W jak Wspólnota

Maximiliano Bober / 10 sie 2023

Jeśli miałbym wskazać, czego przede wszystkim nauczył nas feminizm w ciągu ostatnich 15 lat, to tego, że w relacjach istnieją granice, które trzeba szanować, nie tylko w przypadku przemocy fizycznej, ale także słownej. Zdarzają się formy agresji (mikroagresji), które nie mogą być zaakceptowane przez kogoś, kto uważa się za demokratycznego, postępowego, otwartego na dialog. Wierzę, że granice takie nie powinny być ustalane tylko przez kobiety, raczej to jest wspólna robota. Także dla mężczyzn. Ponadto nakładanie ograniczeń mowy hejtu sieciowego leży w gestii redakcji czasopism, społeczności czytelników i wszystkich tych, którzy chcą zmienić swoją małą przestrzeń na lepsze. Działać, aby nasze otoczenie było mniej toksyczne w relacjach, to także znaczy być krytycznym_ną, i nie widzę dziś innej formy bycia krytycznym_ną niż nakładanie granic, niż bycia zaangażowanym we wspólny świat. Hasło i ruch „Ani jednej więcej w Argentynie powstało dlatego, że codziennie jakiś były mąż, jakiś były chłopak, w końcu jakiś z urażoną dumą mężczyzna w najbardziej okrutny sposób mordował kobietę. Niestety nadal się to zdarza. „Ani jednej więcej to nie tylko ogromna granica przeciwko agresji i przemocy, ukazująca przerażenie i strach, z którymi miliony kobiet się zmagają. „Ani jednej więcej podnosiło również kwestię małych przemocy w życiu codziennym i walkę o prawo do godnego życia, bez obelg, bez żadnej przemocy. Mężczyźni cis: jeszcze mamy dużo do zrobienia i poprawienia w tej kwestii, zwłaszcza w życiu codziennym.

Po kontrowersji, która rozpoczęła się od P jak Pokolenie, a potem rozrosła się i rozprzestrzeniła z tekstem Filipa Szałaska, wydaje się, że teraz rozmawiamy tylko o tym, co wyżej wspomniany napisał w tym artykule, a następnie powtórzył i rozwinął w mediach społecznościowych. Jeśli autor coś tym samym osiągnął, to przeniesienie dyskusji z problemu zbiorowego na siebie. Prawie niezauważalnie przechodzimy ze społeczności na mowę o jednostce.

Łatwo zauważyć, że interwencja autora w „Glissandzie” i na FB ma mniej więcej podobną ilość znaków. Zaryzykuję, że może trochę więcej w mediach społecznościowych niż na oficjalnej stronie magazynu. Dlatego tym, co mnie początkowo zaskoczyło, była jadowitość kolejnych postów, jakby napisany dla „Glissanda” tekst nie był wystarczający. Wyciągam z tego pierwszy wniosek, że może autor miał o wiele więcej do powiedzenia niż to, co ostatecznie wysłał do redakcji. W ten sposób mogę zrozumieć agresję wielu jego wypowiedzi. Na początku odczytuję ten ton jako być może argumentacyjny zasób, styl agresywny, ad personam, który w dalszej części tekstu staje się bardziej pasywny, aby po osłupieniu gniewem, czytelniczka_nik zaakceptował_a argumenty, nie zwracając zbytnio uwagi na prawdę tego, co się mówi, ponieważ cała uwaga skupia się już na agresji samego wstępu. Styl taki, sądzę, udał się Filipowi Szałaskowi bardzo dobrze – od problemów, jakie stawiają Żyła i Marciniak, dyskusja przechodzi do mówienia tylko o Szałasku: co powiedział, czego nie powiedział, dlaczego powiedział to, co powiedział itp. Mamy więc do czynienia z jednym agresywnym tropem retorycznym. Inny Marciniak dałby żółtą kartkę za faul.

W tym tekście spróbuję wrócić do pomysłów, które uważam za warte dyskusji w kontekście tematów poruszonych w mediach społecznościowych i na stronie „Glissanda”, aby zostać z wami w dialogu. Bardzo się cieszę, że istnieje miejsce, żeby porozmawiać o rzeczach, które dotyczą wszystkich.

Brak czytania w czasach gorączkowego scrollowania

Żyjemy więc w czasach, gdy więcej osób chce być pisarzami niż czytelnikami. W mediach społecznościowych możemy to zjawisko natychmiast potwierdzić. Pisze się więcej niż się czyta. Widzimy tłumy ludzi, którzy nie tylko nie czytają, ale również dumnie deklarują, że nie czytają. Antyintelektualizm lewicy postępowej nie jest istotnie różny od tego skrajnej prawicy. Bardzo niezadowalająca jako punkt wyjścia do dialogu i rozczarowująca dla czytelników_niczek wydaje mi się sytuacja, w której ktoś z uznaniem w świecie krytyki muzycznej w Polsce chlubi się, że nie czyta, i że krytykuje to, czego nie przeczytał.

Uważam, że możemy wyodrębnić różne znaczenia słowa „post”. „Post” w „postmuzyczny” oznacza zjawisko, która wydaje się być częścią większej struktury, w której znajdujemy się od dziesięcioleci i która wydaje się trwać długo. Znacznie dłużej niż oczekiwano. Istnieje również „post” odnoszący się do komentarza, który pojawia się po powyższym innym komentarzu. „Post factum”, czyli to, co dzieje się po fakcie. Nie wystarczy napisać kontrowersji i opublikować jej w mediach, trzeba też – intensywnie – kontynuować z kolejnymi komentarzami, podtytułami, aby przeciwnik został przytłoczony liczbą znaków. Jednak to, co się wtedy mówi, jest czymś innym niż ten pierwotny temat. Teraz mamy do czynienia z czymś po fakcie od tego, co stało się na początku. No, stało się teraz coś innego… Paradoksalnie już nie dyskutujemy o procedurach, pomysłach czy planach. Dyskutujemy tylko o tym, czego nie ma, czyli o braku: o braku pomysłów, o braku szacunku.

Dyskutuje się zatem o braku pieniędzy, uznania, szacunku i na koniec o braku czytania. Wszystko w tej kolejności.

Więc gdzie właściwie tkwi problem? Problem polega na tym, że nie można ogłosić tego niezadowolenia rzeczywistością ani jako tekstu, ani jako dialogu, ani jako wspólnego działania. Można tylko z domu gestykulować i oskarżać ad infinitum.

Pierwsza osoba anulująca

Pierwszym anulującym lub kancelującym (ang. canceller) jest ten, kto narzuca swoje cierpienie ponad cierpienie innych, aby takim sposobem zamknąć miejsce i możliwości dialogu. Ten, kto swoim poszukiwaniem uwagi przejmuje kontrolę nad dialogiem wspólnoty.

Może dzięki mojej dysleksji (lub mojej migranckiej polszczyźnie) zawsze pamiętam tytuł piosenki Kazika w odwróconej formie: Mój ból jest lepszy niż twój. Teraz myślę, że to odwrócenie stanowi prawdziwe znaczenie utworu. Podczas gdy wielu z nas martwiło się w pierwszym miesiącu pandemii, już wtedy mówiono o czasie po pandemii (znowu ten „post”, ale wtedy okazywał się na samym początku pandemii). Kazik był jednym z nielicznych artystów, którzy stworzyli lament, swoistą piosenkę dla wszystkich, którzy umarli i umrą. Bardzo dobrze uchwycił coś znacznie więcej niż tylko krytykę polskiego establishmentu podczas pandemii. Piosenka i tony głosu odnoszą się także do braku współczucia w społeczeństwie ogólnie. Brak współczucia i brak wyobraźni dalej trwają, kiedy twierdzi się, na przykład, że nasza rola w społeczeństwie lub muzyce sprowadza się tylko do bycia podobnymi konsumentami i klientami. Brak uczciwości intelektualnej też, kiedy celem pisania jest pozbawienie autorytetu autora_autorki tekstu, który się komentuje.

Szybko i prosto: tam, gdzie nie ma wspólnoty, stoją tylko konsumenci, sprzedawcy i klienci. Istnieje kapitał, który kradnie pracę i tożsamość ludów, rozbraja wspólnoty, które współpracują z inną logiką niż logika gromadzenia i eksploatacji. Spotykamy się dziś z powrotem pewnego rodzaju myślenia politycznego, które uważa ludzkie prawa za przywilej. W czasach kryzysu dla wielu brzmi to przekonująco. Muzyka, sztuka, jak również słuchanie muzyki, pisanie o muzyce, to nie towar, ale ludzkie prawo. Kiedy w czasach kryzysu siły reakcji zaproponują dehumanizację życia i brak przyszłości (np. sloganu „There is no alternative” Thatcher, którego dalej można posłuchać wśród zwolenników wolnego rynku i zakazania prawa zdrowia kobiet/mniejszości), trzeba stanowczo walczyć za humanizację naszych relacji, naszego pisania, naszego myślenia. Humanizacja życia i antropocentryzm to nie to samo.

Punx not dead

Dla wielu to zabrzmi pretensjonalnie. Ale wydaje mi się cyniczne proponować tworzenie/odbieranie muzyki jako pewien przywilej klasowy. W każdym razie zdarza się, że niektórzy mają przywilej zdecydowania o obejściu się bez muzyki. Wielu ludzi nie ma możliwości mieć „bardziej ekologicznego i moralnego życia”. Kiedy obserwuje się, że dla wielu kobiet i mężczyzn zdobywanie wykształcenia, zdrowie i dostęp do godnego życia jest coraz trudniejsze lub niemożliwe, odrzucanie muzyki i zrównywanie jej z problemami generowanymi przez globalne ocieplenie jest równie śmieszne, jak wymaganie od ludzi cierpiących na głód, by spróbowali diety wegańskiej i bio. Kiedy istnieje potrzeba, istnieje również prawo. Ponownie, tu i tam, reakcjoniści ukrywają prawa jako przywileje. Zbiegiem okoliczności ci, którzy nie czytają, nie chcą, żeby inne czytały. Ci, którzy nie chcą, żeby inni pisali, teraz wierzą, że muzyka jest lub będzie przywilejem.

Pisanie to przede wszystkim dialog. Dialog z martwymi, dialog z samym sobą, dialog z własnymi duchami, dialog z nieznanymi czytelnikami_czkami… Uważam, że przed pisaniem najpierw leży czytanie, a potem (ale nie zawsze) potrzeba przekazywania tego jako tekstu. Pisanie jako drugorzędna forma czytania. Tym, czego nie da się skapitalizować, zgromadzić na rynku, być może byłoby czytanie jako tworzenie wspólnoty. Czytanie jako proces twórczy.

Prawdziwy akt emancypacyjny krytyki, i pisania, być może zacząłby się oderwaniem od zaszufladkowanego znaczenia niektórych słów w języku polskim. Pisanie odgrywa w tym ważną rolę i nie można tego zignorować. „Wspólnota” to wiele społeczności organizujących się poza logiką rynkową, które nie potrzebują na przykład zachodniego lub męskiego spojrzenia, aby uznać swoje istnienie. Zmiana zaczyna się, gdy społeczność zdaje sobie sprawę z jej roli jako podmiotu politycznego.

Wspólnota istnieje z tymi, którzy chcą być jej częścią, jak i z tymi, którzy się nie zgadzają. Istnieje z tymi, którzy aktywnie uczestniczą, i z tymi, którzy nie mają nadziei. Umocnienie wspólnoty następuje w momencie, gdy angażujemy się w wartościową sprawę.

Duch nowego

Argentyński pisarz Damian Tabarovsky w swojej książce z 2018 r. Fantasma de la Vanguardia (tłumaczę jako „Duch awangardy”) dyskutuje o niektórych problemach awangardy w literaturze, jej przemianie w ducha i tym, w jaki sposób przedstawia się zmiana na płaszczyźnie społecznej i artystycznej w świecie, w którym wydaje się, że wszelkie możliwości zmiany są zablokowane, utrudnione. Duch nowego działa jako zakłócenie, jako brak wydajności. Nieskuteczność, którą literatura ukazuje jako jedyną możliwość opowiedzenia tego, czego już się nie da opowiedzieć, jest niemożliwością przekształcenia się w towar. W ten sposób nie wiemy, co lub kto jest zmianą. Podróżuje awangarda – pisze Tabarovsky – jak pasażer na gapę w naszej teraźniejszości. A literaturę zawsze pisze się w chwili obecnej.

Codziennie jesteśmy świadkami krytyki muzycznej lub literatury, która w swoich celach jest postępowa lub lewicowa, ale jej sposób pisania i duma z braku czytania okazują się głęboko konserwatywne.

Tym, czego nie podzielam ani z tekstem Moniki i Krzysztofa, ani z tekstem Filipa, jest pewien ton czy też atmosfera defetyzmu, brak nadziei, brak propozycji, które dostrzegam w tle. Choć tekst Żyły i Marciniaka jest interesujący ze względu na analizę i kontekst, osadzające problemy krytyki muzycznej w rzeczywistości, z którą mierzy się społeczność czytelników, pisarzy, słuchaczy. Z drugiej strony głos Szałaska próbuje wyrazić, że nie ma tego samego sposobu odczytania problemu. Ale to wszystko. Może za szybko wspomina on głęboką ekologię Arne’ego Næssa. Szkoda, że nie było tego na początku dyskusji. Czasem nie wystarczy tylko krzyczeć i wyrażać niezgodę, czasem trzeba proponować alternatywy, plany i nadzieję na zmianę, ale to nie dzieje się w postach (post factum), a osiąga się wyłącznie konkretnym działaniem.

Jeśli niektóre z tych osób, które zaczęły pisać o muzyce po kryzysie w 2008 roku, dziś czują, że pisanie o muzyce nie ma sensu, albo że „nie potrzebują pisać, aby pisać”, albo myślą, że muzyka jako taka już nie istnieje (??? – chyba znowu etnocentryzm)… No cóż, niech odstąpią na bok i dadzą miejsce nowemu pokoleniu młodych pisarek i pisarzy, którzy nadal czują, że warto pisać o tym, czego jeszcze nie słyszeliśmy, o tym, co nas pasjonuje i ma sens. Pisanie o tym, jaką wspólnotę chcemy, jakiego rodzaju zachowania i wypowiedzi już nie są akceptowane, również stanowi część pisania o muzyce i dźwięku. Dzielimy się także wspólnym światem. Osobiście uważam, że żadne zmiany nie są możliwe w ramach logiki społeczeństwa jako amorficznej grupy konsumentów, którzy „się spotykają”. Projektowanie i dyskusje na temat tego, w jaki sposób chcemy w świecie zamieszkiwać, także stanowią część wspólnego działania. Być może trzeba dalej chodzić (i pisać), nie wiedząc, gdzie ścieżka (i papier) się kończy.

Post factum

Wczoraj (31.07.23) czytałem wiadomość jak Talibowie spalili instrumenty muzyczne w Afganistanie, twierdząc, że muzyka „powoduje zepsucie moralne”. Poczucie winy za możliwość cieszenia się czymś, czego inni odmawiają, nie pomaga nikomu, tylko być może własnemu, indywidualnemu sumieniu. Jednak, czasami, to poczucie winy może się przeradzać w empatię i siłę, by coś zmienić.

Źródło: Kelly Ng, Afghanistan: Taliban burn ‘immoral’ musical instruments, BBC News, https://www.bbc.com/news/world-asia-66357611, 31.07.2023, fot. EPA.

Maximiliano Bober

https://linktr.ee/maxbober

Email: mboberband@gmail.com

Tekst został opublikowany bez ingerencji ze strony redakcji, w formie, w jakiej został przesłany przez autora.