Carl Michael von Hauswollf, występ zawierający sonifikację wirusów podczas Sanatorium Dźwięku 2019, fot. Piort Jaxa
Numer 36 / 2019

O wirusach, energii i hipnagogii. Carl Michael von Hausswolff w rozmowie z Michałem Liberą

Michał Libera
O wirusach, energii i hipnagogii. Wywiad Michała Libery z Carlem Michaelem von Hausswolffem o pracy nad kompozycją zamówioną w ramach projektu Musica Sanae, która opiera się na sonifikacji łańcucha DNA wirusa HIV

 

Mam wrażenie, że w wielu muzycznych projektach na temat medycyny milcząco przyjmuje się założenie, że ich wspólnym przedmiotem jest zawsze ciało – chore albo zdrowe, w całości lub zdefragmentowane, dysfunkcyjne bądź właśnie w pełni skoordynowane. Wirusy, którymi się zajmujesz, dostarczają nieco innej perspektywy, może nieco bardziej abstrakcyjnej czy przynajmniej – bezcielesnej. Nie ma przecież nawet zgody co do tego, czy wirusy są żywe, czy nie… Czego się o nich dowiedziałeś podczas swojego projektu, nie wyłączając współpracy z naukowcami?

W połowie lat 80., jeszcze w Göteborgu, spotykałem się ze znajomym immunologiem, Cecilem C. Czerkinskim, który pracował wówczas w szpitalu uniwersyteckim Sahlgrenska, na oddziale mikrobiologii. Podczas niekończących się kolacji rozmawialiśmy o wirusach i rozważaliśmy utopijną wizję zastosowania dźwięku wirusów jako leku na choroby wywoływane wirusami. Bywałem u niego na oddziale, gdzie ciągle rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób przybliżyć się do naszego celu – rozważaliśmy także inne dziedziny jego aktywności, jak chociażby schistosomatozę (znaną także jako przywra krwi). Kreatywni naukowcy mają szalone pomysły i czasem udaje im się używać ich w sposób, w jaki swoje pomysły wykorzystują artyści. Czerkinski jest jednym z takich badaczy – raz nawet zorganizowaliśmy wystawę opartą na jego pomysłach. Nie miał jednak łatwego życia na oddziale. Jego koledzy myśleli, że jest wariatem i pozwalali mu tam zostać tylko ze względu na niezaprzeczalne osiągnięcia w dziedzinie immunologii. Myślę, że też trochę mu zazdrościli.

W tych czasach, w połowie lat 80., wszyscy mówili o HIV, wielu naszych przyjaciół w świecie sztuki i muzyki umierało właśnie z tego powodu, więc poświęcenie uwagi temu zjawisku wydawało się nie tylko naturalne, ale i konieczne. Niedługo później jednak przeprowadziłem się do Sztokholmu. Cecil również wyjechał z Göteborgu i wszystko przycichło do czasu, kiedy Daniela Zyman, kuratorka z wiedeńskiego TBA21, zapytała mnie, czy nie mam jakichś pomysłów wiążących muzykę i chorobę. A później przyszło zaproszenie do udziału w Musica Sanae. Szybko skontaktowałem się z Hansem Wigzellem, immunologiem ze Sztokholmu. Tym razem jednak bardziej interesowało mnie potraktowanie wirusów jako instrumentu muzycznego, ponieważ pomysł na homeopatię dźwiękową wydawał się nieco zbyt ambitny, jak na tę okazję. Na umówionym spotkaniu pojawili się także fotograf i specjalista w dziedzinie mikroskopii – Rolf Nybom, mikrobiolog Lennart T. Svensson i fizyk zajmujący się teorią kwantową, Hans Wiksell [sic! Hans Wigzell i Hans Wiksell to dwie różne osoby – przyp. red.] – i szybko powróciła idea praktycznego wykorzystania dźwięku wirusów. Svensson skontaktował mnie z Johanem Nordgrenem z uniwersytetu w Linköping (Oddział Wirusologii Molekularnej na Wydziale Mikrobiologii), który na dobry początek przekazał mi kilka łańcuchów DNA/RNA, żebym mógł zobaczyć, o czym mówimy.

Obecnie łańcuchy te są dla mnie tylko narzędziami kompozytorskimi, a więc wszystko jest nadal dość abstrakcyjne i konceptualne. Ale już samo to doświadczenie nauczyło mnie dużo na temat tego, jak bardzo są one różne, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie. Fascynuje mnie to, jak się zachowują, jak się rozwijają. Już te dwa poziomy mogą być punktem wyjścia ich klasyfikacji. Oczywiście same łańcuchy różnią się także długością i strukturą. Może nie jest to oczywiste, kiedy się na nie patrzy, ale gdy tylko zacznie się podkładać dźwięki pod kodony U, C, A i G, różnice ukazują się od razu. Wtedy też zaczynasz rozumieć, że znajdują się gdzieś między życiem a śmiercią, jak zombie. Na razie pracowałem tylko z wirusami HIV, HSV (opryszczka pospolita) oraz grypy, ale mam nadzieję, że niedługo zaczniemy wykorzystywać ich widmo emisyjne za pomocą specjalnych spektroskopów emisyjnych 1 i innych narzędzi, których używałem już wcześniej, ale tylko w przypadkach nieruchomych materiałów, takich jak popiół czy ziemia.

Carl Michael von Hauswollf, występ zawierający sonifikację wirusów podczas Sanatorium Dźwięku 2019, fot. Piort Jaxa

Carl Michael von Hauswollf, występ zawierający sonifikację wirusów podczas Sanatorium Dźwięku 2019, fot. Piort Jaxa

Mówimy tutaj o sonifikacji, o której w #36 Glissanda pisze Dorota Błaszczak – procesie nadawania danym, zazwyczaj numerycznym, tożsamości dźwiękowej. Czy myślisz, że słuchanie wirusa HIV może dać nam całkowicie intuicyjne zrozumienie tego, czym on jest? Wszak tylko niewielu z nas wie, w jaki sposób ten wirus się zachowuje lub jak dokonuje się jego rozwój…

Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek mógł intuicyjnie zrozumieć, o czym jest kompozycja, nad którą pracuję. Potrzeba tytułu, aby coś zacząć rozumieć. Ale kiedy już się go pozna i dowie, co słyszy, z pewnością można nabrać nieco innej perspektywy rozumienia wirusa. Myślę, że można by wykorzystywać takie prace w szkołach jako narzędzia heurystyczne w celu dostarczenia szerszej perspektywy pojmowania wirusów. Jeśli w następnym kroku uda mi się włączyć w kompozycję samą energię wirusów, stanie się ona z pewnością bardziej organiczna, a może nawet i bardziej zrozumiała „na ucho”. A może stanie się bardziej rzeczywista.

Rzeczywista” to symptomatyczna kategoria. Masz duże doświadczenie w różnego rodzaju sonifikacjach – czy to właśnie rzeczywistości poszukujesz, kiedy decydujesz się na zastosowanie tej metody?

Faktycznie wiele razy zdarzyło mi się poszukiwać duszy w ciałach stałych czy postaciach dźwiękowych (ang. sonic personae 2 ). Zastanawiałem się, w jaki sposób mogę nawiązać współpracę z elementem, który z pewnością w jakiś sposób jest żywy. Kilka razy zdarzyło mi się używać wspomnianej wcześniej spektroskopii emisyjnej w celu wydobycia kombinacji częstotliwości, jakie są właściwością danego przedmiotu czy zjawiska. Dzięki tej metodzie można mieć wgląd w energię emitowaną przez fizyczne elementy poprzez ich dokładne przeskanowanie. Następnie tę energię można przełożyć na słyszalny dźwięk. Technologią odpowiednią do przeprowadzenia takiego eksperymentu dysponują duże uniwersytety. Użyłem tej techniki w utworze Cemeterio del Norte, do stworzenia którego posłużyłem się ziemią z cmentarza w Montevideo. Podobnie było w Still Life – Requiem, w którym wykorzystałem popiół z nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Polsce 3, a także w przypadku muzyki do filmu Golden Days (Remedios, Colombia 2012), w tworzeniu której pracowałem z pyłem z kopalni złota w górach niedaleko Medellín. Z kolei w projekcie Dark Morph, który współtworzę z Jónsim z Sigur Rós, używamy nagrań z południowego Pacyfiku (Fidżi i Tonga), poszukując wspólnego rdzenia dźwiękowego, który łączyłby ptaki, ludzi i ssaki morskie, a który potencjalnie mógłby stać się platformą wymiany pomiędzy nami wszystkimi. Przez wiele lat pracowałem też z Michaelem Esposito nad „głosami z tamtego świata”. Izolujemy i wzmacniamy niewyjaśnione „dziwności” znajdowane przez nas w naszych autorskich nagraniach. To wszystko mogę sprowadzić do jednego pytania: czym jest życie? W jaki sposób możemy się o nim dowiedzieć więcej, niż wiemy obecnie? Czym jest energia i czy faktycznie istnieje coś takiego jak matergia 4?

Duże pytania. I sporo ich. Spróbujmy więc po kolei – jak bardzo powściągliwy jesteś w obserwowaniu tego życia? Czy mając dane, po prostu ubierasz je w dźwięk, by tym samym poszukać ich rzeczywistości? Czy wykorzystujesz je jak zwyczajny materiał do kompozycji?

Jako artysta mogę sobie pozwolić na powiedzenie wszystkiego, choć nic z tego nie musi być oparte na dowodzie naukowym. I wszystko, co mówię, należy brać jako wypowiedź artysty, za którą stoi jego wyobraźnia. Zawsze byłem w tej sprawie bardzo jednoznaczny – nie jestem naukowcem. Każdy dźwięk może zostać przekonwertowany, zmutowany, przestrojony, pomniejszony i przeobrażony w coś, co może się potem stać narzędziem kompozytorskim.

Ale ja pytam cię jako artystę, nie jako naukowca. Jak dużo energii w tym, co słyszymy, pochodzi od wirusa, a jak dużo od ciebie?

Zaczynam od nagrania obiektu. Potem go w dużej mierze przekształcam – głównie w wymiarze tempa i wysokości dźwięku. Czasem dodaję pogłos. Następnie zaczynam komponować różne części w jedną całość, i to jest pewnie ta moja energia, o którą pytasz. To moje wybory i decyzje budują kompozycję. Zwłaszcza podczas koncertu – wtedy zawsze jest nieco inna akustyka, inna przestrzeń, więc czasem w celu skalibrowania utworu, dostrojenia go do danego miejsca, używam dodatkowych fal prostych.

Wróćmy więc do tej energii, o której mówiliśmy wcześniej. A także do matergii. Zadam to pytanie wprost: w jaki sposób znajdujesz życie w popiele z obozu koncentracyjnego?

Mogę tylko żywić określone przekonania. Myślę, że nie różnię się tutaj od większości ludzi – nie mam pojęcia, czym jest życie, kiedy się zaczyna i kiedy kończy. Jestem zainteresowany jego energią i tym, czy ma ona jakiś zakres. Myślę, że nazywam energią to, co ludzie przez wieki nazywali duszą. I tak, wierzę w to, że coś zostaje w tych miejscach, w których ludzie cierpieli tak bardzo jak w nazistowskich obozach koncentracyjnych, w których byli torturowani i mordowani. Ta energia może zostać ujęta jako dźwięk lub jako obraz, i pewnie artyści mogą ją unaocznić – ukazać, że coś z tych tragedii zostało w tych miejscach. A może nawet mogą uchronić nas przed powtórzeniem tych samych błędów.

Ciekawe wydaje mi się to, że ta dusza, o której mówisz, ma w dużym stopniu materialistyczne podstawy – przecież dostęp do niej mamy przez mierzalną metodę stereoskopii.

Tutaj też myślę, że moje poglądy nie odbiegają od poglądów większości – wszystko jest energią. Czasem jest ona widoczna, czasem słyszalna, a czasem tylko przeczuwalna. Ciągle jest na świecie tyle rzeczy, o których nie mamy pojęcia – czym są, dlaczego są, jak działają? Stara idea wszechmogącego Boga będzie się zmieniała – oczywiście jeśli świat, który znamy, przetrwa – i ta zmiana doprowadzi pewnie do wniosku, że od początku wiara w Boga była wyrazem potrzeby wsparcia w strachu, miłości, nienawiści itp., a przy okazji stała się narzędziem kontrolowania społeczeństwa. Jeśli przyjmiemy mniej tendencyjny punkt widzenia, zobaczymy, że mikro- i makrokosmosy tylko pogłębiają nasze rozumienie tego, czym jest życie i śmierć. A pytania o to, czym jest magia pozostaną. Podobnie jak to, czym jest koincydencja… Wola… Władza… Przeczucie…

Jednak wiele osiągnięć technologicznych i naukowych było skierowanych przeciwko religii i magii.

200 lat temu nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jak będzie wyglądała dziś muzyka. I jak bardzo różnorodnym będzie językiem. Nadal mamy wiele obszarów, w których czujemy, że dużo można jeszcze zrobić, wiele się dowiedzieć. Magia (o ile wiem, ze względu na siłę woli) oraz nauka zawsze szły ramię w ramię, nawet jeśli rzadko kiedy zgadzały się ze sobą. Sztuka również była wspierana przez, a także sama wspierała naukę. Z pewnością w przyszłości będziemy wiedzieć więcej, niż wiemy dziś i wiedza ta naprowadzi nas na kolejne pola niewiedzy. Zastanawiam się na przykład, czy będziemy zdolni do życia bez ciał, a także czy dzięki temu uda nam się podróżować w przestrzeni szybciej i bardziej swobodnie niż dziś. Być może hipnagogia 5 jest stanem przejściowym, dzięki któremu możemy sobie to wyobrazić już dziś? A może pomogą nam słowa Briona Gysina – kiedyś powiedział przecież, że „jesteśmy tutaj po to, aby stąd odejść” (ang. We’re here to go).

Wyobrażasz sobie muzykę i słuchanie w takim bezcielesnym świecie? Oznaczałoby to opuszczenie sfery akustyki – bez uszu, bez pomieszczeń… Przecież tak właśnie słuchamy w stanach hipnagogii. Ciekawe, czy bylibyśmy wtedy całkowicie bezbronni wobec dźwięku? Czy bylibyśmy nań jeszcze bardziej otwarci i w związku z tym narażeni na utratę zdrowia bądź bezcielesnego życia?

Hipnagogi, muzyka i wirusy mają pewien wspólny mianownik – żadne z nich nie jest rozumiane jako twór w 100% ożywiony. Dołóżmy do tego jeszcze inne zjawiska i zobaczmy, co się stanie. Weźmy esencję oliwy z oliwek, składowe rtęci czy odłamki kamienia. Ostatecznym powodem, dla którego gram koncerty, jest uzyskanie tego stanu bycia całkowicie zaabsorbowanym w kompozycję – porzucenia słuchania i zatopienia się w tym, co się dzieje. Przedłużeniem tego stanu mogłoby być opuszczenie mojego ciała. To utopia, wiem – wiem również, że wielu ją artykułowało przede mną, ale nadal jest to znakomity warunek brzegowy życia, dający interesującą perspektywę.

Wiesz, że mnie będzie to najbardziej interesowało ze względu na muzykę i medycynę przyszłości… Jeśli nie ma już ciała – co ona leczy? Jak wygląda patologia słuchu? Co wtedy atakują wirusy i czy mogą zaatakować nasz bezcielesny aparat słuchowy?

Przecież wirus może być ideą, nie musi być fizyczny. William S. Burroughs mówił , że „język jest wirusem”, a więc przypuszczalnie jakimś rodzajem przekaźnika. Ale nie musi być czymś, co daje się dotknąć, nie musi mieć fizycznego charakteru.

Życie bez ciała jest też realizacją wielu awangardowych postulatów – np. dźwięku kompletnie nieograniczonego, swobodnego. Sto lat mija, a my nadal mówimy o tej utopii.

Tak, wolność od ciała to stary pomysł. Guru w Himalajach od dawna byli w stanie oddzielić jedno od drugiego. Nam na Zachodzie jednak bliżej dziś chyba do ciał. Może daliśmy się oszukać przez aspirujących papieskich szarlatanów zamiast uczyć się od szamanów, guru i mistrzów zen.

Carl Michael von Hausswolff jest kompozytorem, artystą wizualnym, kuratorem a także królem Elgaland-Vargaland. Tę ostatnią funkcję dzieli z Leifem Elggrenem.

  1. Urządzenia badające tzw. widmo emisyjne pierwiastka chemicznego. Jest ono zmienne w momentach transformacji wysokiej energii danego atomu w niską lub na odwrót [przyp. red.]. 

  2. Pojęcie „sonic persona” jest także odniesieniem do twórczości Holgera Schulze zajmującego się antropologią dźwięku i badającego (głównie) literackie przejawy wychodzenia ludzi poza codzienne ograniczenia aparatów mowy i słuchu, por. H. Schulze, The Sonic Persona. An Anthropology of Sound, Bloomsbery, New York 2018 [przyp. red.]. 

  3. Chodzi o KL Majdanek – niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady w Lublinie [przyp. red.]. 

  4. Matergia (eag. mattergy) – stan nierozróżnialności materii i energii [przyp. red.].  

  5. Hipnagogia – stan pomiędzy jawą a snem charakteryzujący się szczególnymi halucynacjami będącymi pomiędzy snem a śnieniem na jawie [przyp. red.].