Irmina
1. Czy pamiętasz moment, w którym zainteresowałaś się technologią/sprzętem, który jest ci obecnie najbliższy? Jak to się stało, że poszłaś tą ścieżką? Napisz kilka słów o tym, czym się zajmujesz.
Za czasów nastoletnich zajawek mocno siedziałam w kulturze hip-hopowej. Moi kumple pisali teksty, a ja chciałam kręcić teledyski i zdawać do szkoły filmowej. Przyszedł czas wyboru szkoły decydującej o karierze, a w moje ręce wpadła ulotka Studium Realizacji Dźwięku. Stwierdziłam – póki co dobre i to. Dwuletnia szkoła, zyskuję czas, a dodatkowo poszerzam wiedzę – w końcu w teledysku dźwięk stanowi znaczącą połowę wizji artystycznej, jakiegoś przekazu, więc na pewno wiedza o przetwarzaniu dźwięku nie zaszkodzi. Szkoła jednak dała mi bardzo mało. Byłam wtedy zbyt zielona, a do tego byliśmy rocznikiem doświadczalnym. No ale przynajmniej dostałam papier… Jak się potem okazało, do czegoś się on w końcu przydał, a nawet zadecydował o tym, że się znalazłam w tej branży.
Mimo prób nie udało mi się znaleźć pracy od razu po skończeniu szkoły. Kiedy raz zadzwoniłam do jakiegoś nowo wyposażonego na wypasie domu kultury, żeby spytać o pracę, w odpowiedzi usłyszałam:
– A Pani jest kobietą?
Kolejne pytanie głosu w słuchawce:
– Czy Pani tej pracy szuka dla siebie?
– Oczywiście, że dla siebie…
– Ale Pani sobie nie da rady… A w ogóle to przepisy BHP itd.
Po jakimś niespełna roku zadzwonił do mnie kolega ze szkoły dźwiękowej z pytaniem, czy chciałabym pracować w teatrze muzycznym, kiepska pensja, ale można było zdobyć doświadczenie, a potrzebowali kogoś z papierami, bo była to państwówka. Tak oto około 10 lat temu trafiłam do teatru i tam tak naprawdę zaczęłam się uczyć wszystkiego.
Po znużeniu się zasadami panującymi w instytucji i pensją teatralną zachciało mi się pracy na tzw. estradzie – przy koncertach. Do teatru, w którym pracowałam, przyjeżdżała wtedy jedna z warszawskich firm nagłośnieniowych, i tak złapałam kontakt. Dostałam jedną „sztukę” na spróbowanie. Zaskoczyło, wszystko poszło dobrze.
Tym sposobem trafiłam do Warszawy do firm nagłośnieniowych i właśnie pracą technika zajmuję się do dzisiaj, czyli głównie tym, aby wszystko na koncertach i innych imprezach dźwiękowych grało, brzmiało, a wykonawcy mieli komfort na scenie. Technik pilnuje, by wszystko było pospinane, jak należy (np. system, omikrofonowanie wykonu), żeby przy przepinkach na większych imprezach wszystko zagrało na tym samym kanale co na próbie. Dobry technik powinien też zostawać w tle. Nawet jak w trakcie koncertu jest jakiś fakap, technik nie powinien robić na scenie pierwszego planu. Poza techniką można też kręcić front lub monitor. W skrócie: frontowiec dba o to, by ci wszyscy po drugiej stronie sceny mieli dobrze w jednym miksie (zawsze komuś coś będzie nie pasowało), a monitorowiec dba o to, by każdy z muzyków na scenie miał dobrze w swoim jednym własnym miksie (czasem dwóch, jeśli osobno ma odsłuch w wedge’u1 i osobno w uchu).
2. Czy mierzyłaś się kiedykolwiek ze stereotypami w swojej głowie? Dziewczyny często powtarzają, że na początku borykały się z wewnętrznym przekonaniem, że sprzęt nie jest dla kobiet. Jak można pokonać taką blokadę?
Oczywiście były chwile, gdy sądziłam, że się nie nadaję. Tyczyło się to jednak moich umiejętności, a nie siły i wytrzymałości fizycznej. Żeby było zabawniej, większość mężczyzn (gdy wydzwaniałam za robotą w branży) próbowała mnie zbyć w rozmowach właśnie tym argumentem – predyspozycji fizycznych. A czy mierzyłam się z własnym stereotypami… Z jakimiś na pewno tak. Sama mam wrażenie, że na froncie jestem przeciętna, za to czuję się mocna na monitorze, a ostatnio najchętniej robię technikę sceny, choć to chyba z lenistwa. Nie mam jednak potrzeby być najlepsza, wystarczy mi poczucie, że jestem dobra w tym, co robię.
Kiedyś, po tych wszystkich rozmowach telefonicznych z firmami nagłośnieniowymi, miałam zakodowane, że muszę udowodnić, że też mogę. I naprawdę się nie oszczędzałam. Pewnego razu, nie chcąc siedzieć bezczynnie i czekać, aż koledzy jadący do mnie na demontaż wydostaną się z korków, zdemontowałam sama cały zestackowany2 system liniowy, tj. osiem głośników po ok. 30 kg i dwa suby po ok. 90 kg, a wszystko było w case’ach. Nie powiem, z subami nieźle się umordowałam, chłopaki byli w szoku… ale spakowałam! W anegdocie tej nie chodzi jednak o przechwalanki, tylko o to, że moim zdaniem w męskich branżach dużo zależy od nas. Jeśli sama traktujesz siebie jak „babę”, to inni też będą cię tak traktować. W moim odczuciu u mnie zdało egzamin to, że oczekiwałam od siebie tyle samo, ile oczekiwałabym od każdej innej osoby w ekipie – a przez pierwszych pięć lat mojej pracy w branży byli to tylko mężczyźni! Oczywiście 95% kolegów będzie silniejszych ode mnie. Tylko pozostaje pytanie, na ile tej większej siły potrzeba by mi było na co dzień w pracy? Skoro jeśli chodzi o dźwięk, i tak robiłam to, co inni, w tyle samo osób?
Wracając do stereotypów, im dłużej pracuję w branży, tym rzadziej się z nimi spotykam, choć oczywiście dalej się zdarzają. Najczęściej są to dwie sprzeczności: z jednej strony mężczyźni zakładają, że kobieta nie będzie dźwigać jak facet, a z drugiej kiedy już to robi, jakoś ich to krępuje (zwłaszcza na początku). Ostatnio w rozmowie z jednym kolegą, rosłym w każdą stronę, który naturalnie był ze dwa razy silniejszy ode mnie, powiedziałam: „I wyobraź sobie, że nagle na koncercie z dużą orkiestrą drugie skrzypce nie robią, i kogo lepiej wysłać do wymiany kabla – ciebie czy mnie?! Ja się przecisnę pod pulpitami, a ty?! Ściągniesz ze sobą pięciu muzyków po drodze. Dlatego różnorodność w ekipie jest spoko”. Przyznał mi rację.
3. Jaka jest twoja aktualna dźwiękowa obsesja lub zajawka? Na czym się obecnie skupiasz w swojej pracy?
I tu bańka mydlana może pęknąć, bo moja obsesja ostatnio w ogóle nie jest związana z dźwiękiem. W pewnym momencie stało się to tylko pracą. Niestety największą stabilizację finansową dają firmy, które obsługują konferencje, eventy itd., gdzie organizatorzy nawet do nieładnie ułożonego kabelka potrafią mieć zażalenia. Obsługa takich imprez zabija we mnie pasję, która mnie do tego zawodu przyciągnęła. Teraz zaś ze względu na małe dziecko szukam stabilizacji.
Na szczęście dziś my, kobiety, możemy się ogarniać choćby i w wykończeniówce – i tym również się teraz zajmuję! Cały czas oczywiście się uczę, mój mąż ciągle się na mnie denerwuje, uważa, że wciąż wiem za mało. Ale w prawie każdym sklepie budowlanym panowie są w szoku, że tyle wiem. Najśmieszniejsze są sytuacje, gdy sprzedawca orientuje się, że wiem więcej niż on :) Boję się maszyn typu pilarka, szlifierka – kiedyś mój ojciec poharatał sobie rękę gumówką i na pewno wyrobiło to we mnie jakiś dystans. Uważam również po prostu, że do takich sprzętów mam za mało siły w rękach, ALE jak się zdenerwuję, to i takich narzędzi używam. Zwłaszcza że nie lubię się prosić, by ktoś mi pomógł, i z reguły wykonuję albo chociaż próbuję wykonać daną czynność sama. Receptą jest to, co siedzi w naszych głowach. Jeśli kobieta sama się będzie cackać ze sobą i patrzeć na to, że ona powinna bądź nie powinna, bo coś narzuca płeć, to będzie miała bardzo duży problem, by się pozbyć wewnętrznych uprzedzeń.
4. Co okazało się w tym roku największą inspiracją dla twojej pracy?
Może nie inspiracją… Ale natchnęło mnie to optymizmem.
Jedna z imprez poprzedzająca Pol’and’Rock Festival. Na scenie sześć osób obsługujących imprezę typu „przegląd 18 kapel”. I połowa z nich to były kobiety. Monitorowiec – chłopak, technik sceny – dwie dziewczyny, backliniści – dziewczyna i chłopak, kierownik sceny – chłopak. Pomyślałam wtedy, że faktycznie dużo się zmieniło przez ostatnich pięć lat.
Jakieś dziesięć lat temu, gdy sama już byłam w tej branży, choć krótko, słyszałam o kobietach w innych miastach, z podobnym stażem i nawet w podobnym wieku co ja wówczas. Słyszałam o nich wtedy dobre wypowiedzi, w skrócie krążyła opinia: „Odwalają kawał dobrej nikomu niepotrzebnej roboty”. Chyba do tej pory bardziej lub mniej aktywnie pracują w zawodzie. Mam poczucie, że uchyliłyśmy razem tę furtkę dla kobiet. A my już wtedy byłyśmy jakby „drugą falą”. Słyszałam o kobietach jeszcze starszych o jakąś dekadę, a nawet i dwie, które albo kiedyś gdzieś tam pracowały, albo pracują obecnie, i to one w ogóle przekręciły zamek w tej furtce. Tak ja to postrzegam.
Mam nadzieję, że nikogo nie urażę, a tym bardziej nie zniechęcę, ale niestety obecna „trzecia fala” jest mi raczej odległa w podejściu do pracy i branży. Wiem, że często przyjmuje się, że młodzież teraz najchętniej już na starcie chce być docenianym pracownikiem z dobrą pensją, choć droga do doświadczenia i umiejętności daleka. W przypadku dziewczyn jest o tyle specyficznie, że skoro jest ich dalej tak mało, to każdą się zapamiętuje. I jeśli początkująca dziewczyna w tej branży będzie nastawiona, że chce być od razu realizatorem i nie nosić sprzętu, to albo musi być zajebiście dobra w tym, co robi, albo liczyć się z konsekwencjami w postaci argumentu, że zatrudniając kobietę, trzeba wziąć dodatkowego „osiłka” i tak pracodawca zapłaci za dwoje pracowników zamiast jednego. Matematyka jest tu bezlitosna.
Jakiś czas temu znajomy mówi do mnie: „Wiesz, nie obraź się, ale branża nie jest jednak dla kobiet”, więc odpowiadam mu: „To powiedz swojemu szefowi, by wziął mnie na dużą sztukę i zobaczymy, czy nie zmienisz zdania”. Tymczasem jego opinia wzięła się stąd, że też mieli ostatnio (na krótko) kobietę w ekipie i ewidentnie się nie sprawdziła. A ja, choć wyrosłam już z udowadniania, to jednak jeszcze ciągle mam z tyłu głowy obawę przed tym, żeby nie zacierał się ten szlak, który powstaje dzięki ciężkiej pracy innych kobiet.
5. Co było w tym roku największą przeszkodą lub nauczką i jak się z tym zmierzyłaś?
ZUS i walka z nimi. Nie będę się rozpisywać, bo szkoda mojej frustracji. W każdym razie branża nagłośnieniowa, która nie słynie z etatów, tylko samozatrudnień i współpracy na zasadzie usługodawcy i usługobiorcy, daje pewne możliwości, ale pewne zabiera bądź zdecydowanie utrudnia. Tyle.
6. Jaką radę dałabyś dziewczynom, które chciałyby pójść ścieżką zawodową podobną do twojej? Jak zacząć? Do kogo się zwrócić? Gdzie poznać sprzęt?
Wydaje mi się, że warto pójść ścieżką, jaką teraz większość dziewczyn trafia do tej branży, i jaką trafiłam sama. Szkoła. Później są praktyki. Czasami na praktykach złapie się kontakt. Na pewno jest to szansa, by poznać jakiś sprzęt. No i ważna rada: nie poddawać się, nie ulegać presji, a jak ci na załadunku ktoś powie, że nie musisz dźwigać i pakować z nimi, bo jesteś kobietą, to nie słuchaj, bo na 90% znajdzie się choćby jeden, któremu będzie to przeszkadzać.
I chyba się powtórzę, ale niech to zostanie sentencją: wymagaj od siebie tyle, ile oczekiwałabyś od pozostałych w ekipie. Niezależnie od płci.
Wywiad przeprowadziła Justyna Banaszczyk
1 Wedge – podłogowy monitor odsłuchowy.
2 Stacking – technologia pozwalająca połączyć kilka urządzeń w jedno.