Brzmienia ziemi jałowej – 18. Przegląd Sztuki SURVIVAL | Wasteland

Marcelina Werner / 7 paź 2020

Tłum ludzi kierujący się pod bramę wrocławskiego Portu Miejskiego, to raczej rzadki widok. W szczególności dla mieszkańców Nadodrza, dzielnicy budzącej niegdyś niepokój wyglądem kamienic z widocznymi pozostałościami po strzałach oddawanych tu podczas wojny. Dziś stoi ona kawiarniami przyciągającymi instagramerów, kuchnią dla ambitnych, drobnymi galeriami sztuki czy rzemieślniczymi pracowniami, gdzie wrocławianie mogą próbować swoich sił w szyciu i rozpruwaniu.

Zwykle SURVIVAL oznaczał początek wakacji. Z wiadomych przyczyn tegoroczna edycja festiwalu musiała zostać przesunięta. Chłodniejsze poranki i szybciej zmierzchające niebo nie odstraszyły jednak społeczności głodnej eksplorowania kolejnej, niedostępnej na co dzień lokalizacji na mapie miasta. Po przejściu przez bramę, czekał nas piętnastominutowy spacer po kostce brukowej, ze zwisającymi nad głową stalowymi konstrukcjami pobliskiej elektrociepłowni. Po lewej – Port Miejski, po prawej – niekończące się nabrzeże z hałdami węgla. Pomiędzy znakami wskazującymi drogę do celu – samochody dostawcze przybywające do tutejszych rozładowni. I jest! Czarno-czerwona chorągiew z tegorocznym logo festiwalu. Jeszcze tylko pomiar temperatury i można zaczynać survivalowy urbex w przepompowni ścieków (dawniej: Am Zehldenberg), normalnie niedostępnej publicznie. Jest to powstały w latach 1898–1901 kompleks przemysłowych budynków, zaprojektowany przez wrocławskich architektów Richarda Plüddemanna i Karla Klimma.

Tegorocznym hasłem, wybranym przez kuratorów stało się: „Wasteland” w nawiązaniu do poematu Ziemia jałowa, autorstwa Thomasa Stearnsa Eliota. Znacząco wybrzmiewało ono w kontekście odkrywanych krok po kroku przy Kleczkowskiej 52 instalacji, których tematyka w dużej mierze wiązała się z zagadnieniem silnie oddziałującym na świadomość i wrażliwość w kwestii środowiska – katastrofą klimatyczną. Wątek ten był wspólnym mianownikiem łączącym wszystkie wydarzenia towarzyszące odbywające się przez cały czas trwania festiwalu. Wśród nich Scena Społeczna, czyli seria debat online dotyczących zmian klimatu w kręgu osób związanych z kulturą, specyfiki organizacji eventów i odpowiedzialności artystów w czasach globalnego ocieplenia. „Spotkania w internecie” były prawdopodobnie jedynymi, na które nie trzeba było oczekiwać w meandrycznych kolejkach tworzących się – oczywiście z odstępami – przed wejściem na teren przepompowni. Na resztę wydarzeń, w tym performansów, obowiązywały zapisy; miejsca zniknęły już na początku września, sporo przed startem SURVIVALU. Czas oczekiwania na wejście na teren festiwalu wahał się od kilkunastu minut, do półtorej godziny w piątek wieczorem (!). Wynikało to głównie ze względu na ograniczenie liczby osób w halach udostępnionych dla festiwalowiczów. Otrzymanie żetonu wstępu po mozolnym zbliżaniu się do celu i uprzedniej dezynfekcji rąk równało się z pewną ekscytacją.

Scena dźwiękowa znajdowała się tuż, tuż. Aby ją odkryć, należało skierować się na pierwsze piętro jednej z hal, gdzie w jednym z mniejszych pomieszczeń znajdowała się instalacja dźwiękowa Zorki Wollny i Christiny Schörkhuber z monologiem Anny Clementi. The Wind under the Door to siedmiominutowa kompozycja dźwiękowa będąca interpretacją drugiej części Ziemi jałowej Eliota – Partii Szachów. Wykorzystane zostały tam nagrania z warsztatów Lullabies to Wake Up, prowadzonych przez Zorkę Wollny w 2019 roku. Warstwę dźwiękową tworzyły śpiew, szepty i krótkie sygnały głosowe, które miały wygaszać stany lękowe nachodzące człowieka o różnych porach dnia i nocy. W pomieszczeniu z wysokimi do sufitu stalowymi regałami, zainstalowano głośniki w jego czterech kątach. Jako jedyne pozbawione było jakiejkolwiek błyskotki wizualnej, która pozwoliłaby na rozproszenie aktywnego nasłuchiwania. Akustyka przestrzeni wydawała się z początku bardzo niepozorna – kompozycję było słychać dopiero przy drzwiach do niej zapraszających. Rytm na pięć, motorycznie wplatający się w linię monologu, w połączeniu z wybrzmiewającym pogłosem metalu i małym metrażem otaczającej przestrzeni, wprawiał mnie w zakłopotanie. Poczucie, że jest się sam na sam z subtelnym, choć przejmującym głosem i ciężar treści wypowiedzi, wyprowadziły mnie z własnej strefy komfortu. Odczułam pewien dysonans. Kompozycja Wollny i Schörkhuber, to zarówno spokój, jak i strach. Jednak kto wszedł, zaproszony przez kobiecy głos, zostawał na dłużej.

fot. Małgorzata Kujda

Do hali pomp podczas trwania całego festiwalu zaglądałam parokrotnie o różnych porach dnia i nocy. Nic dziwnego, że spora większość oczekujących wybierała to miejsce jako punkt startowy survivalowych doznań estetycznych. Ogrom przestrzeni, wykończonej czerwoną posadzką i żółtymi ceramicznymi płytkami robił wrażenie nie tylko od strony wizualnej, ale także możliwościami akustycznymi, jakie ze sobą niesie. Na drzwiach hali widniał wymowny znak z prośbą o ciszę, bijąc po oczach kolorem czerwonym. Przed zabytkowymi pompami parowo-tłokowymi z początku XX wieku umieszczono siedem nieregularnych naczyń ceramicznych sporej wielkości o wabiącym, kobaltowym kolorze. Parę metrów nad nimi znajdowała się suwnica z oplatającymi ją grubymi hakami i łańcuchami. Co chwilę można było ujrzeć spadające krople, które wpadając do rezonatorów, wybrzmiewały każda na swój sposób.

Instalacja Przestrzeń wyobraźni dźwiękowej Alicji Patanowskiej, choć mogła wydawać się prosta konceptualnie, stwarzała pożądaną w dzisiejszych czasach okazję do bycia tu i teraz w stylu slow. Termin „wyobraźni dźwiękowej” to pojęcie, do którego odwoływał się sam Eliot. Należy rozumieć je jako intuicyjne odczuwanie dźwięku, jako części kultury – podają w opisie organizatorzy festiwalu. W zależności od własnego położenia, czy to krążąc wokół przyciągającej oczy i uszy ceramiki, czy też zbliżając się, bądź oddalając się od niej, brzmienie zmieniało swój charakter. Elementem kluczowym dla instalacji był dwunastosekundowy pogłos, który mniej lub bardziej eksponował odgłosy kapiącej wody, w zależności od pory dnia, ale i ilości osób w hali. Audiosfera tego miejsca obfitowała także w szum drzew i przejeżdżające od czasu do czasu pociągi. Niewątpliwie, instalacja była jedną z najchętniej odwiedzanych i fotografowanych podczas festiwalu. Zdjęcie własnych butów ułożonych prostopadle do skrawka kobaltowej misy stało się w tym roku „must have” każdego festiwalowicza. Może też bardzo minimalistyczny wygląd pracy magnetyzował zwiedzających w zestawieniu z mocną, kontrastującą przestrzenią hali. Nie bez powodu to właśnie Przestrzeni wyobraźni dźwiękowej została przyznana nagroda publiczności.

W dalszej części hali, w oryginalnej, solidnej obudowie rur, znajdowała się trzecia i ostatnia z instalacji należących do sceny dźwiękowej tegorocznego SURVIVALU. The Resonance of Waste Charlotte Biszewski i Sarah Epping tworzył ukrywający się za papierową membraną głośnik wykorzystujący fragmenty nagrań terenowych. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że membrana wykonana została z wodorostów zbierających się w ogromnych ilościach co roku na Bałtyku. Akumulują one w sobie dużo zanieczyszczeń, z którymi, jak wiadomo, globalnie mamy coraz większe problemy. Co kwadrans odtwarzane były nagrane odgłosy bielenia papieru na wrocławskich Złotnikach, operacji dość dla środowiska nieobojętnej. Zlewają się z kroplami z instalacji obok, cały proces ulega zapętleniu.

To coś na wzór procesów cywilizacyjnych, które trwają cały czas, a rzadko kiedy zwraca się na nie uwagę – jak wspomniał podczas jednego ze spotkań towarzyszących festiwalowi, kurator sceny dźwiękowej Daniel Brożek. The Resonance of Waste stanowi prawdziwy manifest ekologizmu. Odwiedzający halę pomp często eksplorowali instalację w dość dogłębny sposób, odgarniając membranę i zaglądając do budowy głośnika, jakby czekali na „coś więcej”. Znalazł się i śmiałek dekonstruujący ją poprzez całkowite ściągnięcie, obejrzenie z dwóch stron i ponowną jej aplikację na miejsce. Nie do końca świadomy odbiór przyprawiał o szybsze bicie serca. Ludzie rzadko kiedy nasłuchiwali, a raczej obserwowali „co się stanie dalej”, jakby bez zrozumienia zachodzącego tu procesu. O ironio, sytuacja ta jest w pewnym sensie analogiczna do podejścia wypierającego jakiekolwiek przesłanki o katastrofie klimatycznej.

fot. Jerzy Wypych

Choć zrealizowana parę miesięcy później i w zupełnie innym stylu (ze względu na pandemię) tegoroczna edycja SURVIVAL-u pozwoliła na chwile festiwalowej beztroski, której, jak sądzę, mogło brakować większości z nas. Co istotne – charakterystyka instalacji związana była z ważnymi, acz nierzadko bagatelizowanymi zagadnieniami dotyczącymi środowiska i jego stopniowej degradacji, fałszywego ekologizmu czy nadmiernego konsumpcjonizmu. Uświadamianie w tych kwestiach jest cały czas potrzebne. Tym bardziej w formie wątku przewodniego festiwalu, na który ciągnęły tłumy. Co najważniejsze – zorganizowany został w bezpiecznych warunkach z uwzględnieniem ograniczeń liczby osób w halach przepompowni. Na zakończenie chciałoby się powiedzieć: „Lato, trwaj!”, lecz póki co pozostaje nam tylko przeczekać ten czas spadających liści i nasłuchiwać.