Próbując zrozumieć porządek świata. Auksodrone 2019
W dniach 4–6 października w tyskiej Mediatece odbył się po raz drugi festiwal Auksodrone. Nietypowość jego formuły polega na połączeniu w ramach trzech dni koncertowych kilku odmiennych nurtów muzycznych i skoncentrowaniu wydarzeń wokół jednego, znakomitego zespołu – AUKSO – Orkiestry Kameralnej Miasta Tychy. Autorem takiej koncepcji jest Filip Berkowicz, pomysłodawca i przez wiele lat dyrektor programowy m.in. takich festiwali jak krakowskie Sacrum Profanum, Misteria Paschalia czy Kromer Biecz Festival.
Układ programu każdego dnia był taki sam. Wieczory otwierała opera współczesna, następnie odbywały się warsztaty, koncerty w ramach New Wave Jazz, a o późniejszej porze koncerty elektroniczne, podczas których gośćmi byli kolejno Jacaszek, Stefan Wesołowski, dj Lenar. Pomiędzy tymi wydarzeniami miały miejsce rozmowy z autorami i wykonawcami, lub didżejskie popisy duetu Bartek Chaciński i Jacek Hawryluk, którzy mieli także słowo wprowadzające przed każdym z koncertów. Było więc tyleż różnorodnie, co intensywnie. Rzeczą jasną było jednak to, że dla zainteresowanych muzyką współczesną to najnowsze dzieło dramatyczne Aleksandra Nowaka znajdowało się w centrum uwagi. Drach. Dramma per musica do libretta Szczepana Twardocha jest trzecią operą napisaną w ostatnich czterech latach przez kompozytora. Mamy więc sytuację wyjątkową, bo trudno aktualnie w Polsce znaleźć twórcę, który podobnie do Nowaka równie intensywnie eksplorowałby ten obszar.
Na marginesie: pomysł, by podzielić dzieło operowe na trzy kolejne wieczory i każdego dnia prezentować jedną jego część (rozdział), nie mógł chyba mieć zwolenników. Trudno sobie wyobrazić, by istniał jakikolwiek utwór, niekoniecznie operowy, któremu taki podział mógłby służyć. Czy można sobie wyobrazić, dla przykładu, że oto podczas festiwalu ma miejsce prawykonanie symfonii, lecz każdą z jej części słuchamy innego dnia, a później z tej układanki próbujemy zebrać całość, by prawidłowo odczytać główne idee czy spajające te fragmenty tematy muzyczne? W przypadku opery czy dramatu, w których narracja wydarzeń i relacje między występującymi postaciami są kluczowe dla zrozumienia całości, niedostatki takiego pomysłu były widoczne jeszcze bardziej. Niezadowolenie z takiego rozwiązania dało się odczuć również ze strony dyrygenta, który dodatkowo uczulał m.in. po wykonaniu pierwszego rozdziału, aby próbować objąć pamięcią wszystkie części i odnaleźć właściwy klucz dla zrozumienia całości.
Sprawa z Drachem okazała się nie całkiem oczywista. Utwór Nowaka, promowany przed prawykonaniem jako pierwsza opera po śląsku (bo rzeczywiście na gruncie opery jest to pierwsze użycie tego dialektu), w istocie nie jest dziełem o Śląsku w tym stopniu, co książka Szczepana Twardocha. Sam pomysł, by obszerną i wielowątkową powieść przenieść na grunt dramatu muzycznego o rozmiarach ograniczonych, w tym przypadku do 1,5-godzinnego spektaklu, musiał wiązać się nie tyle z radykalną redukcją, co napisaniem tekstu na nowo. Podczas drugiego dnia festiwalu i rozmowy z autorami prowadzonej przez Michała Nogasia, Nowak określił libretto mianem doskonałego i trudno się z tą uwagą nie zgodzić. Przygotowany przez Twardocha tekst okazał się być perełką samą w sobie – wielowarstwowy i wieloznaczny, dawał szerokie (i głębokie) możliwości interpretacji. Najbardziej oczywistą, „powierzchniową” warstwę stanowiła w nim historia Josefa, zamknięta w kilku obrazach: jego powrót z wojny, scena z codziennego życia, romans i morderstwo, po którym traci zmysły. Sam dobór tych wątków spośród całej fabuły książki układa się w przejrzysty plan dramatyczny – zawiązanie akcji, komplikacja, tragedia w kulminacji, po której brak katharsis.
Ten zewnętrzny plan współtworzyła sfera języka. Szereg podobnych kwestii wypowiadanych był raz po polsku, raz po śląsku, niemiecki dopełniał ten krajobraz. Podobny pomysł z powodzeniem zafunkcjonował już w ahat ilī – Siostra bogów Nowaka, a w przypadku Dracha jeszcze silniej akcentował specyfikę tego regionu.
Z historią Josefa splata się wątek – najogólniej mówiąc – zwierzęcy, w którym obrazy z życia sarny, psa i świni ściśle przenikają się z życiem ludzkim. Zrównanie uczuć i instynktów, ucieczka od wszechobecnego antropocentryzmu, od prawdy powszechnej, bo wypowiedzianej głosem człowieka, to motyw obecny już we wcześniejszych operach Nowaka. Tak jak w Space Operze pogardzana mucha czy psy, na których prowadzone były eksperymenty, otrzymały swoje miejsce i głos, tak tutaj realnym głosem przemówiła sarna. Jej troska o przetrwanie swego koźlęcia, potrzeba nakarmienia go, łączą ją z uczuciami ludzkimi, matką jako symbolem opiekuńczości i poświęcenia dla dziecka. W ostatniej scenie dramatu głos Josefa i koźlęcia wołającego o ratunek do matki stanowią całość wypowiedzianą dosłownie jednym głosem. Relacja matka-dziecko powraca zresztą w operze wielokrotnie i w różnych ujęciach, a sama w sobie mogłaby stanowić ciekawy temat na osobny tekst. Świnia i jej pragnienie przeżycia, niezgoda na śmierć, tak oczywistą i nieuniknioną, łączy się z historią Niemki. Psy, kierowane instynktem głodu łączą się ze scenami z życia Josefa, gdy ten wracając głodny z wojny, je żur przygotowany przez matkę, czy gdy przed morderstwem zjada „krajiczek chleba ze tustym” („a siła świni wstępuje w jego ciało”). Wszystkie te sceny ujmują najbardziej podstawowe pragnienia ludzi i zwierząt – do życia, przetrwania, poczucia bezpieczeństwa, odwzajemnionej miłości. Historie i czas zataczają koło, scalają się – człowiek, zwierzę, życie i śmierć. Lub używając słów otwierających operę: „Człowiek, chop i baba, sŏrnik, hazŏk, kot a pies, a strōm, wszystko to samo”.
Na wszystkie te pełne emocji wydarzenia spogląda beznamiętne oko Dracha – obserwatora zdystansowanego i chłodnego. Dyskusje nad tym, czym w istocie jest ta postać, przetoczyły się już po premierze książki Twardocha. Łatwiej chyba ująć to, czym ona nie jest. Z pewnością nie jest żadną istotną materialną. Bliżej jej do wszechmocnej siły pierwotnej, surowej, pogańskiej – w operze przyrównywana była do Ziemi (matki?). Tu jednak konieczne jest dopowiedzenie, bo słowa wypowiadane przez Dracha stanowią w dużej części parafrazę tekstu Bhagavad-gity (m.in. z rozdziałów dotyczących wiedzy o Absolucie czy wiedzy transcendentalnej). W końcu jego imię –Drach – łączy się choćby poprzez melodię i brzmienie z Brah(mą) – hinduskim bóstwem, stwórcą pierwszych istot i „kontrolerem” świata. Czy zatem sięgamy do korzeni i poznajemy w Drachu źródło beznamiętnej siły (boskiej?), przyglądającej się zmaganiom istot ziemskich z ich niemożliwymi próbami ucieczki przed tym, co nastąpić i tak musi? A relacja ludzko-boska i wynikające z niej konflikty – czy i ten wątek nie miał swojego miejsca w Siostrze bogów? O libretcie można by jeszcze sporo pisać. Wspomnę tu więc jedynie o istotnej dla rozumienia całości, kołowej konstrukcji czasu, w której chronologiczne postrzeganie wydarzeń zastąpione zostało cyklicznością („Kto się narodził, nie uniknie śmierci. A kto umarł, ten musi ponownie się narodzić”), czy ciekawych rozwiązaniach w strukturze języka, nawiązujących czasem do tekstów biblijnych.
Warstwa muzyczna zredukowana została również do koniecznego minimum. Obsadę stanowiły trzy głosy – On, Ona, Drach, orkiestra smyczkowa i mezotonicznie strojony klawesyn (niezawodny i świetny Marcin Świątkiewicz). Znakomita Joanna Freszel realizowała wszystkie postaci żeńskie (sarny, matki, żony, Niemki Caroline), a równie świetny Sebastian Szumski wcielał się w postaci męskie (Josefa i koźlęcia). Partię Dracha kreował kontratenor Jan Jakub Monowid. Niejednoznaczność wynikająca z natury tego głosu, wysoki niczym kobiecy, lecz jednak męski – żeńskość i męskość stopione w całość, swoiste muzyczne ujęcie dwoistości i pełni natury Dracha. W operze właśnie te „drachowe modlitwy”, dotykające lamenty umieszczane na zakończenie każdego z rozdziałów opery były jednymi z piękniejszych fragmentów muzycznych całego utworu. Wykorzystany w partii Dracha looper pozwalał na powielanie i nakładanie wielu warstw, co brzmiało jak chór komentujący na zakończenie każdej całości (jak w tradycyjnym dramacie). Efekt tych muzycznych decyzji był piorunujący, dotykający „do kości” i rezonujący jeszcze długo po zakończeniu utworu.
Wydarzenia mieszczące się w nurcie New Wave Jazz cieszyły się ze strony publiczności największym powodzeniem i z pewnością nikogo to nie dziwiło, skoro gwiazdami byli Leszek Możdżer, Adam Bałdych, Maciej Obara. Tak znakomici instrumentaliści od lat pozostają w rozpoznawalnym dla siebie stylu, ale w ramach festiwalu przygotowane zostały projekty specjalnie na tę okazję: Early Baird Symphony Bałdycha i Koncert na saksofon i fortepian Obary. Właśnie ten ostatni utwór pozwolił uchwycić to, co w jazzie najciekawsze – swobodę improwizacji i wolność harmonii. Fragmenty koncertujące Macieja Obary wraz z rewelacyjnym Dominikiem Wanią – to był jazz z najwyższej półki.
Ciekawym pomysłem, obecnym już podczas pierwszej edycji festiwalu, było włączenie w program warsztatów. Z Michałem Mendykiem można było pooglądać filmy o tematyce politycznej z archiwum Studia Elektronicznego Polskiego Radia, Asia Bronisławska, czyli Asi Mina, opowiadała dzieciakom o tym, jak brzmią rośliny czy ludzie, natomiast Paweł Romańczuk przedstawił mnogość wszelakich instrumentów, w których źródłem dźwięku są drewno, metal i woda. Atrakcyjność tych wydarzeń polegała na tym, że można było w sposób czynny, a nie jedynie bierny, eksplorować nowe, brzmieniowe rejony. Dla praktykujących i niepraktykujących muzycznie na co dzień uczestników brak wzorców wykonawczych przy tak niespotykanych instrumentach (odmiennie niż w przypadku tych tradycyjnych) dawał możliwość uwolnienia wyobraźni i oddania się nieograniczonemu eksperymentowaniu.
Ryzykowna nieco koncepcja festiwalowa, mimo pewnych zastrzeżeń, dała efekt ciekawy, a na pewno odświeżający. Tu na Śląsku brak podobnego festiwalu i już sam ten fakt daje mu przewagę nad innymi, jesiennymi wydarzeniami. Orkiestra AUKSO jak zawsze ukazała oblicze zespołu świetnie odnajdującego się w bardzo różnych nurtach i stylistykach. Jedno trzeba powiedzieć: tegoroczny Drach postawił poprzeczkę wysoko. Można więc zacząć rozmyślać, czym festiwal zaskoczy w kolejnej edycji.