Udaj się do Wenecji i usłysz obce pieśni. Relacja z 60. Biennale Sztuki w Wenecji.

Andreo Michaelo Mielczarek , tłum. Małgorzata Heinrich / 12 lis 2024

Wojna, uchodźcy, zniszczenie; tych tematów nie da się uniknąć podczas tegorocznego Weneckiego Biennale. Czuje się je, widzi, słyszy – ogarniały nas zewsząd. Czy kiedykolwiek wcześniej Wenecja była aż tak przesycona dźwiękiem?

Francuski pawilon pachnie lawendą. Odwiedzający powoli mijają rzeźbioną, organiczną instalację, której towarzyszy muzyka elektroniczna rodem z pokazu mody. Ma się wrażenie, jakby przechodziło się przez ekskluzywny butik. Estetyka poety, kompozytora i performera Juliena Creuzeta ma w sobie karaibską nutę, ale jest całkowicie immersyjna i znajoma. Z tak dopieszczonymi zmysłami wkraczasz w multisensoryczną przestrzeń 60. Weneckich Biennale.

Jeffrey Gibson, The space in which to place me, fot. Biuro Prasowe Weneckiego Biennale

Tematem Stranieri Ovunque (Wszędzie cudzoziemcy) kurator Adriano Pedrosa daje głos osobom marginalizowanym, skolonizowanym nacjom, uchodźcom, twórcom-outsiderom i artystom muzyki tradycyjnej globalnego Południa. Można to wyczuć dotykiem wśród mnogości szorstkich tekstyliów z Kolumbii i Chile. Chociaż erotyczne wycinanki artysty wyglądają niewinnie, stanowią ostry kontrast do rzeczywistości wojen, uchodźstwa i zniszczenia, której nie udało się uniknąć w 2024 roku. 

Od immersyjnych przestrzeni wypełnionych zapachami i dźwiękami roi się także w pawilonach narodowych: w tym reprezentującym Koreę Południową 16 aromatów odgrywa równie ważną rolę jak samotna rzeźba. The Neighbours w pawilonie bułgarskim to multimedialna instalacja poruszająca tematy zapomnienia i pamięci w okresie socjalizmu w Bułgarii w latach 1945–1989. Gdy w pawilonie belgijskim zaczynają rozbrzmiewać rytualne bębny, towarzyszące im gigantyczne marionetki zdają się ożywać. Jeffrey Gibson, który pomalował każdy skrawek pawilonu USA, odwołuje się także do piosenek Tracy Chapman i Niny Simone – można wręcz usłyszeć ich wyjątkowe, chropowate głosy przy jednoczesnym oszołomieniu jaskrawymi barwami. W Giardini – na zewnątrz pawilonu Izraela zamkniętego przez artystę – słychać flashmobowe protesty przeciwko destrukcji w Gazie. Nawet Björk zjawiła się w Wenecji i oczywiście zamaskowana potajemnie didżejowała w palazzo.

A ponieważ w Wenecji słychać tak wiele dźwięków, szamańskie rytuały ludu Kalaallit z Grenlandii przedstawione na lirycznych fotografiach Inuuttega Storcha zdają się szeptać i wybijać rytm. Poza tymi odgłosami w pawilonie duńskim jest zupełnie cicho.

Wystawa fotografii Inuuteq Storch na temat ludu Kalaallit z Grenlandii w duńskim pawilonie, fot. Ugo Carmeni

Mark Rothko i Starożytny Płacz

 Głównymi atrakcjami tego roku są pawilony Egiptu, Wielkiej Brytanii, Polski, Japonii i Niemiec. Wszystkie wykorzystują dźwięk, część również włączyła elementy teatru i partycypacji. 

W pawilonie Egiptu opera wideo Drama 1882 Waela Shawky’ego opowiada historię rewolucji przeciw kolonialnym władcom w latach 1879 – 1882. Aktorzy, maski i marionetki poruszają się tam niczym w teatrze lalek, a mnie zdaje się, że słucham płaczu – pradawnego szlochu przygniecionego wagą historii. Bardzo poruszające doświadczenie.

Wael Shawky, opera wideo Drama 1882 w pawilonie egipskim, fot. Biuro Prasowe Weneckiego Biennale

W odtwarzanym w przestrzeni brytyjskiej sześciogodzinnym filmie All Night To The Rain swój własny mikrokosmos kreuje ghańsko-brytyjski reżyser John Akomfrah. Porusza tematy migracji i kolonializmu. Film został podzielony na osiem cantos, którym akompaniują odgłosy wody oraz materiały archiwalne wyświetlane na licznych ekranach. Akomfrah zagłębia się w historię kolonializmu brytyjskiego. Inspirację czerpał z mrocznego, rozmytego, pięknego uniwersum amerykańskiego malarza Marka Rothko. All Night To The Rain rezonowało z jego kolorytem.

W pawilonie niemieckim Ersan Mondtag, reżyser teatralny i operowy, w operze Monument eines unbekannten Menschen (Pomnik nieznanego człowieka), inspirował się historią życia swojego pochodzącego z Turcji ojca, który zmarł w Niemczech od zatrucia azbestem jako ubogi robotnik. Publiczność przechodzi przez trzypiętrowy, opanowany przez pleśń budynek, w którym razem tłoczą się śpiewacy – podobnie jak robią to imigranci. Jesteśmy tylko świadkami – nie możemy im pomóc. To tylko spektakl, a opanowuje nas przejmujące poczucie bezradności. Na zewnątrz instalacji Mondtaga rozbrzmiewa praca science fiction Yael Bartany, która przedstawia ucieczkę z Ziemi w przestrzeń kosmiczną.

Ersan Mondtagn, opera Monument eines unbekannten Menschen (Pomnik nieznanego człowieka), fot. Thomas Aurin

W polskim pawilonie rozbrzmiewają dźwięki wojny. W wideoinstalacji Repeat After Me II (2024) Ukraińcy naśladują brzmienia moździerzy i syren alarmowych. Dźwiękom towarzyszą napisy, a publiczności udostępnione są mikrofony. Podczas mojej pierwszej wizyty nikt z nich nie skorzystał. Następnego dnia ponad dziesięć osób naśladuje przy nich odgłosy wojny: „SSSSSS THUKH”. Na instalację składają się też dwa filmy. W pierwszym, nagranym w 2022 roku, ukraiński kolektyw Open Group przeprowadza wywiady z mieszkańcami Lwowa. W drugim, z 2024 roku, Ukraińcy są nagrani z dala od niebezpieczeństwa wybuchów. Kobieta w Nowym Jorku na tle Manhattanu imituje głosem dźwięki wojny. Za pomocą prostych metod – podobnie jak w filmie Shoah Claude’a Lanzmanna – Ukraińcy rekonstruują koszmar wojny: powtarzają wciąż i wciąż jej odgłosy, wyrażają niewyobrażalne własnymi ustami, naśladują dźwięki syren, granatów i artylerii. W tym „barze karaoke” mikrofony są włączone, podłogę zdobi czerwony dywan, a my próbujemy pojąć horror wojny i przywołać odwagę, aby wkroczyć na scenę.

Repeat After Me II (2024), fot. Jacopo Salvi / Zachęta

Orkiestra zgniłych owoców

 W namiocie japońskim Yuko Mohri podłączyła elektrody do powoli rozkładających się owoców w instalacji Compose. Banany, jabłka i winogrona ułożono na meblach znalezionych przez artystkę w Wenecji. Elektrody konwertują zawartą w owocach wilgoć na sygnały elektryczne, które w swego rodzaju otwartej improwizacji tworzą fascynujący pejzaż dźwiękowy. Przebywanie w tym pomieszczeniu, do którego zdaje się przyciągać nas jakaś siła, jest uspokajające. Wokół kapie woda, która ilustruje spowodowane przez trzęsienia ziemi przecieki w tokijskim metrze. Cieknie przez rurki, pobudzając przy tym werbel, którego brzmienie wplata się we wszechobecny dron. Gdyby ów burdon tworzony przez owoce miał swoje barwy, byłyby one przytłumione, pastelowe, wiecznie na skraju całkowitego rozkładu. Mimo to, ich rytmy są wręcz żartobliwe a orkiestra gnijących owoców Yuko Mohri – w całej swej kruchości – tworzy całkowicie organiczny zespół muzyczny, który będzie grać niespiesznie do swych ostatnich chwil.

Podobnie immersyjną ekspozycję odnajdujemy w pawilonie litewskim, który umiejscowiony jest w XVIII-wiecznym kościele. Inflamed szybko zyskała reputację najlepiej kuratorowanej wystawy na tegorocznym biennale. Składa się z aluminiowych i szklanych rzeźb Pakui Hardware, którym towarzyszą figuratywne obrazy Mariji Teresė Rožanskaitė. Inflammation (Zapalenie) rozumiane jest tutaj jako metafora systemowej szkody wyrządzonej ludzkości i planecie. Elektroniczny soundtrack, chociaż nieskomplikowany technicznie, potęguje wrażenie przestrzenności, w której dźwięk odbija się, drży i pulsuje, niczym wątłe mięśnie poszukujące ratunku w szpitalnym laboratorium – obecnie przeniesionym w mury katolickie, od wieków pełniące rolę duchowego azylu, ale też przestrzeni tysięcy lamentów, którym być może mogły zaoferować pocieszenie.

Inflamed w pawilonie litewskim, fot. Pakui Hardware

Podążaj za nietoperzami

Weneckie Biennale są zawsze hałaśliwe. Artystyczne tłumy spływają z całego świata (choć w tym roku mniejszą liczbą jachtów), tworzą ogromne kolejki, zmuszają do akceptacji przytłaczającej atmosfery „Artystycznych Igrzysk Olimpijskich”. Kto może być obcy w miejscu, gdzie obecni są wszyscy?

Choć instalacja multimedialna Shifting Sands: A Battle Song autorstwa Manal AlDowayan w pawilonie Arabii Saudyjskiej zajmuje dużą przestrzeń, jest bardzo cicha. AlDowayan nagrała szmer wydm Ar-Rab al-Chali największej pustyni na świecie, słynnej ze swego „śpiewu”. Jej praca porusza kwestie widzialności i reprezentacji, zawiera głosy tysiąca saudyjskich kobiet i dziewcząt nagranych podczas warsztatów. 

Tak, osoby pominięte zostały wyciągnięte w Wenecji na pierwszy plan. Stranieri Ovunque. Możemy je usłyszeć. Niesłyszane – marginalizowane dźwięki – dostały we władanie światową scenę. Są tu zarówno klimatyczne, jak i rażące zderzenia między znanymi i obcymi brzmieniami, pieśniami, zapachami – aż do momentu, w którym przestają być obce, gdy wszyscy stajemy się sobie znani. Pośród ciał zmarłych migrantów, zaczynają rozbrzmiewać duchowe światy, a niektóre ekspozycje, zwłaszcza ta japońska, kreują mikrokosmos akceptacji.

Kiedy natura staje się sztuką, czasem mówi w sposób, który zrozumiesz z upływem czasu

Carlos Casas i Filipa Ramos, Bestiari, fot. Flavio Coddou

W niewielkim oddaleniu od Giardini i Arsenale, na katalońskiej ekspozycji Bestiari sztuka i  natura są tylko dla ciebie. Na ekranie widać chrząkające dziki wałęsające się po lesie. Z systemu głośników – prawdopodobnie najbardziej zaawansowanego na całym Biennale  – dobiegają odgłosy nagrane w różnych parkach przyrodniczych Katalonii. Od czasu do czasu słychać śpiew chóru. Carlos Casas i Filipa Ramos stworzyli akustyczny cud i być może właśnie tutaj, pośród bzyczenia pszczół, dzikich zwierząt i nietoperzy – zwanych po katalońsku „skrzydlatymi szczurami” – nauczymy się czegoś o nawigacji w mroku. Nietoperze odnajdują drogę akustycznie, dzięki zmysłowi słuchu. Słuchajmy i uczmy się. Podążajmy za nietoperzami.


Weneckie Biennale, 20 Kwietnia – 24 Listopada 2024

Redakcja angielska: Geoff Cox