O e(ga)litarnej wspólnocie. Relacja z festiwalu Instalakcje 8.
Gdyby to było takie proste. Gdyby w festiwalu Instalakcje chodziło tylko o muzykę, sztukę dźwięku, performans i audiowizualne instalacje. Można spojrzeć na Instalakcje 8. jak na kolejną, kolektywną kompozycję Wojtka Blecharza i zaproszonych przez niego gości, kompozycję na cztery dni, jedną przestrzeń oraz dowolną liczbę wykonawczyń i wykonawców. Kompozycję, dla której istnieje jakaś partytura, oparta jednak na przypadku i spontaniczności. Introdukcją było warsztatowe poszukiwanie materii dźwiękowej organicznej (głos i oddech) i nieorganicznej (DIY voice odder, czyli udziwniacz głosu), a grande finale stanowił hipnotyzujący, połączony z tradycyjną japońską ceremonią parzenia herbaty Day Rave. W festiwalowej kompozycji granica między publicznością a wykonawczyniami zaciera się – potencjalnie każda i każdy z nas może współtworzyć performans, o ile weźmiemy udział w warsztatach (koncert-instalacja uczestniczek i uczestników warsztatów Ewy Justki i Zorki Wollny, Symfonia oddechowa Dobrawy Borkały, Day Rave).
Poza niewielkimi wyjątkami w festiwalowej kompozycji nie chodzi o efekt, lecz o proces, który nadaje jej sens. W procesie kolektywnego tworzenia koncertu, warsztatu, atmosfery oraz relacji człowiek-człowiek, człowiek-przestrzeń i człowiek-dźwięk zawiązuje się wspólnota (na krótko, a czasem na dłużej). Wspólnota jest dla mnie słowem-kluczem 8. edycji festiwalu, który miał miejsce w sierpniu tego roku w Nowym Teatrze w Warszawie i którego myślą przewodnią była idea warsztatu. Wojtek Blecharz traktuje publiczność jako twórczy, myślący podmiot (w opozycji do biernego odbiorcy) i co roku zaprasza nas do wspólnego tworzenia części wydarzeń. Patrząc właśnie z tej perspektywy, umieściłabym program tegorocznej odsłony Instalakcji na kontinuum rozpiętym między „elitarnie” a „egalitarnie”.
Instalakcje 8. to kompozycja dynamiczna, żywa i aleatoryczna, której początkiem stało się poszukiwanie i tworzenie źródeł dźwięku. To właśnie wspólne eksperymentowanie z fizyką i elektroniką stanowiło punkt wyjścia dla dwudniowych warsztatów z doświadczonymi na różnych polach pracy z dźwiękiem artystkami. Poszło trochę dymu i stopiło się dużo cyny, zanim pojawiły się pierwsze dźwięki wygenerowane przez voice oddery, czyli proste syntezatory na baterię z efektem delayu. Podczas dwudniowych warsztatów z Ewą Justką wcielaliśmy się w Roberta Mooga, tworząc (czytaj: lutując) DIY syntezatory według jej autorskiego projektu. Warsztaty z utalentowaną konstruktorką instrumentów elektronicznych i artystką grającą acid-technoise przyciągnęły, a jednocześnie ujawniły, istnienie rodzimych młodych konstruktorek i konstruktorów instrumentów, twórczyń i twórców muzyki noise i ambient oraz eksperymentatorek i eksperymentatorów dźwiękowych. Była to świetna okazja, aby wymienić doświadczenia oraz zaprezentować swoje twórcze, zarówno pod względem dźwiękowym, jak i wizualnym, urządzenia i nagrania (polecam debiutancką kasetę Anatomy i śledzenie działań Detektto, którego doświadczenie i aktywność na polu muzyki elektronicznej imponuje w kontekście naprawdę młodego wieku artysty).
W pracy nad udziwniaczem głosu, bardziej niż samo kreowanie dźwięku czy formy, pochłonęło mnie nabywanie nowych umiejętności technicznych i poszerzanie wiedzy o genezie muzyki elektronicznej. Wszystkich zainteresowanych tematem odsyłam do dwóch wywiadów Ewy Justki dla magazynu Glissando (ukazały się w cyklu „Oramics: bohaterki dźwięku” oraz w Glissando #25). Podczas warsztatów ujawniły się także pozamuzyczne wartości dodane Instalakcji, a więc międzypokoleniowa, międzymiastowa i międzykulturowa wymiana doświadczeń i kontaktów, co jest szczególnie cenne w przypadku niszowych działań artystycznych. Po co w ogóle robić festiwale? Dla spotkań w realu – to jedna z możliwych odpowiedzi na to pytanie.
Równolegle do warsztatów Ewy Justki, po drugiej stronie dziedzińca, osoby zainteresowane wydobywaniem głosu z własnego ciała uwalniały swoje oddechy i emocje z Zorką Wollny. Efekty pracy dwóch grup ujawniły się podczas sobotniego performansu-instalakcji na orkiestrę voice odderów i chór. Prosto z kameralnego, jednak bardzo intensywnego w swej muzycznej treści, recitalu monograficznego belgijskiej flecistki Ine Vanoeveren, publiczność przeszła z niewielkiej sali prób do dość pokaźnej hali obok. Po kontakcie z wymagającą intelektualnie twórczością Briana Ferneyhough znaleźliśmy się w dźwiękowej dżungli oddziałującej głównie na emocje. Rytmiczne oddechy i szelesty, zwierzęce miauczenia, skomlenia i ćwierkania ukrytych w nieoświetlonej przestrzeni chórzystek i chórzystów zestawione zostały z noisową orkiestrą voice odderów. Dźwiękowo-świetlny spektakl (transowej kulminacji voice odderów towarzyszyły stroboskopowe lampy) pozwalał doświadczyć brudnych, wypartych i nieoswojonych dźwięków ciała i syntezatorów. Wspomniałam o wejściu do dźwiękowej dżungli. Nasz voice-odderowo-chóralny performans miał miejsce równolegle z klęską ekologiczną w Ameryce Południowej. Podczas gdy chór wydawał zwierzęce odgłosy, w mojej głowie pojawiały się skojarzenia z fauną i florą cierpiącej Amazonii; oddechy chórzystów i chórzystek pulsowały jak organizm żyjący wśród lutownic i kabli w ciemności przerywanej nagłymi interwencjami świetlnymi.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że koncert na orkiestrę voice odderów oraz chór oparty był na rozpisanej słownie prostej partyturze. Stanowiła ona zarys swobodnej formy utworu i wskazywała przeplatające się odcinki solowe, dialogowania i tutti. Dwa pozostałe zaś koncerty prezentowały muzykę notowaną w sposób ścisły i skomplikowany. New complexity (nowa złożoność) to szufladka, do której muzykolodzy wrzucają twórczość brytyjskiego kompozytora Briana Ferneyhough. Partytury, które z tej szufladki pochodzą, przywołują na myśl tajny szyfr czy też nieznany język. Na Instalakcje zaproszono specjalistkę, Ine Vanoeveren, która biegle czyta gęste partytury Ferneyhough (był to temat jej pracy doktorskiej) i stara się przekazywać jego myśl za pośrednictwem takich narzędzi jak rozszerzone techniki gry na różnych odmianach fletu poprzecznego czy wykłady dotyczące czytania partytur kompozytora. Wykłady, których na festiwalu akurat mi zabrakło, stanowiłyby świetne dopełnienie muzycznego performansu, bowiem do muzyki Briana Ferneyhough wciąż potrzebuję tłumaczki.
Confined walls of unity to recital utworów na różne odmiany fletu solo/z taśmą, które Ferneyhough napisał w przeciągu 41 lat. Postawił on przed wykonawczynią nadzwyczaj trudne zadanie: nie dość, że musiała ona oswoić samą notację, to jeszcze zrealizować zawarte w partyturze szczegółowe wskazówki kompozytora i swoim wykonaniem przekonać odbiorczynie. Belgijska flecistka była przekonująca, śpiewała do instrumentu i artykułowała do ustnika pół alfabetu, uprawiając swoisty fletowy beatbox. Zagrała utwory Ferneyhough całym ciałem, zachwycając swoją ekspresją wykonania.
Drugi recital tego wieczoru również wykonała solistka, i tak jak Ine Vanoeveren, mistrzyni przekładu złożonych partytur muzyki współczesnej. Recytacje Georgesa Aperghisa w wykonaniu śpiewaczki Donatienne Michel-Dansac świetnie wpisały się w kontekst miejsca: publiczność dostała muzyczny monodram z elementami skromnej, minimalistycznej scenografii. Swój performans-hołd artystka zadedykowała zmarłej kilka miesięcy temu żonie Aperghisa, Edith Scob. Zabawy z językiem i rozkładanie słów na atomy zbliżają twórczość Aperghisa do działań dadaistów. Z wypiekami na twarzy wsłuchiwałam się w szerokie możliwości dykcyjno-artykulacyjne Donatienne Michel-Dansac. Trafiało do mnie poczucie humoru greckiego kompozytora, który z banalnego tekstu reklamy pasty do zębów uczynił dźwiękowy eksperyment. W niewielkiej, dyskretnie oświetlonej sali z kilkoma rzędami krzeseł, artystka wchodziła w relację ze wszystkimi z osobna, deklamując, śpiewając i artykułując szereg odgłosów, charczeń i szelestów. Wykonawczyni z dużą swobodą odtwarzała dadaistyczne pomysły Aperghisa na niekonwencjonalne wykorzystanie i tak mocno już rozszerzonych możliwości głosu i ciała ludzkiego jako muzycznego instrumentu. Performans Michel-Dansac przypominał miniaturowy, jednoosobowy koncert zespołu Neue Vocalsolisten.
Drugi dzień Instalakcji był dniem dopieszczania zmysłów i ciała. Zen, new age, szamanizm, rytuał, białe szaty i kolektywne oddychanie: miałam wrażenie, że duch Pauline Oliveros unosił się nad warsztatami z terapeutką oddechu, Dobrawą Borkałą, i nad jedynym w swoim rodzaju dziennym ravem, imprezą z pogranicza jawy i snu, z mistrzynią ceremonii szepczącą do mikrofonu w stylu ASMR. Eat, sleep, rave, repeat: tak właśnie Wojtek Blecharz wraz z zaproszonymi gośćmi uzdrawiali publiczność festiwalu.
Jednym z najciekawszych aspektów festiwalu było zestawienie muzyki zapisanej symbolami nutowymi w partyturach i skomponowanej przez kompozytorów akademickich z na wpół improwizowanym performansem-instalacją uczestniczek i uczestników warsztatów Ewy Justki i Zorki Wollny oraz performansem-rytuałem Dobrawy Borkały i Day Rave. Na pluralizm estetyczny koncertów festiwalowych wpłynęło kilka czynników: kurator zaprosił do udziału osobowości kosmopolityczne – Ewa Justka już od kilku lat więcej czasu spędza w Wielkiej Brytanii niż w Polsce, a Zorka Wollny i Dobrawa Borkała wychodzą w swoim życiu zawodowym również poza polski krąg językowy i kulturowy. Należy także zwrócić uwagę na zróżnicowane ścieżki edukacyjne artystek: Ine Vanoeveren i Donatienne Michel-Dansac ukończyły akademie muzyczne, Ewa Justka studiowała Sound Arts and Design w London College of Communication i Computational Arts na Goldsmiths University of London, a Dobrawa Borkała i Zorka Wollny to wolne duchy po akademiach sztuk pięknych.
Słabością festiwalowej kompozycji były jednak kwestie organizacyjne. Na kolejnej edycji festiwalu Nowy Teatr mógłby zaproponować uczestniczkom i uczestnikom warsztatów darmowe wejściówki na pozostałe koncerty. Dlaczego? Żeby dostrzec wszystkie osoby występujące na koncertach – zarówno te profesjonalnie zajmujące się muzyką, jak i te chcące po prostu rozwijać swoje muzyczne pasje. Wartością tego festiwalu jest egalitaryzm, a warsztatowiczki i warsztatowicze byli do dyspozycji również podczas kilkugodzinnej próby do koncertu. Ponadto na stronie internetowej Zorki Wollny znalazło się zdjęcie z kolektywnego koncertu, które opatrzono podpisem „Ewa Justka i Zorka Wollny concert” (taka sama nazwa widnieje w broszurce programowej Instalakcji 8.). A wystarczyłoby przecież napisać: koncert uczestniczek i uczestników warsztatów Ewy Justki i Zorki Wollny. Sprawa oczywiście nie jest tak poważna, jak w głośnym przypadku performerek i performerów zatrudnionych przy okazji toruńskiej wystawy Mariny Abramovic (polecam artykuł Łukasza Wójcickiego „Dlaczego nie zagram u Mariny Abramovic”). Pokazuje ona jednak, że wykonawczynie i wykonawcy zawsze powinni zostać odpowiednio docenieni bez względu na to, czy zajmują się muzyką zawodowo, czy amatorsko.
Na większości festiwali muzycznych istnieje jasno zdefiniowany podział na publiczność oraz wykonawczynie. Wojtek Blecharz konsekwentnie ten podział jednak przełamuje, zarówno jako kurator, jak i kompozytor – dzisiaj jesteś słuchaczką, która wtapia się w tłum publiczności, jutro jesteś podmiotem, którego słuchają inni. Ta swoista zamiana ról stanowi ważny element w egalitarnej formule festiwalu „dla wszystkich”. Obok wspomnianej egalitarności uczestnictwa, Instalakcje cechuje jednak elitarność w doborze repertuaru. Warto podkreślić, że koncerty prezentujące trudną w odbiorze muzykę Bryana Ferneyhough oraz Georgisa Aperghisa miały miejsce w malutkiej salce prób z kilkoma rzędami krzeseł i wydaje się, że wybór takiej właśnie przestrzeni nie był przypadkowy.
Nie bez powodu w broszurze programowej festiwalu zacytowano wezwanie zmarłego w tym roku Bogusława Schaeffera: „Można, trzeba i warto nadal eksperymentować”. Cytat ten nie był jedynie pustym przywołaniem jednej z najważniejszych postaci polskiej muzyki współczesnej, bowiem tym, co wyróżnia festiwal spośród innych wydarzeń muzyki współczesnej są kolektywne praktyki dźwiękowe. Myśl przewodnia 8. edycji festiwalu jasno określa istotę spotkania z sound artem. Nie chodzi tu o sztukę samą w sobie, ale o aktywne poszukiwanie własnych środków wyrazu, dotykanie różnych źródeł dźwięku i układanie dźwięków w różne formy i treści. Nie chodzi jednak o to, aby proces szukania, doświadczania i tworzenia miał miejsce w samotności, ale we wspólnych działaniach w otwartej przestrzeni Nowego Teatru. Wydaje się zatem, że ideę warsztatu można traktować nie tylko dosłownie, ale także jako pretekst do zwyczajnego spotkania, wzajemnego słuchania się i otwierania na to, co mamy do powiedzenia jako twórcy i jako ludzie.
Gdyby to było takie proste. Gdyby w Instalakcjach chodziło tylko o muzykę, sztukę dźwięku, performansy i audiowizualne instalacje. Wojtek Blecharz, tworząc koncepcję festiwalu, wskazuje kierunek: eksperymentowanie dotyczy jakości, kształtu, formy i charakteru festiwalu jako całości, który staje się czymś więcej niż tylko sumą swoich części – staje się rodzajem metakompozycji oddziałującej na kształtowanie się społecznych relacji.