Fizyczne ślady krążenia – o wystawie Anny Zaradny „Rondo znaczy koło”

Justyna Stasiowska / 19 paź 2016
zaradny_bunkier_2

Anna Zaradny, widok wystawy „Rondo znaczy koło”, 2016, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie, fot. Grzegorz Mart / Studio FilmLove

Every picture has its shadows
And it has some source of light
Blindness blindness and sight
The perils of benefactors
The blessings of parasites
Blindness blindness and sight
                              Joni Mitchell Shadows and Light

Wystawa Rondo znaczy koło zbiera i porządkuje prace Anny Zaradny, ukazując poczet świętych inspirujących artystkę, niemal jako zbiór figur, do których się modli. Układ przestrzenny wystawy, umieszczonej na pierwszym piętrze Bunkra Sztuki, wykorzystuje podział na dwa pomieszczenia wprowadzając dualizm ciemności pierwszej sali i zalania jasnością drugiej, w której niedawno odsłonięte okna i biel ścian budują dynamikę doświadczenia. Poszczególne prace nie łączą się w spójny argument czy tezę o kole, ale prezentują różne aspekty wskazując na niemal paranoiczne (albo gnostyckie) dostrzeganie powtarzalnego kształtu w chaosie kosmosu. Obiekty w instalacji nie pozwalają dostrzec siebie w prosty sposób, ukrywają się przed polem widzianego, podważają możliwość poznania wzrokowego. Każdorazowo trzeba przebyć określoną drogę, fizycznie dostosować się do obiektu lub wejść w niego, aby móc cokolwiek zobaczyć. Gra z widzianym/niewidzianym pozwala artystce na wprowadzenie w dramaturgię wystawy poznania opartego na innych zmysłach oraz doświadczenia obiektów jako drogi, czyli „ścieżki pielgrzyma” jak pisze artystka.

W przestrzeń wystawy Anny Zaradny wchodzi się jak w mury klasztoru. Schody prowadzą do ciemnego pomieszczenia, które zalewa światło prześwitujące przez wycięte w ścianie dziury. Po wejściu i przybliżeniu się do świetlistej mandali CAN’T ILLUMINATION dostrzega się drewniane odpadki, kawałki ściany i pył – resztki procesu wyznaczania koła. Dostrzeganie pozostałości działania wytwarzającego obiekty wydaje się najciekawsze w proponowanej podróży w powtarzalność i cykliczność zjawisk uchwyconych przez media. Dramaturgia doświadczenia u Zaradny stanowi jeden z najciekawszych elementów połączenia sztuk wizualnych z dźwiękiem. Ważne w kontekście wystawiania i tworzenia sound artu jest radykalne podważenie dystynkcji gatunków sztuki w wystawie, ponieważ światło nie tyle łączy się tutaj z dźwiękiem, co stanowi jeden z jego przejawów wymagający określonego instrumentarium.

Świetlista mandala powiela układ instalacji Najsłodszy dźwięk krążącego firmamentu odwołujący się do wizji Hildegardy z Bingen, w których mikrokosmos człowieka stanowi odbicie harmonii świata. Podchodzi się do niej niczym do kościelnej rozety emanującej blaskiem i przyciągającej pięknem. Pomieszczenie zalewają snopy dźwięku, a nie światła jak w CAN’T ILLUMINATION.  Zloopowane głosy pieśni wydają się falą wciągającą do wnętrza zawieszonego koła. W ciemnej przestrzeni widać jedynie zarys głośników i kabli, źródło (technologia produkująca odbierany efekt) jest ukryte przed porządkiem widzianego, podobnie reflektory zostały schowane w ścianie w świetlistej mandali.

zaradny_bunkier_1

Anna Zaradny, „Najsłodszy dźwięk krążącego firmamentu”, instalacja dźwiękowa, 2011, wystawa „Rondo znaczy koło”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie, 2016, fot. Grzegorz Mart / Studio FilmLove

Odbiorca zostaje od samego początku ustawiony w roli adepta, który musi przebyć określoną drogę. Przechodzimy w ciemności do kolejnej przestrzeni, która całkowicie została zalana światłem i świetlnymi obiektami. Podział sal na pogrążoną w ciemności, pozbawioną galeryjnego oświetlenia negację white box i odsłaniające materialność Bunkra Sztuki pomieszczenia wypełnione światłem tworzy dynamiczny rozdział przestrzeni. Wchodzimy i widzimy projekcje rzutu architektonicznego nakładającego się na notacje. W RZUCIE kolista struktura budynku odczytana jako notacja muzyczna zdaje się pokazywać twórczy potencjał punktu widzenia. Warto w tym kontekście skupić się na opisie dzieł zawartym w programie, który przypomina precyzyjne nakładanie znaczeń nie tyle pozbawiając wątpliwości, co zmuszając do wielowymiarowego postrzegania prac.

Znajdująca się obok rzutu architektonicznego projekcja prezentuje rytm wschodu i zachodu słońca, a połączenie jej z delikatnym elektronicznym brzmieniem tworzy wrażenie wyłaniającej się wizualnie i dźwiękowo harmonicznej struktury koła. Koło staje się ulotną chwilą, pełnią niemożliwą do uchwycenia. Stojąc naprzeciw wyświetlanych dwóch faz ciała niebieskiego za plecami mamy potężną wyrwę w ścianie. Ingerencja w budynek i tkankę przestrzeni wydaje się efektem przebicia się światła przez stabilną materialność ściany. Ciężar gipsu, rozharatana sklejka wprowadzają kolejną grę między konkretnym a ulotnym jak w konstrukcji Lutosławski Cut. Połączone ze sobą betonowe rury ustawione są na mocowaniach, a odbiorca musi przykucnąć, aby zobaczyć w ich wnętrzu projekcje. Wykadrowany obraz gestu dyrygenta został zapętlony – obserwujemy czarno-białe nagranie dłoni wykonującej stanowcze ruchy przecinające powietrze z dużą siłą. Umieszczenie filmu w betonowym tunelu stanowi rodzaj artystycznej pracy ze światłem na dwóch poziomach: fizycznego aspektu funkcjonowania medium, czyli kontekstu prezentacji programującej odbiór oraz czasowości nagrania, czyli zaprezentowaniu wycinka występu dyrygenta. Oglądamy tylko powtarzający się ruch rąk, który staje się performansem samym w sobie.

W ujęciu Zaradny światło stanowi naturalny fenomen, który odczuwalny jest zarówno fizycznie, jak i stanowi problem w naukowym poznaniu. Zestawienie twardej materialności betonu i drewna z lekkością światła nie opiera się na kontraście, ale transformacji jednej substancji w drugą. Zagęszczenie i rozrzedzenie materii staje się szczególnie odczuwalne w instalacji Pracownia, czyli głośnika z płynem nienewtonowskim. Skrobia połączona z wodą rozlewa się we wnętrzu zmieniając gęstość zależnie od ingerencji człowieka. Przypomina koło do rzeźbienia w glinie, lecz zachowuje się inaczej – rozpada się, gdy próbujemy ją uchwycić i uformować. Rozpływa się tworząc jednorodną substancję pod wpływem niskich dźwięków. Postrzegana poprzez inne prace, układ przestrzeni i obiektów, instalacja wskazuje na płynność materii, wprowadzając w wizualność i słuchowość kwestię materialności odczuwanej haptycznie. Zaradny konsekwentnie pokazuje przestrzeń i czas nie tylko jako możliwe do zmierzenia wartości, ale także jako prace z substancjami zagęszczającymi się i rozrzedzającymi. Myślenie o przestrzeni jako ośrodku, w którym rozchodzi się dźwięk wydaje się kolejnym punktem referencyjnym działań artystki.

Prace zebrane w wystawę prezentują wielość koncepcji sztuki rozwijającej się w działaniach określanych jako sound art, konstytuując ją jako autonomiczną dziedzinę nie będącą bękartem sztuk wizualnych i muzyki eksperymentalnej XX wieku, ale tworzeniem, na które wpłynęły koncepcje związane z architekturą, rzeźbą i performatywnością (dramaturgią dźwięku w danej przestrzeni). Wystawa wydaje się o tyle niespójna, o ile zaczniemy skupiać się osobno na obiektach, które za każdym razem poruszają inne koncepcje. To rozgrzebywanie, dokopywanie się kolejnych warstw i patrzenie na autonomiczność przedmiotów wynika przede wszystkim z obudowania instalacji warstwą opisu, który pozwolił mi na podążanie za wątkami, tworzenie konfiguracji obiektów, produkując różne sensy. Uruchomił młyn referencyjny, czyli strukturę kolistą pozwalającą na niekończące się odczytywanie, odwoływanie, układanie. Jednak to tylko ruch myślowy oparty na niekończącym się krążeniu, jakie zaserwowała mi wystawa artystki, która obudowała swoje dzieła kategoriami (konsekwencja Zaradny w dookreślaniu tego, z czym mamy do czynienia, wydaje się po prostu wodą na młyn dla krytyków, odczytujących ją w konstelacji kompozytorów, mistyków i architektów).

zaradny_bunkier_3

Anna Zaradny we wnętrzu pracy „Rondo znaczy koło”, obiekt multimedialny, 2016, wystawa „Rondo znaczy koło”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie, fot. Grzegorz Mart / Studio FilmLove

Istotna w strukturze poruszania się po kole, w jakim grzęźnie się w wystawie, jest niemożliwość dojścia do centrum i równoczesna niemożliwość wyznaczenia idealnej figury koła. Układ przestrzeni zmusza do określonego ustawienia się, a każdy przedmiot każe siebie poznawać w określonej pozycji. Nie ma tutaj swobody i dowolności ruchu, ale zaprogramowany rodzaj poruszania się, ustawienie ciała, któremu artystka poddaje odbiorcę jak i samą siebie w performansie. Silne wrażenie pozostawia sposób projektowania doświadczenia wystawy ukazujący sztukę jako przestrzeń, w której trwałość nie wydaje się opierać na stabilnych konstrukcjach, ale powtarzalności osiągniętej dzięki prostocie.

Podsumowaniem wystawy wydaje się zaprezentowany podczas wernisażu performans Zaradny odwołujący się do albumu Go Go Theurgy. Składowymi akcji były: kreda, ściana, koło i oczy – połączcie elementy. Reflektor oświetlał punktowo Zaradny, co burzyło dotychczasową dramaturgię stworzoną w pierwszej sali, czyniąc sytuację niezwykle teatralną. Oglądając kolejne zamaszyste ruchy próbujące wyznaczyć idealne koło, miałam wrażenie porażki procesu wpisywania się w koło, jakby nieudaną próbę ucieleśnienia człowieka witruwiańskiego. Jednak zamiast obserwować „tu i teraz” działającej artystki, zmęczenie, zmaganie i nerwowość, z jaką kreśliła ona po ścianie kredą, ważnym wydawało się jedynie uświęcenie gestu twórczego, inscenizacja kreacji. Zaradny dotychczas wykorzystująca technologię (zarówno elektroniczne jak i akustyczne instrumenty) i wchodząca z nimi w relację, w performansie zastąpiła je rysunkiem, stawiając wizję ponad narzędzia jej realizacji. Dlatego działanie było jakby wypełnieniem abstrakcyjnej koncepcji, która na poziomie fenomenologicznego ciała nigdy nie wydaje się udana, ale w formie wytworzenia sensu sprawia wrażenie wypełnienia się rytuału i osiągnięcia sacrum. Po raz kolejny odbiorca ma ściśle określoną rolę – widza podziwiającego wyjątkowy proces twórczy, a wyjątkowy dlatego, że sama artystka działa w przestrzeni swojej wystawy.

Performans wydawał się sprowadzać do oglądania procesu twórczego jako auratycznego aktu tworzenia, co wydaje się niezwykle powszechnym zjawiskiem w sztuce. Równocześnie zastanawiałam się, czy naprawdę cokolwiek w działaniu Zaradny zmienia obserwator dopuszczony do oglądania. Czy wiele zmieniłoby się, gdyby widz oglądał tylko resztki z działania, czyli ślad na ścianie i kawałki kredy, i przeczytał w programie: „(…) odtworzenie działania, performans artystki | emocjonalny rytuał, cielesność, wyczerpanie, dekonstrukcja | śladem kurz, proch i pył”? Performans wydawał się wykalkulowaną realizacją koncepcji wymagającą od odbiorcy grzecznego pozostania w roli adepta w świątyni sztuki. To, co zostaje uświęcone to gest artysty ograniczający przestrzeń i czas. Objawienie tutaj stanowi jedynie inspirację, a umiejętność uchwycenia przez kategoryzację, medium, strukturę stanowi twórczy proces wytwarzania obiektów.

Justyna Stasiowska