Prasówka 1.06.2020
Zapraszamy do nowej odsłony naszej cyklicznej rubryki, w której prezentujemy najciekawsze znalezione przez nas w internecie teksty dotyczące muzyki współczesnej oraz sound studies.
1.
Pomiędzy kartami historii muzyki ukrywają się światy i postaci, których nie będzie nam dane nigdy poznać. Na kształt jednego stylu czy rewolucyjnej myśli wpłynęły niezliczone spotkania, dyskusje, codzienność, w której poruszały się twórczynie i twórcy. Na to, kto zasłużył na miejsce w muzycznym panteonie, ma wpływ także aspekt płci. Nawet przy współczesnych działaniach krytyków i badaczy, uzupełniających stopniowo pomijaną przez lata herstorię, wiele interesujących kompozytorek pozostanie na zawsze w cieniu. Éliane Radigue udało się zostać docenioną za życia, dzięki czemu możemy teraz przyjrzeć się jej dorobkowi. Jan Topolski zwraca uwagę na jej prekursorskie działania, które początkowo okazały się zbyt radykalne dla francuskiej publiczności – deep listening, badania musique spectrale, nurt drone music. Jednocześnie uwagę przykuwa zafascynowanie autorki światem dźwięku, modulacjami, minimal music, pierwszymi próbami tworzenia muzyki elektronicznej. Wyjątkowe jest wysunięte na pierwszy plan zanurzenie się w pejzażu dźwiękowym, który ją otaczał, i zaadaptowanie go do własnej twórczości. Kompozytorce na szczęście udało się wymknąć z cienistych zakamarków historii muzyki.
https://www.ruchmuzyczny.pl/article/178
2.
Nie pamiętamy świata, w którym muzyka nie byłaby nieodłącznie spojona ze rzeczywistością wirtualną i zaawansowaną technologią. Powszechne użycie sztucznej inteligencji wciąż budzi jednak burzliwe emocje i pobudza wyobraźnię – jak będzie wyglądał świat za kilka lat, jeśli już teraz człowiek nie jest mu potrzebny w tak wielu obszarach? Jeszcze do niedawna sztuka uznawana była za dziedzinę ludzkiej działalności, której nie zastąpią żadne zmechanizowane działania. Jednak jak udowadniają kolejne projekty muzyczne, nawet w tym wypadku człowiek nie jest niezastąpiony. Album A Late Anthology of Early Music vol. 1: Ancient to Renaissance Jennifer Walshe, o którym pisze Wioleta Żochowska, różni się jednak znacznie od tych, których celem jest jak najdokładniejsza imitacja stylu kompozytorskiego czy stworzenie przyjemnego utworu na podstawie konkretnego stylu. Interpretacja znanych renesansowych „szlagierów” przez sztuczną inteligencję wzbudza mieszane uczucia. Przypomina transkrypcję na język, którego nie jesteśmy w stanie do końca zrozumieć. Nowe przejawy robotycznej „kreatywności” są niezwykle ciekawym przykładem syntezy pomiędzy tym, co ludzkie i nie-ludzkie. Nie trzeba przecież wybierać pomiędzy jednym a drugim.
https://www.dwutygodnik.com/artykul/8932-spiewajaca-z-botami.html
3.
Skoro Dzień Dziecka, to pozwólmy sobie na nostalgiczny powrót do czasów, kiedy ważne znaczenie miały oceny wystawiane płytom przez krytykę… Oczywiście częściowo się zżymamy, ale kto kiedyś nie przeżywał znakowania płyt/filmów/książek/spektakli/gier gwiazdkami, czy po prostu cyframi… Niemniej, temat pozostaje ciekawy, zwłaszcza jako narzędzie budowania kanonów w coraz bardziej zdecentralizowanej kulturze. Rob Harvilla przygląda się z tej perspektywy dla „Ringera” praktykom recenzenckim „Pitchforka” w kontekście niedawnego koronowania perfekcyjną oceną 10.0 ostatniej płyty Fiony Apple. Harvilla spogląda z wyżyn oceny przyznanej Fetch the Bolt Cutters na historię wcześniejszych „dziesiątek” przyznanych przez portal – od ostatniej koronacji nowości (My Dark Twisted Fantasy Kanye Westa) minęła niemal dekada. Bo „Pitchfork” buduje przecież kanon również retrospektywnie – nagradzając najwyższymi ocenami płyty z przeszłości choćby przy okazji ich reedycji. Tak więc tekst Harvilli układa się w historię blogosferowej indiekrytyki, zjawiska, które w znacznej mierze zdefiniowało pisanie o muzyce niezależnej na przełomie wieków (i nie ma co się kryć, ukształtowało też co poniektórych członków redakcji niniejszego tytułu). To równocześnie historia stopniowego poszerzania indiekanonów, dekonstrukcji ich chłopackości, dekonstrukcji, która sprawiła, że dziś redaktorką naczelną portalu jest kobieta, a płyta Apple została pierwszą płytą solowej artystki, która otrzymała perfekcyjna ocenę „w czasie rzeczywistym”.
Jeśli czegoś w tym tekście brakuje (do oceny 10.0), to trzech rzeczy. Po pierwsze, szerszego spojrzenia na wzlot i upadek indieblogosfery, złamanej przez kryzys blogowych agregatorów z elbo.ws na czele. Po drugie, jeszcze szerszego namysłu nad kryzysem prasy w dobie internetu, refleksji nad kłopotami uwikłania recenzenckiego i problemem „bezpiecznej, pozytywnej, acz letniej” recenzji, zwrotu w stronę „serwisów od szóstek i siódemek”. I wreszcie, straszna szkoda, że nie pokuszono się o szerszy obraz – jedynie zasygnalizowanej – historii polemik wokół recenzji, które otrzymały 0.0. A nigdy zbyt wiele przypominania pięknego eseju Marka Richardsona w obronie znieważonej Zaireeki. Niemniej, jak dla nas i tak tekst zasługuje na mocne 8.67.
4.
Lucia Udvardyova rozmawia dla „Quietusa” ze Svetlaną Maraš. Być może pamiętacie kompozytorkę choćby z materiału Jezik , finalistki Prix Italia, którą Michal Rataj nominował z kolei do naszego radioartowego „topu wszech czasów”. Albo z wystawy Infinité ∞² poświęconej Eliane Radigue, o której pisaliśmy w styczniu (w międzyczasie Maraš opublikowała miks elementów tworzących warstwę dźwiękową jej pracy). Udvardyova pyta kompozytorkę o studia w Helsinkach i powrót do Belgradu, o artystyczne strategie oraz teoretyczne poglądy – roboczo spróbowałbym je określić jako luźną adaptację Schaefferowskiego myślenia kategorią „obiektu dźwiękowego” do estetyki OOO (Object Oriented Onthology). „Przedmiotowe” podejście do praktyki twórczej dotyczy nie tylko samej kompozycji, lecz również podejścia do technologii – w drugiej części rozmowy schodzi na tematy związane z Elektronicznym Studiem Radia Belgrad, gdzie Maraš jest kompozytorką-rezydentką oraz w pewnym sensie kustoszką EMS Synthi 100. I tylko szkoda, że stosunkowo najmniej miejsca poświęcone zostało Maraš – artystce sztuki dźwięku. A tworzy prace równie fascynujące, co poniższy Soundscape Cabinet.
https://thequietus.com/articles/28315-svetlana-maras-interview
5.
Pozostajemy w towarzystwie Lucii Udvardyovej, przechodząc następnie do jej rozmowy z Valentiną Goncharovą. Twórczość urodzonej w Kijowie, klasycznie kształconej skrzypaczki i kompozytorki ściśle determinują wątki geograficzne: ścierają się tu więc wpływy atmosfery artystycznej Leningradu (Pop Mechanika, scena free improv, ciepłe słowa padają też o Konserwatorium, będącym oknem na awangardę spod znaku Cage’a, Nona czy Xenakisa) oraz możliwości domowego studia po przeprowadzce do Talinna w 1984 roku. Mimo wyczuwalnej nostalgii Goncharova podkreśla wagę tego drugiego ośrodka, opisując pracę z taśmą, w tym overdubbing improwizacji na zbudowanych przez jej męża skrzypcach elektrycznych. Warto sięgnąć po ten wywiad na marginesie artykułu Sergeya Kuryokhina The Morphology of ”Popular Mechanics”, który publikowaliśmy w „Glissandzie” #30, a także przy okazji serii archiwalnych nagrań, którą właśnie zainaugurowało wydawnictwo Shukai. W pierwszym rzucie dźwięki pieriestrojki między Talinnem a Moskwą, czyli okres 1987–91.
6.
Czego świadkami jesteśmy, kiedy odpowiedzią muzyków na gest dyrygenta jest milczenie? Pisze o tym Nina Guo, na łamach „Positionen” w tekście Choosing Silence. Protest and Performativity. Hannah Arendt, Judith Butler, Susan Sonntag i Brandon La Belle towarzyszą jej w namyśle nad performatywnym potencjałem schweigen – milczenia, które ma swój początek, ale też uporczywie trwa w swojej obecności. Takie milczenie to przywrócenie sprawczości muzykom w relacji z widownią, krytykami, patronami. Odzyskiwanie sprawczości oznacza, że milczące ciało staje się widocznym znakiem wyjścia z roli – to granie wbrew zasadom. Bojkoty dyrygentów, bojkoty decyzji politycznych, usta zaklejone taśmą – milczenie jest polityczne, co oznacza, że żąda innej niż zastana dystrybucja władzy, innego zdefiniowania ról, innego określenia reguł gry, innych uczestników procesów decyzyjnych. W czasach pogłębiającej się prekaryzacji środowiska muzycznego wiedza o politycznym potencjale milczenia staje się nieodzowna. To zupełnie inna cisza, niż ta, która zapadła na skutek lockdownu.
https://www.eurozine.com/choosing-silence/
7.
Na koniec po długiej przerwie wracamy w prasówce do jednego z bodaj najlepszych obecnie podcastów o noisie, czyli Noise Extra (znanego niegdyś jako Merzcast; o tym, jak w zmianie nazwy maczał palce tytułowy ojciec chrzestny, posłuchać można w tym miejscu). Nowy odcinek to druga po opowieści o Dream House lekcja historii noise’u wywiedzionego z muzyki eksperymentalnej, tym razem – twórczości Roberta Ashleya, a przede wszystkim jego utworu The Wolfman, który w 1964 roku nieoficjalnie położył podwaliny nowego gatunku. Owym istotnym źródłem stała się więc praca ze sprzężeniem zwrotnym – słyszana w 18-minutowej kompozycji improwizacja wokalna w akompaniamencie The Wolfman Tape lub The Fourth of July miała na celu eksplorację odgłosów generowanych przez odpowiednie kalibrowanie mikrofonu wobec maksymalnie podkręconych głośników (nota bene – eksplorację bardzo uważną! żadnego zdzierania gardeł). Tak rozumiany noise wyrasta więc z architektury, chociaż sam Ashley nie był zadowolony z przestrzeni, w której dokonano nagrania, ponoć zbyt małej, aby uzyskać pożądaną niską częstotliwość feedbacku (anegdota głosi, że spełnienie przyniósł mu dopiero rozregulowany system nagłośnienia mszy w pewnej barcelońskiej katedrze parę dekad później). Prekursorska na polu sztuki hałasu rola Ashleya znajduje swoje odbicie choćby w odwołaniach Nurse With Wound (The List, A Missing Sense), a jednak konsekwentnie opiera się kanonizacji: prawykonanego w ramach Annual Avant Garde Festival The Wolfman praktycznie nie sposób doświadczyć dziś w formie na żywo, zupełnie tak, jakby utwór zagłuszyła jego niegdysiejsza niesławna reputacja.
https://www.noisextra.com/2020/05/20/robert-ashley-the-wolfman/
(jk, am, jam, jz)