Przestrzenie elektroniki. Między kinem dźwięku a randomizacją
Dwa miasta, trzy akademie artystyczne i dwa studenckie (głównie) projekty z przestrzenną muzyką elektroakustyczną, oba na przestrzeni tygodnia. Wydaje się, że mamy temat, że jest wspólny mianownik – ale to tylko pozory. W Warszawie bowiem Chopin University Electronic Music Studio (CUEMS) pod kierunkiem Wojciecha Błażejczyka urządził specjalny koncert Kino dźwięku 27 stycznia. Specjalny z co najmniej dwóch powodów. Odbył się w Sali Audytoryjno-Kinowej im. Karola Szymanowskiego na UMFC, wyposażonej w system nagłośnienia Dolby Atmos. Ponadto stanowił promocję pierwszej płyty wydanej przez to studio – 20 lat po jego powołaniu. We Wrocławiu tymczasem od 2 do 12 lutego trwa czwarta odsłona Random Check, interdyscyplinarnej współpracy artystek_ów z ASP i AM, pod okiem i uchem Marcina Rupocińskiego. Tym razem wszystko odbywa się w tzw. Sali Immersyjnej w Pawilonie Czterech Kopuł. Parę lat temu zamontowano tu osiem projektorów oraz 48 głośników pod sufitem i za dookólnymi ekranami.
Zacznijmy trochę od tyłu, czyli od rzeczy aktualnie trwającej, bo prace młodych twórczyń i twórców z Wrocławia można jeszcze oglądać / słuchać. Gdy odwiedzam Salę Immersyjną w piątek, 3 lutego, trwają wciąż różne prace informatyczno-technologiczne. Oglądam więc wycinki audiowizualnych instalacji, nie mogę doczekać się pełnej pętli. Jak opowiada mi krzątający się wokół Marcin, projekt traktuje nie tylko jako rodzaj warsztatów dla uczestniczących osób, lecz również oswajanie nigdy dotąd w pełni niewykorzystanej przestrzeni. Muzeum Narodowe we Wrocławiu jest chętne do współpracy z muzykami, ale do tej pory nie gościło tu aż tak wymagających dźwiękowo prac, a sam system projekcji audio-wizualnej okazał się niełatwy do ujarzmienia. W poprzednich trzech latach Random Check było prezentowane w ramach wydarzeń bezpośrednio związanych z obiegiem muzyki współczesnej, na festiwalach Sacrum Profanum, Audio Art oraz Musica Polonica Nova, ostatnio w maju 2022 roku.
Tym razem dodatkowe wyzwanie dla artystek_ów stanowiło przygotowanie 10 audio-wizualnych prac w postaci kilku fragmentów, z których każdy miał trwać około dwie do trzech minut. Zgodnie z nazwą, randomowy generator decyduje o kolejności prezentacji w ramach dwugodzinnej pętli po 10 wycinków, każdy z innej pracy). Przy okazji ujawniają się różnice podejścia: niektóre osoby chciały zachować jakiś porządek we fragmentach (I – II – III itp.), inne poddały się losowym procedurom w duchu logiki instalacji. Cięcia pomiędzy pracami łagodzi dyskretny klik-ambient Cezarego Duchnowskiego, nachodzący na ścieżki dźwiękowych poszczególnych projektów. W efekcie otrzymujemy coś pomiędzy instalacją a seansem kinowym, na dodatek prezentowanych w 270-stopniowej panoramie, obejmującej dwie pełne ściany i wycinek dwóch kolejnych. Znakomicie podkreśla ona wygenerowany zimowy górski krajobraz w Ashen Lands (wideo: Alperen Şahin, muzyka: Ignacy Wojciechowski) albo wydłużające się balkony bloków w Surrounded. Empty Crowd. Stretched (w: Anežka Hlinková, m: Chelsea Loew). No, ale miałem pisać głównie o muzyce. Akurat ta zaproponowana przez Loew ujmowała bezpretensjonalnymi samplami (dzwon?) i użyciem pogłosu. Intensywną i dynamiczną ścieżkę dźwiękową opartą na glitchach i szumach zaproponował Maciej Michaluk, spójnie z obrazem, za który odpowiadał radzikows (Bartosz Radzikowski).
Ale Random Check w tym roku ma też swoje hasło przewodnie: drugą naturę – w którym chodzi o podkreślenie relacji pomiędzy człowiekiem a przyrodą, w tym także tą powracającą do miast. Temat ten przewija się czytelnie choćby w R.O.D. Relaks (m: Jan Przegendza, w: Zuzanna Kliniewska, Weronika Mikłusiak), w której trio twórcze wzięło na warsztat artefakty znalezione na ogródkach działkowych. Zapuszczone stoły pingpongowe czy fotele biurowe prezentowane są na tle green screenu, a w muzyce mieszają się szumy i pejzaże dźwiękowe. Wymownie zostały zatytułowane dwie prace z udziałem kompozytorów-wykładowców: Druga Natura / Second Nature (m: Marcin Rupociński, w: Maja Wolińska) oraz 2nature: human/bird/trees/water (m: Cezary Duchnowski, w: Laurą Adel). W pierwszej dominują ciągłe dźwięki o pulsującej dynamice crescenda, w drugiej brzmienia na pograniczu konkretu i abstrakcji, kojarzące się z terkotem systemów nawadniania i brzęczeniem kosiarek, jakby dźwiękowa pielęgnacja ogrodu.
Ciekawie pogrywają z formą także dwie prace opierające się na podziale szerokiego ekranu na szereg pól. W R(z)ece (m: Jan Załęcki, w: Karyna Baratava, Yusif Aliyef) są to kwadraty z archiwalnymi, często podniszczonymi zdjęciami i filmami. Towarzyszy im muzyka ciekawie usterkująca wielokanałową elektronikę poprzez nagłe włączenie i wyłączanie pojedynczych głośników – siedzący podczas jednego z seansu obok obok Rupociński upewnił mnie, że to celowy efekt. W pracy RE/think. RE/form. RE/do spotkały się weteranki poprzedniego Random Check, czyli Agata Zemla (muzyka) i Ola Trojanowska (wideo). Obie są z wykształcenia także biolożkami i obie interesują się organicznymi formami w naturze. Na warstwę wizualną składało się kilka fascynujących barwami i kształtami mikroskopowych obrazów w formie tonda; w warstwie audialnej towarzyszył im przestrzenny ambient z poświstami i oddechami. W kontraście do tego pokazu technologii pozostaje niby amatorskie, kręcone anamorficzną kamerą wideo z blokowiska i podwórka. W Trapped (m: Jakub Fornagiel, w: Adam Wachulewicz, Maria Zakrzewska) intryguje jakby analogowym brzmieniem, zdekonstruowaną polifonią sinusów i trzasków. Z kolei muzyka z nature_extended.exe (m: Olgierd Żemojtel, w: Piotr Tokarz) łączy w sobie dwie najczęstsze tu estetyki, czyli ambient i glitch, układając je w czytelnych warstwach.
W porównaniu do otwartej formy wrocławskiego Random Check IV: Second Nature warszawski koncert Kino dźwięku zdawał się prezentować zupełnie inne podejście prezentacji audiowizualnej. Tutaj audiowizualne work-in-progress, loop i random, a tam – sala audytoryjna, konferansjer i zamknięte utwory muzyczne. A jednak, oba wydarzenia mają sporo wspólnego, w obu też istotny okazuje się żywioł studencko-dydaktyczny. W programie CUEMS dominowała wprawdzie muzyka wykładowczyń_ców i doktorantek_ów uczelni, lecz zaprezentowano także 10-minutowy utwór studenta Włodzimierza Żukowskiego. Postludium zaczynało się od brzmień quasi-instrumentalnych – słyszałem echa jakichś strun, może wiolonczeli, i sporo rezonansu. Potem utwór skręcił w stronę szeroko rozdysponowanych odgłosów niby-zwierzęcych i szumowych płaszczyzn. Sam Żukowski, zagadnięty przez prowadzącego koncert o motywację do komponowania muzyki elektroakustycznej, wskazał na unikatową możliwość obcowania z dźwiękiem na pierwotnym poziomie. Co było słychać.
Prowadzącego koncert? No właśnie, i to nie byle jakiego, lecz telewizyjną osobowość, Jerzego Petersburskiego Juniora. Absolwent UMFC w zakresie kompozycji i fortepianu, jest gospodarzem tutejszego cyklu filmowego Co w kinie piszczy? I muszę przyznać, że charyzma satyryka pozwoliła oswoić nawet tak niecodzienny seans, na którym ekran rozbłyskał tylko pomiędzy utworami (by zaanonsować ich tytuły), cały koncert odbywał się natomiast w ciemności. Najpierw Petersburski przeprowadził żwawą rozmowę z koordynatorem Kina dźwięku, Wojciechem Błażejczykiem, żeby ustalić, co brzmi na koncercie, a co na płycie. Pozornie proste pytanie doprowadziło do niezłego poplątania, bo CUEMS podeszło do promocji albumu w nieoczywisty sposób – tylko dwa utwory pojawiły się i tu, i tu. To otwierające krążek Party Crasher Tomasza Jakuba Opałki (z użyciem brzmień wiolonczeli, perkusji i puzonu) oraz Rituals Sławomira Wojciechowskiego (z udziałem partii fortepianu, wykonywanej zwykle na żywo przez Małgorzatę Walentynowicz) – które tego wieczoru zabrzmiało we fragmencie i „z taśmy”. Płytę i koncert łączył natomiast niemal ten sam zestaw nazwisk i jeden ciekawy link. W miksie na Dolby Atmos zadebiutowała Etiuda konkretna na jedno uderzenie w talerz Włodzimierza Kotońskiego, na płycie zaś znalazł się hommage Błażejczyka, skomponowany na 60. rocznicę pionierskiego dzieła. Dobrze widzieć żywą tradycję polskiej muzyki elektroakustycznej.
Także Błażejczyk odpowiadał za CUEMSfonię, otwierający Kino dźwięku efekciarski (w pozytywnym sensie!) pokaz możliwości systemu Atmos, na który mastering DCP przygotował Artur Mitrosz (a to niełatwa sztuka). Nazwa własna „Chopin University Electronic Music Studio” rozbita na zgłoski i fonemy, skakała pomiędzy głośnikami niczym rączy jeleń. W końcu firma Dolby kierowała się logiką obiektową, żeby odzwierciedlić ruch takich filmowych atrakcji jak samoloty, rakiety czy ludzie-pająki lub nietoperze. Jak słusznie jednak zaznaczył we wstępie do koncertu Błażejczyk, na seansie w kinie znaczną część mocy przerobowych percepcji zajmuje obraz – niezmiennie umiejscowiony z przodu. Jakby dopowiedział Michel Chion, płaski obraz wywołuje przestrzenną magnetyzację dźwięków, których źródła wiążemy z ich reprezentacją na ekranie, nawet jeśli fizycznie dobiegają z innych miejsc. Stąd takie kompozytorskie nadużycie technologii do wyzwolenia wyobraźni publiczności zdaje się tym bardziej potrzebne – a wcale niekoniecznie częste.
Krzysztof Kicior w swoim divergence zgrabnie ograł wyjście z tego wspomnianego, domyślnego frontu (ekranu). Doktorant UMFC wpierw rozpostarł szerokie płaszczyzny, kojarzące się z migotaniem zorzy, a potem zwinął je w bardziej krągłe obiekty, przemieszczając zarazem w głąb sali. Znane z kina głuche, basowe uderzenia zabrzmiały w tej akustyce przejmująco, aż ciarki po plecach przeszły (dwóch studentów za mną aż jęknęło). Mateusz Śmigasiewicz w swoim saturatio postawił na wyraźne zróżnicowanie warstw kompozycji, które zamieniały się rolami figury i tła. Miejscami wyraźna melodia kojarzyła się z formą passacaglii, ale całość miała oryginalny charakter. Potem o oddech zadbała Żaneta Rydzewska w raptem dwuminutowym interludium SOMA, czyniącym aluzję do odurzającej substancji z dystopii Alodusa Huxleya. Można tu było się dosłyszeć odgłosów konkretnych (puszki? folia?), a gryzące noise’y zostały otoczone miękkim pogłosem. Dalej Etiuda konkretna Kotońskiego rozkładająca tytułowy talerz na czynniki pierwsze, tutaj dodatkowo na oddzielne kanały – niczym w przestrzennej analizie całości. Po opisywanym utworze Żukowskiego zabrzmiał fragment erudycyjnych Rituals Wojciechowskiego, opartych na kilkuset samplach, z których każdy wnosi inne skojarzenia i konteksty. Punktualizm w Atmos-ferze.
Wreszcie utwór jednej z najciekawszych obecnie doktorantek kompozycji na UMFC, czyli Behind the Shadow Oktawii Pączkowskiej. Podobnie jak u jej poprzednika, tu też narracja była z początku rwana i pełna glitchy, impulsów, a także bębnienia. Potem wszystko zaczęło się uspokajać, jakby w pejzażu dźwiękowym deszczu, który zewsząd nas otulił. Koncert Kino dźwięku zwieńczył Party Crasher Opałki, równie efektowny w wykorzystaniu przestrzeni, co otwierająca CUEMSfonia, choć zdecydowanie bardziej rozbudowany. Niskie basy przechodzą w repetycje i pulsacje, które zmiksowane w Dolby Atmos rozbujały salę, zgodnie z tytułem. To utwór na pograniczu muzyki filmowej i sound designu, z bardzo czytelną narracją (a miejscami i beatem). 27 stycznia Opałka zamykał wieczór, ale płytę Studia z kolei otwiera, co ustawia zupełnie inną dramaturgię całości. Tu też oparta jest ona na kontrastach, a pierwszego dostarcza Don’t Look Rydzewskiej, znane z Form żeńskich: ciche, urywane, powstrzymywane. Elektronice towarzyszy tu kwintet instrumentalny, z wyraźnymi skrzypcami i akordeonem.
Potem na płycie znajdziemy intelektualne, ale zarazem ludyczne Rituals Wojciechowskiego – kontrast sam w sobie – i interesujący utwór Andrzeja Kopcia, do niedawna wykładowcy UMFC (co za strata!). GPS 52(243)+21(002) – Śmiech Syreny powstał jako warszawska pocztówka konkretna w ramach serii prezentacji miast na Musica Electronica Nova we Wrocławiu. Rozpoznawalne odgłosy wody wnet przechodzą w mniej oczywiste szmery i szumy, w klarownej, procesualnej formie. Haecceitas Kiciora stanowi interesujące dopełnienie jego divergence prezentowanego na koncercie i było grane już na licznych festiwalach, w tym Warszawskiej Jesieni. Podobnie jak u Opałki, tu także można usłyszeć (zwłaszcza w drugiej połowie) instrumenty, tym razem fortepian i perkusję. Całość zaczyna się onirycznym pejzażem, w którym wszystko zdaje się tonąć, ale potem nabiera konturów. Autorski opis koncepcji jest na tyle ciekawy, że pozwolę go sobie tu w całości przytoczyć:
„Haecceitas” to trudny do przetłumaczenia termin, którym posługiwał się Jan Duns Szkot (1266–1308). Oznacza to, co czyni każde konkretne indywiduum dokładnie tym, czym jest: zestaw cech charakterystycznych dla danej rzeczy (lub osoby), dzięki którym jest ona właśnie tą rzeczą lub osobą, a nie czymś lub kimś innym. Pojęcie to straciło na wartości podczas lockdownu związanego z pandemią COVID-19, gdy większość naszych przeżyć dotyczyła świata wirtualnego, a kolejne dni, emocje i doświadczenia zlewały się ze sobą w jednolitą, szarą bryłę. W utworze podjęto tematykę zacierania się konceptualnych granic – stanowi on dźwiękowy odpowiednik dioramy, w której kwadrofoniczna taśma przenika się z muzyka wykonywaną na żywo, a kompozycja z performensem. Wykorzystanie nowo zbudowanego sterownika do live electronics, wykorzystującego w procesie bezkontaktowej kontroli dźwięku m.in. generatory ultradźwięków oraz laser, zostało zainspirowane trwającym przez półtora roku stanem w którym wszelkie formy dotyku były niepożądane.1
Wreszcie ostatnie dwa utwory na albumie Chopin University Electronic Music Studio. W Oscillating Music Śmigasiewicza, kompozytor gra solo na syntezatorach Mooga z audio playbackiem. Utwór oparty jest na falowaniu, czasem bardziej morskim i szumowym, czasem przyspieszającym i intensywnym. Jest w tym jakaś szlachetna prostota, obecna też w zagranym na koncercie saturatio. Ukłon Błażejczyka w stronę Kotońskiego – Étude semi-concrète. Study for Many Strokes on Different Objects – uwzględnia różne instrumenty, na których gra kompozytor. Jest i mikrotonowo strojona gitara elektryczna, i obiektofony, tym razem szczotka kominiarska, krajalnica do jaj, pudełko po butach i pokrywka od piecyka gazowego. Że to wszystko się klei i nie wybucha, to już talent Błażejczyka, który tu w odróżnieniu od poprzednika korzysta z wielu źródeł dźwięku, i to na żywo. 60 lat minęło, jak jeden dzień. Utwór wyróżnia się na tle innych z płyty i koncertu bardzo materialnym, taktylnym brzmieniem – aż chciałoby się go usłyszeć właśnie w miksie przestrzennym.
Powstaje tu parę pytań na koniec: czy wszystkim utworom elektroakustycznym służy taka prezentacja i na ile trudne jest ich dostosowanie do systemu Dolby Atmos. W przypadku Kotońskiego rezultat okazał się całkiem interesujący, ale przy bardziej refleksyjnej muzyce może to wcale nie być konieczne ani najlepsze (przykład Śmigasiewicza i Kopcia). Na płycie CUEMS, nagranej oczywiście w stereo, zostało zawartych parę kawałków z partiami instrumentalnymi (Błażejczyk, Rydzewska, Wojciechowski). Atmos średnio się jednak nadaje do miksowania dźwięku na żywo – stąd na koncercie partia fortepianu w Rituals zabrzmiała z nagrania. W momencie rozpoczęcia prac nad płytą Sala Audytoryjno-Kinowa była jeszcze w remoncie i nie rozważano tam możliwości urządzenia koncertu. Stąd też parę utworów powstało specjalnie na tę okazję, a ich autorki_zy (Żukowski, Kicior, Pączkowska) dostosowały_li strategię kompozytorską do możliwości systemu. Tego podejścia czasem brakowało mi w pracach wrocławskich (za wyjątkiem Duchnowskiego, Rupocińskiego i Załęckiego). Tu nacisk był położony bardziej na poszukiwanie balansu i porozumienia pomiędzy warstwami audio i wideo. Ponadto mogła tu jednak zaważyć skala technologicznych trudności w wykorzystaniu Sali Immersyjnej – mam nadzieję na kolejne przestrzenne seanse zarówno tam, jak i warszawskim kinie dźwięku.
Materiały przesłane przez kompozytora. ↩