Numer 18 / 2011

Kompozytor w pejzażu dźwiękowym #2 / Dobromiła Jaskot – wywiad

Krzysztof Marciniak

Zrzut ekranu 2015-10-11 (godz. 00.25.03)Krzysztof Marciniak:

21:57

Jakie są twoje wymarzone warunki dźwiękowe do komponowania?

Dobromiła Jaskot:

22:00

Każdy marzy o wymarzonych warunkach, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że to zwykle mało realne :) Oczywiście, że są takie – zaciszna chatka na skraju lasu, nad jeziorem – wokół cisza, przyroda, spokojne powietrze i czas zdaje się nie upływać. Naturalnie jest to szczyt marzeń. Tak naprawdę, to nie powinno mieć wpływu na komponowanie – tak by było najlepiej – uodpornić się. Penderecki zaczynał na przeciekającym poddaszu z miską na kolanach – tak też można. Mnie się zdarzało kończyć utwór w zatłoczonym pociągu – tak też można, a czasem po prostu trzeba :)

22:02

Kilka lat temu miałam idealne dźwiękowe warunki do pracy, to znaczy opisane wyżej. Jednak po powrocie do świata (czyt. miasta) musiałam na nowo uczyć się neutralizować słyszenie na warunki miejskie. Nie byłam w stanie dźwięku z siebie wydusić i zapisać, nawet usłyszeć w głowie. Minęło trochę czasu i nawet muzyka zza ściany czy ćwiczący pianista mi nie przeszkadzają, jeśli naprawdę chcę i jestem na tyle przytomna, że mam siłę się skoncentrować.

KM:

22:16

Silnie przeciwstawiasz naturę technice, co w ogóle sądzisz o dźwięku silnika spalinowego?

DJ:

22:20

Kiedyś byłam wielką przeciwniczką spalinowych urządzeń. Ale to się odmieniło. Dźwięk silnika bardzo mnie inspiruje. Był okres (w czasie studiów), gdy wracając starym Ikarusem kilkanaście kilometrów do domu po zajęciach, zamykałam oczy i wsłuchiwałam się. Ale to było coś więcej, nie tylko bierne słuchanie. Ja się z tym dźwiękiem silnika identyfikowałam, scalałam, jak w głębokiej medytacji. Wówczas jeszcze nie miałam większego pojęcia na temat spektralizmu, ale obserwowałam ten dźwięk dokładnie z tej samej perspektywy – słuchając tonów składowych, a wyciszając w umyślę turkot i szorstki bulgot – na rzecz cudnych melodii alikwotowych.

22:21

Wówczas też mieszkałam przy lotnisku i dokładnie w ten sam sposób koncentrowałam się na brzmieniu startujących samolotów. Wychodziłam na dwór, gdy słyszałam, że samolot zbiera się do startu i zastygałam w ponadrealnych melodiach składowych harmonicznych.

22:24

Aha, piszę w czasie przeszłym, gdyż kiedyś były to dla mnie wielkie odkrycia istnienia i konstrukcji dźwięku. Teraz to dla mnie oczywistość, a wiadomo, że dana rzecz już tak bardzo nie fascynuje, gdy już wiadomo, skąd pochodzi i dlaczego jest taka, a nie inna….

KM:

22:43

Jak to jest z Tobą i nagrywaniem dźwięków? Jakie masz doświadczenia z samodzielnym nagrywaniem dźwięków? Kiedy zaczęłaś? Czy była to muzyka czy dźwięki otoczenia? Czy nagrany materiał wykorzystywałaś później w kompozycjach?

DJ:

22:46

W zależności od potrzeb. Zaczęło się w czasie studiów, gdy miałam stworzyć pocztówkę dźwiękową mojego miasta, którym był Poznań. Zaproszono do projektu kobietę z radia z datem i mikrofonem – to było wtedy coś! :) teraz zależy do jakich potrzeb… jeśli instrument, to profesjonalnie w studio, jeśli udźwiękawiam jakąś pracę czy film, to wystarczy mi ZOOM (bardzo fajna zabawka, sprawiająca całkiem profesjonalne wrażenie dźwiękowe). Początkowo nagrywałam odgłosy przyrody, by je wykorzystać – to jeszcze czasy inspiracji landscape composition tudzież musique concrete – teraz nagrywam głównie instrumenty, by później grać samplami na żywo z wykonawcą.

22:47

Zauważyłam jedną rzecz: tak jak z aparatem foto – w momencie gdy łapię obraz bądź dźwięki z otoczenia, to zmienia się ich percepcja, nie jest tak wnikliwa. Zdecydowanie bardziej wolę kodować obrazy i brzmienia w umyśle – są wówczas bardziej wielowymiarowe, przestrzenne – wchłaniam je, zdaje mi się, większą ilością siebie ;)

22:58

Dla mnie znacznie głębszym doznaniem jest medytacja z dźwiękiem bądź obrazem na żywo – na powietrzu, nie w studiu :) Oczywiście, że w studiu usłyszymy znacznie więcej i zobaczymy całą konstrukcję dźwięku. Nie byłoby spektralistów, gdyby nie technologia ;) no chyba, że drogą Scelsiego :) Zauważ, że on nie stosował algorytmów, złożonych modulacji itp.

KM:

23:22

Czy pisząc utwór na taśmę, często posługujesz się takimi samplami z pejzażu dźwiękowego?

DJ:

23:23

Teraz już nie, ładnych parę lat temu i raczej nie traktowałam tych kompozycji zbyt poważnie.

23:23

Jeśli już, to starałam się, by materiał wyjściowy nie był rozpoznawalny w efekcie końcowym.

KM:

23:24

Właściwie czemu tak?

DJ:

23:24

Ponieważ sam dźwięk jest wszystkim dobrze znany i cała sztuczka polega na tym, by jak najoryginalniej lub najmuzyczniej przedstawić go w utworze.

KM:

23:40

Jaka jest różnica między przetwarzaniem nagranego dźwięku a korzystaniem z dźwięków wygenerowanych sztucznie w muzyce elektronicznej?

DJ:

23:42

Z całą pewnością dźwięki przetworzone, zarejestrowane z przyrody, będą znacznie bardziej złożone. Dźwięki wygenerowane nigdy nie dorównają naturalnym, chyba że z niesamowitą precyzją byśmy je naśladowali, co i tak nie jest technicznie możliwe – ale po co w ogóle imitować coś identycznego z rzeczywistością?

23:43

Dźwięk naturalny jest zbyt zmienny i wielowymiarowy, by móc go wygenerować syntetycznie.

KM:

23:43

Czy muzyka elektroniczna mogłaby się obyć (w praktyce) zupełnie bez zewnętrznych nagrań? Jaka byłaby taka muzyka elektroniczna? Czym by się różniła?

DJ:

23:45

Już od dawna to robi – mam tu na myśli choćby lata 20. i 30. – teremin, fale martenota, potem muzyka elektroniczna z Koloni. Ale to jest właśnie zbyt ubogie, by było zadowalające… Za to umożliwia absolutną precyzję i kontrolę, co nie jest do opanowania w rzeczywistości – dlatego serialiści tak się zachwycali, mogąc decydować o wszystkim i kontrolować utwór co do decybela, herca, milimetra taśmy…

23:46

W Koloni możliwe było składanie dźwięków (poza generatorami szumów np.) z zaledwie kilku tonów składowych, potem nagrywanie kolejnych warstw, ale nigdy nie zbyt wiele. Podczas gdy natura produkuje (jakie brzydkie słowo) niesamowite ilości składowych, a w przypadku dźwięków nieharmonicznych nieskończoną ilość tonów składowych przecież!

KM:

23:47

:) Natura jako fabryka składowych!

DJ:

23:47

Dobrze, że nie zalegają w magazynach :)

KM:

23:37

Opowiadałaś już w wywiadach o roli węża w Hannah.. tam nie chodziło o czystą imitację syczenia, ani o imitowanie wężowych struktur…

23:37

Jak byś określiła tamtą imitację z punktu widzenia dźwięku?

DJ:

23:38

Hehe, a właśnie że w środkowym fragmencie syczy sobie autentyczna kobra :D

23:38

Tylko przez moment pozwoliłam kobrze zagrać swoją rolę, ale w konfrontacji z imitacjami w partii żywego instrumentu, pisków i szumów. Cała reszta to jedynie inspiracja – jakby wiolonczelista (podmiot, główny bohater) toczył walkę otoczony wężowiskiem

23:39

I rzeczywiście wiolonczela też syczy, pluje, charczy… broniąc się.

KM:

23:53

Czy zdarzyło Ci się inspirować pejzażem dźwiękowym przy pisaniu utworu czysto instrumentalnego? W warstwie melodycznej? Rytmicznej? Barwowej? Hannah – gdzie jeszcze? Jak?

DJ:

23:55:

W Hannah to była bardzo dosłowna inspiracja. Bardzo często zdarza mi się inspirować czymś z przyrody, co jest trudne do sprecyzowania – chodzi bardziej o kompleksowe struktury, przestrzenne. One generują moje wyobrażenia, które przenoszę na pole muzyczne, formotwórcze, w sposób dość schematyczny. Ale te inspiracje są, i to bardzo często.

00:00

Bywały czasy, kiedy mogłam szwendać się nocami w dzikich gąszczach nad jeziorem. Spacerowałam w totalnej ciemności, gdzie drogę rozpoznawałam wyłącznie po podłożu, by nie zabłądzić. Wówczas, odseparowana od zmysłu wzroku, wchłaniałam dźwięki w znacznie większym nasyceniu. Wtedy nawet hurtowy rechot żab sprawiał wrażenie wręcz magiczne. Pamiętam jak wsłuchiwałam się w dialogi z różnych przestrzeni bajorek. Podobnie ptaki korespondują ze sobą. To wszystko wydaje się tak proste, a jednak potrafi dotrzeć do rejonów głębszych, niż świadomość i w sposób przetrawiony przez własny umysł zostać zanalizowane i przetransformowane na papier nutowy.

KM:

00:10

Jak podsumowałabyś tę relację kompozytora z fonosferą?

DJ:

0:12

To, co brzmi w umyśle, wyobraźni kompozytora, czyli wnętrze. Dźwięki środowiska są pozornie obiektywne, ale w umysłach poszczególnych osób znacznie się różnią – percepcją.

KM:

00:19

Ogromnie ci dziękuję … cichej nocy…

Na łączach Warszawa-Szczecin, maj 2011. Wywiad autoryzowany.

źródło: Glissando #18