prasówka 12.01.2021
Zapraszamy do nowej odsłony naszej cyklicznej rubryki, w której prezentujemy najciekawsze znalezione przez nas w internecie teksty dotyczące muzyki współczesnej oraz sound studies.
1.
Rozpoczynając prasówkę od #występówgościnnych, polecamy uwadze tekst Jana Topolskiego, który opublikowany został na łamach „Ruchu Muzycznego”. Tym razem nasz redaktor przybliża postać włoskiego kompozytora i poety, jakim był Giacinto Scelsi. „Arystokrata z pochodzenia i ducha, wyznawca buddyzmu i reinkarnacji, porzucił modernistyczne techniki kompozycji na rzecz ezoterycznego improwizowania” – w taki sposób autor przedstawia ekscentrycznego twórcę. Podczas gdy na jego młodzieńcze dzieła znaczący wpływ wywarł język muzyczny Skriabina, dalszą twórczość Scelsi skierował ku poszukiwaniom dodekafonicznym, które jak głoszą legendy, doprowadziły go do choroby psychicznej, której „wynikiem” jednak było odkrycie przez kompozytora istoty dźwięku. Pisząc o tak wyrazistym twórcy, autor artykułu przywołuje zainteresowania Scelsiego szeroko pojętą kulturą Wschodu, do której muzyczne nawiązania słyszalne są m.in. w Pwyll na flet (1954), jak i w Ixor na klarnet (1956). Fascynacja orientem skutkowała także jego głęboką wiarą w reinkarnacje. „Gdziekolwiek i jako ktokolwiek narodził się ponownie, pozostawił nam muzykę jedyną w swoim rodzaju – zaginione ogniwo czy wyspę między Wschodem a Zachodem, sonoryzmem a spektralizmem, kontemplacją a ekstazą, monolitem a wibracją, kołem a linią” – puentuje redaktor.
Światy równoległe – Giacinto Scelsi
2.
Czy polecaliśmy już tutaj bloga Pisane ze słuchu, założonego przez dwie znakomite krakowskie autorki (znane także z naszych łamów), Karolinę Dąbek i Dominikę Micał? Jeśli jeszcze nie, to najwyższa pora. Bo gdy doktorant/ka muzykologii/teorii muzyki (skreślić odpowiednie) w Polsce pisze zdanie typu „Jest taki jeden kompozytor, w którego muzyce zakochałam się zupełnie od nie tej strony, od której zwykle to bywa (i kompletnie niezgodnie z zaleceniami mistrzów)”, to wypada zastrzyc uszami. Bo jest to pisane osobiście i jest to pisane nieortodoksyjnie. Dominika Micał przyznaje się więc do swego uczucia do Harrisona Birtwistle’a, szalonej pracy magisterskiej oraz zachwytu nad konstrukcją, której zrozumienie prowadzi do większego przeżycia dzieła. W swoim tekście omawia madrygał On the Sheer Threshold of the Night (1980) na cztery głosy solowe i chór, w którym brytyjski kompozytor (obecny także w „Glissandzie” #7) po raz kolejny mierzy się z tematem Orfeusza. Autorka używa bardzo klarownej, także dla laików, metody analizy wizualnej, gdzie kolorami zróżnicowane są partie bohaterów, oś pionowa symbolizuje wysokości dźwięku, a pozioma – upływający czas. Dzięki temu jak na dłoni widać zabiegi melodyczne i fakturalne, symbolikę rejestrów, zależności między bohaterami. Aż zazdrościmy przyszłym student(k)om Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie, których będzie uczyć (już prawie) dr Dominika Micał.
Jeden z Orfeuszow, jedna z Eurydyk
3.
Liz Ohanesian przegląda katalog Canary Records, wytwórni specjalizującej się w muzyce nagrywanej przez migrantów w pierwszej połowie XX wieku w Stanach Zjednoczonych. Założyciel wytwórni Ian Nagoski, odwiedzając pchle targi i wyprzedaże, zainteresował się małymi tanimi płytami, o których nic nie było wiadomo. Z czasem, zbierając coraz więcej materiału, zaczął też gromadzić informacje o muzykach i wytwórniach. Każda z wydanych przez niego płyt, poprzedzona solidnymi badaniami i opatrzona szczegółowymi notkami, to mały krok ku przepisaniu historii (muzyki) Stanów Zjednoczonych. Kraju, który przecież powstał w efekcie emigracji. Nagoski nie stara się na siłę nadać swojej działalności charakteru politycznego, ale samo zajmowanie się tą tematyką jest już wystarczająco znaczące. Profil labelu na „Bandcampie” skupia się na dokonaniach artystów z Armenii, Grecji, Albanii, Turcji, Syrii i Ukrainy. Nie mogło też zabraknąć Okeh Laughing Record, na której znalazły się nie tylko nagrania śmiechu, ale także „Contagious Coughs”. Zaskakujące, jak aktualne mogą być te stara nagrania.
Canary Records Preserves Sounds from Early 20th Century American Immigrant Communities
4.
O eksperymentach elektroakustycznych, których przeprowadzanie w ZSRR przez lata owiane było tajemnicą, pisze Kasia Jaroch na łamach „Dwutygodnika”. Na szczęście, założona dwa lata temu przez muzycznych archeologów, będących także założycielami Muscat, wytwórnia Shukai ponownie odkrywa zdobycze muzyki eksperymentalnej lat 60., 70. oraz 80. krajów, w których cenzura zabrała artystom należną im swobodę twórczą. Dzięki przedsięwzięciom ukraińskiej wytwórni światło dzienne ponownie ujrzały nazwiska takie jak Własow, Bystriakow czy Gonczarowa, której wydano nieopublikowane dotąd nagrania. Jak sam mówi jeden z założycieli obu wytwórni „Muscut jest pseudoarcheologią, a Shukai praktycznym działem archeologii dźwiękowej”. Warto zaznaczyć również, że w tekście Kasi Jaroch padają także nazwy innych zespołów/muzyków, których ówczesna sytuacja polityczna wrzuciła w nurt muzyki undergroundowej, w tym nazwiska Wiktora Coja i Siergieja Kuriochina. Jednak pomimo tych starań „Nikt tak naprawdę nie wie, ile jeszcze zagubionych taśm skrywają archiwa radiowe czy telewizyjne byłego ZSRR, co uda się odnaleźć i ponownie wydać – ile nagrań przepadło lub zostało zniszczonych bezpowrotnie” – podsumowuje autorka artykułu.
5.
Jest rok 2021 i wyprawy sprzed kilku lat formacji Laibach do Korei Północnej zaczynają przynosić nieoczekiwane efekty. Alex Lau rozmawia dla „Bomb” z Taibachem – duetem anonimowych muzyków azjatyckiego pochodzenia tworzących muzykę elektroniczną na Zachodnim Wybrzeżu USA. Taibach to rodzaj konceptualnej prowokacji, stanowiącej negocjację chińsko-tajwańsko-emerykańskich tożsamości jego twórców – muzycy określają swą tożsamość mianem ABC (American-born Chinese). „Milogiczny zespół partyjny Kuomitangu”, Taibach w założeniu ma rozwijać idee „extra-nacjonalizmu”, czerpiąc z Laibacha nie tylko zamiłowanie do tradycji muzyki industrialnej, logotypów oraz prowokacji ale też ideę fikcyjnych państw oraz innych artystycznych tworów państwopodobnych. Rozmowa krąży wokół różnych rodzajów prowokacji (nie chcę zdradzac zbyt wiele, ale fani Gwiezdnych Wojen powinni być równocześnie zgorszeni i zachwyceni) oraz artystycznych inspiracji zespołu. Ale także wokół podejścia do samplingu, czy planów (w stylu choćby George’a Maciunasa) wielkiego tourne po Chinach. I tylko nie potrafię pozbyć się cienia wątpliwości, czy to nie prowadzący rozmowę Lau, który jest wydawcą albumu enigmatycznego duetu, sam nie jest przypadkiem jego główną postacią…
6.
Co roku na początku stycznia Chris Deville ogłasza na łamach „Stereoguma” swoje „Orędzie o Stanie Popu” (State of Pop Adress). Deville zastanawia się w nich nie tyle nawet jakie były „trendy” ostatnich miesięcy i co majaczy na horyzoncie, ile jak właściwie zmienia się rozumienie „popu”, i „muzyki popularnej” oraz co tak naprawdę tworzy popularność we współczesnej muzyce. To rozważania o przemyśle muzycznym, o tym, jakich narzędzi używa do wytwarzania przebojów i kreowania gwiazd. Tegoroczne orędzie jak nigdy wcześniej wpisuje się w naszą aktualną tematykę – Deville przygląda się przede wszystkim przemianom współczesnych metod kreowania popularności z wykorzystaniem rozmaitych platform internetowych, na czele z TikTokiem, ustawionym jako pole walki między oddolnymi trendami oraz ich generowaniem przez wytwórnie, swoistym „astroturfingiem” fandomu i list przebojów. Wszystko to ma również długofalowe przełożenie na przemiany popowych estetyk zmierzające do stworzenia postgatunkowego mainstreamu (znakomita ostatnia część głównego tekstu).
7.
Kto czytał nasz numer poświęcony cielesności („Glissando” #33, red. prow. Iza Smelczyńska), temu postaci Pameli Z nie trzeba przedstawiać. Mimo to namawiamy do sięgnięcia po dwa portrety artystki, które niedawno ukazały się w sieci. Obecnie osiadła w San Francisco, klasycznie kształcona śpiewaczka w swej twórczości rzadko opuszcza świat intermediów, czego przykładem jest chociażby jej nowa instalacja site-specific Times3, poświęcona jednej z ikon Nowego Jorku, a zarazem stanowiąca przyczynek artykułu Setha Coltera Wallsa dla „New York Times”. Magazyn „Positionen” wraz z Timem Rutherford-Johnsonem oferuje nieco szersze spojrzenie, podkreślające głęboko riserczerskie podejście Z do własnych performansów – ze szczególnym uwzględnieniem prowadzenia wywiadów jako swoistej metody „prekompozytorskiej”. Dekonstruowane, remiksowane i katalogowane fragmenty zebranych wypowiedzi służą bowiem za główny budulec prac Z, na ogół nabierając asemantycznego charakteru, skąd już tylko krok od tradycji musique concrete… Ale nie tak szybko: dźwięki u Z zachowują swój oryginalny kontekst – podkreśla Rutherford-Johnson – zawsze wiernie reprezentując ciało, od którego zostały oderwane.
Pamela Z Manipulates Voices in a Virtual Tour of Times Square
Pamela Z: …material, just being something to hang the work on
zebrali: am, ng, jt, pt, jz