Orkiestracje fonosfery, orkiestracje pamięci

Marta Michalska / 1 mar 2024

Poniższy fragment pochodzi z książki „Dźwięki, ludzie i nasłuchiwanie miasta. Wybrane elementy fonosfery Warszawy na przełomie XIX i XX wieku”; został lekko przeredagowany, aby był czytelny jako samodzielny fragment. Tekst pochodzi z rozdziału V „Wędrowcy albo symfonie podwórkowe” – opowiada o zawołaniach wędrownych handlarzy, usługodawców i artystów w kontekście wielowarstwowej fonosfery warszawskiego podwórza kamienicy. Najciekawszym rodzajem źródła w tym rozdziale są swoiste wyliczanki „podwórzowych gości” pojawiających się na podwórzu, zaskakująco podobne w różnych typach tekstów i w różnych momentach w czasie. Wiele z tych wyliczanek, obok innych zawołań handlarzy, wspomina także podwórzową muzykę katarynki i domową grę na fortepianie jako hałas, podsumowując wszystko ironicznym określeniem „kociej muzyki”, a więc splatając różne elementy fonosfery, detalicznie rozplątywane w poprzednich rozdziałach książki. To jak spotkanie poszczególnych głosów fugi w kadencji, choć opowieść o dźwięku bynajmniej tutaj się nie kończy. W rozdziale tym zadaję pytania o antropologię głosu oraz dźwiękową pamięć mimowolnie (?) „orkiestrującą” doświadczenie dźwiękowe. Stosowanie kategorii akustemologii[1] do badania historycznego będzie tu obecne najsilniej, gdy będę omawiać różne role czy sposoby rozumienia danych zawołań przez mieszkańców kamienicy należących do różnych grup społecznych. Wybrany poniżej fragment dotyczy sentymentalizacji zawoływaczy, rekrutujących się z biedoty i klasy robotniczej, obecnej w pamiętnikach. Poprzedzające go wypiski ze źródeł (tu we fragmencie) opisują brzmienia głosów warszawskich zawoływaczy – pozostawione bez komentarza, każą nam uruchomić dźwiękowe wyobraźnie i „usłyszeń” brzmienie tych głosów sprzed lat.

Handlujący starzyzną Żyd woła donośnym głosem: Handel! Handel![2]; reklamuje głośno: Handel, handel, handel![3]; przychodzi co chwila i woła głośno: handel! handel![4]; przychodzi z rana i woła: Handel… handel… starzyznę kupuję…[5]. Jego bas „umila” czas mieszkańcom[6]; w uszach po latach rozbrzmiewa jego głos, który nawoływał: handluję, handluję, kupuję stare ubrania[7]. Przeraźliwe i skrzypiące Handele! Handele! Handele! odzywa się na dziedzińcu[8]. Handlarz gdacze[9], wywrzaskuje wniebogłosy na różne strony: handełe, handełe![10]

Kościarka („stara baba”) woła na cały głos tak, żeby mogła być słyszaną we wszystkich kuchniach: Kości kupuję! Kości![11] Kościarka się rozdziera[12]; ma „melodyjny głosik”[13]; wywrzaskuje wniebogłosy na różne strony Kości kupuję![14]; przychodzi co chwila i woła piskliwie: kości kupuję, kości![15]. Woła: kości kupuję, kości!, a jej głos jest piskliwy[16]. Wykrzykuje drżącym i piskliwym głosem: Kości kupuję, kości!… gałgany!…[17]. Na podwórze wchodzi cicho i grzebiąc w śmietniku, woła: Kości kupuję, kości!, a dzieci przedrzeźniają ją, dodając do rymu: A coś robiła w młodości?[18]

Kościarka-śmieciarka

Druciarz, obładowany sprzętami Czech lub Słowak, woła głośno i śpiewnie: Garki drutuję, garki![19]; brzmi jego potężny baryton: Garnki pobielać![20], wywrzaskuje wniebogłosy na różne strony: Garnki drutować![21], mali druciarze wykrzykują: garnki drutować[22]. Co chwila przychodzi druciarz z krzykiem: garnki drutować! albo rądle pobielać![23] Druciarz-Słowak krzyczy: Garnki, drutooo…[24], jego głos jest przeciągły i śpiewny[25].

[…]

Orkiestracje fonosfery, orkiestracje pamięci

W swoich wspomnieniach pisarka Maria Dąbrowska (1889–1965) uznawała, że podwórka z wielością dźwięków w gęstej zabudowie są dokładnie tym, co świadczy o wielkomiejskości Warszawy:

Niektóre [podwórza – M. M.], zwłaszcza w starszych kamienicach, były obszerne i słoneczne, a teraz latem rozlegało się w nich tyle odgłosów gęstemu zaludnieniu właściwych. Tu siekano mięso, a tam rąbano drewka; gdzie indziej bito pianę, ówdzie ktoś grał na fortepianie albo coś sobie śpiewał; płakało dziecko albo dziecko się śmiało; jakieś kobiety przekrzykiwały się kłótliwie lub coś gadały monotonnie. Tu najsilniej rozlegały się okrzyki, którymi obwoływali swoje usługi albo towary wędrowni rzemieślnicy i handlarze[26].

Codzienne sprawy, zwykłe czynności i relacje, które są treścią jej wspomnienia, nabierają w słowach pisarki cech literackich, gdzie w prozie życia „ktoś się śmieje i ktoś płacze”, „ktoś rąbie drewna a ktoś bije pianę”. Kompozycyjne, kompozytorskie umiejętności czy kompetencje autorki pozwalają jej sięgnąć do znanego jej idiomu muzyki, która staje się ramą nadającą sens tej „wrzawie” wielkomiejskiego podwórza; muzyka rozumiana jako dźwięki zorganizowane o pewnej wewnętrznej logice pozwalają także na interpretację, że dźwięki podwórza „dźwięczą” i „czarują”:

Pospołu z rzewną i śpiewną wrzawą ulicy, dolatującą spoza wielkiej bramy, stanowiło to nie znaną mi dotąd muzykę wielkiego miasta, zupełnie inną niż dzisiejsza i dotąd dźwięczącą w moim uchu. […] W takim to właśnie podwórzu przy Wspólnej ulicy zatrzymywałyśmy się z matką u moich stryjostwa. […] [Tam] słuchałam, jak dźwięczy miasto, a szczególnie czarowały mnie właśnie owe głosy wędrownych rzemiosł i handlów, ulicznych muzykantów, ostrzycieli noży, sprzedawców cytryn albo warzyw, piaskarzy, węglarzy, handełesów, sklejaczy porcelany i lutowników blachy[27]. Każdy śpiewał innym tonem, inne sobie słowa wymyślał, inną do każdych melodię, której nigdy nie zmylił. Wtedy i długo potem umiałam naśladować te wszystkie głosy; budziły we mnie jakieś na wpół wesołe, na wpół nostalgiczne uczucia[28].

Nasłuchiwanie podwórza (i to nie własnego, lecz „u stryjostwa”) otwiera przed Dąbrowską nowe pola słuchowej percepcji, a przez to – poznawania miasta. I to, jak się wydaje, miasta w jego „prawdziwej” postaci – to właśnie na takim podwórzu można dowiedzieć się, jak miasto w istocie brzmi. Jest to akustemologia zupełnie nowa, skądinąd niedostępna. Afirmatywne słuchanie miasta może wynikać z ogólnie pozytywnych odczuć, jakie Dąbrowska miała w związku z Warszawą. Wrażliwe ucho autorki nie tylko zapamiętuje i przypomina sobie dźwięki, lecz także pozwala jej naśladować odgłosy z podwórza w klimacie trochę wesołym, trochę smutnym. Jest to jakaś zabawa, naśladowanie zawołań odgłosów ludzi, którzy żyjąc w ubóstwie, tak codzienną pracą zarabiali na swoje utrzymanie. Ta uprzywilejowana sentymentalizacja odgłosów podwórza umiejscawia rozumienie autorki gdzieś między radością a nostalgią, a nie w kontekście codziennych starań o zapewnienie minimum egzystencjalnego najniższych warstw społecznych.

Ta sentymentalizacja obecna jest też u tłumaczki Jadwigi Waydel-Dmochowskiej (1893–1962) w jej wyliczeniu „domowików” – „dobrych duszków”, którzy przychodzili ze swoimi usługami prosto do domów takich jak jej. „Dobre duszki”, których pojawienie się było w ujęciu autorki zawsze wielkim wydarzeniem, to pracownicy i pracownice, którzy stanowili w istocie niezbędną siłę w utrzymaniu mieszkań klas wyższych. O tym, co działo się, gdy zabrakło takiej osoby, pisał noblista Icchok Baszewis Singer (190?–1992). Do domu tej rabbińskiej rodziny mieszkającej przy ulicy Krochmalnej przychodziła praczka, starsza kobieta, z której matka Singera była bardzo zadowolona. Któregoś dnia praczka nie wróciła z praniem. „Dla nas nieobecność praczki była prawdziwą katastrofą. Potrzebowaliśmy bielizny. Nawet nie znaliśmy adresu starej kobiety. Byliśmy przekonani, że umarła. Matka […] wyszukała jakieś stare, podarte koszule, wyprała i poreperowała. Opłakiwaliśmy zarówno bieliznę, jak i starą, spracowaną kobietę, która stała się nam bliska w ciągu wielu lat wiernej służby”. Po ciężkiej chorobie praczka jednak wróciła i oddała upraną bieliznę, lecz była to już jej ostatnia posługa, i wkrótce zmarła[29]. U Waydel-Dmochowskiej były to osoby od prania, froter, tapicer, osoby od trzepania dywanów czy „specjalista” od szatkowania kapusty. Dom odwiedzali także druciarz reperujący garnki, pobielacz, szlifierz i kominiarz. Autorka podsumowuje: „Każdy z nich miał swoją śpiewkę albo charakterystyczny sygnał, którym zwiastował przybycie, każdy wnosił więc swój motyw muzyczny do koncertu głosów Warszawy, swój wkład w skomplikowaną harmonię codziennego życia”[30]. Idiom muzyczny jest tu jeszcze dosadniejszy, a rozumienie zawołań jako „koncertu” i „harmonii” to akustemologiczny sens jednoznacznie pozytywnego wspomnienia z dzieciństwa. Nie ma tu języka hałasu czy irytacji dominującego w prasowych opisach miejskiej fonosfery, lecz zaczarowanej świadkini nausznej, która obserwuje przychodzących i odchodzących pracowników-duszków.

Podobnie ujmowała to we wspomnieniach publicystka i pisarka Stefania Podhorska-Okołów (1884–1962): „Podwórze miało swoją suitę dźwięków, okrzyków i nawoływań, które kojarzyły się z pewnymi porami roku i dnia”[31]. Mieszkając pod koniec wieku przy ulicy Sosnowej[32], obserwowała i nasłuchiwała „dna studni”[33] z wysokich pięter domu kamienicy. Jej opis kościarki, czyli kobiety zbierającej od gospodyń kości po gotowaniu, „wielokrotnie uwiecznianej przez Kostrzewskiego”[34], realizuje wszelkie elementy tego toposu: starucha w łachmanach, zgięta wpół z workiem i haczykiem, była prostytutka. „Społeczeństwo kapitalistyczne, które nie mogło obejść się bez ich usług, traktowało je zawsze nie tylko jako zło konieczne, ale jako klasę pariasów i strącało na dno życia”[35], pisała nieco już w duchu następnej epoki. Handlarz starzyzną odzywał się głosem „monotonnym”, który podchwytywały dzieci, „przedrzeźniając jego specyficzną wymowę”. Piaskarz, sprzedający piasek z Wisły, wołał głosem „gromkim i dziarskim”, druciarz – „głębokim, ponurym basem”. Specyficznym dźwiękiem szlifierzy był „gong” – uderzanie młotkiem w blaszany krążek. Milcząco „jak duch” przez podwórze sunął kominiarz; jak zaklęcie brzmiało zawołanie sklejacza porcelany (ponieważ nigdy nie wzywano go do mieszkania autorki); Grek wołał „pantofle sprzedaję! Pantofle!”, zaś „zjawiskiem niemniej egzotycznym, chociaż swojskim” była wiejska kobieta z Podlasia sprzedająca wyroby tkackie. Wrażenie owej „egzotyczności” wydaje mi się tutaj bardzo znamienne. Elementami tej suity byli wreszcie: oczekiwani przez dzieci sprzedawcy baloników i sztucznych ptaszków, „wiosenny” słomiankarz i „jesienny” mężczyzna szatkujący kapustę, pojawiający się od wiosny do jesieni lodziarz, a także wędrowni muzycy i artyści, „którzy szerzyli swoistą kulturę estetyczną na bruku stolicy” – wróżące Cyganki, kataryniarze, czeskie harfistki, harmonista, akrobaci, śpiewające dziady i młodzieniec z gitarą, bożonarodzeniowe szopki, grający na fujarce góral-koszykarz[36].

Emily Laurance opisywała w swoim artykule, jak kompozytor i muzykolog Georges Kastner (1810–1867) przetworzył uliczne zawołania z Paryża w dzieło symfoniczne[37]. W istocie po ten idiom sięgano wielokrotnie; by posłużyć się wariantem angielskim, można wyróżnić tutaj Cries of London w kompozycji Orlando Gibbona (1583–1625) i Thomasa Weelkesa (1573–1623), zaś współcześnie – Luciano Berio (1925–2003)[38]. Orkiestrowanie miejskich zawołań wędrownych usługodawców biegnie gdzieś wzdłuż sięgania po folklor i muzykę ludową w twórczości kompozytorów poszukujących idiomu narodowego w XIX wieku: Stanisława Moniuszki, Antonína Dvořáka, Béli Bartóka, Jeana Sibeliusa, Edvarda Griega, Ralpha Vaughan-Williamsa i wielu, wielu innych. Przetworzenia warszawskich zawołań z XIX wieku pojawiają się w wierszykach, jak choćby w przytaczanych już Bańkach mydlanych Kazimierza Laskowskiego[39]. Kilkanaście piosenek podwórkowych opiewających różne „typy uliczne”, a także śpiewających dziadów znajduje się w zbiorku Warszawskie ballady podwórkowe – żadna nie ma charakteru typowego cris, ale na uwagę zasługuje piosenka o warszawskim dryndziarzu zaczynająca się od sygnału przywodzącego na myśl dzwonek dorożki, oraz o Antku wyzwoleńcu, którego ojciec był kataryniarzem z ulicy Wąski Dunaj[40].

Pamiętnikarki słuchające nagromadzonych podwórzowych głosów z pewnego dystansu – fizycznego, lecz także społecznego, klasowego, przez pewną pracę pamięci, która zaciera szczegóły i poszukuje dźwiękowych matryc, oraz dzięki dostępnej im możliwości posługiwania się idiomami muzycznymi, zamieniają zawołania w kompozycje.

Wreszcie swoją akustemologię ulicy i podwórza opisała pisarka Anna Leo (1873–1945) we Wczoraj, gawęda o niedawnej przeszłości (1929). Podobnie jak u wielu innych autorów i autorek, podwórze kamienicy zasłużyło na własny rozdział w jej wspomnieniach; zastosowano tu również prawie taką samą kompozycję wyliczenia poszczególnych przybyszów. Co ciekawe, autorka jako jedyna używa określenia cris de Varsovie, nawiązując do tradycji cris de Paris, które „od wczesnego ranka biły o okna podwórzowe mieszkań warszawskich”[41]. Małoletni piaskarze i druciarze z jej wspomnienia:

ożywiali ulice dziecięcymi głosami i nawoływaniami. Rozbrzmiewały po podwórzach donośne wołania ulicznika znad Wisły: „pia… pia… piasku białego, wiślanego!” na przemian ze śpiewnym przeciąganiem małego przybysza z Karpat: „garki drutowaaać”[42].

Dzieci nadają ulicy koloryt i życie, nie jest to dickensowski obraz, który podkreślałby nędzę małoletnich pracowników. Jej wspomnienie charakteryzuje stosowanie mowy niezależnej, co kreuje wrażenie „oddawania głosu”, na przykład szczególnej prozodii handlarza starociami. Autorka ukazuje również dynamikę relacji między usługodawcami a mieszkańcami, jej narracja w większym stopniu ujmuje interakcje między przybyszami a mieszkańcami kamienicy, którzy przekomarzają się i targują z kupcami. Najpierw więc zjawiał się chłop przywożący do miasta drewno. Po nim handlarz starzyzną, który:

oznajmiał żałosnym, donośnym, choć ochrypłym głosem, że „starzizne kupuje, starzizne, starziznę!” Tu i owdzie wychylały się głowy z okien. Właścicielka mieszkania na trzecim piętrze lub mieszkanka w „bocznej oficynie”, lokaj z pierwszego piętra… „Niech no kupiec przyjdzie!” Przychodził i rozpoczynało się targowanie. […] „Za te portki śtyry złote?” mówił do zniecierpliwionego lokaja – „za ten wyświcony interes? Pan sze Boga nie boi? Ja panu prziniosę śliczne nowiuśkie spodnie za pięć złotych!…” […] Kupował też meble. „Za te otomanę!! Trzi ruble! Gwałtu!!” wrzeszczał do pani domu, do cna wyczerpanej długim targowaniem, aż zniecierpliwiony mąż odzywał się z drugiego pokoju: „Co kupiec gadasz, że za drogo? Samych pluskiew jest w tej kanapie więcej niż za rubla!”[43]

Zawołanie handlarza niosło istotną informację dla oczekujących go gospodyń, służby, jakiejś ubogiej zapewne mieszkanki z „bocznej oficyny”. Ten stosunkowo obszerny zapis wymiany zdań między handlarzem a mieszkańcami kamienic ukazuje dynamikę codziennego targowania się, przekomarzania ze sprzedawcą, z którym ostatecznie chce się dobić targu. Następnie we wspomnieniu Leo na podwórze zajeżdżały wozy z ziemniakami lub kapustą, przychodzili dorośli druciarze – „smukłe chłopy o ściągłych twarzach i smutnym wejrzeniu. Ci wołali: »rondle pobielaat!« i chętnie wzywano ich do kuchen”[44]. Melancholijny druciarz przekwalifikowany na pobielacza rondli jest więc obecny i w tym wspomnieniu. W opowieści Leo pojawiają się też goście rzadko obecni w innych wspomnieniach, Persowie i Węgrzy:

Przychodzili Persowie, z wielkim tobołem dywaników, które rozkładali na bruku podwórzowym, ku niezmiernej radości pokojówek z całego domu, Węgrzy, o ognistych oczach, którzy nosili w wielkich pudłach nici, igły i świecidła, przekupnie rosyjscy, sprzedający chustki jedwabne i orenburskie, a do których Marysie mówiły: „panie kacap”[45].

Nie mogło zabraknąć kataryniarza, którego instrument „sapie” i „jęczy”. Nasłuchująca pisarka usłyszała jednak w melodii ślad „dawnego kunsztu”:

Stawał taki na środku podwórza i kręcił korbą u swego pudła. Katarynka jęczała, zgrzytała, sapała Traviatę lub Fra Diavolo i wtórował jej śpiew, zwykle fałszywy, czasem jednak dźwięczący resztkami szlachetnego metalu i dawnego śpiewaczego kunsztu. Do wyciągniętego kapelusza leciały z okien grube miedziane trojaki, a nierzadko i dwudziestokopiejówki srebrne[46].

Spośród muzykantów Leo zapamiętała też parę czeskich śpiewaków: „on rzępolił na skrzypcach, a ona na harfie, śpiewając żałośnie”:

Nad strumykiem stała,

trararajra – rajra!

Rućki załamała,

trararajra – rajra!

Co ja poćne biedna,

trararajra – rajra!

Jestem sama jedna!

trararajra – rajra![47]

  1. Pojęcie, ukute ze słów acoustic i epistemology, odwołuje nas do poznawania świata tudzież organizowania wiedzy o świecie poprzez dźwięk i słuchanie, i z tego powodu jest dla mnie poręczną kategorią metodologiczno-filozoficzną do badania dźwięków w przeszłości. Zwraca bowiem uwagę na kontekst, na słuchanie indywidualne oraz indywidualne reakcje na dźwięk, a także pozostawia miejsce na nasze, badawcze strategie poznawcze. W przeciwieństwie do totalizującej i abstrakcyjnej, oddzielonej od słuchającego podmiotu kategorii pejzażu dźwiękowego wg R. Murraya Schafera, akustemologia stawia w centrum słuchanie ściśle związane z danym miejscem i czasem.
  2. J. Galewski, Warszawa zapamiętana: ostatnie lata XIX stulecia, oprac. L. B. Grzeniewski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1961, s. 11.
  3. B. Hertz, Na taśmie 70-lecia, zebr. i oprac. L. B. Grzeniewski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1966, s. 40.
  4. Gość. Kalendarz opracowany przez K. Promyka na rok przestępny 1888, Wydawnictwo Księgarni Krajowej i Gazety Świątecznej Konrada Prószeńskiego, Warszawa 1888, s. 80.
  5. J. Galewski, Warszawa zapamiętana, s. 13–14.
  6. Bróg [J. Siemieński?], Na bruku warszawskim, „Gazeta Handlowa” 1903, 16 (29) lipca, nr 170, s. 1.
  7. S. Kozicki, Pamiętnik 1876–1939, oprac. M. Mroczko, Wydawnictwo Naukowe Akademii Pomorskiej w Słupsku, Słupsk 2009, s. 46.
  8. Z „wczoraj”, „Słowo” 1903, 9 (22) sierpnia, nr 191, s. 3.
  9. Nie mogę!, „Mucha” 1891, 27 września (9 października), nr 41, s. 5.
  10. A. P. [A. Pietkiewicz], Dręczyciele podwórzowi spokojnego lokatora warszawskiego, „Kłosy”, 14 (26) lipca, t. 37, nr 943, s. 55.
  11. J. Galewski, Warszawa zapamiętana, s. 11.
  12. Nie mogę!, „Mucha” 1891, 27 września (9 października), nr 41, s. 5.
  13. Sielanki miejskie, „Kolce” 1904, 24 kwietnia (7 maja), nr 19, s. 9.
  14. A. P. [A. Pietkiewicz], Dręczyciele podwórzowi, 55.
  15. Gość. Kalendarz opracowany przez K. Promyka, s. 80.
  16. Kościarka, „Kurier Warszawski” 1884, 8 (20) stycznia, nr 20, s. 3.
  17. K. Hoffman, Obrazki warszawskie. Kościarka, „Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy” 1898, 5 (17) grudnia, nr 288, s. 1–2.
  18. J. Galewski, Warszawa zapamiętana, s. 13–14.
  19. Ibidem, s. 11.
  20. Z „wczoraj”, „Słowo” 1903, 9 (22) sierpnia, nr 191, s. 3.
  21. A. P. [A. Pietkiewicz], Dręczyciele podwórzowi, s. 55.
  22. B. Hertz, Na taśmie 70-lecia, s. 40.
  23. Gość. Kalendarz opracowany przez K. Promyka, s. 80.
  24. J. Galewski, Warszawa zapamiętana, s. 13–14.
  25. Z Warszawy, „Biesiada Literacka” 1893, 20 sierpnia (1 września), t. 36, nr 35, s. 130.
  26. M. Dąbrowska, Warszawa mojej młodości, w: Warszawa naszej młodości, red. Halina Boguszewska et al., Iskry, Warszawa 1954, s. 48–49.
  27. Piaskarze, zwykle młodzi chłopcy, sprzedawali wydobywany z Wisły piasek, który służył m.in do utrzymywania czystości. Węglarze sprzedawali węgiel, lecz także węgielki do samowara, będąc tym samym dźwiękowym sygnałem kulturowej zmiany, kiedy to mieszkańcy i mieszkanki Warszawy przejęli rosyjski zwyczaj picia herbaty z samowara. „Handełes” to nacechowane określenie żydowskiego handlarza starociami. Handlarz starzyzną nie tylko sprzedawał starocie, lecz także je skupywał, dając tym samym mieszkańcom i mieszkankom szansę na niewielki zarobek.
  28. M. Dąbrowska, Warszawa mojej młodości, s. 48–49.
  29. I. B. Singer, Urząd mojego ojca, przeł. I. Wyrzykowska, Wydawnictwo Bis, Warszawa 1992, s. 31–35.
  30. J. Waydel-Dmochowska, Dawna Warszawa: wspomnienia, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1959, s. 112.
  31. S. Podhorska-Okołów, Warszawa mego dzieciństwa: obrazki, wyd. 2, Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik, Warszawa 1958, s. 117.
  32. Między ówczesną Chmielną a Śliską, obecnie jest to ślepa ulica, a zachodni odcinek Chmielnej zaczyna się dopiero od alei Jana Pawła II.
  33. Nawiązanie do kamienicy-studni.
  34. Franciszek Kostrzewski (1826–1911) był czołowym rysownikiem i humorystą II połowy XIX wieku, a jego wnikliwe satyry na mieszczaństwo i realistyczne rysunki biedoty stanowią cenne źródło do badania codzienności miasta, zob. np. album z ilustracjami „typów warszawskich”: F. Kostrzewski, Album, seria 1–2, wyd. S. Lewental, Warszawa 1893–1898.
  35. S. Podhorska-Okołów, Warszawa mego dzieciństwa, s. 118.
  36. S. Podhorska-Okołów, Warszawa mego dzieciństwa, s. 116–127.
  37. E. Laurance, Georges Kastner’s “Les Voix de Paris” (1857). A Study in Musical “Flânerie”, w: Cultural Histories of Noise, Sound and Listening in Europe, 1300–1918, eds. I. Biddle, K. Gibsoneidem, Routledge, London–New York 2019.
  38. Zob. także M. Biłozór-Salwa, Kim byli gdańscy wywoływacze? w: Mateusz Deisch, Gdańscy wywoływacze. Reprint rycin z 1763 roku, Instytut Kultury Miejskiej, Gdańsk 2019, s. 19; wskazówkę na temat kompozycji zostawia także Schafer, zob. R. M. Schafer, The Soundscape: Our Sonic Environment and the Tuning of the World, Destiny Books, Rochester, Vermont 1993, s. 64–65.
  39. K. Laskowski, Na miejską nutę, w: Bańki mydlane, skład główny księgarni E. Wendego, Warszawa 1902, s. 89–91.
  40. Bohaterami tych piosenek są: warszawski dryndziarz, strażak, facet warszawski, blagier, łobuz, Antek pobytowiec („klawy andrus i nożowiec”), Antek wyzwoleniec, Andzia z Podwala, słomiany wdowiec, alfonsik, zob. B. Wieczorkiewicz, Warszawskie ballady podwórzowe. Pieśni i piosenki warszawskiej ulicy, oprac. muzyczne Z. Wiehler, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971, s. 49–73; o żebrakach zob. s. 74–93. Są to zatem raczej piosenki realizujące topos warszawiaka-cwaniaka. Być może jakimś tropem jest Polka druciarzy z baletu Panorama Warszawy, zob. E. Raczkiewicz, Katalog polskich druków muzycznych 1801–1875 w zbiorach Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy, Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy – Biblioteka Główna, Warszawa 1997, s. 130 oraz A. Spóz, I. Spóz, Katalog polskich druków muzycznych 1801–1875 w zbiorach biblioteki, muzeum i archiwum Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego im. Stanisława Moniuszki, Warszawskiego Towarzystwo Muzyczne im. Stanisława Moniuszki, Warszawa 2000, s. 250.
  41. A. Leo, Wczoraj: gawęda o niedawnej przeszłości, nakładem księgarni F. Hoesicka, Warszawa 1929, s. 51.
  42. Ibidem.
  43. Ibidem, s. 51–52.
  44. Ibidem, s. 52.
  45. Ibidem.
  46. Ibidem.
  47. Ibidem, s. 53.