Zachodnio-dźwiękowe. Relacja z Młodych Wilków 2025

Natalia Piotrkowicz / 22 lip 2025

Łączenie mediów, dźwięku z codziennością, obrazami i ruchem ponad tradycyjnymi formami sztuki kreuje potrzebę przełamywania przyjętych schematów i eksperymentowania. Daje początek subwersywnemu kształtowaniu twórczemu i krytycznemu podejściu do rzeczywistości w duchu podmiotowości, wolności, odpowiedzialności, dialogu i współpracy. 

Festiwal Młode Wilki był mikroświatem takiego myślenia. Trafiłam w samą 10.

Moim zadaniem było przeżycie całej rezydencji z artystkami_stami w duchu obserwacji uczestniczącej, czyli takiej, która charakteryzuje się koniecznością przynależenia do grupy, stawania się jej częścią, jej perspektywą oraz poznaniem jej zwyczajów i nawyków. Wprowadzę was nieco w całą historię tej wyprawy. 

Pierwsze, wspólne drugie śniadanie z uczestnikami festiwalu było przestrzenią wymiany doświadczeń, informacji, intencji, niekiedy zakamuflowanych strategii uczestnictwa, badaniem siebie nawzajem. Szybko okazało się momentem inicjacyjnym, w którym zawiązywały się pierwsze nici porozumienia. Wśród wielu informacji, jedna szczególnie przykuła moją uwagę.

fot. Natalia Piotrkowicz

Dowiedziałam się, że Festiwal Młode Wilki zawdzięcza swoją nazwę kultowemu filmowi sensacyjnemu z 1995 roku, który otwiera scena nakręcona przed szczecińskim pałacem Pod Globusem, a fabuła koncentruje się na grupie młodych ludzi uwikłanych w przemyt i życie pomiędzy prawem a tożsamością. Akcja rozgrywa się w mieście granicznym, zarówno dosłownie, jak i symbolicznie. Główny bohater zafascynowany amerykańską popkulturą, staje się częścią młodocianego gangu – zróżnicowanego pod względem ról w swojej strukturze, lecz spójnego w finalnym wspólnym działaniu. Co ciekawe, w tym samym pałacu kilkanaście lat później swoją działalność rozpoczęła Akademia Sztuki.

Zaczęłam dostrzegać koncepcyjne podobieństwa. Młode Wilki – zarówno te filmowe, jak i festiwalowe – poruszają się w ramach struktur, ale też stale próbują je przekraczać. Testują granice – artystyczne, instytucjonalne, czasem również osobiste i te intymne. Festiwal stał się miejscem spotkań dla ludzi lubiących spontanicznie działać i tworzyć, jednak zdawał się być nie tylko wydarzeniem, lecz także laboratorium dla praktyk artystyczno-kulturowych i intersubiektywną formą poznania różnych form aktualnej sztuki. Być może właśnie dlatego miasto, w którym się znajdowaliśmy – z jego napięciem między centrum a peryferią – wydało mi się szczególnie odpowiednie.

Tegoroczna edycja była już jedenastą odsłoną Festiwalu, co samo w sobie mówi wiele o trwałości i potencjale tego formatu. Co jednak istotne – była to trzecia edycja zorientowana na dźwięk (dwie pierwsze nie tylko koncentrowały się na dźwięku jako medium, lecz także rozpatrywały brzmienie jako narzędzie badawcze). Audio pozwala na uchwycenie tego, co ulotne: afektów, nastrojów, spontanicznych wypowiedzi, fragmentów pamięci i historii mówionej. Archiwizuje rzeczywistość, rekonstruuje ją i daje możliwość ponownej interpretacji, łata luki w dominujących, ale i mniejszych narracjach. Dobrym tego przykładem jest zagrany przez tegorocznych rezydentów jam – spotkanie, w którym artystki_ści improwizowali przestrzennie. Było to spontaniczne połączenie różnych form narracji i zatarcie granic między sztukami – z udziałem każdego uczestnika w jednym wspólnym akcie. Co za tym idzie, dowartościowanie niemuzycznych dźwięków i ich zestawienie (a nawet pomieszanie) z tradycyjnymi formami muzykowania. To archeoakustyka (na poziomie rytuału, miejsca, rekonstrukcji brzmień i użytych instrumentów), w połączeniu z wrażeniami i próbą komunikacji na pograniczu współczesnej poetyki słów, wydarzeń, ingerencji, elektroniki i somatyki. Każde odtworzenie dźwięku było przywołaniem i, jako takie, zostało uwikłane w określone formy zapośredniczenia.

(A)Historycznym słowem wstępu

W latach 50. i 60. XX wieku można było zaobserwować wyraźne przesunięcie w myśleniu o dźwięku i kompozycji. Dźwięki dotąd marginalizowane – szumy, zgrzytania, tupanie, trzaski, mlaskanie, oddechy, przełykanie, odgłosy codzienności – zaczęto postrzegać nie jako tło, lecz jako pełnoprawny materiał twórczy. Równolegle następowała transformacja roli kompozytora: z figury mistrza-dyrygenta transformowała ku pozycji inicjatora sytuacji dźwiękowej, tego, kto proponuje, ale nie dominuje.

Otwarcie na inne brzmienia doprowadziło do pojawienia się nowego rodzaju praktyki dźwiękowej – opartej na ideach, konceptach i „kłączowej” relacyjności. „Panowanie ptaków ustąpiło miejsca epoce owadów, wraz z ich bzyczeniem, cykaniem, drganiem, brzęczeniem, trzaskiem, skrobaniem, tarciem, dźwiękami znacznie bardziej molekularnymi” – a panowanie dyrygentów symultanicznie trwało i częściowo ustąpiło miejsca myśleniu o muzyce w innych aspektach, tych mniej specjalistycznych. Coraz częściej praca z dźwiękiem nie polegała na budowaniu zamkniętych struktur, lecz na formułowaniu wskazówek – otwartych, ale i celowych w relacji do innych podmiotów i przedmiotów. 

W ten sposób na marginesie tradycyjnej partytury wyrosła partytura eksperymentalna (tekstowa, przedmiotowa, metaforyczna): narzędzie, które łączyło instrukcję z wyobraźnią, precyzję języka z nieprzewidywalnością wykonania. W wielu środowiskach twórczych zaczęła ona wypierać partyturę graficzną, wcześniej utożsamianą z improwizacją i eksperymentem wizualnym – nie ozdabiającym, a tworzącym i traktującym, ale i niepozbawionym interpretacji.

fot. Natalia Piotrkowicz

Wilki

Zespół kuratorski – w składzie Zorka Wollny, Łukasz Jastrubczak, Józef Jakacki oraz Andrzej Witczak – stworzył tymczasowe środowisko eksperymentu, zapraszając artystki i artystów z Polski, Portugalii, Niemiec, Belgii i Łotwy do wspólnej pracy w miejscu rezydencji – TrafoStacji Sztuki w Szczecinie. Ta inicjatywa nie była jedynie gestem organizacyjnym – stanowiła raczej inicjację procesu, w którym ramy instytucji stały się przestrzenią rezonującej wzajemnie współpracy, a nie tylko prezentacji.

Młode Wilki, czyli osoby artystyczne na rezydencji Tekhne:

Alicja Gaszta – artystka wizualno-dźwiękowa. Pochodzi z jednego z najbardziej zielonych regionów na północy Polski, gdzie lasy są zawsze na wyciągnięcie ręki. Bliskość natury ukształtowała w niej potrzebę poszukiwania dziewiczych przestrzeni, zwłaszcza w nowych środowiskach. W Katowicach, w których obecnie mieszka, trudno jej było znaleźć otwarte, naturalne tereny. Napotykała ogrodzone pola i sztucznie ukształtowane krajobrazy. Skłoniło ją to do refleksji nad tym, jak kontrolujemy i estetyzujemy naturę – poprzez izolacje, ozdobne rośliny i sztuczną zieleń. Jej praca artystyczna bada powyższe zagadnienia. Inspirowana ozdobnymi parkanami, łączy metalowe profile z tkaniną i dźwiękiem.

Rzeźba, którą zaprezentowała w ramach wystawy na Młodych Wilkach reaguje na dotyk, uruchamiając nagrania terenowe z lasu, naśladuje sposób, w jaki natura bywa idealizowana w mediach. Poprzez dźwięk wywołany kontaktem z materiałem podkreśla zatarcie granic między naturą kontrolowaną i dziką. Dźwięki są odtwarzane losowo – nie da się ich w żaden sposób kontrolować.

Gustave Muhozi – mieszka w Brukseli, studiuje film. Jego praktyka artystyczna wyrasta z interdyscyplinarności i intermedialności – od początku kariery łączy różne media, traktując je jako komplementarne narzędzia do opowiadania zarówno zawiłych, jak i prostych historii oraz do podbudowywania narracji. Z czasem jego zainteresowania skoncentrowały się wokół muzyki elektronicznej, która stała się dla niego intymnym sposobem tworzenia bogatej fakturalnie przestrzeni akustycznej. W swoich pracach łączy syntetyczne brzmienia z poezją, którą recytuje lub odtwarza w postaci nagrań głosu. Jego występy mają formę dźwiękowych pejzaży, które balansują pomiędzy idylliczną melancholią, zaprojektowaną strukturą i chaotycznie narastającym brzmieniem.

Joana de Sa – dorastała w niewielkim miasteczku w środkowej części Portugalii – Mortáguie. Jest absolwentką Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu w Porto, a obecnie kontynuuje studia magisterskie z zakresu muzeologii i muzeografii na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu w Lizbonie. Choć przez krótki czas uczęszczała do Porto Jazz School, uważa się za muzyczkę-samouka. Jej praktyka artystyczna – głęboko osadzona w sztuce dźwięku łączy nagrania terenowe, jej własny głos oraz instrumenty klasyczne i tradycyjne (takie jak flet). Swoje kompozycje muzyczne opiera na idei storytellingu, często czerpie z poezji, archiwów dźwiękowych i eksperymentuje z manipulacją częstotliwości. Oprócz działalności związanej ze sztuką dźwięku, Joana pracuje także z rysunkiem, fotografią, słowem pisanym, wideo i performansem. Tworzy obiekty graficzne splecione z powyższymi mediami – punktem wyjścia dla jej działań artystycznych jest najczęściej codzienne życie, elementy z repozytorium swoich pamiątek lub przeżyć grupowych. W ostatnich latach prezentowała swoją twórczość zarówno solo, jak i we współpracy z innymi artystami, w tym z Manją Ristić, Tiago Sousą, Joaną Guerrą, Clothilde czy Lisbon Contemporary Music Group.

Joana de Sa, fot. Natalia Piotrkowicz

Joanna Dreczka – mieszka w Łodzi, gdzie rozwija swoją praktykę na styku malarstwa i sztuki dźwięku. W swojej twórczości podejmuje temat relacji człowieka i natury, bada ich napięcia oraz punkty styku. Jednym z jej kluczowych projektów jest dwukanałowy film o naturze, w którym przygląda się wpływowi działalności kopalni na lokalną biosferę. To poetycka, a zarazem krytyczna refleksja nad degradacją środowiska naturalnego i systemem, który trzyma tereny naturalne w ryzach od pokoleń. Joanna jest także aktywną członkinią Kolektywu PEŁNIA – grupy twórczej działającej na przecięciu sztuki dźwięku i akcji performatywnych. Poza działalnością artystyczną, Joanna pracuje jako psychiatra, a jej zawodowe doświadczenie wyraźnie kształtuje sposób budowania narracji – z wyjątkową wrażliwością na pamięć ciała i emocjonalne pejzaże ludzkich doświadczeń.

Julia Kamieńska – mieszka w Warszawie, gdzie zajmuje się m.in. tekstem pisanym, a swoje zainteresowania muzyką, fotografią i tańcem łączy, tworząc prace audiowizualne i performatywne. W swoich praktykach wykorzystuje głos oraz bada jego związek z ciałem i przestrzenią. W przygotowanym projekcie na Młodych Wilkach artystka przedstawiła lampę świecącą pod wpływem fal dźwiękowych, światło rozprzestrzeniało się po całej TrafoStacji Sztuki przez impuls tradycyjnego śpiewu i historie dziecięce, które autorka wbudowała w audiosferę. Jest związana z Wydziałem Fotografii Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, Wydziałem Chemii UW i z Szkołą Muzyki Rozrywkowej i Jazzu im. Krzysztofa Komedy w Warszawie, rozwija także swoje umiejętności taneczne w Akademii Tańca Zawirowania oraz poprzez praktykę contact improvisation.

Julia Kamieńska, fot. Natalia Piotrkowicz

Kayla Elrod – jak sama mówi: życie z ograniczonym budżetem naturalnie skłania do refleksji nad wartością. To centralny temat jej praktyki – nieustanna eksploracja wartości przedmiotów, zawodów i ciał, zarówno w kontekście ich arbitralnych rozróżnień jak i rzeczywistego znaczenia. Rozszerza możliwości rzeczy poza ich pierwotne przeznaczenie: przekształca gotowe obiekty w instrumenty muzyczne, wykonuje działania przekraczające granice zmęczenia, tworzy mozaiki przez transformacyjny akt deptania i miażdżenia. Poprzez performans długiego trwania, działania site-specific, poetykę, kontakt dotykowy, erotykę, hałas i uważne słuchanie podejmuje temat wyzysku powszechnego w świecie sztuki, patrząc na niego z wyraźnie feministycznej perspektywy.

Marta Ansone – znana również jako ofae, to muzyczka i kompozytorka tworząca intymnie ekspresyjną muzykę, którą sklasyfikowałabym jako eksperymentalny pop. Artystka łączy delikatność swojego głosu i tradycyjnego łotewskiego instrumentu kokle z emocjonalnie naładowanymi dźwiękami w stylu Posh Isolation, co niekiedy prowadzi do katartycznego, apokaliptycznego wyładowania. Za pomocą wyrazistych środków porusza takie tematy jak eskapizm, tęsknota, wewnętrzna zmysłowość oraz poszukiwanie oazy w świecie samotności.

Paulina Pikiewicz – mieszka w Katowicach, gdzie tworzy eksperymentalne formy audio, łącząc elementy dokumentu, kultury gier, field recordingu, śpiewu zbiorowego, sound designu, radia i ruchu. W swoich pracach eksploruje głównie tematy władzy oraz wspólnotowości. Jej instalacja dźwiękowa Bagnisko 4: Trzęsawiska władzy (ang. Swamp 4: The Bogs of Power), którą stworzyła na Festiwalu to projekt badający zależności pomiędzy przestrzenią dźwiękową a strukturami kontroli. Stanowisko wyglądające niemal jak pokój gracza-pasjonata, scenografia na tyle idealna, że można było pochrupać zielonymi lays’ami dopełniając dźwięki wspólnej przestrzeni. Każdy mógł usiąść na gamingowym fotelu i indywidualnie wejść w świat gry dźwiękowej stworzonej przez artystkę. Poza tym gdzieniegdzie można spotkać Paulinę z tradycyjnym japońskim fletem shakuhachi, na którym grała podczas festiwalowego jamu.

(Informacje pochodzą z archiwum prywatnego artystek i artystów)

Jak tam było?

Wszyscy zostaliśmy zakwaterowani w tym samym hotelu, i pracowaliśmy w TrafoStacji Sztuki, jednej z głównych przestrzeni kulturalno-wystawienniczych w Szczecinie, która oferowała wielkie przestrzenie, krzesła, książki i kawę. Działania kreatywne odbywały się w sali odizolowanej od reszty architektury wystawienniczej, w podziemiu, gdzie każdy znalazł dla siebie własne miejsce.

Sposób spędzania czasu rezydencji z założenia zależało od osób uczestniczących w Tekhne Sound Session. Większość osób artystycznych wyraziła chęć wspólnego tworzenia i kolaboracji projektowych, w miejsce indywidualnego działania. Pierwsze dni zostały pochłonięte omawianiem możliwości technicznych i twórczych wspólnej pracy. Nie chodziło tylko o wystawienie swoich prac, przez które de facto wszyscy się tam znaleźli, a raczej o zaspokojenie ciekawości dotyczącej przedmiotów, jakie przyniosły inne osoby trudniące się podobną sztuką. Za nimi szły pomysły i sposoby myślenia. 

Rozciągnięcie czasu. Improwizacja, hydrofon i iluzja ryby.

Trzeci dzień przyniósł większą swobodę i spokojny rytm pracy. To była pora wspólnej improwizacji, field recordingu i momentami rozmów przy piwie. Indywidualne elementy wystawy były już prawie w całości rozłożone. Kolejne dni miały przynieść już tylko wspólne eksperymenty. W ramach partycypacji w projekcie Alicji Gaszty dostałyśmy z Weroniką Bielecką (drugą zaproszoną przez Festiwal redaktorką Glissanda) hydrofon. Wybrałyśmy się nad Odrę, żeby posłuchać wody. Wyszukałyśmy starą barkę, na którą weszłyśmy za pozwoleniem właścicielki. Ku naszemu zdziwieniu zasłyszenia, które do nas dotarły, to były głównie mechaniczne odgłosy wytwarzane przez motorówkę ruszającą po sąsiedzku. Później stymulowałyśmy dźwięki na tafli wody, ale ryb nie było ani słychać ani widać. Wróciłyśmy rozczarowane. Po naszym powrocie rozpoczął się pierwszy jam.

O pochwale osobliwości i dźwiękowych poszukiwaniach.

Rezydencja na Młodych Wilkach to opowieść wyrastająca z dłuższego procesu: słuchania, zbierania, dostrajania się i dzielenia. Dziesiątki godzin spędzonych na wsłuchiwaniu się w najmniejsze cząstki dźwięku, wymianie myśli i obserwacji, współdoświadczaniu – i po prostu rozmowie, bez kodowania. Słowem przewodnim Festiwalu była dla mnie hafla, czyli wielozmysłowe środowisko, w którym przyjemność jest konstytuowana przez społeczne praktyki.

Każda osoba otrzymała kartę. Spotkanie rozpoczęła Keyla, stojąc przy mikrofonie. Jej słowa rozbrzmiały wokół sali: 

„Zasada jest taka, że nie ma zasad – ale karta ma zasady. Możesz postępować zgodnie z tym, co mówi twoja karta… albo zupełnie odwrotnie.” 

Jej głos zapętlił się w przestrzeni – powtarzane słowa, wzmocnione przez nagłośnienie, połączyły się z muzyką Gustava. Keyla zaczęła śpiewać, inni wstrzymali oddech. Paulina włączyła się głosem – niczym awatar z innego wymiaru – rzucając w przestrzeń słowo: come, come, come. Joana podbudowała napięcie dźwiękiem fletu, który niósł się przez całe pomieszczenie. Paulina zerwała się nagle i biegnąc przez przestrzeń krzyknęła: It’s happening! Z tyłu – niemal niewidoczny – odzywa się litewski instrument Marty. Cichy, ale wyróżniający się delikatnością. Keyla szepnęła do mikrofonu:

„Pierwsza osoba z kartą powinna zacząć. Gdy dostajesz kartę, możesz ją przeczytać… albo zignorować.”

Chodziła pomiędzy uczestnikami, rytmicznie pstrykała palcami i budowała napięcie. Wtedy dźwiękowa panorama głosów, instrumentów, ciał i obiektów zaczęła rezonować między sobą. Usta, dłonie, kolana, jabłko, buty – każda część stała się źródłem dźwięku. Głośniki, które emitowały brzmienia nie dominowały, lecz łączyły. W tej jednej przestrzeni – z tymi samymi kablami, mikrofonami, światłem – wyłoniła się piękna i wielowarstwowa perspektywa słyszenia. Dźwięki, wcześniej rozproszone, zaczęły się splatać. Przyciemnione światło nadało onirycznego klimatu.

Dźwięk narastał.

Pauza. Odpowiedzialność za dźwięk to także odpowiedzialność za ciszę.

W tle było słychać: 

„Zacznijmy od ciszy. Kiedy ktoś poczuje, że czas – niech wyda dźwięk.”

Z tego kontrolowanego chaosu zaczynało się wyłaniać coś nowego – niekompletna, ale spójna forma. Coś jak słuchowisko, coś jak zbiorowa kompozycja bez jakiejkolwiek partytury. Kolejne osoby dołączały, jedna po drugiej. Niektórzy stali, inni siedzieli, ktoś chodził.

Dźwięk stawał się przestrzenią. Im głośniej – tym szerszy krok. Im bardziej zagęszczony – tym większe czułam napięcie w ciele.

Akcja – reakcja – akcja – reakcja.

Za jednym dźwiękiem podążał drugi – nie jako echo, ale jako odpowiedź.

Po rozdaniu kart Keyla rozpoczęła spotkanie przy mikrofonie: zasada była taka, że nie było zasad, ale karta ma zasady. Powinniśmy postępować zgodnie z naszą kartą albo i nie…

Rozległa się wtedy muzyka z zapętloną sekwencją tych słów powtarzanych przez Keylę. 

Paulina biegła mówiąc: it’s happening!

Litewski instrument Marty słychać było z tyłu.

Słychać było pstrykanie z palców.

Wszyscy wybrzmiewali przez głośniki, instrumenty, usta, nogi i dłonie w zderzeniu z przedmiotami. Powstawały najróżniejsze dźwięki w połączeniu z jedną przestrzenią, tymi samymi kablami, instrumentami i kontekstem. Przyciemnione światła nadały niemal lynchowskiej aury.

Keyla: Zacznijmy od ciszy. Kiedy ktoś będzie potrzebował niech wyda dźwięk.

Z wielkiego chaosu dźwięk w innym kształcie i proporcji zaczął wybrzmiewać jak spójne słuchowisko. Kolejne osoby włączały się powoli do wspólnej przestrzeni jamu. W różnych pozycjach, od siedzących po te chodzące na różne sposoby.

Wystawa

Nadszedł dzień wystawy towarzyszącej, która powstała w wyniku współpracy kreatywnej podczas rezydencji. Osoby artystyczne przedstawiły własne projekty badawcze z zakresu sztuki dźwięku – instalacje, obiekty dźwiękowe, słuchowiska, audio-mikro-spacery, nagrania muzyki eksperymentalnej oraz kolektywną kombinację dźwiękową w formie jamu, w którym uczestniczyła także widownia. Po wspólnie spędzonym tygodniu grupa stała się współdziałającym organizmem, który mocno rezonował ze sobą twórczo. Wystawa była pierwszym momentem od dłuższego czasu, w którym prace ponownie rozdzieliły się na indywidualne koncepty autorek i autorów. Pierwszą osobą, którą zobaczyłam po wejściu do sali wystawienniczej była Kayla Elrod, która wykonała performens na pograniczu cielesności i dźwięku. Korzystając ze współpracy z Pracownią Projektowania Obuwia i Akcesoriów w Akademii Sztuki w Szczecinie stworzyła architekturę wystawy i projekt dźwiękowy pod tytułem Fashion Slow, w którym wykorzystała przedmioty z projektu CYCLE” – stworzonego przez zmarłą studentkę Magdalenę Bylecką. Wydawała nimi dźwięki w starciu z przedmiotami swojego życia codziennego. Podłączona do mikroportu połączona była ze słuchawkami, które mieli na sobie uczestnicy wydarzenia. Sensorycznie konwersując w relacji 1:1, tworzyła symultanicznie performans dla reszty. Swój fluxusowy występ opisuje w ten sposób:

Nosząc ręcznie wykonane przez Magdalenę Bylecką buty, delikatnie miażdżę porzucone materiały – folię bąbelkową, bibułę, plastik – przekazując ich struktury do słuchawek. Osadzone w ramach mojego trwającego projektu soft crush fetish project PLZ KRUSH, praca łączy estetykę i działanie związane z fetyszem zrównoważonego rozwoju. Stanowi refleksję nad konsumpcją i widzialnością, rezonując z etosem Magdy, który oparty jest na ponownym, troskliwym wykorzystaniu zużytych materiałów.”

fot. Natalia Piotrkowicz

Symbiotycznie zza filarów przenikała muzyka Gustave’a Muhozi, który nabudowywał nadaną narrację wszystkim innym projektom. Hipnotyczne brzmienia ambientu, niczym z filmów symfonicznych, wyciszyły przestrzeń. Na wystawę składały się również prace Julii Kamieńskiej, Pauliny Pikiewicz, Alicji Gaszty, Joanny Dreczki & Justyny Szewczuk, Gosi Trajkowskiej i Marty Ansone, które rozmieszczone po całej przestrzeni wystawienniczej przyciągały w trakcie koncertu od czasu do czasu uwagę osób spacerujących po obszarze. Instalacje funkcjonowały w indywidualnych interakcjach, osobliwym zwróceniu uwagi na narrację i problem poruszany w instalacjach. Te intermedialne zabiegi koncentrowały się na takich tematach jak niezaspokojone pragnienie, kolonizowanie natury, reinterpretacja bagna, znalezienia przedmiotów, miejsc, pejzaż dźwiękowy w przeddzień jego końca i przestrzeń publiczna.

Moją szczególną uwagę przykuła praca portugalskiej rezydentki Joany De Sa pod tytułem Moss Landing. Jak sama autorka wspomina:

To esej, szkic, portret kamieni. Pomimo obsesji na punkcie dźwięku kamieni, chciałam zrozumieć to, co znajduje się pod nimi i wokół nich – unosić łachmany janowca, mszyste całuny, zaprzeczając, że życie nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Ta instalacja odnosi się do konkretnego miejsca w południowo-zachodnim regionie Viseu – Flais/Azenha, gdzie znajduje się wiele stanowisk sztuki naskalnej. Dziedzictwu temu zagraża reaktywacja kamieniołomu, co wpływa na lokalny krajobraz (i pejzaż dźwiękowy) tego obszaru. Portretując to miejsce, odtwarzając możliwe tekstury i ponownie wykorzystując nagrania terenowe, artystka chce zwrócić uwagę na obszar chroniony, który zgodnie z prawem i zdrowym ludzkim rozsądkiem – powinien być objęty ochroną.”

 

Dzień finału

Zmieniliśmy otoczenie i udaliśmy się do Nowej Szkoły w Kopicach – miejsca przyszłych rezydencji artystycznych, zanurzonego w naturze, ciszy i rozległej przestrzeni nieukończonego jeszcze domu kultury. Tydzień zakończył się wspólnym wyjazdem, spotkaniem, słuchaniem, gotowaniem i celebrowaniem ukończonej wystawy oraz nabytych znajomości. Koniec końców mam wrażenie, że to było w całym projekcie najważniejsze, proces i wspólne wymyślanie, projektowanie, wymiana doświadczeń i perspektyw, a nie same namacalne wytwory pracy. Rekomenduję  Festiwal oraz rezydencję wszystkim, których sound art interesuje. Odnalazłam na Młodych Wilkach dużą lekkość i swobodę, która i mnie popchnęła w nowe kierunki działania kreatywnego.