Kolejny dzień, kolejne odkrycie Else Marie Pade

Sune Anderberg , tłum. Kajetan Chlipalski / 27 paź 2024

Dwadzieścia lat po pierwszym odkryciu Else Marie Pade jako pionierki muzyki elektronicznej, obecnie jest określana ona jako wizjonerka kompozycji akustycznej. Wygląda na to, że nie znudzi się nam przepisywanie jej historii – jak i wpisywanie w nią nas samych. 

Else Marie Pade w latach 60., źrodło: Da Capo

Historia Else Marie Pade, jednej z najważniejszych duńskich kompozytorek muzyki elektronicznej w okresie powojennym, jest dobra. Tak dobra, że coraz więcej osób zaczyna ją opowiadać i powtarzać. Niektóre z nich rzeczywiście szczycą się dogłębną znajomością historii muzyki elektronicznej, inne zaś – nieco swobodniejszym podejściem do faktów. 

Gdy gmina Aarhus otworzyła pierwszy odcinek systemu szybkiej kolei w grudniu 2017 roku, nie tylko usprawnił on komunikację rodzinnego miasta Else Marie Pade, lecz również stworzył pretekst do wpisania kompozytorki w miejską narrację, wcześniej wyrażaną hasłem „Aarhus – po duńsku postęp”.

Dlatego, kiedy transportowa firma Aarhus Letbane opublikowała pięć krótkich podcastów o wybranych przystankach na dzisiaj ponad 100-kilometrowej sieci, jedną z historii poświęcono Pade. Słyszymy w nim o jej buntowniczej postawie wobec niemieckich okupantów: że opluła jednego z nazistów, ale udało jej się zbiec, wskakując do tramwaju. Opowiedziano także, że stała się bojowniczką ruchu oporu, kończąc w więzieniu Gestapo, gdzie ryła nuty na ścianie celi.

Jak dotąd, wszystko wydaje się klarowne. Historia życia Else Marie Pade, tyleż barwna, co fascynująca, została się w 2009 roku udokumentowana w dwóch obszernych biografiach, w tym jednej w największym duńskim wydawnictwie Gyldendal. I choć zarówno książka Andrei Bak Else Marie Pade, jak i Troelsa Donnerborga Klangen af en stjerne (Dźwięk gwiazdy) to raczej portrety artystki niż opis muzycznej materii, to żadna z nich nie idzie tak daleko w procesie mitologizacji, jak zrobiła to Aarhus Letbane.

Według ich podcastu, czytanego przez historyka, Else Marie Pade dosłownie wynalazła muzykę elektroniczną podczas pobytu w więzieniu. To naprawdę postęp po duńsku.

Ogólnie rzecz biorąc, nie ma większego znaczenia, co firma zajmująca się transportem mogła zrozumieć lub nie na temat niszowej duńskiej kompozytorki. Jeśli mimo to zwracam na tę historię uwagę, to nie tylko ze względu na jej komiczny charakter, ale także dlatego, że może służyć jako przykład niepokojącej tendencji w duńskiej recepcji Pade w XXI wieku: próby dopasowania jej muzycznego dorobku do fantastycznej narracji biograficznej.

Żaden duński kompozytor nie popłynął na na takiej fali (w pełni zresztą zasłużonej) sympatii, jak Else Marie Pade po ponownym odkryciu jej postaci w 2001 roku. To wtedy dwóch młodych muzykologów przeprowadziło wywiad z 76-letnią emerytowaną artystką dla „Dansk Musik Tidsskrift” („Duński Magazyn Muzyczny”, poprzednik „Seismografu”). Hołdy były momentami tak intensywne, że można było pomyśleć, iż to ona sama wynalazła całą muzykę elektroniczną.

Kadr z krótkometrażowego animowanego filmu Solveig Mønsted Hvidt Kender-du-hende? Else Marie Pade (2023), źródło: Copenhagen Bombay

 

Czas na orkiestrę 

Pracowałem w Edition S, kiedy Morten Pade po śmierci matki w 2016 roku przekazał temu wydawnictwu pozostawione przez nią partytury, szkice, notatki, wycinki prasowe, taśmy szpulowe i pewnie wiele więcej. Po latach to właśnie Edition S jako pierwsze opublikowało nuty Else Marie Pade.

Ja również otrzymałem jedną z żółtych toreb Netto z archiwaliami i nieśmiało zapytałem szefa, czy malutkie pudełko z taśmami utworów takich jak Symphonie magnétophonique (1958–59) nie powinno zostać zabezpieczone, zamiast stać na środku podłogi obok mojego biurka. Tak, pewnie to miało sens…

Pierwsze, szybkie oględziny piętrzącego się w biurze materiału, pokazały, że Else Marie Pade zostawiła po sobie znacznie więcej niż dzieła muzyki elektronicznej, które zostały już wydane na kilku płytach CD (natychmiast po ponownym odkryciu) w 2001 roku. Były tam scenariusze słuchowisk, korespondencja dotycząca niezrealizowanych dramatów muzycznych, partytury graficzne, ale także – bingo! – nuty muzyki akustycznej.

Parametre (1954) na orkiestrę smyczkową, rękopis; źródło: Edition S

Edition S mogło więc napisać nową historię Else Marie Pade. Na anglojęzycznej stronie wydawnictwa początkowo zapowiadano badanie jej archiwów. Pokazało ono, że „elektroniczna pionierka” była „kimś znacznie więcej”. Kompozytor Hans Peter Stubbe Teglbjærg, zatrudniony jako wiodący badacz, stwierdził w tym kontekście:

„Historia, która będzie o niej opowiedziana w przyszłości, powinna obejmować fakt, że była niesamowicie wszechstronną kompozytorką, która starannie pracowała z muzyką i dźwiękiem, niezależnie od medium czy gatunku. To dobrze skomponowana muzyka, która do nas przemawia.”

Pod koniec 2022 roku ukazał się więc The Orchestral Album z czterema utworami, który według wydawnictwa Dacapo – siostrzanej firmy Edition S – pokazał, że Else Marie Pade „pisała także wyjątkowo wizjonerską muzykę orkiestrową”.

O prawdziwości tej oceny można dyskutować; dwa najdłuższe utwory w albumie, autorstwa jeszcze młodej kompozytorki, noszą znamiona wpływów jej prywatnych nauczycieli i kolegów: Vagna Holmboe, Jana Maegaarda i Leifa Kaysera.

Ale co ciekawe, próbowano wykreować na nowo wizerunek Pade jako artystki, której dzieła mogą być teraz sprzedawane bogatym orkiestrom. To oczywiście idealnie odpowiada interesom wydawnictwa nutowego, które na pierwszy rzut oka może zaskakiwać promocją kompozytorki elektronicznej. I może dostarczać kolejnego przykładu prób przejmowania kontroli i pośmiertnego kształtowania postaci Else Marie Pade.

 

Czy była ofiarą?

W tej historii nie można pominąć Henrika Marstala, jednego z dwóch muzykologów, którzy ponownie odkryli Pade w 2001 roku. Z niezwykłą gorliwością działał na rzecz wyciągnięcia kompozytorki z zapomnienia.

Podkreślał jej talent najpierw w wywiadzie dla „Dansk Musik Tidsskrift”, stworzonym we współpracy z Ingeborg Okkels; później na albumie z hommages EMP RMX 333, gdzie on i kilku młodszych muzyków elektronicznych remiksowali Étude (1961) Pade tuż po jej śmierci. I wreszcie w szczegółowej biografii Else Marie Pade (2019), która – w przeciwieństwie do już opublikowanych książek o kompozytorce – została przynajmniej napisana przez specjalistę od muzyki.

Recenzowałem książkę Marstala po jej publikacji i wciąż mam następujące zastrzeżenie: przedstawia Pade jako osobę oderwaną od jej rówieśników, zamiast osadzić ją w ich kontekście. To nadaje jej charakter odosobnionego geniusza, dla którego muzyka elektroniczna była wewnętrzną iluminacją, a nie ogniwem w dłuższej linii rozwojowej, któremu uważniej przygląda się z kolei Jonas Olesen w swojej książce Pionerer & outsidere: Dansk elektronisk musik 1928–1980 z 2022 roku.

Pomimo wszystkich zalet książki Marstala – a jest ich naprawdę wiele – nie udało mu się uniknąć biograficznego podejścia. Przeszkody, jakie napotykała Pade w swoim życiu prywatnym – jako uczestniczka ruchu oporu, gospodyni domowa, a także jednocześnie artystka –przenikają do interpretacji jej dzieł muzycznych, którym czasem przypisuje się więcej buntowniczego charakteru i psychobiograficznej motywacji niż jest to konieczne.

Książka kończy się zatem osadzeniem Else Marie Pade w roli ofiary, którą nowe narracje, w tym ta Marstala, mają wyzwolić. To przekonanie opiera się na idei zadośćuczynienia za niezrozumienie jej innowacyjnych idei w tamtym czasie.

Ale czy Pade-kompozytorka faktycznie była ofiarą? Pomijając wszystkie inne kwestie, już choćby dzięki zatrudnieniu w Duńskim Radiu miała dostęp do sprzętu elektronicznego, jakiego nie miał żaden inny duński kompozytor w okresie powojennym. Uznanie, które zdobyła, również zajmuje mało miejsca w tych opowieściach, podobnie jak rzeczowa krytyka jej dzieł przez ówczesnych recenzentów. Obecnie często jest ona odczytywana tendencyjnie: jako odrzucenie Pade ze względu na płeć i nieuzasadnioną niechęć do muzyki elektronicznej.

To właśnie takie szczegóły pokazują, że dzisiejsi portreciści Else Marie Pade nie mogą uwolnić się od pragnienia, by poprowadzić narrację o niej w określony sposób. Zamiennie z kompozytorką używają terminu „pionierka”, co niesie posmak przestarzałej estetyki geniuszu – sprawia, że świat wokół niej znika.

Else Marie Pade w 2006 roku, fot. Lisbeth Damgaard

 

Biznes Pade

Patrząc cynicznie, można powiedzieć, że Else Marie Pade dzisiaj jest kimś więcej niż kompozytorką muzyki elektronicznej: jest biznesem – i to takim, który trzeba rozwijać międzynarodowo. 

Jako kompozytorka z orkiestrowymi dziełami z lat 50. i 60., okazuje się także cennym nabytkiem dla instytucji walczących z brakiem różnorodności. Klasyczny kanał radiowy P2 uznał, może nieco zaskakująco, The Orchestral Album za jedno z najlepszych wydań 2022 roku. Wiele osób zwietrzyło interes w wskoczeniu na „wózek Pade”.

Kiedy Henrik Marstal napisał notkę do wspomnianego wyżej albumu, nazwał nagranie czterech utworów orkiestrowych „co najmniej sensacją”, która „uprawomocni w przyszłości mówienie o Else Marie Pade jako o kompozytorce akustycznej, tak jak już mówi się o niej jako kompozytorce elektronicznej”.

Co wymyślimy następnym razem?

Można się zastanawiać, dlaczego wytwórnia Da Capo musiała udać się do Szwecji i zaangażować operę z Malmö do nagrania albumu. Czyżby żadna duńska orkiestra nie dostrzegła tego „czegoś” w projekcie? W ten sposób można by dopisać kolejny rozdział do opowieci o Else Marie Pade jako ofierze. Jednocześnie oznaczałoby to zignorowanie faktu, jak niewiele osób ma w istocie szansę nagrania orkiestrowego albumu.

Jedna z pieśni skomponowanych przez Else Marie Pade w czasie osadzenia w obozie Frøslev, które zostały w 2024 roku wykonane i nagrane przez wytwórnie Da Capo na albumie Sange fra en væg (Pieśni z muru).

Tak czy inaczej, faktem jest, że teraz, prawie dziesięć lat po śmierci kompozytorki, jesteśmy na początku zupełnie nowego otwarcia w historii Else Marie Pade. O ile pierwsze dwie dekady XXI wieku spędzono na promowaniu jej jako pionierki muzyki elektronicznej, o tyle współczesność wypełniają pierwsze wykonania i nagrania zapomnianych dzieł akustycznych.

„Kusi, żeby zapytać: ciekawe, co też ona pokaże następnym razem?” – pisze Marstal w swoich entuzjastycznych notkach. Można by także zapytać: co my wymyślimy następnym razem? Ostatnie dwadzieścia lat recepcji Pade pokazuje, że jej dzieła mogą zainspirować wielu do opowiadania własnych historii o kompozytorce. To oczywiście także sposób na utrzymanie jej muzyki przy życiu. Czy ludzie rzeczywiście słuchają tej muzyki, czy po prostu wielu opowieści o twórczyni, to już zupełnie inna kwestia.

Następny przystanek: kto wie?

 

Tłumaczenie: Kajetan Chlipalski

Redakcja: Joanna Kwapień, Jan Topolski

Tekst ukazał się oryginalnie w języku duńskim w magazynie „Seismograf” (dostępna jest także wersja angielska) i stanowi część projektu Mainstreaming, który prowadzimy razem z tym pismem i niemieckimi „Positionen”. Ten mini-cyklu poświęcony jest kompozytorkom muzyki elektronicznej i różnym sposobom, jak pozycjonowały się i były pozycjonowane w dyskursie muzyki współczesnej, a otwiera go esej Marty Beszterdy van Vliet dostępny u nas w wersji angielskiej.