Święta cisza. Pejzaż dźwiękowy żałoby po śmierci Stalina
„Z mgły mej odległej, dziecięcej pamięci dotąd wydostają się dwie pierwsze lekcje literatury muzycznej, dane mi za sprawą wielogodzinnych radiowych transmisji pogrzebów Stalina w 1953 i Bieruta w 1956 roku – Czajkowski, Rachmaninow, oczywiście Chopin, Rimski-Korsakow, też chyba coś Szostakowicza”.1
Pamięci Andrzeja Chłopeckiego
Moment złożenia trumny z ciałem Józefa Stalina w krypcie na placu Czerwonym w Moskwie dnia dziewiątego marca 1953 roku uczczono w całej Polsce pięciominutową ciszą. Ta krótka chwila niespodziewanie pretenduje do miana kilku najgłośniejszych minut w historii audiosfery kraju, wypełnionych odgłosem wyjących syren fabrycznych, gwizdków lokomotyw i statków, bijących dzwonów kościelnych oraz armatnich salw. Warszawski pejzaż dźwiękowy ciszy z tego dnia tak zapamiętał jeden ze świadków: „Wyglądamy na ulicę. Wszystko staje w bezruchu. Z pola mokotowskiego widzimy najpierw błysk, a potem huk wystrzału. Wszystkie syreny gwiżdżą, dzwonią dzwony. Trwa to pięć minut”.2
Aby ująć swoistość omawianej audiosfery wprowadźmy, w odwołaniu do zaproponowanej przez Raymonda Murraya Schafera kategorii „świętego hałasu” (Sacred Noise), kategorię „świętej ciszy”. Pionier badań nad pejzażem dźwiękowym „święty hałas” rozumiał jako termin oznaczający hałas nie podlegający zakwestionowaniu z powodu jego związków ze społecznie uznanym autorytetem czy instytucją. „Święta cisza” oznaczałaby zatem ciszę o przebiegu określonym wyłącznie przez instytucje władzy, która wyznacza zarówno charakter dźwięków dozwolonych, mogących ją naruszyć, jak i dźwięków zakazanych. Wytwarzanie tych ostatnich podlega represji. Czas rozpoczęty w Polsce o godzinie 10.00 w dniu pogrzebu Stalina uznamy więc za okres pięciominutowej „świętej ciszy” ustanowionej przez władzę totalitarnego państwa.
W czasie jej trwania wyciszone zostały dźwięki życia codziennego, dźwięki tła. Według Schafera keynote sound są to odgłosy tak często słyszane przez poszczególne wspólnoty, że tworzą tło, na którym odbierane są inne dźwięki. Aspekt ten szczególnie mocno został uwypuklony w artykułach opublikowanych w prasie oficjalnej. Tekst w Trybunie Ludu zderza ze sobą dwa krajobrazy dźwiękowe. Pierwszy – zwyczajny, miejski: „jeden z najbardziej ruchliwych punktów Warszawy (…) 9 marca 1953. Godzina 9.50 rano. Samochody, tramwaje, autobusy, tłumy pieszych. Robotnicy przygotowują trybunę na południe”. O godzinie 10.00 następuje kompletna przemiana: „robotnicy odrywają się od pracy, przechodnie stają w miejscu, zgrzytają hamulce autobusów, samochodów, tramwajów. To wszystko, co przed chwilą śpieszyło się, dążyło dokądś, pracowało, nagle zamiera”. Pojawiają się elementy dźwiękowego rytuału: „Raz po raz salwy armatnie. Syreny huczą bez przerwy (…) Taka cisza… I w ciszy jeszcze tylko ostatnie artyleryjskie salwy”.3 Oczywiście, już w dniu ogłoszenia informacji o śmierci Stalina odwołaniu uległy wszystkie imprezy rozrywkowe, pozamykano teatry, kina, kawiarnie i restauracje. Eliminacja dźwięków konkurencyjnych względem rytuału żałobnego sprawiła, że musiał zdominować on audiosferę.
Do dźwięków zakazanych w czasie „świętej ciszy” należały dźwięki subwersywne, wprost podważające oficjalny ład w przestrzeni akustycznej. Oczywista jest zależność – skoro żałoba rozgrywała się przede wszystkim w audiosferze, to także w przestrzeni fonicznej następowały akty oporu. W oficjalnych źródłach nie odnajdziemy wiadomości o próbach zakłócenie ciszy czy zachowaniach niezgodnych z propagowaną wizją chwili wypełnionej jednością, skupieniem i żalem. Wymiar ten odnotowany został w raportach odpowiednich służb, które miały dostarczyć sprawozdań z dni żałoby, w tym ze szczególnym uwzględnieniem „stopnia zachowania pięciominutowej ciszy w większych skupiskach ludzi (targi, w gospodach, na drogach, ulicach i mieszkaniach)”.4 Czytamy w nich o przykładach dźwiękowych subwersji oraz o represjach: aresztowaniach, zatrzymaniach, wyrzucaniu z pracy. Naruszenie „świętej ciszy”, zarówno tej pięciominutowej, jak i podczas licznych zgromadzeń, dokonywano się na wiele sposobów: „po zakończeniu masówki rozległ się śmiech”, „w czasie odczytywania komunikatu dwie osoby liczyły pieniądze i śmiały się”, „na sali był ogólny śmiech”, „zaczęto wówczas stukać młotkiem w celu przeszkodzenia w odczytywaniu tekstu odezwy”, „dwóch pracowników starało się zakłócić spokój przez umyślne ciągłe kasłanie”, „jeden z pracowników (…) podczas ciszy w wulgarny sposób w obecności zebranej załogi, dopuścił się wybryku fizjologicznego”, „podczas ciszy wszedł na tablicę rysowniczą i śpiewał pod nosem Marsz, marsz Dąbrowski”,5 „wśród ogólnej ciszy szeleścił papierkami z rozwijanych cukierków”, ktoś inny „nie przestawał grać na akordeonie”.6
Cisza w przekazie propagandowym stała się znakiem boleści i żałoby oraz szacunku i czci wobec Stalina składanego przez mieszkańców kraju. Przykładu dostarcza wiersz Jerzego Putramenta: „Cisza pogrzebowa woła, / cisza huczy ponad krajem naszym, / pochylamy w milczeniu czoła, / stajemy, boleśni, u maszyn”,7 w innym tekście odnajdziemy porównanie ukazujące charakter ciszy: „minuty milczenia ciężkiego jak krawędź przenoszonej tam trumny”.8 W wielu artykułach w podobny sposób szkicowano ludzkie reakcje na ciszę: „Ciszą targnęła pierwsza salwa artyleryjska. Obnażają się głowy profesorów i studentów, chylą się czoła. W milczeniu, nieruchomo stoją młodzi studenci. W niejednych oczach zjawiają się łzy, których nikt nie ociera, których nikt się nie wstydzi”9 albo: „Milczenie i cisza. Gwar ucichł. Przechodnie stłumili głos. Zaczęliśmy mówić szeptem. Ból nasz był ogromny”.10 Cytowane fragmenty często pozostają w kontraście wobec zapisków uczestników wydarzeń. W dzienniku Marii Dąbrowskiej znajdziemy notatkę na temat minuty ciszy podczas wiecu w warszawskiej Hali Mirowskiej: „szczelnie wypełniona hala siedziała w martwym milczeniu i w milczeniu wstała na konwencjonalną minutę milczenia. Nie zauważyłam ani jednej twarzy (ani w prezydium, ani na sali), która byłaby zasmucona. Obojętność, a potem przy wyjściu zwyczajne wesołe ożywienie”.11
Syreny i salwy armatnie
Ciszę mogły naruszyć jedynie wyznaczone przez aparat władzy sygnały dźwiękowe. Schafer zdefiniował je jako dźwięki, na które zwraca się uwagę (sound signal). Zgodnie z poleceniem w czasie ciszy włączone miały zostać wszystkie syreny fabryczne, syreny parowozów, zakazywano jednak użycia sygnałów alarmowych, klaksonów samochodowych oraz syren parowozów w ruchu.12 W prasie podkreślano, że syreny rozlegające się w stolicy Polski zagrały „w tej samej chwili w Pekinie, Berlinie, w Budapeszcie, w Tiranie, w Sofii, w Bukareszcie”.13 Międzynarodowy kontekst obecny jest również w cytowanym przez Roberta Kupieckiego fragmencie artykułu: „głębokie wzruszenie malowało się na twarzach polskich górników, gdy syrenom Turowa odpowiedziały wszystkie syreny zakładów położonych na drugiem brzegu Nysy Hirschfelde”.14 W wielu relacjach powtarzają się wspomnienia o tym aspekcie dźwiękowego rytuału. Stanisław Lem syreny alarmowe uruchomione w Zakopanem usłyszał podczas zjazdu na nartach z Kasprowego.15 Kilkuminutowy huk lokomotywy pociągu zatrzymanego w szczerym polu o godzinie 10.00 wspominał jeden z podróżujących. We wspomnieniach zapisał swoją reakcję: „odbierałem wycie tych syren, jak jęk milionów zniewolonych narodów. Porównywałem też, do radosnego sygnału i wiary, że ze śmiercią tego człowieka, musi nareszcie ten system zmienić się na lepsze”.16 W niewielu relacjach przeczytamy natomiast o estetycznym wymiarze słuchania wyjących jednocześnie syren. W znanych mi tekstach na aspekt ten zwrócił uwagę jedynie jedna osoba: „wszystkie syreny połączyły się w jeden przejmujący, przeraźliwy dźwięk. (…) W pokoju panowała cisza, tylko w uszy wdzierał się zespołowy jęk syren”.17
Dźwięk wystrzałów z armat oraz bicia w werble stanowią kolejny element sygnałów dźwiękowych tworzących omawiany pejzaż dźwiękowy. Salwę oddano tylko w Warszawie, ale w przekazie propagandowym była szczególnie akcentowanym aspektem uroczystości – w cytowanym artykule z Trybuny Ludu, w odcinku Polskiej Kroniki Filmowej, gdzie wraz z werblami towarzyszą obrazom z różnych miejsc kraju przedstawiającym hołd ku czci Stalina. Pierwszy wystrzał został zsynchronizowany z salutem w Związku Radzieckim: „w tej samej chwili kiedy radzieckie miasta rozpoczęły armatni salut żegnając swego wodza – prowadzący nasłuch radiowy artylerzyści Lewandowski i Winkler – podali komendę do warszawskiego salutu – trzydziestu salw armatnich”.18 Z przywoływanej już instrukcji dotyczącej planowanego przebiegu pięciominutowej ciszy wiemy, że w radiu miał być wówczas nadawany dźwięk salw honorowych i werbli. Trudno określić czy zamiar ten został zrealizowany, ponieważ w relacjach spoza Warszawy nie odnajdujemy wzmianek o brzmieniu wystrzałów. W artykule omawiających przebieg ciszy w Krakowie czytamy jedynie o sprzedawczyniach kwiatów z Rynku, które „na dźwięk werbli płynących z zainstalowanych megafonów”19 spontanicznie przerwały sprzedaż i powstały z miejsc.
O dźwiękach salw czytamy w jednym ze szczególnych świadectw. Ich specyfika związana jest z faktem, że wystrzały słuchane były przez osadzoną w więzieniu mokotowskim Stanisławę Sowińską. Odcięta od bieżących wiadomości musiała odgadnąć znaczenie odgłosów na podstawie swoistej analizy audiosfery: „monotonię zwykłego więziennego dnia przerwał huk kilkudziesięciu salw armatnich. Rozległ się gdzieś daleko, dobrze jednak przez nas słyszany. Liczyłyśmy je obie z Lusią, zastanawiając się, co też to może znaczyć. Wojna? Nie, nie wojna! Najmniejszego objawu paniki wokół. Na odwrót, uroczysta jakaś cisza, wszystko zamarło. Pogrzeb! Odgadłyśmy. To salut oddany komuś na ostatnią drogę! Komuś bardzo ważnemu! Komu? Paliła nas ciekawość”.20 Jakiś czas później zapytała sprzyjającego jej strażnika czy zmarł Bierut, a w odpowiedzi usłyszała, że „wąsaty”.
Dzwony kościelne
Dźwięki bijących dzwonów kościelnych to następny element rekonstruowanego pejzażu. Zgodnie z rozważaniami Schafera zaliczymy je do dźwięków charakterystycznych, zatem unikalnych i szczególnie ważnych dla danej społeczności (soundmark). Zauważyć można pewną niewspółmierność pomiędzy szeroko zakrojoną akcją zmierzającą do uruchomienia dzwonów kościelnych w dniu pogrzebu, a niezbyt eksponowanym miejscem dźwięków dzwonów w przekazie propagandowym. W ogóle nie wspomina o nich artykuł opublikowany w Trybunie Ludu opisujący ciszę w Warszawie. Jedynie w krakowskiej prasie podkreślano, że do dzwonów kościołów dołączył się dzwonu katedry na Wawelu: „przez miasto płynęły żałobne, tony kościelnych dzwonów, z majestatycznym głosem Zygmunta górującym ponad nimi”.21 W odcinku Polskiej Kroniki Filmowej przez moment widać bijący dzwon, a na tle serii ujęć przedstawiających minuty uroczystego skupienia rozbrzmiewa co pewien czas dźwięk jakiegoś dzwonu.
Z uwagi na wspomnianą operację aparatu władzy, o biciu dzwonów w dniu pogrzebu dość często piszą historycy zainteresowani polskim stalinizmem. Przypomnijmy ich ustalenia odnośnie do strategii władzy i reakcji księży. W czasie pięciominutowej ciszy we wszystkich kościołach w Polsce miały zabrzmieć dzwony. Marcin Zaremba wyróżnił dwie strategie władzy zmierzające do realizacji planu – przekonywanie „po linii partyjnej” oraz „po linii kościelnej”.22 Członkowie partii odwiedzali księży dzień przed żałobą nakłaniając do bicia w dzwony. Działacze wyższego szczebla spotykali się natomiast z biskupami, aby skłonić ich do wydania odpowiednich poleceń. Przygotowano również scenariusz, gdyby nie udało się przekonać księży. Robert Kupiecki cytuje odpowiednią instrukcję: „wszędzie gdzie istnieją obawy, że księża chcieliby uchylić się od wykonania zarządzenia, należy przygotować grupy młodzieżowe, które by – unikając wszelkich prowokacji – same zorganizowały żałobne bicie w dzwony”.23 W wielu raportach i relacjach powtarzały się wzmianki o ZMP-owcach [członkach partyjnej młodzieżówki], którzy dzwonili z kościelnych wież.
Postawa księży była przedmiotem detalicznych sprawozdań służb bezpieczeństwa. W teczkach personalnych księży zakładanych przez władzę widniało nawet pytanie o postawę duchownego w czasie pogrzebu Stalina. Dane wskazują, że zakładany scenariusz został zrealizowany w znacznym stopniu, co oznacza, że dzwony kościołów odezwały się faktycznie niemal wszędzie. We Wrocławiu bić miały wszystkie dzwony. W Krakowie, jak czytamy w raporcie: „prawie we wszystkich kościołach biły dzwony, uruchomiono również Dzwon Zygmunta. Nie dzwoniono w kościele na ul. Kopernika. W kościele kamedułów dzwonili ZMP-owcy, a po ich odejściu nadal sami księża. W klasztorze norbertanek, gdzie odmówiono dzwonienia, uruchomiono dzwony dopiero pod wpływem ZMP-owców”.24 W Warszawie na czterdzieści kontrolowanych świątyń, jedynie w sześciu nie biły dzwony.25
Znane są też przypadki księży aktywnie przeciwdziałających uruchomieniu dzwonów – jeden z księży został aresztowany za spoliczkowanie dzwoniącego ZMP-owca, gdzieś indziej proboszcz przeciął linę od dzwonu, kilku księży zamknęło dzwonnice, kilku innych osobiście zatarasowało drogę do wież kościelnych.26 Kilku duchownych, którzy zgodzili się bić w dzwony próbowało dokonać jeszcze swoistego „małego sabotażu”: pewien ksiądz dzwonił, ale mniejszymi, zatem mniej reprezentacyjnymi, dzwonami, wielu skracało czas dzwonienia. Jeden z księży specjalnie zorganizował o 10.00 pogrzeb, aby dzwonić z okazji pogrzebu i jednocześnie dla Stalina.
Wykorzystanie dzwonów kościelnych wydaje się z dzisiejszej perspektywy trudno wytłumaczalnym krokiem rządzących. Robert Kupiecki postawił tezę, że partyjnym liderom chodziło w ten sposób o wywołanie wrażenia jedności całego społeczeństwa, pozoru całego narodu pogrążonego w smutku po stracie swojego przywódcy. Marcin Kula również skłania się do tej tezy, pisząc „brak bicia w dzwony byłby zbyt dużym dysonansem w oczekiwanej powszechnej żałobie”,27 ponadto jego zdaniem władza mogła chcieć wyrazów hołdu, ukorzenia się Kościoła przed komunizmem. Przy braku odpowiednich źródeł nie jesteśmy w stanie zweryfikować intencji rządzącego obozu. Wyżej wymienione cele można było osiągnąć w inny sposób, bez użycia dzwonów i zorganizowania w pośpiechu olbrzymiej akcji. Niedopatrzeniem byłoby jednak zlekceważenie w tym kontekście miejscu znaczeń nadawanych w polskim społeczeństwie dźwiękom bijącego dzwonu. Jak to krótko ujęła Urszula Jorasz: „dzwony wnoszą do krajobrazu element sacrum”.28 Sens ten najlepiej oddaje cytowane wspomnienie mieszkanki przedwojennych Kresów o przyjętej na wsiach reakcji na rozbrzmiewający dźwięk dzwonów, polegającej na porzuceniu codziennych zajęć, przyklęknięciu i kreśleniu znaku krzyża.29 Wśród wszystkich elementów tworzących audiosferę jedynie dźwięk dzwonów odczytywany jest w kontekście sakralnym. Bijące prawie w całej Polsce dzwony miały więc nie tylko przekonywać o jedności społeczeństwa, ale przede wszystkim zaświadczać o quasi-sakralnej randze wydarzenia.
Muzyka żałobna i Międzynarodówka
Pejzaż dźwiękowy dni żałoby wypełniały również dźwięki utworów muzycznych oraz werbalnych komunikatów pochodzących z tysięcy zainstalowanych w miastach oraz na wsiach głośników i megafonów nadających program państwowego radia lub lokalnych radiowęzłów. Już o samej chorobie Stalina poinformowały Polaków czwartego marca właśnie głośniki radia i radiowęzłów. W propagandowym przekazie pisano: „Trudno oderwać się od głośników radiowych. Wsłuchujemy się w słowa komunikatu o chorobie Józefa Stalina, wyczuwając poza nim bicie Jego serca, serca świata. Ileż bólu, ile troski przysparza nierówny rytm tego serca”.30 Szóstego marca Polskie Radio o godzinie piątej pięć nadało informację o śmierci Józefa Stalina, od tego momentu nie nadawano już dotychczasowego repertuaru muzycznego, lecz wyłącznie komunikaty, muzykę poważną i komentarze.
Przemianie poddany został muzyczny wymiar pejzażu dźwiękowego. Zamiast „głośnej muzyki o najniższej wartości (…) pieśni masowych i pseudo-ludowej muzyki w najbardziej tandetnym sosie”,31 jak o zwyczajowym repertuarze płynącym z megafonów pisał Andrzej Panufnik, pojawił się zestaw zawierający przykłady muzyki żałobnej. Do tego stopnia zdominował program radiowy, że zaczął budzić opór niektórych słuchaczy: „Radia to już od piątku nie słucham, bo co otworzę, to tylko żałobna muzyka i te komunikaty co godzinę czytają”.32 We wspomnieniach Stanisława Horaka odnajdziemy zapiski o reakcji na żałobny repertuar: „mnie na samo wspomnienie tamtego marca nawet w upalne lato przechodzi mróz po plecach. Józef Stalin dogorywał przez kilka dni. Nie dość, że sama aura ówczesnych zimowych dni była ciemna, to przyciemniano wszystko, co oczy widziały. Nic. Bach w radiu. Nic. Tylko Czajkowski. Czasem Beethoven lub Musorgski. A przez wszystkie pozostałe godziny dnia i nocy wyłącznie to, co najsmutniejszego i najbardziej tragicznego wymyślili współcześni kompozytorzy”.33
W dniu pogrzebu w samym województwie krakowskim zorganizowano siedemset punktów zbiorowego słuchania transmisji radiowych,34 W jednej z dzielnic Szczecina uruchomiono sto sześćdziesiąt osiem punktów słuchania radia. Megafony zainstalowano także wcześniej przed miejscami masowych zgromadzeń – np. przed wspomnianą Halą Mirowską w Warszawie podczas wiecu.35 Robert Kupiecki podaje, że instrukcja w sprawie organizacji pięciominutowej ciszy wskazywała, że w tym czasie wszystkie radiowęzły, głośniki i megafony miały zostać włączone, a radio ma nadawać odgłosy salw honorowych oraz bicia w werble.36 Historyk wspomina także o przypadkach uszkodzenia aparatury radiowej i radiowęzłów przygotowanych do transmisji pogrzebu, a nawet w czasie jej trwania. Zapamiętane zostały jednak dźwięki utworów muzycznych. Finał VI Symfonii Patetycznej Piotra Czajkowskiego rozlegający się z megafonów w Krakowie wspominał Krzysztof Meyer.37 O audiosferze Krakowa w tym samym dniu czytamy także we wspomnieniach Jadwigi Fedorowicz: „nad miastem przetaczały się ciężko, jak grzmoty, tony marsza żałobnego Chopina, słane z niezliczonych megafonów”.38 Żałobne pienia słowne i muzyczne dochodzące „z bardzo silnych, wręcz gigantycznych” głośników podczas jednego z warszawskich pochodów żałobnych zorganizowanych w dniu pogrzebu wspominał Michał Głowiński.39 W prasie znajdziemy ponadto wzmiankę o nadawanym w radiu o godzinie 10.00 dziewiątego marca Requiem Mozarta.
Muzyka w czasie żałoby po śmierci Stalina nie rozlegała się wyłącznie z głośników. W relacjach na łamach prasy powtarza się wielokrotnie informacja o Międzynarodówce wykonywanej podczas zgromadzeń przez tłum – w Hali Mirowskiej na początku wiecu żałobnego oraz na jego zakończenie: „z mocą brzmi śpiewana pieśń walczącego i zwyciężającego proletariatu Międzynarodówka”,40 na masówkach w zakładach pracy,41 na zakończenie zgromadzenia w Stalinogrodzie42 oraz dwa razy podczas warszawskiego pochodu w dniu pogrzebu – na początku: „kilka minut po godzinie 16.00 czoło pochodu ustawia się przed trybuną. Zapada cisza. Orkiestra gra Międzynarodówkę, którą podchwytuje tłum”.43 Pieśń powraca raz jeszcze na koniec: „ostatnim akordem hołdu ludu stolicy jest potężnie rozbrzmiewająca zwycięska pieśń walczącego proletariatu Międzynarodówka”.44 W innym miejscu czytamy o jej znaczeniu w dniu żałoby: „brzmi jak pamięć o kimś Najbliższym, jak hasło sprawy, jak przysięga wierności”.45 W przekazie propagandowym akcentowano spontaniczny i masowy sposób wykonywania pieśni będący znakiem zjednoczonego w żałobie narodu. Inny obraz wyłania się z fragmentu raportu Urzędu Bezpieczeństwa, w którym znalazła się uwaga na temat wykonania pieśni w czasie jednej z masówek w zakładzie pracy: „śpiewało zaledwie parę osób. [Dwóch pracowników] w czasie śpiewania Międzynarodówki nie zdjęło czapek”.46 Odcinek Polskiej Kroniki Filmowej poświęcony śmierci Stalina również zakończyły dźwięki tej pieśni.
***
„Święta cisza” z dziewiątego marca 1953 roku należy zapewne do najlepiej zapamiętanych pejzaży dźwiękowych z przeszłości Polski. W kontekście sygnalizowanej przez badaczy powszedniej sytuacji, gdy „doświadczenie słuchania [audiosfery] pozostaje na ogół niewypowiedziane czy niezapisane”,47 uderza wielość cytowanych już świadectw poświęconych wspomnianemu wydarzeniu. Audiosfera marca 1953 zapisała się nie tylko w pamięci świadków. Po przełomie politycznym roku 1956 w literaturze i filmie informację o śmierci dyktatora przedstawiano poprzez reprezentację żałobnej audiosfery.
W jednej z najbardziej znanych polskich powieści powstałych w okresie politycznej odwilży, Matce Królów Kazimierza Brandysa z roku 1957, odnajdziemy wyobrażenie momentu rozpoczęcia pięciominutowej ciszy. W powieści wspomniane zostały jedynie salwy armatnie oraz cisza opanowująca przedstawioną przestrzeń. Bohaterka powieści, z okiem zatrzymanego na przystanku tramwaju słucha salw i wpatruje się w reakcje warszawiaków: „Tramwaj nie ruszył się z przystanku, mężczyźni zdjęli czapki. (…) Huk dział niósł się nad miastem w wilgotnym marcowym powietrzu. Ludzie w tramwaju mieli tępy, zamyślony wzrok. Szoferzy wysiedli z samochodów, rowerzyście znieruchomieli z dłońmi na kierownicach. Ustał wszelki ruch. (…) Wszystko zamarło, skamieniało”.48 Filmowa adaptacja powieści Brandysa dokonana przez Janusza Zaorskiego w 1982 roku również nawiązywała do jednego z elementów historycznej audiosfery, odmiennie jednak niż w książkowym oryginale. Informacja o śmierci Stalina poprzedzona jest obrazem, w którym główna bohaterka na tle rozbrzmiewających jednocześnie kilku syren wywiesza biało-czerwoną flagę przed domem i dekoruje ją kirem. Inny element pejzażu znalazł się natomiast w filmie Roberta Glińskiego Niedzielne igraszki (1983), którego akcja rozgrywa się na warszawskim podwórku w pierwszą niedzielę po śmieci Stalina, w przeddzień pogrzebu. Z głośników dochodzą do bohaterów strzępki jakiegoś utworu żałobnego, przemówień opiewających zmarłego dyktatora, a z pochodu przemierzającego pobliską ulicę fragmenty skandowanych haseł. Rozlegające się równolegle dzwony kościelne wskazują w tym przypadku raczej na niedzielę jako czas rozgrywania akcji. Z kolei w filmie Feliksa Falka Był sobie jazz (1981) ogłoszenie wiadomości o chorobie Stalina zmusza organizatorów do odwołania koncertu młodych jazzmanów, bohaterów filmu. W kolejnej scenie jeden z muzyków słysząc w pokoju ryk kilku syren, wygląda przez okno i widzi na ulicy stojących ludzi, zatrzymany tramwaj, ciężarówkę i furmankę, a osoba wchodząca do pomieszczenia informuje go o zgonie Stalina. Po chwili ze znajdującego się tam radia słychać finał VI Symfonii Czajkowskiego, stanowiącej tło dla rozmowy o konsekwencjach odejścia przywódcy.
Fragmentaryczność w ukazaniu historycznego pejzażu jest najważniejszą właściwością omówionych artystycznych przedstawień. Ich wielość uznać należy jednak za bardzo znaczące potwierdzenie siły oddziaływania pejzażu dźwiękowego z dziewiątego marca 1953 roku.
„Jest to znacznie skrócona i zmodyfikowana wersja artykułu opublikowanego w: „Muzyka” 2014, nr 1, s. 95–117. Tam też znajdują się detaliczne odwołania do wykorzystanych materiałów źródłowych.
1A. Chłopecki, Rubik, czyli triumf hucpy, „Tygodnik Powszechny” 2007, nr 4, s. 17.
2M. Wyrzykowski, Dzienniki: 1938–1969, Warszawa 1995, s. 152.
3Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, wybrał i podał do druku M. Zarzycki, „Karta” 2003, nr 37, s. 77.
4Cyt. za: M. Zaremba, Opinia publiczna w Polsce wobec choroby i śmierci Józefa Stalina, [w:] Władza a społeczeństwo w PRL. Studia historyczne, red. A. Friszke, Warszawa 2003, s. 25.
5Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, s. 65, 69, 85.
6Cyt. za: R. Kupiecki, Natchnienie milionów: kult Józefa Stalina w Polsce, 1944–1956, Warszawa 1993, s. 195.
7J. Putrament, Dziewiąty marca, „Życie Literackie” 1953, nr 11, s. 5.
8W. Żukrowski, Minuty milczenia, „Przekrój” 1953, nr 414, s. 5.
9Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, s. 80.
10Nad trumną Stalina ślubujemy, „Przekrój” 1953, nr 414, s. 12.
11Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, s. 71.
12Por. R. Kupiecki, op. cit., s. 174.
13„Przekrój” 1953, nr 414, s. 14.
14R. Kupiecki, op. cit., s. 177.
15Por. S. Bereś, Rozmowy ze Stanisławem Lemem, Kraków 1987, s. 35.
16W. Marczak, Ukrainiec w Polsce. Dole i niedole w PRL-u, Sanok 1993, s. 80.
17Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, s. 84–85.
18Ibidem.
19Kraków w bolesny dzień pogrzebu, „Dziennik Polski” 1953, nr 59, s. 4.
20S. Sowińska, Gorzkie lata, „Karta” 2003, nr 37, s. 44.
21Kraków w bolesny dzień pogrzebu, s. 4.
22M. Zaremba, op. cit., s. 28.
23R. Kupiecki, op. cit., s. 175.
24Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, s. 80–81.
25Por. R. Kupiecki, op. cit., s. 176.
26Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, s. 81.
27M. Kula, Religiopodobny komunizm, Kraków 2003, s. 16.
28U. Jorasz, Słuchając, czyli kontredans akustyki ze sztuką, Poznań 2010, s. 130.
29R. Losiak, Recepcja dźwięków świątyń we współczesnym krajobrazie fonicznym miasta, [w:] Niematerialne wartości krajobrazów kulturowych, red. S. Bernat, Sosnowiec 2011, s. 46.
30Ból i troska, „Życie Literackie” 1953, nr 10, s. 1.
31A. Panufnik, Życie muzyczne w dzisiejszej Polsce, „Kultura” 1955, nr 1–2, s. 14.
32Cyt. za.: M. Zaremba, op. cit., s. 27.
33S. Horak, Osiemdziesiąty rok, Katowice 1985, s. 11.
34M. Zaremba, op. cit., s. 28.
35Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, s. 70.
36Por. R. Kupiecki, op. cit., s. 174.
37Por. K. Meyer, Mistrzowie i przyjaciele, Kraków 2011, s. 19-20.
38J. Fedorowicz, Małe i duże królestwo, Kraków 1997, s. 561.
39M. Głowiński, Magdalenka z razowego chleba, Kraków 2001, s. 38.
40Lud stolicy uczcił pamięć Józefa Stalina, „Dziennik Polski” 1953, nr 58, s. 2.
41Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, s. 57.
42Zgromadzenie żałobne mieszkańców Stalinogradu, s. 1.
43Lud stolicy w manifestacyjnym pochodzie składa hołd pamięci Wielkiego Stalina, „Dziennik Polski” 1953, nr 59. s. 3.
44Ibidem, s. 4.
45„Przekrój” 1953, nr 414, s. 14.
46Cyt. za: To nie wiatr, to szloch, s. 69.
47R. Losiak, O opisach pejzaży dźwiękowych, [w:] Nowy idiografizm?, red. K. Łukasiewicz, Wrocław 2010, s. 224.
48K. Brandys, Matka Królów, Sosnowiec 1991, s. 104.