Numer 27 / 2015

O dziecku nieinfantylnie – międzymiastowa debata edukatorów artystycznych

Barbara Bogunia, Hanna Gawrońska, Jan Topolski, Paulina Celińska, Viola Łabanow

"Słuchodrzewisko", muz. Artur Zagajewski, fot. Grzegorz Mart (materiały promocyjne festiwalu)

Rozmówcy: Hanna Gawrońska, Paulina Celińska, Viola Łabanow, Jan Topolski
Moderator: Barbara Bogunia

Barbara Bogunia: ”Dziecko w sztuce XXI wieku” to temat, który – jak się wydaje – przestaje być dziś niszowy i marginalny. Mimo iż spektakle dla dzieci czy umuzycznione słuchowiska każdy z nas – młodszych czy starszych – pamięta z dzieciństwa, wiele wskazuje na to, że obecnie mamy w Polsce do czynienia ze zjawiskiem całkiem nowym tj. symbolicznym wkroczeniem dzieci w progi tzw. „kultury filharmonii” zarezerwowanej dotąd dla dorosłych, a zwłaszcza w sferę muzyki współczesnej uważanej zawsze za trudną i hermetyczną. Dość wspomnieć tutaj o zainicjowanej w 2011 roku Małej Warszawskiej Jesieni czy Wiośnie Młodych i Najmłodszych towarzyszącej głównemu nurtowi Poznańskiej Wiosny Muzycznej. Niedawno zainicjowano także cykl edukacyjny „Probówka” w CSW Zamek Ujazdowski, koncerty NOSPR-u i krakowskiej Sinfonietki. Od lat odbywają się warszawskie „Koncerty Cioci Jadzi” w Filharmonii Narodowej i bydgoskie „Poranki muzyczne”. Czy faktycznie w sztuce współczesnej w Polsce ma miejsce baby boom? Czy należy raczej mówić o nasileniu tendencji rozwijającej się od lat?

Hanna Gawrońska: Wydaje mi się, że powinniśmy mówić wręcz o procesie systematycznych przemian, bowiem boom zakłada nagły, acz krótkotrwały rozkwit. W tej dziedzinie natomiast możemy spodziewać się dalszego rozwoju, gdyż w Polsce, w wyniku przemian ustrojowych, uruchomiły się ogromne pokłady energii twórczej ludzi z różnych środowisk, różnych dziedzin sztuki, działających na rzecz najmłodszych uczestników kultury. Otwartość na zmiany, rozpoznanie nowych tendencji w edukacji muzycznej, czerpanie z wzorców i kontaktów zagranicznych umożliwiło na przestrzeni kilkunastu lat poszerzenie oferty spotkań z muzyką skierowanej do najmłodszych odbiorców. Jest to widoczne nawet w programach – dość konserwatywnych z zasady – instytucji muzycznych, jakimi są Filharmonie, prezentujące już nie tyko popularne w swoim czasie formy koncertów wypracowanych przez Ciocię Jadzię (Warszawa), czy wujka Bogusia, Babcię Melodię i Dziadka Rytmusa (Kraków, gdzie w 2015 roku świętowany był 1000. koncert), ale także zróżnicowane programowo i organizacyjnie koncerty dla maluszków poniżej 3 roku życia (Bydgoszcz i inne ośrodki), projekty dla dzieci w wieku 0-5 lat (np. Filharmonia Śląska), urozmaicone cykle koncertowe dla małych dzieci (3-6 lat) oraz nieco starszych (7-12 lat), koncerty familijne (np. w Kielcach) oraz nierzadko wyjątkowo ciekawe działania koncertowe przeznaczone dla młodzieży. Odbywają się też otwarte próby generalne orkiestr i projekty specjalne integrujące różne dziedziny muzyki (Filharmonia Narodowa z niezwykle ciekawym programem) i inne. Wydaje się, że rozwój tych instytucji związany jest także z poprawą ich infrastruktury, poddawanej rozbudowie czy remontom, a także ze stworzeniem nowych obiektów, żeby wspomnieć tylko nowe gmachy Filharmonii Świętokrzyskiej, Podlaskiej czy Pomorskiej. Nowością na przestrzeni ostatnich 20 lat jest działalność pojawiających się licznie stowarzyszeń i fundacji, które wypracowały inne formy komunikacji z dziećmi i młodzieżą. Rozwija się także oferta festiwali muzycznych z projektami dla dzieci, ujawniająca różne sposoby myślenia współczesnych kompozytorów o muzyce dla dzieci.

Jan Topolski: Do powyższej listy dodałbym jeszcze bardzo bogatą ofertę Filharmonii Szczecińskiej, która organizuje nie tylko koncerty z DoNutą na sali głównej (dla dzieci w wieku 6-12 lat), ale także warsztaty dla młodszych dzieci w otwartym holu, na materacach i w oryginalnej przestrzeni. Jeśli chodzi o festiwale, warto też wspomnieć o inauguracji programu dziecięcego na Musica Electronica Nova w 2015 roku (dopiero na siódmej edycji imprezy!). Uczestniczyłem w kilku wydarzeniach tego programu, w tym w Kinie dźwięku, prowadzonym przez Mariusza Gradowskiego i Piotra Tkacza. Widać było, że nawet najprostszy pomysł – lekcja słuchania w wyciemnionej sali, kojarzenie muzyki ze światem – może trafić w dziesiątkę, jeśli tylko znajdzie się odpowiedni zapaleniec.

Viola Łabanow: Skoro wymieniamy tu znaczące inicjatywy muzyczne skierowane do małych dzieci, pora wspomnieć także Smykofonię i działania Fundacji Muzyka jest dla wszystkich, która prężnie działa już od 10 lat. W 2010 roku, kiedy zainicjowaliśmy sezon koncertowy dla dzieci w wieku 0-5 lat pod nazwą „Smykofonia”, w Polsce mówiło się głównie o cioci Jadzi w Filharmonii Narodowej, cyklu w Filharmonii Pomorskiej „Od brzuszka do uszka maluszka” i koncertach w Filharmonii Łódzkiej. Widoczne były także inicjatywy (warsztaty) coraz liczniejszej grupy osób szkolących się na Seminariach Gordonowskich.  Jestem przekonana, że świadomi rodzice wyprzedzili tu środowisko muzyczne. Frekwencja na organizowanych przez nas i przez zaprzyjaźnione grupy warsztatach i koncertach już wówczas była znakomita, a od kolegów organizujących podobne muzyczne miejsca dla rodziców i dzieci w innych miastach wiem, że zainteresowanie nimi stale rośnie. Zaryzykuję tezę, że to nie filharmonie były inicjatorami zmian, tylko rodzice, którzy zamanifestowali potrzebę muzycznego spędzania czasu z dziećmi.
Z satysfakcją należy zauważyć, że filharmonie i opery powoli zaczynają otwierać się na nowe trendy i przedkładać potrzeby uczestników nad pouczanie o kulturze wysokiej. Nasza fundacja próbowała działać na rzecz zmiany w tym zakresie i włączyła się w nurt odnowy razem z takimi organizacjami i instytucjami jak Polska Rada Muzyczna, Fundacja Kreatywnej Edukacji, Orkiestra Sinfonia Varsovia oraz Mazowieckie Centrum Kultury i Sztuki (dzisiaj MIK). W lutym 2011 roku, w początkach Smykofonii, zorganizowaliśmy seminarium dla pedagogów, muzyków i menadżerów dotyczące koncertów dla najmłodszych i rozwoju muzycznego dzieci. Celem było m.in. zachęcenie środowiska muzycznego do organizowania rodzinnych wydarzeń muzycznych. Uczestniczyły w nim osoby z Wrocławia, Płocka, Lublina i Warszawy. Obserwujemy stały wzrost inicjatyw instytucji muzycznych. Nastąpiło coś w rodzaju obudzenia, do czego prawdopodobnie przyczyniało się mówienie o tym, że większość instytucji muzycznych na świecie posiada programy edukacyjne kierowane do małych dzieci, że nie chodzi tu o lekcje muzealne w dużych, prestiżowych salach czy szkołach, tylko o rozbudzanie wrażliwości, o formy warsztatowe, interaktywne.

 

Paulina Celińska: Na pewno powstawanie nowych organizacji koncentrujących swoją działalność na szeroko pojętej ofercie kulturalnej dla dzieci, to cały czas efekt przemian ustrojowych. Efektem tych przemian jest też stopniowy (nie wiem, czy nie należałoby jednak powiedzieć „powolny”, biorąc pod uwagę, że upływa już trzecia dekada „wolności”) wzrost świadomości wśród przedstawicieli filharmonii i organizatorów festiwali na temat tego, czym jest i jakie ma znaczenie poszerzanie oferty, promocja i pozyskiwanie nowej publiczności.
Skłamałabym pisząc, że Mała Warszawska Jesień powstała wyłącznie z pobudek dydaktycznych, zrodziła się raczej z narastającego od lat w środowisku przygotowującym Warszawską Jesień poczucia konieczności „wyciągnięcia ręki” ku młodemu pokoleniu.
Mała Warszawska Jesień została pomyślana jako cykl wydarzeń dla dzieci, przygotowywanych tak, aby dzieci czuły się swobodnie, od czasu do czasu podążając za przewodnikiem, który otwiera przed nimi świat muzyki współczesnej. Choć najczęściej dzieci nie potrzebują przewodnika tak bardzo, jak… rodzice. Rodzice, dziadkowie, ciotki i wujkowie, opiekunowie są dla mnie równie ważni, co dzieci. To oni decydują o przyjściu na dane wydarzenie, oni muszą czuć się dobrze, poczuć dobrą aurę i zrozumieć wartość i sens uczestniczenia w koncertach, performansach, warsztatach, żeby dzieci mogły wrócić w kolejnym roku. Dlatego wydarzenia Małej WJ są raczej próbą oddania ducha muzyki współczesnej w formie, która wciąga publiczność, niekoniecznie osobiście angażując do konkretnego działania. Oczywiście formuła warsztatów angażuje odbiorcę bardziej niż pozostałe wydarzenia.
Podsumowując – mamy do czynienia raczej z tendencją poszerzania oferty przez instytucje organizujące życie muzyczne, a także ze wzrostem aktywności i kumulowaniem się dobrej energii w środowiskach instytucji pozarządowych. Wzrasta również poziom świadomości, poczucie konieczności wypełnienia nie tyle edukacyjnej pustki, co opatrzenia ran po – z przeproszeniem – kastracji zarówno muzyki w szkołach publicznych, jak i w rozbudowanej sferze audialnej naszego życia. Wreszcie mamy do czynienia nie tylko z baby boomem, ale i z mother boomem.

Barbara Bogunia: Istotną rolę w kształtowaniu się gustów i postaw pełni edukacja artystyczna, która może mieć postać formalną, zapewnianą przez państwo, lub nieformalną, dostarczaną przez różne inne podmioty. Jak zdaniem Państwa system ten działa w naszym kraju? Czym różni się sposób kształcenia muzyka profesjonalisty od kształcenia muzyka amatora oraz jakie ma to konsekwencje? Jakie są najciekawsze nowe inicjatywy w zakresie edukacji artystycznej najmłodszych w Polsce?

Viola Łabanow:  Z badań naukowych wynika, że już w wieku 5-7 lat dziecko przeżywa okres „otwartych uszu”, jest w stanie zrozumieć i podążać za wyrafinowaną muzyką klasyczną, dawną i współczesną, jazzową czy operową, bywa na nią bardziej otwarte niż starsze dzieci i dorośli. Niestety zdarza się, że owych „małych artystów” niszczy się w rygorach szkoły muzycznej. Z kolei dzieci nieuczęszczające do szkoły muzycznej, z ich uruchomioną wcześniej wyobraźnią i wrażliwością, ulegają wpływowi środowiska rówieśniczego i popkultury. To o co dbają, co rozwijają rodzice dzieci w wieku 0-6 lat, później niestety tracimy. Dzwonią do mnie i piszą rodzice „absolwentów” Smykofonii z pytaniem co dalej, czy są skazani na szkołę muzyczną, jeśli nie stać ich na prywatne szkoły czy lekcje.

Paulina Celińska: No tak, a jeśli nie chcemy dzieci posłać do szkoły muzycznej albo pociechy się do niej nie dostaną, a sami nie jesteśmy muzykami, to wpadamy w czarną dziurę szkoły publicznej, wiejącej muzyczną pustką. Smutne.

Jan Topolski: Dlatego tym bardziej trzeba promować dobre praktyki i dobrych pedagogów. Mam nadzieję, że przyczyni się do tego konkurs Nauczyciel Muzyki, organizowany po raz pierwszy w 2015 roku, przez dopiero co zawiązane Polskie Stowarzyszenie Edukatorów i Animatorów Muzyki z wieloma partnerami.

 

Viola Łabanow: W dyskusjach o edukacji muzycznej zawsze dochodzimy do punktu pod tytułem „nauczyciel muzyki” i postulatów kierowanych do MEN. Tymczasem na wszystkich etapach edukacji muzycznej potrzebni są nowocześni edukatorzy, przewodnicy i mistrzowie – ludzie z charyzmą, dzięki którym wartościowa muzyka zafascynuje i wygra z popkulturą. A przecież to, kim jest nauczyciel muzyki, z jakim bagażem opuszcza szkołę muzyczną, zależy od naszego środowiska. Nasi absolwenci nie palą się do uczenia amatorów i do uczenia w oświacie, więc oświata, mając duże potrzeby w tym zakresie, postanowiła radzić sobie sama i zaczęła dokształcać nauczycieli innych przedmiotów. Odwrócenie tej tendencji powinno być naszym strategicznym celem.

 

Barbara Bogunia: Będąc „produktem” systemu edukacji artystycznej w Polsce oraz pracując zawodowo jako nauczyciel muzyki, spotkałam jednak na swojej drodze wiele osób obdarzonych wspaniałą energią i kreatywnością, gotowych do poświęceń dla dobra prawidłowego i twórczego rozwoju talentów artystycznych dzieci i młodzieży. Gdzie zatem wytracają oni swój potencjał? Jakiego typu rozwiązania usprawniłyby z jednej strony kształcenie profesjonalnych muzyków, a z drugiej powszechne umuzykalnianie? Czy przepaść między tymi dwoma sektorami szkolnictwa musi/powinna być tak duża?

 

Viola Łabanow: Na temat edukacji muzycznej w oświacie oraz w szkołach muzycznych powiedziano i napisano już bardzo wiele, Zespół Ekspertów do spraw edukacji muzycznej przy Polskiej Radzie Muzycznej wielokrotnie przedstawiał wyniki swoich analiz obu ministerstwom, prezentował je także na Kongresie Kultury w 2009 roku w Krakowie. Od tego czasu dokonał się pewien postęp. Po pierwsze: w szkołach muzycznych wprowadzana jest słuszna reforma, za którą trzymam kciuki, chociaż zaliczyła sporo wpadek. Po drugie: w reformie programowej MEN z 2009 roku zainstalowano kilka furtek dla edukacji muzycznej, z których co prawda do tej pory nic nie wynikło, przede wszystkim z powodu słabości kadry uczącej oraz formalnych i finansowych barier w udziale muzyków w lekcjach szkolnych. Szacuje się, że ponad 50% nauczycieli uczących muzyki w oświacie to osoby bez wykształcenia muzycznego. Na dodatek nie ma sposobu, żeby osobom tym (posiadającym nadane przez państwo kwalifikacje formalne do prowadzenia przedmiotu jakim jest muzyka, uzyskane na drodze rozmaitych kursów doskonalących, studiów podyplomowych, czy studiów pedagogiki wczesnoszkolnej) unieważnić owe kwalifikacje.
Z drugiej strony osoby z wykształceniem muzycznym są często słabo przygotowane od strony pedagogicznej do uczenia muzyki w warunkach szkoły publicznej. Wejście w świat muzyki wymaga indywidualnego podejścia do uczniów, pobudzenia wyobraźni i autentycznych emocji. Nasza oświata od wielu lat nie potrafi dać tego dzieciom i dlatego wielu Polaków, kierując się osobistym doświadczeniem, uważa, że nauka muzyki jest nudna i niepotrzebna.
Powinniśmy postulować udział artystów muzyków w szkolnych zajęciach muzycznych, większą ilość godzin zajęć pozalekcyjnych, inne, nowoczesne przygotowanie kadry pedagogów muzyki, aby umieli prowadzić zajęcia w sposób atrakcyjny i dostosowany do oczekiwań i potrzeb uczniów.
Większość tych postulatów należy dziś kierować do samorządów, co jest źródłem kłopotów, ale daje też pewną nadzieję. Gdyby rodzice manifestowali, że zależy im na edukacji muzycznej dzieci, być może lokalne władze przeznaczałyby więcej środków na sensowne działania edukacyjne. Druga część postulatów powinna być adresowana do naszego środowiska, zwłaszcza do uczelni muzycznych.

 

Hanna Gawrońska: Edukacja artystyczna jest obszarem bardzo mało nowoczesnym i zaniedbanym, zwłaszcza na polu pedagogiki muzycznej (poza szkołami artystycznymi). Wydawałoby się, że szkoły wyższe kształcić powinny także przyszłych animatorów muzyki, a tak się nie dzieje, przygotowywani są tu głównie (w pewnym schemacie realizowanym od lat) nauczyciele rytmiki, czy nauczyciele muzyki w szkołach. Sądzę, że właśnie ta grupa osób predysponowana byłaby najbardziej do tworzenia nowoczesnych projektów szkolnych czy pozaszkolnych spotkań dzieci z muzyką, także współczesną (aby odejść od wyłącznej sztampy koncertów szkolnych realizowanych głównie przez Filharmonie, z programem związanym przede wszystkim z muzyką minionych epok, co implikuje oczywiście realizowaną od lat formę koncertów z prelekcją).
Taką nowoczesną koncepcję nauczania realizuje od lat profesor Victor Flusser z Uniwersytetu w Strassburgu, który ze swoimi studentami i absolwentami stworzył grupę tzw. „artystów interweniujących” w proces edukacji muzycznej i realizujących na zamówienie szkół swoje oryginalne projekty muzyczne. W ten sposób wzbogaca się bardzo program zajęć muzycznych dla dzieci i – co dzisiaj ważne – znajdują zatrudnienie młodzi, pomysłowi artyści, samodzielnie komponujący, wykorzystujący niejednokrotnie także środki pochodzące z innych dziedzin sztuki. Jednak tego typu działania wymagałyby kształcenia interdyscyplinarnego. Ten nurt jest już obecny w zalążku na naszych uczelniach artystycznych. Może się rozwinie?
Szczególną kreatywnością na tym polu wykazują się nasi kompozytorzy i muzycy, żeby wymienić tylko znane mi osobiście działania zespołu Kwartludium, warsztaty Dagny Sadkowskiej i Michała Górczyńskiego, interaktywne utwory i pomysły Jarka Siwińskiego oraz działającego w Olsztynie, na marginesie mainstreamu muzycznego, wszechstronnego kompozytora Jarka Kordaczuka, a także dyrygenta Marcina Sompolińskiego z jego cyklem koncertów z orkiestrą symfoniczną „Speaking Concerts”, czy wreszcie nowa inicjatywa orkiestry Sinfonietta Cracovia „Sinfonietka” – cykl koncertów dla dzieci. Nie sposób nie zauważyć także licznych projektów fanów nagrywania środowiska dźwiękowego, którzy mają już wokół siebie całkiem spore grono wyznawców field recordingu.
Warto także wspomnieć w tym miejscu o działalności Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, w którym zainicjowano różnorodne projekty popularyzacji muzyki współczesnej dla dzieci w cyklu koncertowym „Muzyka i zabawa”, jak również w cyklu performatywnym dla dzieci przedszkolnych „Poznawać świat muzyką”. Na drodze do rozwijaniu tego typu działań stają jednak przede wszystkim względy finansowe. Inicjatywy festiwali muzycznych są bardzo ważne, ale incydentalne i niewystarczające, aby tę ofertę dla najmłodszych znacząco poszerzyć.

 

Jan Topolski: Zdecydowanie zgadzam się z potrzebą kształcenia animatorów muzyki i w nich także upatrywałbym możliwości odejścia od szkolnej sztampy i potrzeby realizowania – wciąż zresztą zmienianej – podstawy programowej. Zresztą, w czasach obowiązkowych wręcz zajęć pozaszkolnych, którymi rodzice organizują dzieciom (i sobie) czas, powstaje miejsce na kolejne spotkania z muzyką. Stąd za cenną inicjatywę uważam na przykład projekt Liderzy Animacji Muzycznej, prowadzony w latach 2013-2014 przez Stowarzyszenie Nauczycieli Muzyki w całej Polsce.

 

Hanna Gawrońska: Tak naprawdę należałoby w końcu podjąć badania na temat współczesnych form i sposobów przekazywania muzycznych wartości artystycznych i estetycznych młodemu pokoleniu, a także zbadać efektywność nowych metod edukacyjnych praktykowanych w środowisku muzycznym. Pozwoliłoby to zdiagnozować, jakie przeszkody napotyka ten ważny nurt upowszechniania muzyki poza systemem powszechnej edukacji szkolnej.
Osobiście pokładam wielkie nadzieje w powstałym w marcu 2015 Polskim Stowarzyszeniu Edukacji i Animacji Muzycznej, którego celem jest integracja środowiska edukacyjnego oraz muzycznego, związanego tak z edukacją nieformalną, jak i z instytucjami kultury, a także inspirowanie badań w zakresie szeroko pojmowanej edukacji muzycznej.  Może będzie na tym forum także okazja do prezentacji i wymiany istniejących programów popularyzacji muzyki współczesnej dla dzieci, których jest już całkiem sporo.
Wydaje mi się, że środowisko muzyczne jest bardzo hermetyczne i zindywidualizowane, a poszczególne „podmioty twórcze” realizują swoje programy niezależnie, co wynika pewnie po części z faktu, że niektóre działania są niemożliwe do powtórzenia w innych warunkach. Ale adaptacja, a zwłaszcza wykorzystywanie nowych utworów w programach innych organizatorów, z pewnością byłaby możliwa, gdyby tylko zaczęła funkcjonować wymiana informacji i poglądów w tym zakresie, co próbowała zainicjować w tym roku Wiosna Młodych i Najmłodszych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej Poznańska Wiosna Muzyczna, pewne próby podejmuje też Instytut Muzyki i Tańca, a także inne podmioty. Może dzięki temu udałoby nam się razem stworzyć jakąś formę Międzynarodowego Festiwalu Muzyki dla Dzieci z ambitnym programem obejmującym różnorodne gatunki muzyki, również te wchodzące w relacje z innymi dziedzinami sztuki. To takie moje marzenie!

Paulina Celińska:  Hania Gawrońska poruszyła ważny temat hermetyczności i silnego zindywidualizowania środowiska muzycznego. Dodałabym organizatorów tych wydarzeń, w tym animatorów. Mamy własną wizję, założenia programowe, zadania do zrealizowania, wynikające z przyznanych dotacji. Często zapominamy, że możemy mieć też partnerów, którzy dążą do tego samego celu. Dlaczego tak rzadko przecinają się nasze drogi? Pewnie dlatego, że działamy pod ogromną presją czasu, skupieni na zadaniach, za późno przychodzi refleksja, że dane wydarzenie, utwór można „wyprodukować” wspólnie. Przynajmniej spróbować.

 

Barbara Bogunia: Podsumowując – potrzeba nam współpracy i wymiany doświadczeń.