Wojenny pogłos. Historie dźwiękowe z Kijowa
Jest 17:20, wsiadam do pociągu do Kijowa. Jeszcze nie wiem, czego się spodziewać. Dwa tygodnie wcześniej bez zastanowienia przyjęłam zaproszenie na wizytę studyjną organizowaną przez Centrum Mieroszewskiego i Ukrainian Institute. Przed wyjazdem sprawdziłam wiadomości – Kijów jest bezpieczny, ale w całym kraju trwa wojna. Rosjanie atakują obwód sumski i charkowski, dzień po dniu pojawiają się wiadomości o kolejnych zniszczeniach i ofiarach, a na początku kwietnia liczba ataków wzrosła prawie dwukrotnie. Dopiero co doszło do burzliwego spotkania Trumpa z Zełenskym w Białym Domu. Dociera do mnie, że chociaż wiem już coś o wojnie, to nie mam pojęcia, jak dokładnie przebiegają ataki. Czy to możliwe, żeby stało mi się coś w pociągu? Chyba nie, na pewno nie, nie było jeszcze takich doniesień. Ale kto wie…?
Całą noc przewracam się na swojej kuszetce. Wzięłam ze sobą stopery do uszu, ale po przekroczeniu granicy i tak ich nie zakładam. Nasłuchuję. Każdy stuk i puk wprawia mnie w stan wzmożonej czujności i mimowolnie napinam całe ciało. A stuków jest dużo, jak to w pociągu – hamowania, skrzypienia i dudnienia kół na torach. Zatrzymujemy się na dłużej trzy razy, dwie kontrole paszportowe, a do tego zmiana zestawu kołowego pociągu. Standardowe europejskie tory mają szerokość 1435, natomiast ukraińskie 1520 mm. Musimy czekać, aż nastąpi wymiana. Nic nie widzę, nie można robić zdjęć, ale wyciągam mojego zooma. Nie przejmuję się jakością nagrania, chcę po prostu posłuchać.
To dźwięki wyobrażone mnie dręczą, potencjał tego, co mogłabym usłyszeć na terenie ogarniętym wojną. Może wybuchy, może strzały, krzyki, świst rakiet? Jak mógłby brzmieć dron? Nie mam pojęcia. Na szczęście podczas wizyty tego nie usłyszę. Postanawiam za to zapytać tych, którzy żyją w tej rzeczywistości na co dzień.
—-
Główną przeszkodą w rozmowach o wspomnieniach dźwiękowych był dla mnie fakt, że moi rozmówcy wiązali od razu słowo „dźwięk” ze słowem „muzyka” – być może dlatego, że przedstawiłam się się jako dziennikarka muzyczna. Moje pytania początkowo wzbudzały zdziwienie i niepewność, ale po chwili zastanowienia przywoływały ciągi skojarzeń, które odblokowywały zapomniane wspomnienia związane z wojną. Od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę minęły już ponad trzy lata, zatem wielu mieszkańców przyzwyczaiło się już do osobistych narracji, opowiadanych wielokrotnie kolejnym osobom. Naturalnie, niektóre wspomnienia zdążyły się zatrzeć, inne zostały wyparte ze świadomości. Część wydaje się nieważna przy innych, bardziej zatrważających. Badanie dźwięków wojny to zresztą nie tylko badania audiosfery, ale i studium traumy, co wymaga wielkiej ostrożności. Żołnierze i weterani, z którymi rozmawiałam, nie zawsze zwracali uwagę na dźwięki – a może po prostu o nich zapominali. Jeden z nich przed wojną zajmował się nawet obróbką dźwięku, ale jak sam wspomniał: „Przegapiłem wiele dźwięków, bo po powrocie do domu chcę tylko obejrzeć serial albo posłuchać muzyki na słuchawkach. Nie mogę teraz zajmować się projektami, które interesowały mnie wcześniej, nie mam na to przestrzeni w głowie. Potrzebuję się od wszystkiego odciąć.”
Artyleria jest perkusją wojny
Kiedy myślę o weteranach, moim pierwszym skojarzeniem jest starszy mężczyzna, który zasiada na wydarzeniach patriotycznych i wspomina lata swojej młodości. Ta młodość wydaje się odległa do takiego stopnia, że przypomina baśń. W momencie, w którym staje przede mną 35-letni chłopak, nie dociera do mnie w pierwszej chwili, że przeżył już dziesięć lat na froncie. Czas wydaje się zakrzywiony – jak to możliwe, żeby zdążył doświadczyć takiego horroru? Dołączył do grupy Azow w 2015 roku, rok po aneksji Krymu przez Rosję. Po obronie Mariupola w 2022 trafił do niewoli rosyjskiej. Obok niego siedzi jeszcze młodsza dziewczyna, była sanitariuszka, obecnie zajmująca się fundacją Weteranka, udzielającą pomocy kobietom wracającym z wojny. Opowiadają nam o swoich doświadczeniach, a ja pomimo wstydu postanawiam zapytać o dźwięk.

Spotkanie z weteranami, fot: Illya Nosyk
Stanislav Dutov patrzy na mnie z wielkim zdziwieniem, ale jest też rozbawiony pytaniem. Mówi, że działał w piechocie, więc nie wie – bo to artyleria jest perkusją tej wojny. Oni nie mieli czasu na takie rozważania, życie toczyło się inaczej i nie da się oddzielić dźwięku od kontekstu. Kiedy lecą w ciebie kule, to nie myślisz o tym, że świszczą – myślisz tylko o tym, że lecą w twoją stronę.
Ale kiedy nie odpuszczam i dopytuję dalej o obóz jeniecki, w którym przetrzymywano go przez dwa i pół roku, jego ekspresja się zmienia. Wspomina o kobietach, którym kazano bez ustanku śpiewać stare pieśni rosyjskie – stały się one formą tortury. Używanie ukraińskiego było zakazane. W obozie Dutov trafił na swojego znajomego, który przez cztery lata mieszkał w Polsce, posługiwał się więc językiem polskim. Jego brzmienie było na tyle zbliżone do ukraińskiego, że przynosiło ukojenie. O dźwięku jako formie tortur wspomina też Shaun Piper w wywiadzie z Michałem Bruszewskim:
S.P: Trafiłem do celi, gdzie był monitoring, Wielki Brat patrzył cały czas. Puszczano też rozkręconą na cały regulator muzykę.
M.B: Co puszczali?
S.P: Jak Abbę to źle (śmiech). Jak puszczali Slipknot, którego byłem fanem, to śpiewałem sobie pod nosem i wybijałem rytm. Potem znowu zaczęło się bicie, bo strażnicy dużo pili. 1
Małe dzieci nie wiedzą, jak brzmią samoloty, bo ruch lotniczy w Ukrainie został wstrzymany. Wiedzą za to, jak rozróżnić dźwięki wybuchów od burzowych grzmotów czy dudnienia rur wodociągowych. Wieczorne eksplozje przypominają fajerwerki lub głośne kroki zwierząt – może słonia? Nie potrafią za to zrozumieć, dlaczego przeraża je dźwięk pękających balonów, skoro wiedzą już, jak brzmi prawdziwe zagrożenie2. Boją się nawet trzaśnięcia drzwiami. Dorośli także poszukują skojarzeń ze znanymi już odgłosami. W Muzeum Sztuki im. Bohdana i Warwary Chanenków zamiast dawnej kolekcji (obecnie przechowywanej w bezpiecznym miejscu poza murami muzeum, przeniesionej po wybuchu, który zniszczył część budynku) wisi wystawa fotografii wojennej wraz ze wspomnieniami z wojny. Na jednej z tabliczek można przeczytać notatki żołnierzy, którzy mieszkają obecnie w Stanach Zjednoczonych:
Dudnienie artylerii było tak ciągłe, że staliśmy się na nie obojętni. Przypominało mi muzyków grających na kontrabasie w orkiestrze, z tą różnicą, że to się nigdy nie kończyło.
Jestem przerażony grzmotem, gdy rozpoczyna się typowa dla Środkowego Zachodu burza. Zaczynam zasypiać, a gdy powoli odpływam w sen, słyszę grzmot i nagle nie wiem, gdzie jestem. Czy jestem w domu, czy gdzieś pomiędzy Stupchky i Chasiv Bar w Doniecku? Czy to grzmot, czy artyleria? Mój umysł płata mi figle. Gdy szczególnie głośny grzmot przychodzi z zaskoczenia, podskakuję. Przez chwilę czuję się tak, jakby nadlatujący pocisk uderzył w ziemię, ale psy zaczynają szczekać i zdaję sobie sprawę, że jestem w domu w Illinois. Powinienem poczuć ulgę, ale tak nie jest. Słucham szczekania psów, które nie mogą powstrzymać burzowego hałasu, więc szczekają dalej, być może ze strachu. Moje myśli wracają do Ukrainy, do żołnierzy w okopach i piwnic starych domów, gdzie grzmoty nigdy nie ustają. Tutaj, w Illinois, ogłuszający dźwięk jest niegroźnym uderzeniem natury; w Ukrainie przypomina o piekle na ziemi. (…) Kiedy tak leżę, myślę o moich przyjaciołach, których wspomnienia i rzeczywistość są jednym i tym samym. Nie mogą obudzić się bezpieczni. Grzmoty nigdy nie ustają. Ostrzał przychodzi i odchodzi. Uczą się różnicy między dźwiękami wydawanymi przez ostrzał swoich i wrogów; uczą się, kiedy się schronić, a kiedy odpowiedzieć ogniem. Gdy psy przestają szczekać, powoli zasypiam. Moje ostatnie myśli są z moimi przyjaciółmi w Ukrainie, zastanawiam się, czy wszystko z nimi w porządku. Sprawdzę to rano.
Dźwięki wybuchów i walących się budynków słychać w Kijowie zaledwie kilka dni po zakończeniu Świąt Wielkanocnych, na czas których Putin ogłosił zawieszenie broni (którego nie przestrzegał). W nocy z 23 na 24 kwietnia następuje atak na Kijów, w którym ginie 13 osób, a co najmniej 90 zostaje rannych. Od znajomych mieszkających w mieście otrzymuję wiadomość na whatsappie: było bardzo, bardzo głośno. John Object, były ukraiński producent muzyczny, a obecnie żołnierz, dzieli się na Instagramie nagraniami dźwięków zrobionych telefonem z podpisem: „This one rattled my windows too”.

Borodzianka, fot. Joanna Kwapień
Niech Moc będzie z Tobą
Drugiego dnia w środku nocy budzi mnie alarm. Uuuuueeeeee. Attention. Air raid alert. Proceed to the nearest shelter. Don’t be careless – your overconfidence is your weakness3. Dźwięk dobiega z trzech źródeł: aplikacji w telefonie, głośników na słupach rozmieszczonych w całym Kijowie i z małego, hotelowego komunikatora. Jestem zmęczona, ale wychodzę z łóżka i chowam się w łazience, zgodnie z zasadą, że co najmniej dwie ściany muszą oddzielać człowieka od potencjalnego ostrzału. Dopiero tam sprawdzam informacje na temat przewidywanego ataku. To tylko jeden dron, daleko ode mnie. Wiem, że nikt nie schodzi do schronu w takich sytuacjach, szanse na atak na mój hotel są bliskie zeru. A jednak w łazience zostaję jeszcze przez pół godziny. Po tym czasie kładę się do łóżka, ale nie mogę zasnąć. Po dwóch godzinach słyszę w końcu: Attention. The air alert is over. May the force be with you, wypowiedziane w aplikacji głosem Luke’a Skywalkera. Dźwięk alarmu śni mi się w kółko i w kółko. Mieszają mi się rzeczywistości – nie wiem, czy alarm jest prawdziwy, czy tylko brzęczy mi w uszach. Do końca mojego pobytu słyszę buczenie, kiedy tylko przekraczam próg tego pomieszczenia. A przecież nic się nie wydarzyło.
Jedna z mieszkanek Kijowa opowiada, że nie zwraca już uwagi na alarmy. Gdyby to robiła, nie byłaby w stanie się wyspać – a musi rano wstać do pracy, przygotować dzieci do przedszkola. Powiadomienia w aplikacji ma wyłączone. Podobnie wypowiadają się inni mieszkańcy, których pytam o brzmienie alarmu. Początkowo schodzili do schronów i tam czekali na komunikat o zażegnaniu zagrożenia. Obecnie jednak panuje zrezygnowana akceptacja – jak wspomina jeden z żołnierzy: „Jest jak jest. Nie przewidzisz tego, co się stanie, możesz tylko pozostać optymistą”.
Alarmy wpisały się już na stałe w funkcjonowanie instytucji kulturalnych, o czym mówi w rozmowie ze mną i Jędrzejem Słodkowskim Mychajło Szwed, Dyrektor Filharmonii Narodowej Ukrainy. Opowiada, że jeśli alarm trwa krócej niż godzinę, koncert jest przerywany i wznawiany po przeminięciu zagrożenia. Natomiast jeśli trwa dłużej, koncert jest przekładany na inny termin4. Mieszkańcy Kijowa, w tym muzycy, przyzwyczaili się już do brzmienia alarmu do tego stopnia, że jeśli zabrzmi podczas próby, traktują go jako sygnał przerwy na kawę. System informowania o zagrożeniu jest bardzo dobrze rozwinięty, na specjalnej grupie w komunikatorze Telegram można sprawdzić rodzaj ataku, jego kierunek i całkiem precyzyjne przewidywania co do lokalizacji; dodatkowo aplikacja Air Alert informuje nie tylko dźwiękowo o zagrożeniu, lecz także pokazuje dobrze oznaczoną mapę. Dyrygenci i muzycy gościnni przyjmują różne strategie radzenia sobie z wojenną rzeczywistością. Są tacy, którzy traktują sygnały ostrzegawcze bardzo poważnie i schodzą do schronu znajdującego się w Sali Kameralnej Filharmonii Narodowej w Kijowie; są tacy, którzy pomimo alarmu chcą dokończyć utwór, nie zważając na zagrożenie. Mychajło Szwed komentuje tę drugą postawę: „Proszę pani [dyrygentko], może pani jest mocna, ale ten kto gra jest w niebezpieczeństwie. A jeśli coś się stanie, kto za to odpowiada? Ja. Tak nie może być. Pani może tak myśleć za siebie, ale nie za innych ludzi.”
Cisza i opór
Od północy do piątej rano w Kijowie panuje cisza policyjna. Pytam kilka osób o to, czy faktycznie jej przestrzegają, czy może koncerty odbywają się w schronach lub w ukryciu (podobnie jak miało to miejsce w przypadku zakazów podczas początków pandemii koronawirusa). Alim Aliev, zastępca dyrektora Ukrainian Institute, mówi mi podczas kolacji, że to absolutnie niemożliwe i bardzo niebezpieczne. Wszyscy przestrzegają wyznaczonych godzin, a imprezy i koncerty zaczynają się około 17 i kończą maksymalnie o 23, zwykle o 22. Dmytro Khoroshun, dyrektor Drum Island Fest, mówi, że cisza w godzinach policyjnych to dla niego przyjemna zmiana. Po zajęciach muzycznych, które prowadzi, może w końcu odpocząć bez szumu samochodów i ludzi krzyczących pod oknami. Ale brzmienie miasta zmieniło się nie tylko w godzinach nocnych. Część mieszkańców wyjechała z Kijowa za granicę lub w bezpieczniejsze rejony, nie ma też zbyt wielu turystów, więc nawet w dzień ulice nie są zatłoczone. Oleksandra Tarasenko, pracowniczka Ukrainian Institute, wspomina z kolei, że znacznie bardziej docenia teraz dźwięki natury, które są kojące i kontrastują z dźwiękami ciągłych alarmów.
Pejzaż dźwiękowy ukraińskich miast uległ stopniowym przemianom od 2022 roku – w różnym stopniu w zależności od odległości od frontu. O czasie tuż po odparciu rosyjskiego ataku na Charków pisze Ada Wordsworth5. Zwraca ona uwagę przede wszystkim na kontrolę nad dźwiękiem i jego intencjonalność – zwyczajny, codzienny hałas, taki jak zbyt głośna muzyka odtwarzana przez sąsiada, jest teraz typem dźwięku, który można przerwać. Pejzaż dźwiękowy wojny to dźwięki natarczywe, przemocowe, których obecności nie da się przewidzieć i opanować. Nawet cisza staje się złowieszcza, jako przestrzeń napięcia i oczekiwania. Przy atakach cierpią nie tylko ludzie – ptaki i małe zwierzęta nie wytrzymują stresu i umierają przez szok związany z głośnymi wybuchami, co szczególnie w pierwszych miesiącach pełnoskalowej inwazji wpłynęło na audiosferę miasta. Cisza to też sygnał braku prądu, co wciąż często się zdarza. Niemożność ucieczki od dźwięków wojny i pełnej napięcia ciszy prowadzi do adaptacji do nowej rzeczywistości – charakterystycznej już dla czasu, w którym odwiedzam Kijów, czyli wiosną 2025 roku.
Przez cały marzec 2022 roku w mieście nie działały instytucje kulturalne. Ucichła filharmonia, opera i kluby. Ale po miesiącu wymuszonej ciszy muzyka wróciła powoli do sal koncertowych. Dyrektor Filharmonii Narodowej Ukrainy Mychajło Szwed wspomina o roli sztuki w czasie wojny: to nie tylko rozrywka, to praca ze zdrowiem psychicznym. Dzięki muzyce ludzie są w stanie przenieść się do innego świata, przypomnieć sobie o swoim życiu sprzed wojny. Problemy z przerwami w dostawach prądu podczas koncertów zażegnano dzięki systemowi automatycznych generatorów prądu. Koncert nie kończy się pomimo wygaszenia świateł – muzycy grają dalej, wyposażeni w lampki pulpitowe. Początkowo wydarzenia odbywały się w Sali Kameralnej mieszczącej 50 osób, pełniącej także formę schronu. Już w kwietniu zaczęły odbywać się regularne próby, a w marcu, pomimo oficjalnej przerwy w działalności instytucji, transmitowano recitale online. Wprawdzie, podobnie jak publiczność, część muzyków wyjechała za granicę, a część na front. Sale jednak zapełniają się stopniowo, również za sprawą uchodźców wojennych ze wschodnich części kraju.

Koncert Vere Music Fund, fot. Joanna Kwapień
Szwed wspomina także, że wojna jest płodnym czasem dla artystów. „To bardzo trudny czas, ale też bardzo dobry, jeśli chodzi o rezultaty” – komentuje. Powstają nowe dzieła, zarówno z potrzeby serca, jak i na zamówienia kompozytorskie. Część kompozytorów i muzyków ograniczyła swoją działalność; inni czerpią z dźwięków wojny, zawierają je w swoich kompozycjach – jak na przykład młody kompozytor Andrii Barsov. Z pewnością wzrosła świadomość muzyki ukraińskiej, zarówno w Ukrainie, jak i na świecie.
Artysta dźwiękowy Heinali (Oleh Shpudeiko) na bazie własnej traumy wojennej i z chęci zachowania dźwięków miasta, stworzył album Kyiv Eternal, w którym łączy elektronikę z nagraniami terenowymi. W Kijowie można też natknąć się na spektakularne rzeźby, stworzone w ramach projektu Zvuky Mista, które są wizualizacją brzmień największych ukraińskich miast. Bazę wojennych dźwięków przygotowano także w ramach wystawy Acoustic Experiences of War: A Soundscape Exhibition of the russia-Ukraine War. Wystawa w formie strony internetowej podzielona jest na segmenty tematyczne: 1) nowe dźwięki, 2) wojna z perspektywy zwierząt, 3) krótkie wytchnienia, refleksje, tęsknoty i nadzieje. Ostatnie nagranie na stronie datowane na 19 listopada 2024 roku to bicie serca nowonarodzonego dziecka – przypomnienie, że życie triumfuje nad śmiercią.
Tymczasem w internecie coraz częściej pojawiają się komentarze głoszące, że w czasie wojny nie wypada szukać normalności; równie skrajne sugerują, że skoro codzienne czynności, takie jak chodzenie do pracy czy sklepu, są możliwe, to wojny nie ma wcale. A jednak dźwięk przenika codzienność, przypomina, że inwazja trwa. Wymienione projekty to tylko kilka inicjatyw, których powstały już dziesiątki, jeśli nie setki. Ukraińscy artyści nie godzą się na bierną ciszę. Wypracowali nowe strategie, nauczyli się spać pomimo alarmów, niczym alchemicy zmieniać soniczne traumy w nowe dźwięki.
Świadomy dźwięk jest formą oporu w nowej codzienności. Wciąż jednak regularnie zdarzają się noce jak ta z 23 na 24 kwietnia, kiedy od dźwięku pękających szyb nie da się uciec, a wibracje wybuchów niosą się po całym ciele. Po tych nocach cichną ptaki.
Bruszewski Michał, Wywiad z Shaunem Pinnerem, Defense24, 6.03.2025, https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/przebijalem-sie-z-oblezonego-mariupola-i-schwytali-mnie-rosjanie-wywiad. ↩
Through the Eyes of Children. Quotes from Childhood interrupted by war in Ukraine illustrated by artists, The Voices of Children Charitable Foundation, 2023. ↩
Uwaga. Alarm powietrzny. Udaj się do najbliższego schronu. Nie bądź nieostrożny – zbytnia pewność siebie jest twoją słabością. tłum. własne. ↩
O strategiach stosowanych podczas wojny w Filharmonii Narodowej Ukrainy pisał już Antoni Michnik w tekście Głosy i instytucje. Wokół koncertu „Artefakty głosu” w Kijowie. https://uc.glissando.pl/pl/glosy-i-instytucje-wokol-koncertu-artefakty-glosu-w-kijowie/ ↩
Ada Wordsworth, The Soundscape of War, „Granta”, 2023, https://granta.com/soundscape-of-war/., dostęp 17.05.2025 r. ↩