Numer 1 / 2004

Perwersja: rozdział 12

Jurij Andruchowycz

John Paul Oshchyrko i dready na głowie. John Paul i słuchawki na uszach. John Paul i bawełniana torba na ramię. John Paul i za duże workowate ubranie. John Paul Wspaniały kiwał swoją piękną czarną głową w rytm muzyki płynącej z jego wnętrza. I do wszystkich doleciały słowa, które mógł powiedzieć tylko John Paul. A były to słowa:

Słuchać reggae, konać pod niebem, wdychać zapach trawy. Słuchać nieba, konać pod reggae, wdychać liście trawy. Wdychać reggae, słuchać w niebie, konać pod zapach trawy. Słuchać trawy, wdychać reggae, konać w zapachu nieba. Konać z niebem, słuchać i wdychać: zapach, trawę, reggae. Słuchać i wdychać, konać i słuchać: zapach reggae, trawy niebo.

Wpadać w reggae, konać pod niebem, wdychać zapach trawy. Wpadać w piekło, sypiać pod niebem, wdychać zapach trawy. Wpadać w piekło, sypiać bez ciebie, wdychać zapach trawy. Padać z piekłem, sypiać z tobą, dotknąć zapach trawy. Wpadać w ciebie, sypiać nad piekłem, dotknąć śliny trawy. Wpadać w ślinę, marzyć o tobie, dotknąć piekła żywych.

Wpadać w morze, marzyć o tobie, dotknąć piekła żywych. Wpadać w morze, śnić o zieleni, dotknąć piekła żywych. Wpadać w morze, śnić o zieleni, dotknąć rany żywych. Wpadać w morze, śnić o zieleni, dotknąć rany ryby. Marzyć o morzu, wpadać w zieleń, dotknąć rany ryby. Marzyć o morzu, lizać zieleń, dotknąć rany ryby. Dotknąć morza, lizać zieleń, wierzyć w rany ryby.

Kończyć w rany, lizać morze, uwierzyć w zieleń ryby.

Polubić rany, pokochać morze, posiać zieleń dla ryb.

Polubić górę rany, pokochać dolinę morza, posiać ryby zielenią.

Polubić górę kobiety, górę morza, górę zieleni ryb.

Kochać się z doliną kobiety, z doliną morza, z doliną góry zieleni ryb.

Posiać się w dolinie zieleni kobiety, w dolinie zieleni morza, w mroku doliny góry zieleni ryb.

Rozścielić się jak trawa w dolinie kobiecej zieleni, w suchej dolinie zieleni morza, w świetle mroku doliny góry zieleni ryb.

Rozścielić się jak trawa i łaska w dolinie zieleni kobiety, w suchej i czarnej dolinie zieleni morza, w słońcu i świetle mroku doliny góry zieleni ryb. Rozścielić się jak trawa i łaska i cisza w dolinie zieleni kobiety, w suchej i czarnej i ciasnej dolinie zieleni morza, w słońcu księżycu i świetle mroku doliny góry zieleni ryb. Rozścielić się jak trawa i łaska i cisza i gwałt w dolinie zieleni kobiety, w suchej i czarnej i ciasnej i krwawej dolinie zieleni morza, w słońcu księżycu i gwiazdach i w świetle mroku doliny góry zieleni ryb. Rozścielić się jak trawa i łaska i cisza i gwałt i strach w dolinie zieleni kobiety, w suchej i czarnej i ciasnej i krwawej i radosnej dolinie zieleni morza, w słońcu księżycu i gwiazdach i w mleku światła mroku doliny góry zieleni ryb. Rozścielić się jak trawa i łaska i cisza i gwałt i strach i mięso w dolinie zieleni kobiety, w suchej i czarnej i ciasnej i krwawej i radosnej i bolesnej dolinie zieleni morza, w słońcu księżycu i gwiazdach i w mleku i spermie światła mroku doliny góry zieleni ryb. Rozścielić się jak trawa i łaska i cisza i gwałt i strach i mięso i wieczny duch w dolinie zieleni kobiety, w suchej i czarnej i ciasnej i krwawej i radosnej i bolesnej i jak szkielety kruchej dolinie zieleni morza, w słońcu księżycu i gwiazdach i w mleku i spermie i jak nektar złotym moczu światła mroku doliny góry zieleni ryb. Rozścielić się w proch jak trawa i łaska i cisza i gwałt i strach i mięso i wieczny duch i koniec języka w dolinie kobiecej zieleni, w suchej jak kielich i czarnej jak otchłań i krwawej jak odzież i radosnej jak kamień i bolesnej jak odbyt i jak szkielety lasu kruchej i jak miejsce powicia zwierza wilgotnej dolinie zieleni morza, w słońcu księżycu i gwiazdach i w mleku i spermie i jak nektar złotym moczu i jak niebo czuwania Boga pustej rzece światła mroku doliny góry zieleni ryb.

Rozsypać się w przestrzeni:

jak trumna i maska i ptak i grom i miód i fallus i sen łona i strach ryby w zielonej pieczarze świata,

w pustej jak czerep i ciepłej jak wrota i zimnej jak hasło i nienasyconej jak plaga i nieubłaganej jak śmierć i tępej jak muszla potopu i tajemniczej jak lato wewnątrz zwierza zielonej pamięci morza,

w gniewie i miłosierdziu i nadziejach i korzeniach i ślinie i błękitnej jak hosanna tętna i jak korona łakomstwa Ojca w zapieczętowanym języku przyboju pustyni wód ognia zielonej kobiecej rany.

Rozsypać się w przestrzeni:

jak trumna bez wieka i maska cerkwi i ptak twierdzy i strzał gromu i skradziony miód i fallus niesławny i sen łona kochanek i śmiertelny strach pijanej ryby

w zielonej jak woń laki pieczarze świata,

w pustej jak oblazły czerep i ciepłej jak wrota między nogami i zimnej dla mordercy jak hasło i nienasyconej światłem jak odwaga i nieubłaganej swą niepewnością jak śmierć i tępej jak pierwsza i ostatnia muszla potopu i tajemniczej jak lato krwi wewnątrz zwierza

zielonej jak anioł wieszcza pamięci morza,

w gniewie bez kraju i w miłosierdziu bez początku i w żyznych nadziejach i wczesnych korzeniach i ślinie wszech orgazmów i błękitnym jak hosanna świtu tętnie zmierzchania i jak korona bezsennego łakomstwa Ojca w na wieki zapieczętowanym jasnym języku nocnego przyboju smutnej pustyni bezdennych wód bezmiaru ognia

zielonej kobiecej rany.

Rozsypać się w przestrzeni:

jak trumna bez wieka (a nie łoże bez ćwieka), nie jak kwiat pochwy (a maska cerkwi) i jak ptak twierdzy (a nie twierdza kurwy) i strzał gromu (a nie błysk kminu) i jak skradziony miód (a nie zgubiony sad) i nie jak logos poprawny (a fallus niesławny) i sen łona kochanek (a nie śpiewna łuna branek) i śmiertelny strach pijanej ryby (a nie piekielny zew przebitej szyby)

w zielonej jak woń łąki (a nie jak toń ługu) pieczarze świata, w pustej jak oblazły czerep i ciepłej jak wrota między nogami (a nie jak opadły cmentarz i ciemnej jak włócznia miedzy ustami) i zimnej dla mordercy jak hasło (a nie dla proroka jak słowo) i nienasyconej nie rozpaczą jak plaga (a światłem jak odwaga) i nieubłaganej swą  niepewnością jak śmierć (a nie swą obecnością jak straż) i nie skąpej jak pierwsza i ostatnia kropla potu (a tępej jak pierwsza i ostatnia muszla potopu) i tajemniczej jak lato krwi (a nie sito drzwi) wewnątrz zwierza (a nie węża)

zielonej jak anioł wieszcza (a nie jak demon deszczu) pamięci morza, w gniewie bez kraju (a nie bez żalu) i miłosierdziu bez początku (a nie bez rozsądku) i nie w czystych oliwach (ażyznych nadziejach) i wczesnych korzeniach (a nie wątłych marzeniach) i nie w szosie wszech narodów (a w ślinie wszech orgazmów) i błękitnej jak hosanna świtu (a nie jak kaplica nocy) w tętnie zmierzchania (a nie tajemnicy zasypiania) i w zapieczętowanym na wieki nie jak komora bezgranicznego cudzołóstwa Odyńca (a jak korona bezsennego łakomstwa Ojca) jasnym języku (a nie w zgasłym brzasku) nocnego przyboju smutnej pustyni (a nie powolnego palenia statków) bezdennych wód bezmiaru ognia (a nie kroci piasku bezliku gwiazd)

zielonej kobiecej rany.

Rozsypać się w przestrzeni:

i jak trumna bez wieka i jak łoże bez człeka ale i jak trup bez ćwieka

i jak kwiat pochwy i maska cerkwi ale i jak słowo żertwy

i jak ptak twierdzy i twierdza kurwy ale i mać nędzy

i jak strzał gromu i błysk kminu ale i proch głogu

i jak skradziony miód i zgubiony sad ale i sprzedany zad

i jak logos poprawny i fallus niesławny ale i feniks zabawny

i jak śpiewna łuna branek i sen łona kochanek ale i cenne łajno mamek

i jak śmiertelny strach pijanej ryby i piekielny zew przebitej szyby ale i wymierny smak przegniłej śliwy

w zielonej jak łąki woń i jak ługu tońn ale i broń łęgu pieczarze świata

w pustej jak oblazły czerep i jak opadły cmentarz ale i jak obżarty cesarz

i ciepłej jak wrota między udami i ciemnej jak włócznia miedzy ustami ale i cichej jak wargi między piersiami

i zimnej dla mordercy jak hasło i dla proroka jak słowo ale i dla włóczęgi jak miasto

i nienasyconej rozpaczą jak plaga i światłem jak odwaga ale i szałem jak naga

i nieubłaganej swą niepewnością jak śmierć i swą obecnością jak straż ale i swą cierpliwością jak żerdź

i skąpej jak pierwsza i ostatnia kropla potu i tępej jak pierwsza i ostatnia muszla potopu i głośnej jak pierwszy i ostatni łoskot grzmotu

i tajemniczej jak lato krwi i jak sito drzwi ale i jak żyto brwi wewnątrz zwierza i wewnątrz węża ale i wewnątrz krzyża

w zielonej jak anioł wieszcza i jak demon deszczu ale i szczęście leszcza

pamięci morza

w gniewie bez kraju i bez żalu ale i bez szału

w miłosierdziu bez początku i bez rozsądku ale w żołądku

i w czystych oliwach i żyznych nadziejach ale i w żywych mrowieniach

i wczesnych korzeniach i wątłych marzeniach ale i w zmarłych modlitwach

i w szosie wszech narodów i w ślinie wszech orgazmów ale i w szansie wszech porodów

i błękitnej jak świt kaplicy i jak hosanna nocy ale i jak kaplica hosanny

w tętnie zmierzchania i tajemnicy zasypiania ale i w pianie zlepiania

i zapieczętowanym na wieki nie jak komora bezgranicznego cudzołóstwa Odyńca i jak korona bezsennego łakomstwa Ojca ale i jak kolumna bezbrzeżnego wiarołomstwa Ognia

w jasnym języku i zgasłym brzasku ale i tęsknym trzasku

nocnego przyboju smutnej pustyni i wolnego palenia statków ale i poziomego rozmieszczenia mostów w porannym zdobywaniu litoralu

bezdennych wód bezmiaru ognia i kroci piasku bezliku gwiazd ale i rozrzuconych widzialno-niewidzialnych pereł

zielonej kobiecej rany.

Rozsypać się w przestrzeni:

i jak wieko bez trumny i ćwiek bez łoża i człek bez trupa

i jak pochwa kwiatu i cerkiew maski ale i żertwa słowa

i jak twierdza ptaka i kurwa twierdzy ale i nędza mąci

i jak proch gromu i strzał kminu ale i błysk głogu

i jak sprzedany miód i skradziony sad ale i zgubiony zad

i jak logos zabawny i fallus poprawny ale i feniks niesławny

i jak cenna łuna kochanek i sen łajna branek ale i śpiewne łono mamek

i jak wymierny strach przegniłej ryby i piekielny smak przebitej śliwy ale i śmiertelny zew pijanej szyby

w zielonej jak toń laki i jak łęg ługu ale i broń woni pieczarze świata,

w pustej jak obżarty czerep i jak oblazły cmentarz ale i jak opadły cesarz

i ciepłej jak wargi między ustami i ciemnej jak wrota między piersiami ale i cichej jak włócznia miedzy udami

i zimnej dla mordercy jak miasto i dla proroka jak hasło ale i dla włóczęgi jak słowo

i nienasyconej rozpaczą jak naga i światłem jak plaga ale i szałem jak odwaga

i nieubłaganej swą obecnością jak żerdź i swą cierpliwością jak śmierć ale i swą niepewnością jak straż

i skąpej jak pierwsza i ostatnia muszla potopu i głośnej jak pierwsza i ostatnia kropla grzmotu i tępej jak pierwszy i ostatni łoskot potu

i tajemniczej jak lato brwi i jak żyto drzwi ale i jak sito krwi wewnątrz zwierza i wewnątrz węża i wewnątrz krzyża

w zielonej jak demon leszcza i jak anioł deszczu ale i jak szczęście wieszcza pamięci morza

w gniewie bez gniewu i bez kraju ale i bez żalu

w miłosierdziu bez miłosierdzia i bez początku ale i bez rozsądku

i w żyznych oliwach i żywych nadziejach ale i w czystych mrowieniach

i zmarłych korzeniach i wczesnych marzeniach ale i w wątłych modlitwach

i w szosie wszech porodów i w ślinie wszech narodów ale i w szansie wszech orgazmów

i błękitnej jak hosanna kaplicy i jak kaplica świtu ale i kaplica kaplicy

w tętnie zmierzchania i tajemnicy zlepiania ale i w pianie zasypiania

i zapieczętowanym na wieki jak komora bezsennego łakomstwa Ognia i jak korona bezbrzeżnego wiarołomstwa Odyńca ale i jak kolumna bezgranicznego cudzołóstwa Ojca

w zgasłym języku i tęsknym brzasku ale i jasnym trzasku

poziomego przyboju mostów i nocnego rozmieszczenia porannej pustyni ale i wolnego palenia litoralu w smutnym zdobywaniu statków

kroci ognia wody piasku gwiazd pereł ale i widzialno-niewidzialnego rozrzucania bezliku bezdennych bezmiarów

zielonej kobiecej rany.

Rozsypać się w przestrzeni:

i jak wieko i człek ale i ćwiek

i jak pochwa i cerkiew ale i żertwa

i jak twierdza i kurwa ale i nędza

i jak grom i sad i kmin i miód i głóg i zad i logos i fallus i feniks

i łuna i łono i łajno i wymierny zew i piekielny błysk i śmiertelny smak

w zielonej jak woń i jak toń i jak broń pieczarze świata

w pustej i ciepłej i ciemnej i cichej i zimnej i nienasyconej i nieubłaganej i skąpej i głośnej i tępej i tajemniczej

zieleni pamięci morza

bez gniewu bez miłosierdzia bez początku bez rozsądku

w nadziejach oliwach szansie szosie ślinie

jak komora kolumna korona

w łakomstwie cudzołóstwie wiarołomstwie

Ognia Ojca Odyńca

w języku brzasku trzasku

w przyboju rozmieszczeniu i zdobywaniu

a także w paleniu

bezdennych bezmiarów bezliku kroci

zielonej kobiecej rany.

Rozsypać się jak strach w zielonej pieczarze świata, w pustej zieleni pamięci morza, w gniewie ognia zielonej kobiecej rany.

Słuchać strachu w zielonej pieczarze świata, umierać w pustej zielonej pamięci morza, wdychać zapach zielonej kobiecej rany. Słuchać strachu w zielonej pieczarze piekła, umierać w pamięci morza pod niebem, wdychać zapach kobiecej rany trawy. Słuchać strachu w rybiej pieczarze reggae, umierać w morzu trawy pod niebem, wdychać kobiecy zapach morza. Słuchać strachu pieczary reggae, umierać trawa śmierci pod niebem, wdychać kobiecy zapach ryb. Słuchać strachu reggae, umierać niebem znad trawy, wdychać kobiecy zapach śmierci. Słuchać strachu trawy, umierać pod niebem i z niebem, wdychać zapach śmierci. Słuchać reggae, umierać pod niebem, wdychać zapach trawy.

Tłumaczenie: Ola Hnatiuk i Renata Rusnak.

Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2003.