Prasówka 20.10.2021
Zapraszamy do nowej odsłony naszej cyklicznej rubryki, w której prezentujemy najciekawsze znalezione przez nas w internecie teksty dotyczące muzyki współczesnej oraz sound studies.
1.
Na początek teatralno-dźwiękowy dwupak, czyli dwie recenzje z miesięcznika „Dialog”. Marianna Lis – znana z popularyzowaniu Indonezji w Polsce także u nas – opisuje wnikliwie spektakl The Planet: A Lament Garina Nugroho. Ceniony reżyser teatralny tym razem wraca z międzynarodowym projektem teatralnym, prezentowanym m.in. w Australii, Holandii i Niemczech. Rzecz dzieje się w świecie po katastrofie (klimatycznej) i opowiada o wspólnocie przeżywającą żałobę, wpisując się w coraz istotniejszy tren solastalgii. Narratorką, a zarazem współautorką spektaklu jest śpiewaczka Septina Rosalina Layan, która od lat zbiera indonezyjskie i papuaskie lamenty – tu zostały one rozpisane na głosy i przeplatają się z czarno-białymi filmami. Autorka recenzji z właściwą sobie przenikliwością rozszyfrowuje wiele kodów nieczytelnych dla europejskich widzów, jak choćby jawajską i zawłaszczającą perspektywę Nugroho wobec tradycji z wschodu Indonezji. W drugim, spektakularnie zatytułowanym tekście Agata M. Skrzypek bierze na warsztat cztery performanse z Komuny Warszawa, w tym Mykulię Antoniny Nowackiej . „Przez półtorej godziny uczestniczymy – w dowolnej pozycji i na dowolnym poziomie skupienia – w koncercie muzyki i pieśni. Seans/instalacja nie ma wyraźnego początku ani końca – choć mieści się w organizacyjnych ramach czasowych – a jego dramaturgia jest miękka i pozbawiona punktów zwrotnych. Ambientowa muzyka, przerywana trzema wokalnymi solówkami w wykonaniu Antoniny Nowackiej i towarzyszącej jej na scenie choreografki Bożeny Wydrowskiej, wzmaga się i cichnie w powolnym tempie.” Także i w tym wypadku autorka pozostaje krytyczna wobec immersyjnego, ale dość niejasnego i zadłużonego w scenografii Julity Goździk spektaklu. Paradoksalnie, po obu recenzjach jeszcze bardziej mam ochotę obejrzeć to wszystko na żywo! (jt)
Jaskinie darknessu i kęsy garderoby
2.
Jan Błaszczak rozmawia na łamach „Przekroju” z Marcinem Dymiterem wokół wydanej przezeń w tym roku książki Notatki z terenu (którą na naszych łamach omawiała Joanna Kwapień). Rozmowa dotyczy przede wszystkim praktyk uważnego słuchania i tego w jaki sposób field recording rozumiany jako rodzaj eksploracji przestrzeni zmienia nasze podejście do niej. Dymiter opowiada m.in. o wpływie wyjazdów „w teren” z recorderem na własną praktykę artystyczną, o swoich dźwiękowych kolekcjach oraz o tym jak zmieniają się ludzkie zachowania w obliczu „człowieka z recorderem”. W całej rozmowie wyczuwalna jest – kluczowa też dla narracji samej książki – nostalgia za nieuchwytnymi brzmieniami świata preindustrialnego, tym co R. Murray Schafer nazywa pejzażem dźwiękowym hi-fi. Z tych wypowiedzi między wierszami wyłania się de facto koncepcja uprawiania audialnej historiografii. I nie mam w tym miejscu na myśli piśmiennictwa spod znaku sound studies, czy historii sonicznej: nie, tu chodzi o samo uprawianie historii POPRZEZ dźwięki, nagrania, słuchanie. Kiedy spojrzymy na Dymitera jako na historyka kultury kreślącego swe wypowiedzi, narracje, syntezy na kolejnych wydawnictwach, wtedy nieco innego wymiaru nabiera jego sprzeciw wobec audialnej nowoczesności: możemy potraktować go jako wyraz smutku badacza, któremu materiał badawczy dosłownie usuwa się spod nóg. (am)
Rozmowa wokół Notatek z terenu
3.
Pozostając w tematyce field recordingu, choćby przez postać Tomasza Mirta, przechodzimy do kolejnego wywiadu. Są reaktywacje robione dla kasy, są też takie z potrzeby serca. Przypadek Brasil & The Gallowbrothers Band podpada raczej pod drugą kategorię. Albo twórcy zespołu o czymś nie mówią w skądinąd interesującym wywiadzie w z Michałem Majcherem dla „Anxious Magazine”, już jakiś czas od premiery płyty Nasielsk Incident. Punktem wyjścia dla tego koncept albumu stała się rozmowa z Andrzejem Domałą, którego pewnego razu uprowadziło UFO. Rafał opowiada, jak dotarli do samego rozmówcy blisko 15 lat temu (mieszkającego w Legionowie zasłużonym dla działalności zespołu) i jak przebiegała rozmowa – i dlaczego w tle słychać Smerfy. Efektem stała się w pełni improwizowana, nieco melancholijna i ambientowa płyta, którą trudno sobie wyobrazić w wydaniu koncertowym, ale która dała też impet duetowi wcześniej występującemu pod szyldem Brasil. Dziennikarz pyta także obu muzyków o ich solową działalność i tu więcej opowiada Mirt, m.in. o jego arcydzielnych Burning Rituals of Ilé-Ifẹ̀, w których na żałobę po odejściu ojca nałożył się strumień niepokojących wiadomości o prześladowaniach mniejszości w Azji i Europie. (jt)
4.
Zachęcamy również do lektury wywiadu, który z Matthiasem Kranebitterem dla „Ruchu Muzycznego” przeprowadziła Wioleta Żochowska. Kompozytor goszczący na 64. Warszawskiej Jesieni opowiada o tym, co tak naprawdę najbardziej intryguje go w procesie tworzenia muzyki. Sięga pamięcią do swojej pierwszej kompozycji, a także przybliża czytelnikowi poszukiwania inspiracji do powstania kompozycji, m.in. teorii informacji. Skupiając się na tegorocznym prawykonaniu 60 Auditory Scenes for investigating the cocktail party deafness? Kranebitter opowiada o efekcie tzw. koktajl party oraz o własnym doświadczeniu tego stanu. „Miałem okazję doświadczyć cocktail party deafness, czyli sytuacji, w której mózg nie jest w stanie wybrać jednego źródła dźwięku i na nim się skoncentrować. Na początku tego roku w wyniku infekcji prawie nic nie słyszałem na jedno ucho” – mówi kompozytor. Ciekawie wypadają też wątki stosowania algorytmów i elementów humoru w muzyce Kranebittera. (ng)
Odgłosy KURCZAKÓW są bardzo śmieszne
5.
Richard Foster opisuje dla „Quietusa” tegoroczny Tallinn Music Week. To wydarzenie na tyle intensywne i różnorodne (kilka dni równoległych koncertów w kilkunastu miejscach), że każdy wytycza swoją własną ścieżkę poprzez koncerty i wykonawców. Fostera wyraźnie interesuje tradycja środkowo/wschodnioeuropejskiej elektroniki oraz różne współczesne avantpopowo-elektroniczne eksperymenty z regionu, i takimi muzycznymi rejonami wiedzie jego własna trasa. Relację polecam więc w pierwszej kolejności tym, które_ych interesuje aktualna estońska scena niezależna (zob. np. Mart Avi, Kiwa / Kiwanoid), z pewnymi ekskursjami na temat łotewskiej oraz estońskiej). Natomiast w drugiej – każdej_mu, kogo interesuje muzyka elektroniczna w Związku Radzieckim. Najciekawszy fragment tekstu Fostera dotyczy bowiem współczesnej reinterpretacji klasycznego albumu Estońskiego pioniera muzyki elektronicznej (a także rocka progresywnego), Svena Grünberga. Jego kultowy Hingus (1979) został w tym roku poddany interpretacji przez Eesti Elektroonilise Muusika Seltsi Ansambel. (am)
6.
Nature is healing – wraz ze spadkiem zachorowalności i poszczepiennym wzrostem odporności, powracają rave’y. Pauza w świecie kultury i muzyki elektronicznej w oczywisty sposób wpłynęła również na ich kształt w popandemicznej rzeczywistości. Czy imprezujemy tak samo, jak jeszcze 2 lata temu? Oczywiście, że nie. Jednak poza środkami ostrożności, Covid-paszportami itp., rodzą się też nowe formy i konteksty. Na portalu Resident Advisor Günseli Yalcinkaya bada specyficzny rodzaj rave’ów, który stał się popularny w ostatnich miesiącach: przenikniętych estetyką fantastyki, często średniowiecznej. Jej ślady są wyraźne nie tylko w miksowanej muzyce, ale zwłaszcza w strojach osób w nich uczestniczących. Yalcinkaya dostrzega kilka powodów ich popularności wśród Generacji Z – od tiktokowego szaleństwa, które wychodzi z online’u, przez zainteresowanie tegoż pokolenia mistycyzmem, aż po jego potrzebę reinterpretacji neofeudalnego porządku, w jaki wkracza przechodząc w dorosłość. Bardzo istotna pozostaje też perspektywa queerowa, w myśl której wymyślne kostiumy i rave’owe alter ego są przestrzenią do odzyskiwania świata fantastyki – kojarzonego nierzadko jako hermetyczny i mizoginistyczny. Ponadto stanowią okazję do niepohamowanego odkrywania i tworzenia swojej tożsamości AFK (away from keyboard). To z kolei znakomicie łączy się z tezami poruszonymi już kilka lat temu przez Legacy Russel w eseju Glitch Feminism, w myśl których internetowe awatary (tu przeniesione na niewirtualne imprezy) zawsze były bezpieczną formą dla queerowej społeczności. Ta mająca obecnie dwadzieścia kilka lat nie chce już jednak wyrażać się tylko w internecie. (mk)