Wspomnienia avant-popowe
W zakończeniu książki Ćwirowidło Damiana Kowala, z góry przepraszam za spoilery, główny bohater Daktary Wren – podcaster, aktywista, ptasiarz, fieldrekordysta z szumem w prawym uchu po pobiciu przez oprychów – tańczy na zgliszczach płonącego zakładu wrocławskich wodociągów do dobiegającej z przenośnego głośnika japońskiej, citypopowej piosenki Miki Matsubary Stay with me.
To scena godna Where is My Mind? rozbrzmiewającego w filmowej adaptacji Fight Clubu Chucka Palahniuka. Ćwirowidło dzieje się w przyszłości – w dobie kolejnych etapów postępującej apokalipsy, w rzeczywistości, w której Polska rozpadła się na szereg państw dzielnicowych. To książka, w której audiosfera, a zwłaszcza jej nasłuchiwanie i nagrywanie, zajmują bardzo ważne miejsce. Tu nawet różne czcionki odpowiadają różnym poziomom doświadczania rzeczywistości, w tym warstwowemu, kolażowemu charakterowi doświadczania piosenek – wybrzmiewających (z monologiem wewnętrznym) na słuchawkach lub w przestrzeniach publicznych. Daktary „masakruje ten utwór, tańcząc na płonących zgliszczach”, „drze się wniebogłosy, (…) zagłuszając aksamitny głos Miki Matsubary”, a tło dla jego śpiewu („r[r]efren śpiewał z teatralną przesadą”) wypełniają dźwięki płonącego biurowca. I choć na chwilę „p[p]owietrze wypełnił dźwięk strażackich syren, a kilka wozów próbowało dojechać do biurowca”, to ponieważ ludzie blokują im dostęp do budynku, to „g[g]dy weszła saksofonowa solówka, zawaliła się część trzeciego piętra. Odłamki szyb i ścian uderzyły o ziemię”.
Wszyscy (?) mamy takie wspomnienia – sytuacji, w których piosenki pop wybrzmiewały z różnych powodów w naszych uszach na niezwykłe sposoby: zaszumiane, zaglitchowane lub skompresowane do granic muzyki eksperymentalnej, wybrzmiewające w nieoczywistych przestrzeniach, odbijające się od różnych ścian, przenikające przez nie, dobiegające z dystansu, rezonujące pod mostami lub w uszach, które nietypowo ustawimy, albo w organizmach znajdujących się w nietypowych stanach.
Każdy pop może stać się dla nas avant-popem – w końcu jesteśmy kurator_kami naszych audialnych doświadczeń.
Moje własne najwcześniejsze wspomnienia tego typu wiążą się z nośnikami: głosem przechodzącym w wyższy rejestr przy zmianie prędkości odtwarzania taśmy (pamiętam np. szok zmiany głosu nagrywanego z radia w poł. lat 90. Joe Cockera), czy zaszumianiem teledysków nagranych na VHS – ich przewijaniem lub zagrywaniem. Taśma różnie znosiła te zabawy, zwłaszcza magnetofonowa taśma kaset 120-minutowych – rwała się, dając mi pierwsze porządne doświadczenia z noisem materiału / nośnika (wydaje mi się, że pamiętam, a może teraz to sobie wkręciłem, jak kiedyś zerwała mi się podczas odsłuchu któregoś z notowań LP3, na którymś z singli Madonny z Ray of Light). Do tego dochodziło słuchanie radia w podróży na UKF-ie – myślę, że w całym życiu najwięcej awangardowonoisowych wersji przebojów nasłuchałem się podróżując w dzieciństwie samochodem z Matką. Szczególnie pamiętam lato 1999 i zaszumiane w ten sposób Hijo de la Luna Mecano, które, nie pamiętam już czemu, dodano wtedy po latach (to kawałek z drugiej połowy lat 80.) do zestawu piosenek, na które można było głosować.
A. M.
*
Wspomnienia koncertów muzyki pop, które
mnie nie interesowały, ale których dźwięki
wypełniały lasy, niosły się po wodzie, itd.
Przytłumione masy wybrzmiewająego echa,
które prawie robią się ciekawe w swoich
wybrzmieniach. Ed Sheeran niosący się po Wiśle
ze Stadionu Narodowego jest dla mnie znacznie
ciekawszy niż Ed Sheeran na jakiejkolwiek
płycie. I tak jego piosenki zlewają mi się w jedno
– siedząc i śmieszkując na bulwarach słyszałam
wydźwięki songwriterskich produktów, wydo-
stające się z miejsca o co najmniej dyskusyjnej
akustyce i rezonujące w rzece i betonie. Nagle
było na czym zawiesić ucho.
Aleksandra Zagozda
*
Kiedy byłem w drugiej klasie, moja rodzina przeniosła się z wiejskiej Pennsylvanii do suburbiów Massachusetts. Nie miałem żadnej znajomości muzyki pop poza paroma płytami moich rodziców, ale kiedy znalazłem się w Massachusetts poznałem radiowy rock, najpierw w postaci Joan Jett & the Blackhearts i the J. Geils Band. Dostałem mały „boom box”, który był moim ulubionym przedmiotem na świecie – miał głośnik mono, tuner AM/FM i nagrywającą stację kaset. Nagrywałem compilacje z radia Top 40, jak pewnie wiele dzieciaków. Jedną z moich ulubionych piosenek była Goody Two Shoes Adama Anta i czujnie czekałem, żeby złapać ją na taśmie (…).
Kiedy nagrywałem z radia jakąkolwiek piosenkę, byłem wobec siebie wymagający, aby zacząć nagrywanie w ułamku sekundy pomiędzy jego zapowiedzią a tym jak zabrzmi pierwsza nuta, a także – by zatrzymać taśmę od razu kiedy utwór dobiegnie końca (w tych czasach lokalni Dje rzadziej zagadywali początki piosenek). Na koniec nagrywania Goody Two Shoes, kiedy Adam Ant zaśpiewał ostatnie „there must be something inside” i wybrzmiał ostatni akord retro 50-sowej gitary, wcisnąłem stop – zapominając, że kawałek kończył się dwoma uderzeniami w werbel. Byłem zdruzgotane – przegapiłem dwie ostatnie beaty, piosenka była niekompletna! Ale szybko znalazłem rozwiązanie: dodam te dwa uderzenia samemu. Wiedziałem, że jestem niezły w wokalnym naśladownictwie, w tym również dźwięków nie-wokalnych. Tak więc na końcu mojego nagrania, gdzie powinny być uderzenia werbla (…), po prostu zaśpiewałem je do małego, wbudowanego mikrofonu: „Dvvvff, Dvvvff…”. Uchwyciłem wszystko – od ataku, do wybrzmienia. Pewien, że płynnie dodałem zakończenie partii bębnów, przewinąłem i odsłuchałem – ku mojemu przerażeniu to w ogóle nie brzmiało jak modne brzmienie werbla – tylko jak dzieciak plujący do mikrofonu.
Michael Bullock2
*
Pływanie to nudny sport. Sposobem na urozmaicenie
wizyt na basenie może być zakup wodoodpornych
słuchawek. Takteż zrobiłam, a nagrywając spiracone
empetrójki za pomocą kabelka, przenosiłam się
w myślach do gimnazjum.
Dobrze, że do pływania wybrałam same hitowe popowe
albumy, z których znam na pamięć każdą nutkę, bowiem
okazało się, (cóż za zaskoczenie!) że mimo obietnic
producenta, przez chlupotanie wzburzonej wody tak
naprawdę nie słychać zbytwiele. Czułam się trochę, jakbym
ledwo słyszała zza jakiegoś wodospadu pojedyncze nutki
w „Jaka to melodia”, a pozostałączęść piosenki musiała
dośpiewać sobie w myślach, w rytm ruchów ramion.
Beyoncé stała się bulgoczącą królową basenu…
Słuchawki zgubiłam jakiś czas później w basenowej szatni,
teraz znowu pływam sam na sam z moimi myślami.
Kasia Lach
*
*
W 2019 fala zimna uwięziła mnie na kilka dni w Chicago.
Temperatura spadła poniżej -20 stopni, loty zostały
odwołane, a ja musiałem czekać, aż pogoda pozwoli
jednemu z moich przyjaciół mnie odebrać. Z tego powodu
znalazłem się w środku nocy na podmiejskiej stacji
kolejowej czekając w małym blaszanym budynku
na wybawienie. Nagle za oknem zobaczyłem przejeżdża-
jącego pickupa, z którego głośno leciał Hotline Bling
Drake’a – nie myśląc dużo, wyszedłem z poczekalni
idąc za dźwiękiem. Wielkie było moje rozczarowanie,
kiedy okazało się, że w aucie siedzi nadzór kolei, a jeszcze
większe, kiedy okazało się, że o tej godzinie drzwi pocze-
kalni kolejowej otwierają się tylko od środka. Pozostało
mi już tylko chodzić wokół budynku żeby nie zamarznąć
i liczyć, że znowu usłyszę Drake’a, tym razem już
z właściwego pickupa.
Jacek Knaur
*
Podziel się z nami swoim avantpopowym wspomnieniem. Przypomnij sobie własne doświadczenia. Albo stwórz nowe.
Przejdź przez miasto, centrum handlowe, albo jakąś inną wybraną przestrzeń. Opisz (rozrysuj?) nam swoje doświadczenie muzyki pop mieszającej się z innymi dźwiękami, może innymi piosenkami?
Albo,
słuchaj muzyki pop poprzez ściany, wazy, tkaniny, durszlaki, akwaria, korytarze, piwnice, torebki, szaliki, szyby, kalafior, dywany, makatki, rury, dzwonnice, buty, pokrowce, ciała innych osób, złote kable lub inne obiekty, które sprawią, że będziesz słyszeć muzykę pop na nowe sposoby. Opisz (rozrysuj?) nam swoje doświadczenia.
Albo,
znajdź sposób zaszumiania, glitchowania lub innego przekształcania brzmień popu w przestrzeniach publicznych. Opisz (rozrysuj?) nam swoje interwencje dźwiękowe.
Albo…
Albo zaproponuj nam coś jeszcze innego, co nie przychodzi nam do głowy5.
Ali Smith, How to be Both, W F Howes LTD, Leicester 2015, s. 211-215. ↩
Brandon LaBelle, Radio Memory, Errant Bodies Press, Berlin 2008, s. 74, przeł. Antoni Michnik. ↩
Michael Moorcock, The Condition of Muzak, Titan Books, London 2016, s. 28. ↩
B. LaBelle, dz. cyt., s. 59. ↩
Wspomnienia prześlij nam na facebooku, instagramie, lub na skrzynkę antoni.michnik@glissando.pl. Będziemy ten tekst aktualizować. ↩