Po co naukom o polityce perspektywa dźwiękocentryczna?
Mija równo rok od wydania Sonic Episteme: Acoustic Resonance, Neoliberalism, and Biopolitics pióra Robin James, filozofki i badaczki muzyki popularnej. Nie jest to tekst o dźwiękach, chociaż przewijają się w nim m.in. Steve Reich, Usher, Spandau Ballet, Taylor Swift, Ed Sheeran, Harry Styles, czy Beyonce. Przy czym technika kompozytorska Reicha zajmuje dosłownie parę linijek, podczas gdy ilustracją tez zawartych w książce są muzyczne teksty popkultury i ich wybrane analizy, jak przykładowo fonografia współczesnej dźwiękowej Afro-diaspory Alexandra G. Weheliye’a. To filozoficzna podróż przez terytorium metafor dźwiękowych, które zdaniem autorki reprodukują i umacniają obecny porządek świata. Pozycja interesująca zwłaszcza w obliczu dostrzeganego zewsząd kryzysu, rozpadu, kontestowania systemów wartości, narastającego poczucia zagrożenia, dotykającego elementarnego poziomu bytu, ale też i warunków egzystencji.
Wychodząc od cytatu z Petera Pesica, który pisze w Music and Making of the Modern Science, że „Muzyka…jako pierwsza połączyła zmysły z niewidzialnym obszarem teorii matematycznych”, James zaczyna swoją krytykę od, wydawałoby się oczywistej, obserwacji na temat nadużywania terminu symfonia poza kontekstem muzycznym, zwłaszcza przez firmy działające w obszarze obróbki danych. Kiedy ilościowy opis rzeczywistości wypiera inne narracje, język muzyczny staje się narzędziem – co przebija zresztą przez całość wywodu James – nie tylko metaforą, ale właśnie narzędziem i podporą dla neoliberalnego rozumienia świata. Neoliberalna ścieżka poznania jest rozumiana przez autorkę podobnie jak tłumaczy to Mery Beth Mader – jako przejście od społecznego do matematycznego. Zdarzenia społeczne są prezentowane przez pryzmat częstości występowania, relatywnych wartości, procentów. Jako że dźwięk powszechnie kojarzy się z częstotliwością, ten rodzaj rozumienia dźwięku – oscylacji względem ciśnienia atmosfery – autorka opisuje jako rezonans akustyczny – odbicie tego, co statystyczne i matematyczne w tym, co brzmiące. Rezonans to też regularność jak przesunięcia fazowe w kompozycjach Steve Reicha, czy długości fal składowych harmonicznych. Ta regularność, wzorzec, przewidywalność, powtarzalność i struktura są też zdaniem autorki matrycą dla biopolityki – definiowanej za Foucaultem jako sfera rządzenia stylem życia jednostek – i neoliberalizmu. Obecnie to jednostka ma odegrać rolę wyznaczoną jej przez statystyczną normę. Ilościowy opis rzeczywistości przestaje być tylko opisem, a staje się właśnie tą normą. Rozkłady zmiennych, a więc sparametryzowane i zagregowane narracje życia nas wszystkich tworzą wyabstrahowany od indywidualnej kondycji człowieka wzorzec. Jesteśmy poddawani procesowi normalizacji częstotliwości, a nawet nie my, ale liczby nas opisujące. To, co pożądane i akceptowalne waha się w granicach tolerowanych odchyleń od krzywej rozkładu normalnego.
To pewien rodzaj kompresji i odcinania niepożądanych częstotliwości. Ten rodzaj normalizacji autorka uznaje za podstawowe narzędzie neoliberalizmu, który poddaje gruntownej krytyce. Założeniem liberalizmu jest równość jednostek w sferze publicznej, ponieważ różnice między ludźmi mają znaczenie tylko w sferze prywatnej. W przypadku neoliberalizmu wszyscy są równi, ponieważ wszystkie różnice zostały zaakceptowane i zintegrowane w społeczeństwie. Ten proces nazywa udomowieniem szumu (ang. domestication of noise). Daje przykład zarządzania szumem poprzez tzw. politykę wyjątków (ang. politics of exeptions), której rozumienie u James jest tożsame z oddziaływaniem kapitału społeczno-kulturowego – wiedzy, języka, sieci społecznych, stylu bycia wynikających z urodzenia się w określonym miejscu, klasie społecznej i czasie na pozycję jednostki. Wyjątki to te grupy, które mimo inwestycji ze strony rządzących nie są w stanie wejść w zakres oscylacji uznany za normę. Tych wzorców mamy wokół siebie tak wiele, że przestaliśmy pytać o sensowność ich stosowania. Społeczeństwo ma stroić, działać efektywnie, czyli harmonijnie, w odpowiednim rytmie, w odpowiednim tempie. Optyka neoliberalizmu widzi kontinuum tam, gdzie mamy do czynienia z jego brakiem. „Kiedy każdy ma zapewnione miejsce w na kontinuum społecznej normy, każdy ma szansę być lub stać się normalnym, więc jeśli nie jesteś wystarczająco normalny, oznacza to lenistwo lub patologię.”
W rozdziale pierwszym Neoliberal Noise and the Biopolitics of (Un)Cool: Acoustic Resonance as Political Economy wraz z autorką czytamy fragment wywiadu z Jacques’em Attalim z 1983 r., w którym stwierdza on: „system reprezentacji […] koncepcja porządkowania życia społecznego w oparciu o jakiś rodzaj harmonii […]te stare pojęcia obecnie ustępują bardziej statystycznej wizji rzeczywistości, makrostatystycznej i globalnej, aleatorycznej. Ta ostatnia wydaje mi się organicznie powiązana z muzyką nie-harmoniczną (z braku lepszego terminu), która opiera się o nowe zasady, w szczególności o przypadek”. James odnosi treść tej wypowiedzi do analogii, którą N. Adriana Knouf w 2016 widzi między kompozycjami algorytmicznymi, a mechanizmami rynkowymi opisywanymi z perspektywy myśli liberalnej Fredericha Hayeka.
Rozdział drugi, Universal Envoicement: Acoustic Resonance as Political Ontology koncentruje się na głosach, rytmicznych wzorach wyłaniających się z chaosmicznych interakcji. Chaosmos to rzeczywistość, w której nieład i porządek się przenikają. Tutaj punktem wyjścia jest pojęcie postdemokracji Ranicère’a. W postdemokracji jego zdaniem nie ma przestrzeni na opozycyjną niezgodę, ponieważ panuje konsensus. Oznacza to, że nie ma wykluczonych, każdy jest włączony, jako „mikrokosmos [zawieszony] w hałaśliwie wyjącej cyrkulacji i nieprzerwanej wymianie praw, mozliwości i dóbr” To właśnie jest hałas oswojony i udomowiony. Zdaniem autorki konsensus postdemokratyczny reprezentuje włączonych na zasadzie proporcjonalności. Nasz głos może więc wybrzmieć na tyle, na ile jest w stanie przebić się przez głosy pozostałych mikrokosmicznych cząstek.
W rozdziale trzecim Vibration and Diffraction: Acoustic Resonance as Materialist Ontology, znajdziemy całą sekcję poświęconą krytyce redukcjonistycznego podejścia do dzieła muzycznego, wynikającego zdaniem cytowanej w tekście Carolyn Abbate (Music-Drastic or Gnostic?, 2004) z reprezentacjonalistycznego ujęcia muzyki, studiowanej jako abstrakcyjny obiekt refleksji – z dystansu, bez zanurzenia się w rzeczywistość wykonawczą. Ta rzeczywistość wykonawcza to inne rozumienie dźwięku – nie jako symbolicznego obiektu, ale właśnie jako materialnego drgania. James ten postulat uznaje jednak za przykład procesu dostosowania muzykologii i innych nauk humanistycznych do neoliberalnych wartości dominujących na uniwersytetach, jako że rezerwuar produkowanych i analizowanych wibracji w dalszym ciągu jest siłą rzeczy mainstreamowy. Zarówno w tym rozdziale, jak i w ostatnim autorka pokazuje też sposób czytania tekstów, jako odzwierciedleń rytmów, bitów i choreografii. Tak więc sama forma narracji filozoficznej, humanistycznej i społecznej ulega udźwięcznieniu. W tym rozdziale na uwagę zasługuje też choreo-dźwiękowość (ang. choreosonics) jako praktyka nieregularnej wibracji, która przejawia się dodatkowym ruchem/dźwiękiem/sygnałem, przerywającym ustalony skrypt – jak wydłużenie frazy, jak nieoczekiwane westchnienie, jak dodana sylaba.
Czwarty rozdział, Neoliberal Sophrosyne: Acoustic Resonance as Subjectivity and Personhood, rozpoczyna interesująca diagnoza zmiany charakteru list przebojów od ciężkich brzmień pokolenia YOLO (ang. you only live once) do chilloutu i odwołania do krytyków muzyki pop, wiążących poczucie zagrożenia wynikające z atmosfery panującej w Stanach Zjednoczonych za prezydentury Donalda Trumpa ze wzrostem zapotrzebowania na leki antylękowe oraz na miękkie, łagodne i opływowe brzmienia. Chill oznacza kontrolę emocji i zdroworozsądkowe podejście – wartości, których trudno szukać w sposobie komunikowania się Donalda Trumpa ze światem. Chill jest przeciwieństwem histerii. Chill to współczesna wersja sofrozyne – platońskiego umiarkowania, a jego emanacją jest Shape of you Eda Sheerana. I o ile Platon wiąże sofrozyne z pitagorejską harmonią, współczesna sofrozyne jest oparta o statystyki. Umiarkowanie neoliberalne przejawiać się ma też w zachowaniu odpowiednim do zajmowanej w strukturze społecznej pozycji i w spokojnym tonie głosu. Ten głos jest męski. Jak pisze Anne Carson w The Gender of Sound, głos kobiecy dla starożytnych Greków nie miał sofrozyne. Aż nadchodzi rok 2014, kiedy Rebecca Solnit w eseju Men Explain Things to Me upowszechnia termin mansplaining. James podaje wiele przykładów tytułów z krzykiem kobiet na kolejnych stronach tego rozdziału. Pisze też o odczuciach kobiet na temat ich własnego głosu: za głośny, za cichy, za wysoki, za ostry… nie taki. Obserwując kolejny tydzień protestów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, nie sposób przejść obojętnie obok takiej diagnozy. Krzyk, użycie wulgarnego języka, uwypuklenie postulatów społecznych – to wszystko zaprzecza sofrozyne kobiecego głosu – to nadmiernie skompresowany głos, niczym wyraz loudness war, skoncentrowany na tych aspektach rzeczywistości, które uznawane są za wstydliwe, mniej ważne, niepriorytetowe.
Ostatni rozdział, Social Physics and Quantum Physics: Acoustic Resonance as the Model for a „Harmonious” World, jak i reszta książki ma charakter w zasadzie demaskatorski. James twierdzi, że odkrywa przed nami ukryte znaczenia i konsekwencje stojące za użyciem pojęć takich, jak: szereg harmoniczny, oscylacje, synchroniczność, czy rytm codzienności dla opisywanych przez socjofizykę mikro-wzorców zachowań. Przedmiotem analizy jest ostatni rozdział monografii Social Physics Alexa Pentlanda, traktujący o harmonijnym projektowaniu ludzko-centrycznego społeczeństwa.
Autorka przyznaje co prawda, że terminologia Pentlanda nie jest wynikiem jego inspiracji akustyką, jednak dostrzega w jego narracji cechy, które uznaje za konstytutywne dla dźwiękowej episteme: rezonans akustyczny, częstotliwości, ruch oscylacyjny, proporcje i rozkłady normalne. Najsilniej w jej wywodzie wybrzmiewa porównanie języka Pentlanda do mistyfikacji, jakiej świadkami jesteśmy, obserwując zegary z figurami wybijającymi kuranty, maskujące trzaski mechanizmu. Ta mistyfikacja czyni akceptowalną narrację, w której relacje są pochodną kontraktów opartych o ocenę wartości wymienianego kapitału. Wymieniać można też kapitał ludzki, co wiąże krytykę przedstawioną w tym rozdziale z wcześniejszymi rozważaniami o sofrozyne i głosie kobiet w przestrzeni publicznej. Kapitał ludzki i to, co z nim związane, dane osobowe i dane, które wytwarzamy to zasób, który przekazujemy korporacjom i rządom w zamian za ich usługi. Zdaniem Pentlanda (nadmiernie optymistycznym) kontrolujemy te dane, ponieważ my i tylko my możemy ocenić, czy występuje równowaga między ryzykiem związanym z ich udostępnieniem a potencjalnymi korzyściami. James pisze też w innym miejscu, o presji społecznej, która dla Pentlanda jest narzędziem normalizacji zachowań. Sama ocenia ten termin jako nawiązujący do dźwiękowej episteme, gdzie presja to właśnie oddziaływanie fali na ośrodek, w którym się rozchodzi. Budzi jednak mój opór przypisywanie przez autorkę popularyzatorom teorii strun, używającym muzycznych metafor nieświadomego umacniania supremacji białych cis-heteroseksualnych mężczyzn. Twierdzi ona, że porównania muzyczno-dźwiękowe, których używają fizycy teoretyczni, mogą posłużyć jako usprawiedliwienie dla utrwalenia obecnych struktur społecznych poprzez fakt, że jakoby odzwierciedlają one w ogóle zasady, o które opiera się wszechświat.
Zanim jednak lekko potraktujemy krytykę neoliberalizmu, polegającą na obnażeniu estetyzującej i legitymizującej funkcji akustycznego rezonansu, powinniśmy sami przed sobą odpowiedzieć na szereg pytań:
Czy akceptujemy jako harmonijne i skrojone na ludzką miarę społeczeństwo, w którym szanse kolejnych pokoleń na awans społeczny maleją?
Czy jako jednostki zgadzamy się, że nasze emocje, zachowania, decyzje i ich konsekwencje są przedmiotem mniej lub bardziej jawnej oceny w odniesieniu do określonego wzorca?
Czy znamy i rozumiemy mechanizmy, które odpowiadają za ustalenie tego wzorca?
Czy akceptujemy konsekwencje bycia nienormatywnym?
Czy na co dzień zastanawiamy się, na ile jesteśmy wyjątkowi, a w jakim stopniu podobni do pozostałych przedstawicieli(-ek) naszego gatunku?
Czy czując się bardziej wolnymi elektronami, czy częścią roju zastanawiamy się jak nasza wolność/konformizm wpływa na innych?
Z kim chcemy budować wspólnotę?
Co chcemy wypowiedzieć na swój temat?
Czy w ogóle chcemy mówić o sobie, a jeżeli tak, to dlaczego i w jaki sposób?
Sonic Episteme na pewno zachęca do krytycznego namysłu nad danymi ilościowymi, będącymi narzędziem polityki. We mnie obudziła rodzaj synestezji mentalno-wizualno-motoryczno-dźwiękowej w stosunku do wykresów ilustrujących rozwój społeczny na podobieństwo wykresów Gapmindera.
Kończąc tę recenzję, zerknęłam też do Well Tempered City autorstwa Johnatana F. P. Rose’a, poszukując tych cech dźwiękowej episteme, o których mówi Robin James. Rose używa analogii między Das Wohltemperierte Klavier a dobrze zaprojektowanym miastem przyszłości, twierdząc, że powinno ono charakteryzować się spójną wizją zarządzania i synergistycznymi politykami, być oparte o gospodarkę okrężną (tu nawiązanie do koła kwintowego), rezylientne, a więc ekologiczne, przywiązywać duże znaczenie do budowania małych wspólnot, które oferowałyby równe szanse swoim członkom oraz współodczuwające, a więc altruistyczne i stawiające w centrum dobro całej wspólnoty. Pozostaje do samodzielnej decyzji zastanowienie się, czy faktycznie dźwiękowa episteme jest zachęcającym przebraniem, w które przyoblekają się idee neoliberalne, ale też ich zmiękczone wersje, czy też dźwiękowo-muzyczne metafory i analogie są częścią naszego sposobu porządkowania rzeczywistości niezależnie od orientacji politycznej.
Justyna Anders-Morawska