – znowuż dynamicznej, jednak krótszej, jednotematycznej i już nie tak ważkiej, jak część pierwsza; w pewnym sensie niemal rozrywkowej. W III i IV Sonacie wprowadzone zostają ponadto dwa (lub jedno) dodatkowe ogniwa o odrębnym obliczu formalnym i wyrazowym (od schematyczności Haydna przeskoczyliśmy tym samym do swobodniejszego wariantu myślenia beethovenowskiego). O spójności każdego z cyklów decyduje w znacznym stopniupokrewieństwo materiałowe między poszczególnymi częściami, najbardziej wyraziste chyba w II Sonacie. Słuchacze wychowani w epoce radykalnych (często tylko radykalnie populistycznych) zwrotów neostylistycznych, mogliby w tym momencie załamać ręce i oskarżyć jednego z ojców–założycieli spektralizmu o sprzeniewierzenie się budowanemu przez ponad trzy dekady językowi kompozytorskiemu. Nic bardziej mylnego. Spieszę z wyjaśnieniami.

Sonaty Radulescu nie są w żadnym wypadku artystyczną kapitulacją na rzecz rozwiązań łatwych i oczywistych. To raczej wybrane architektoniczne archetypy oraz sztywna materia równomiernej temperacji podporządkowują się w tych utworach potędze dojrzałego języka muzycznego rumuńskiego wizjonera. Tematy, nie tracąc nic ze swojej autonomiczności, wplecione zostają w grę stricte spektralnych jakości harmonicznych (na tyle doskonałą, na ile dźwięki fortepianu oddawać mogą wysokości precyzyjnie wyselekcjonowanych alikwotów). Zresztą nawet słuchacz niezadomowiony w estetyce muzyki spektralnej odkryje, iż nie o tradycyjnie pojmowaną dramaturgię ani nie o pracę tematyczną tu chodzi. Świadczy o tym chociażby niezwykle wolne tempo transformacji materiału, liczne zapętlenia melodyczne, powtórzenia pojedynczych dźwięków, akordów, komórek motywicznych. Radulescu pozostaje wciąż niezwykłym alchemikiem barw i harmonii. Istotna treść Sonat jest jakby ukryta na drugim planie, w ciągłych, powolnych przemianach fascynującej, elastycznej  harmonii alikwotowej, która gnie się i wibruje w podskórnych eksplozjach. Dla osiągnięcia tego celu nie potrzebne są, jak się okazuje, kolorystyczne fajerwerki niekonwencjonalnych zestawień instrumentów czy elektroniki. Wystarczy stary, dobry fortepian oraz instrumentalista predestynowany do interpretacji repertuaru stawiającego dosyć specyficzne, nie tylko warsztatowe, wymagania. A za takiego uznać należy niewątpliwie Ortwina Stürmera, dla którego skomponowane zostały zarówno wszystkie trzySonaty jak i wzmiankowany wcześniej Koncert. Pianista mistrzowsko rozszyfrowuje ukrytą między nutami grę mikrowartości czasowych i dynamicznych, od których zależy doskonałość finalnego rezultatu brzmieniowego i wyrazowego. Podobnego, „osobistego” podejścia wymagają w muzyce współczesnej kompozycje fortepianowe jednego jeszcze, nieżyjącego już, kompozytora. No właśnie…

Radulescu zbliża się w ostatnich utworach do samych korzeni spektralizmu, do intuitywnej i na poły improwizacyjnej sztuki dźwiękowej Giacinto Scelsiego. Pokrewieństwo Sonat ze słynnymi Suitami fortepianowymi (zwłaszcza z Bot – Ba oraz Tai) wybitnego Włocha staje się ewidentne już po kilku kęsach tej muzycznej uczty. Kompozytorów łączy przede wszystkim mistyczny stosunek do materii dźwiękowej (intelektualną analizę oraz kontemplację duchowego programuSonat Lao tzu pozostawiam słuchaczom), a więc postawa diametralnie różna od bezdusznego empiryzmu charakterystycznego dla wielu przedstawicieli francuskiej szkoły spektralnej. W niektórych utworach Scelsiego razić może jednak pewna konstrukcyjna niekonsekwencja i niedookreślenie. Absurdem byłoby natomiast postawienie podobnego zarzutu autorowi Sonat, który z imponującą konsekwencją rozpościera akcję muzyczną swych dzieł na precyzyjnie rozplanowanym szkielecie funkcyjnym (kategoria stosowana przez Radulescu do opisu własnego języka harmonicznego).

„Jeden z najoryginalniejszych młodych kompozytorów naszych czasów” – tak przed ćwierćwieczem wyraził się o rumuńskim kompozytorze sam Olivier Messiaen. Cóż, czasy się zmieniły, nie oszczędziły zapewne także Radulescu, jednak ocena ta wydaje się wciąż pozostawać aktualna…

Horatio Radulescu (1934)

Lao Tzu Sonatas

op. 82

III Sonata fortepianowa op. 86

II Sonata fortepianowa

IV Sonata fortepianowa op. 92

Ortwin Stürmer,  fortepian

cpo 999 880-2 (2004)