Żartobliwie z powagą. Per Nørgård In Memoriam
Po raz pierwszy artykuł został opublikowany w czasopiśmie Seismograf 28 maja 2025, https://seismograf.org/node/20669
Osobisty hołd wiolonczelisty Jakoba Kullberga dla 92-letniego kompozytora, który nigdy nie przestawał słuchać, śmiać się i dzielić z innymi. Zamieniał każdą współpracę w zaproszenie do odkrywania tego, co nieznane.
Moja siostra, Maj Kullberg, i ja jesteśmy drugim z kolei pokoleniem, dla którego w kompozytor był regularnym gościem w rodzinnym domu. Uczył w naszym mieście kompozycji i pracował nad nowymi utworami z naszymi rodzicami.
Weszliśmy do zimnej, pełnej gnoju obory i w otoczeniu 120 muczących krów zagraliśmy pierwszą część jego 10 Kwartetu Smyczkowego.
Pamiętam mroźny styczniowy poranek w Frederiksdal Manor na Lolland, kiedy wraz z moim kwartetem czekaliśmy na przybycie Pera Nørgårda. Mieliśmy już okazję pracować z nim nad jego wcześniejszymi kwartetami smyczkowymi. Teraz spotkał nas zaszczyt otrzymania dedykacji jego X Kwartetu Harvest Timeless.
Z Perem humor był zawsze nieodłączną częścią komunikacji. Tego ranka nie było inaczej. Moja siostra i ja wraz z naszą gospodynią, Christine Krabbe, która odgrywała znaczącą rolę w wielu projektach koncentrujących się wokół postaci Nørgårda (chociażby przy filmie dokumentalnym Les Archers) odebraliśmy go z portu. Zamiast zabrać go do przepięknego dworu, gdzie miały się odbywać nasze trzydniowe warsztaty, mój kwartet, Pani Krabbe i ja zdecydowaliśmy sobie zażartować ze starszego kompozytora i zawieżliśmy go do przemysłowej obory. Tylnym wejściem, skąd nie widać było willi.
Pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl o moim starym przyjacielu, Perze Nørgårdzie, to poczucie humoru.
Muszę oddać Nørgårdowi, że nawet nie drgnął, gdy weszliśmy do zimnej, pełnej gnoju obory i otoczeni przez 120 muczących krów zagraliśmy pierwszą część jego X Kwartetu Smyczkowego. Utwór ten czule przezywaliśmy Harmless Timewaste (Nieszkodliwa Strata czasu), ku udawanemu oburzeniu kompozytora.

Od lewej: Jakob Kullberg, Per Nørgård, Kaija Saariaho. Fot: Seismograf.
Pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl o moim starym przyjacielu, Perze Nørgårdzie, to poczucie humoru. Każdy, kto go znał, przyzna, że cecha ta dominowała w jego życiu, rozmowach, a nawet w muzyce, gdzie nieustannie eksplorował nieznane z niezwykłą werwą i zachwytem.
W ten sposób inspirował całe pokolenia wykonawców_czyń i kompozytorów_rek. Wydaje się, że z taką samą pasją pracował zarówno z profesjonalistami_kami, jak i amatorami_kami.
Kolejne słowo, które oddaje moje doświadczenia z Perem to wielkoduszność. Wobec mnie ta cecha ukazywała się m.in. w ilości uwagi, jaką poświęcał mi wielokrotnie, gdy wykonywałem jego utwory. Kiedy pokazywał mi różne sposoby podejścia do tego samego dzieła, mogłem odkrywać pokłady jego kreatywności w muzyce. Swą szczodrość wyrażał ponadto poprzez różnorakie utwory, które skomponował dla mnie na przestrzeni ponad 20 lat – od sonat solowych poprzez muzykę kameralną, aż po koncert na wiolonczelę. Nie byłem jedyną tak obdarowaną osobą. Per był cierpliwym nauczycielem, a jednocześnie kompozytorem sławnym na świecie. W ten sposób inspirował całe pokolenia wykonawców_czyń i kompozytorów_rek. Wydaje się, że z taką samą pasją pracował zarówno z profesjonalistami_kami, jak i amatorami_kami.
W naszej współpracy, Per powoli pozwalał mi na coraz większą kreatywność podczas nauki i pracy nad interpretacją jego dzieł, czy np. dając wskazówki dotyczące instrumentacji.
Ze swojego łóżka żona Pera, Helle, radowała się, słysząc, że ponownie gra on na fortepianie – coś, czego nie robił od kilku lat.
Chociaż humor i żart stanowiły dużą część tego, co robił Per, to jednocześnie był on śmiertelnie poważny w kwestii swojej sztuki. Kiedy w 2009 roku na Warszawskiej Jesieni mieliśmy wykonać po raz pierwszy jego II Koncert wiolonczelowy Momentum, okazało się, że wibrafon, który odgrywa tam dużą rolę, jest uszkodzony. Per zapytany, czy można wykonać koncert z niesprawnym wibrafonem, odparł: „Nie. Ale nie musimy grać tego utworu, to jakieś wyjście”. Innymi słowy w kwestiach istotnych był bezkompromisowy. Na szczęście problem udało się rozwiązać, gdy ku uciesze wszystkich, jeden z perkusistów wrócił z męskiej toalety z prezerwatywą, za pomocą której udało się naprawić instrument.
Trzecim słowem, które przychodzi mi na myśl o Perze, to ciekawość, o czym świadczy jego eksperymentalne podejście do każdego nowego utworu, który tworzył. Nasza ostatnia współpraca z Perem nad improwizacyjnym projektem wraz z perkusistą Krestenem Osgoodem upłynęła właśnie pod szyldem dociekliwości. W 2021 w domu kompozytora w Kopenhadze improwizowaliśmy wspólnie – Per na fortepianie, ja na wiolonczeli, a Kresten na perkusji w sąsiednim pokoju. Ze swego łóżka żona Pera, Helle, radowała się, słysząc, że ponownie gra on na fortepianie – coś czego nie robił od kilku lat. To miłe doświadczenie stało się katalizatorem dla czterech sesji na żywo w Village Recording w Kopenhadze.