Dźwięki zabronione
13. Przegląd Sztuki SURVIVAL, Wrocław, 26-30 czerwca 2015.
Czyny zabronione – hasło przewodnie wrocławskiego 13. Przeglądu Sztuki SURVIVAL bezpośrednio nawiązuje do przestrzeni, w której rozgrywało się to wydarzenie. Opuszczony, mocno nadgryziony zębem czasu i naznaczony historią poprzedniego ustroju teren koszar Oddziału Prewencji Policji przy ulicy Księcia Witolda został ożywiony 66 instalacjami, rzeźbami i performansami, które wypełniły większość pomieszczeń i zakamarków budynku (łącznie ze strychem). Jego architektonika, a przede wszystkim estetyka pomieszczeń – obdrapane ściany, łuszczące się warstwy farby, pozrywane parkiety, powyrywane z zawiasów drzwi – niekiedy była równie ważna, co same prace. Przestrzeń okazała się na tyle inspirująca, że do wystawy włączono również „obiekty znalezione” – przedmioty zastane przez kuratorów na miejscu, m. in. porozrzucane na środku pomieszczenia kręgle, wielkoformatowy obraz w prymitywistycznym stylu namalowany prawdopodobnie przez jednego z funkcjonariuszy (niewprawną ręką ale za to z matejkowskim rozmachem), czy fotografię mężczyzny celującego z broni, zestawioną z pracą Ewy Zwarycz Cel, przedstawiającą lustro z naniesioną na nie tarczą strzelniczą.
Od ładnych paru lat Survival ma też swoją Scenę Dźwiękową pod kuratelą Daniela Brożka*, na którą w tym roku złożyły się cztery prace (po jednej na każde piętro budynku), a ich kierunek wyznaczyły cztery awangardowe koncepcje muzyki scenicznej.
W przyziemiu wystawiona została instalacja Air Conditions: na pionowe struny i poziome organy czeskich artystów Mateja i Jakuba Franków. Miałam spore wątpliwości co do jej związków z koncepcją teatru instrumentalnego Mauricia Kagela, do którego miała się odwoływać – niemniej jednak nie rzutowało to na odbiór samej pracy. Wąski, niedokładnie oświetlony korytarz, wzdłuż którego biegnie poziomo sieć wentylacyjna, zamieniony został w strunowy instrument. Struny zrobione z cienkich stalowych drutów przymocowane były w pionie za pomocą haków i wkrętów do korytarzy wentylacyjnych i podłogi. Przestrzeń zachęcała zwiedzających do eksperymentowania z instrumentem – szarpania i uderzania strun, które były jednakowej grubości, różniły się jednak naciągiem, co powodowało różnice w częstotliwościach gęstych, niskich dźwięków. W dniu otwarcia Survivalu odbył się performans, w trakcie którego artyści szarpali struny na kształt gry sul ponticello, sul tasto i ordinario, oprócz własnych rąk posługując się też drutem i szklaną butelką. Uderzali też w metalowe korytarze wentylacyjne pełniące rolę znakomitych rezonatorów. Całość była ponadto amplifikowana, dzięki czemu wydobyte zostały dodatkowe walory brzmieniowe – dudnienia, tremola, przestery, szumy. Sąsiadujące z korytarzem duże pomieszczenie, w którym ujście znajdowały szyby wentylacyjne, zwielokrotniało wolumen brzmienia instalacji, tworząc idealną przestrzeń do jej słuchania.
W tytule pracy Ależ proszę, Harry Paweł Romańczuk przywołał postać Harry’ego Bertoi – twórcy sound sculptures, którego setna rocznica urodzin przypada w tym roku. Instalacja jako jedna z nielicznych znajdowała się za zamkniętymi drzwiami. Po ich otwarciu rozlegał się brzęczący, rozwibrowany akord, brzmieniem zbliżony nieco do gamelanu, choć bardziej matowy i mocniejszy. Prymitywny mechanizm, drewniany kij przymocowany do drzwi, uruchamiał instrument, wprawiając w ruch kilkadziesiąt aluminiowych krążków, przywiązanych sznurkami do sklejki podwieszonej pod sufitem. Różnej wielkości (a więc różnie nastrojone) krążki odbijając się od siebie nawzajem tworzyły, jak czytamy w opisie pracy, „mikrotonową chmurę” o bardzo przyjemnym brzmieniu. Sytuacja była zbliżona do tej, gdy wchodząc do małego lokalnego sklepiku, uruchamiamy dzwonek przymocowany do drzwi. Rzeźba dźwiękowa Romańczuka od strony wizualnej i pod względem staranności wykonania z pewnością nie dorównuje pracom Bertoi, który wszak był projektantem sztuki użytkowej i specjalizował się w designie. Ta surowa estetyka wydaje się jednak zamierzona i przewrotna, wpasowując się przy tym w charakter wnętrza.
Dużo czasu spędziłam na drugim piętrze Koszar przy instalacji PROMETEUL IV Roberta Piotrowicza. Instalacja (kolejna część cyklu Prometeul) oparta była na bardzo prostym, lecz świetnie zrealizowanym pomyśle sieci głośników i elektronicznych urządzeń tworzących sprzężenia zwrotne. Konstrukcja emitowała brzęczący ciepły dron, a słuchacz zmieniając swoje położenie w trzech wymiarach (bliżej-dalej, wyżej-niżej oraz dookoła instalacji) wpływał na zmianę kolorytu współbrzmienia w ramach własnej percepcji – na pierwszy plan wysuwały się coraz to nowe dudnienia, jedne częstotliwości raptem wyłaniały się, inne cichły lub zanikały, zmieniało się również tempo fluktuacji drgających dźwięków. Subtelnie podświetlona jarzeniówkami konstrukcja usytuowana pośrodku ciemnego pomieszczenia działała na odbiorcę jak ognisko (prometejski ogień), przy którym naprawdę można się było ogrzać.
https://soundcloud.com/olga/sets/survival-13-przegl-d-sztuki
Nagrodą dla wytrwałych, którzy dotarli aż na strych budynku była praca Pawła Kulczyńskiego (Wilhelm Bras, Lautbild) Enhanced Listening Techniques, korespondująca z koncepcją studium percepcji dźwięku Petera Ablingera. Brzmieniowo zaskakująca, zważywszy na fakt, iż źródłem przetworzonego komputerowo dźwięku były naciągi masztu antenowego znajdującego się na szczycie budynku (wprawiane w dodatkowe drgania za pomocą systemu elektromagnetycznych młotków sterowanych syntezatorem). Dźwięki emitowane były za pośrednictwem czterech owalnych kolumn podwieszonych poziomo w różnych miejscach i na różnych wysokościach pod skosami dachu oraz zamaskowanego subwoofera. Przestrzeń niedoświetlonego, pachnącego kurzem i próchniejącym drewnem strychu wypełniona była więc masą brzmieniową, w której jednak zdecydowanie dało się wyodrębnić słuchowo większość elementów. Potęgi dźwięku można było doświadczyć bardzo bezpośrednio, wręcz fizycznie, podchodząc na bliską odległość do jednego z głośników, a nawet go dotykając. Jak brzmi więc według Kulczyńskiego maszt antenowy na terenie policyjnych koszar? Najprościej mówiąc: jak startujący statek kosmiczny, gwizd czajnika, wysokie przebiegi po alikwotach, a to wszystko zagęszczone dronami i szumem. Choć tytuł instalacji jest trawestacją upowszechnionej, lecz mocno eufemistycznej nazwy metod tortur stosowanych przez CIA w Guantanamo i Starych Kiejkutach (Enhanced Interrogation Techniques), większość słuchaczy bawiła się doskonale, a Kulczyński zdeklasował konkurentów w festiwalowym głosowaniu na nagrodę publiczności.
Warto wspomnieć też o innych pracach tegorocznego Survivalu, które mogły zainteresować zwiedzających właśnie swą stroną dźwiękową. Dyskretna instalacja Pawła Szroniaka Praktyki przestrzenne bazowała na sporządzonym uprzednio nagraniu kroków ludzi poruszających się po terenie budynku. Dźwięk dobiegał z głośników umiejscowionych nad głowami spacerujących wzdłuż jednego z korytarzy. Według komentarza do pracy odgłosy te miały stać się „metaforą »załatwianych« tu niegdyś spraw, biurokratycznej krzątaniny w kafkowskim duchu”. Była to metafora subtelna, żeby nie powiedzieć mało wyrazista, szczególnie wówczas, gdy dźwięki z taśmy niknęły pośród odgłosów kroków zwiedzających.
Podróżą sentymentalną do czasów oryginalnych rave’ów była instalacja Pioneer X Moniki Nowak w formie silent disco (czy raczej silent wixa). Pozwolę sobie zacytować ostatni akapit komentarza do pracy: „Jest rok 1998, sobota wieczór. Patryk i Andżelika, lat 19, jadą na dyskotekę samochodem Volkswagen Golf II. Radio samochodowe marki Pioneer odtwarza najnowszy miks stworzony przez Dj. Krisa z klubu Ekwador w Manieczkach. Dzisiejszej nocy ta para młodych ludzi, ubranych w białe buty i jasne jeansy, dzięki skomplikowanym reakcjom chemicznym [MDMA] poleci w kosmos tak, jak kiedyś Pioneer 10.” Pracy wideo zmontowanej z nagrań imprez z lat 90. przeplatanych zdjęciami towarzyszyła doskonała muzyka Mateusza Kazuli utrzymana w na powrót modnej ostatnio estetyce gabber/wixapol. Całość dopełniły pozostałe elementy składowe instalacji – kula dyskotekowa, dym i obowiązkowe lasery.
https://soundcloud.com/stadtkind88/transula-for-pioneer-x-by-monika-nowak-survival-2015
Wreszcie multimedialna praca Louder Adama Abela, która sama w sobie nie była dźwiękową, choć stawała się nią w zetknięciu z widzem. Odbiorca za pośrednictwem własnego głosu miał wejść w interakcję z instalacją. Ekran zawieszony na wysokości wzroku przedstawiał zbiór punktów na białym tle, które poruszały się ku górze pod wpływem mowy, śpiewu, krzyku. Wprawny obserwator zauważył z pewnością, że podobny efekt wywoływało również tupanie czy klaskanie, co w pewnym sensie niweczyło główne założenie projektu, tj. potraktowanie nieskrępowanego krzyku jako doświadczenia wyzwalającego i wyładowującego negatywne emocje (które skumulowane mogą prowadzić do agresywnych, „zabronionych” zachowań). Im głośniejszy dźwięk wydawany przez widza, tym wyżej punkty pięły się w górę ekranu, na szczycie formując litery, które pojawiając się kolejno tworzyły ukryty przekaz – zdradzać go nie zamierzam.
Scena dźwiękowa powołana została w ramach SURVIVALU po raz pierwszy w 2010 roku – na przestrzeni sześciu lat wrocławski Przegląd Sztuki zdążył już stać się ważnym punktem na soundartowej mapie kraju. Ten przyjazny dzieciom i psom festiwal jest świetną, niezwykle interesującą i bardzo satysfakcjonującą artystycznie propozycją dla publiczności zainteresowanej multimediami, rzeźbą, architekturą, sztuką dźwięku, sztukami wizualnymi, ale i (może przede wszystkim!) dla tych, którzy granic między dziedzinami sztuki nie uznają.
Anna Wójcikowska
* Kładąc nacisk na pełną niezależność autorów piszących dla Glissanda i szanując zaufanie naszych czytelników, czujemy się w obowiązku nadmienić, że kurator Sceny Dźwiękowej Survivalu, Daniel Brożek, jest również stałym współpracownikiem naszego magazynu – dołożyliśmy wszelkich starań, aby w żaden sposób nie rzutowało to na treść i formę niniejszej recenzji. [Red.]