O lekturach w roku 2015 (vol. 2)
Daniel Muzyczuk
Chciałbym powiedzieć kilka słów o pięciu książkach:
-
Veit Erlmann, Reason and Resonance. A History of Modern Aurality (MIT Press / Zone Books)
-
Naomi Beckwith i Dietera Roelstraefe (red.), The Freedom Principle. Experiments in Art and Music. 1965 to Now (University of Chicago Press)
-
Michael Golston, Rhythm and Race in Modernist Poetry and Science (Columbia University Press)
-
Will Holder, Alex Waterman (red.), Yes, But is it Edible?. The Music of Robert Ashley for Two or More Voices (New Documents)
-
Brilliant Dilletantes. Subculture in Germany in the 1980s (Hatje Cantz)
Reason and Resonance zaopatrzona jest w podtytuł A History of Modern Aurality ale projekt Erlmanna zdecydowanie przekracza tak określone ramy. Impuls do badań dostaje z tekstu Tympanum Jacquesa Derridy, w którym bębenek w uchu uzyskuje status metafory podstawowego paradoksu komunikacji – oddziela umożliwiając kontakt. Erlmann śledzi nie tylko karierę tego zagadnienia od Kartezjusza po połowę XX wieku, ale przede wszystkim kreśli historię myślenia opartego na słyszeniu. Okazuje się, że „naoczność” nowoczesności to tylko jedna z interpretacji naczelności jednego ze zmysłów w naszych czasach – rezonans, rytm, współbrzmienie stają się podstawowymi pojęciami związanymi z poznaniem. To w zasadzie projekt równoległy do badań Jamesa Craryego w Techniques of Observer i Zawieszeniach Percepcji. Erlmann powołuje się zresztą na niego, jednak uzupełnia jego badania w odniesieniu do auralności. Nie usuwa jego odkryć, ale balansuje ich pozycję przez dodanie zupełnie innego sposobu budowania nowoczesnej uwagi. Erlmann buduje swoją narrację od pierwszego traktatu Kartezjusza, przez pojęcie przyjemności w Du bruit et de la musique des anciens Claude’a Perraulta, przez metafizykę słyszenia w niemieckim romantyzmie, aż po pisma Hermanna von Helmholza, rysunki Wilhelma Macha i myśl Teodora Adorno. Erlmann jednak z powodzeniem miesza naukowców z filozofami aby wykryć wspólnoty teorii poznania, które wywodzą się z myślenia uszami.
The Freedom Principle to katalog wystawy Naomi Beckwith i Dietera Roelstraete, która dotyczyła chicagowskich środowisk AACM i Africobry. Projekt celebrujący pięćdziesięciolecie tych organizacji pokazywał afroamerykańskie środowisko twórcze w Chicago jako grupę zbudowaną w oparciu o bardzo konkretną ideologię z programem społecznym i estetycznym. Jednocześnie dokonano rewaloryzacji malarstwa artystów tego kręgu, które, jako twórczość gorszego gatunku lub działalność służebna wobec innych celów, spychane było do dosłownego i metaforycznego artystycznego getta. Działo się tak zarówno ze względów środowiskowych, jak i estetycznych – prace z tego kręgu nie odpowiadały wyznacznikom wysokiego modernizmu, które w tym momencie były budowane przez konceptualizm. Na wystawie pojawiły się również partytury graficzne kompozytorów tego kręgu, takich jak Anthony Braxton albo Wadada Leo Smith, czy Matana Roberts. W AACM to wszystko się miesza. Muzyka wynika z freejazzu, ale wielu z członków wypracowało własne charakterystyczne kameralistyczne formy kompozytorskie. Ale wystawa to też i opowieść o tym jak muzyka staje się kolejną formą budowy mitu. Hasłem Art Ensemble of Chicago było w końcu Ancient to the Future – jak za pomocą muzycznego rytuału budować most między opowieściami o czarnym Atlantyku, a przyszłością afroamerykańskiej tożsamości. Zebranie tego materiału buduje wizerunek środowiska bardzo spójnego o niezwykłej wspólnocie estetycznej, która jednak nie ma nic wspólnego z powtarzalnym stylem, a raczej z wzajemnym rozwojem. W końcu AACM znaczy Association for the Advancement of Creative Musicians.
Tymczasem Golston opowiada o użyciach pojęcia rytmu w nowoczesności. Jego analizy dotyczą przede wszystkim poezji, ale buduje on swoją argumentację na bardzo solidnej podstawie wynikającej z badań dotyczących naukowych teorii rytmu. Ten zaś staje się w jego narracji pojęciem pustym, które może być dowolnie wypełnione treścią. Potrzebę budowy nowego znaczenia dla rytmu widzi we wzroście znaczenia abstrakcji – rytm miałby być ogólną kategorią, która będzie z kolei organizowała znaczenie w jej obrębie. Pokazuje jednak również w jaki sposób pojęcie rytmu zarażone zostaje rasizmem, który pobrzmiewa tak w klasycznej rytmice Émile Jaques-Dalcroze’a , jak i u Friedricha Nietzschego, czy też Carla Gustava Junga. W podtytule pojawiają się Ezra Pound, W. B. Yeats oraz William Carlos Williams i to na nich narracja się zamyka. Ale rytmy mogą być zarówno siłą cywilizacyjną, racjonalną, skłaniającą do „dobrej roboty”, jak i prymitywne, pierwotne i pozaeuropejskie. W tym sensie rytm jest pustą figurą dyskursywną, bo może oznaczać tak siłę budującą nowoczesność, jak i element sprzeciwiający się ogólnemu pędowi. Stąd bierze się na przykład neoprymitywizm muzyki industrialnej – to zarazem fabryka, jak i taniec źródeł.
Yes, But is it Edible?. The Music of Robert Ashley for Two or More Voices to książka Willa Holdera oraz Alexa Watermana i zwieńczenie ich serii publikacji poświęconej partyturom (tak w sensie materialnym, jak i w sensie materiału do wykonania). Pierwotnie miała to być biografia Ashleya ułożona z fragmentów librett jego oper. Większą część zajmują tu libretta oper Dust i Celestial Excursions, tworząc materiał do czytania, wykonywania, czy też po prostu obcowania. Holder i Waterman ponownie nie udzielają precyzyjnej odpowiedzi co to znaczy wykonywać muzykę zapisaną na papierze, ale sposób, w jaki wymigują się od tego jest nie do podrobienia.
Brilliant Dilletantes natomiast to drugi katalog wystawy w tym zestawie. Tym razem z Haus der Kunst z Monachium. Tytuł stanowi nawiązanie do słynnego koncertu zespołów nowofalowych, który odbył się w Berlinie w 1981 roku. Do zestawu grup z Niemiec Zachodnich dodano jeden zespół z Berlina Wschodniego: Ornament und Verbrechen tworząc bardzo ciekawą panoramę działań na styku sztuk wizualnych i muzyki na początku lat osiemdziesiątych w podzielonych Niemczech. Panoramę, która może zaciekawić czytelników w obliczu kolejnej fali nostalgii za undergroundem lat 80. – tym razem widocznej chociażby w sukcesie niedawnego filmu B-Movie: Lust & Sound in West-Berlin 1979–1989.
Olga Drenda
Spośród książek o muzyce, które przeczytałam w minionym roku najwięcej myślałam o dwóch, które wyszły już kilka lat temu. Pierwszą z nich była Shadowplayers: The Rise and Fall of Factory Records James’a Nice’a (Aurum Press, 2010). To drobiazgowa, bardzo detaliczna kronika. Mimo bliskich relacji z ekipą Tony’ego Wilsona nie osuwa się w hagiografię, zamiast tego jest świeża ze względu na najszersze do tej pory ujęcie interdyscyplinarności Factory – jest tu mowa zarówno o muzyce, jak i o designie. Jest to rzecz nieco z innej bajki niż Podrzyj, wyrzuć , zacznij jeszcze raz, choć ostatecznie pewnie sięgnie po nią podobny czytelnik. Przede wszystkim jest to jednak cegła bliższa niektórym biografiom pisarzy, podejrzewam, ze najbardziej zniuansowana i aptekarsko-buchalteryjna zarazem monografia, jaka czytałam, pełna drobiazgowych informacji dla ludzi zainteresowanych szczegółami produkcji muzycznej i projektowania graficznego. Układ jest chronologiczny, poszczególne rozdziały to po prostu kolejne lata działania wytwórni, co niejako wymusza przekrojowe spojrzenie. Co równie istotne, zostaje w niej oddana sprawiedliwość również tym zespołom, które albo były w cieniu gwiazd wytwórni, albo jedynie epizodycznie związały się z factory – choćby Ludus, Section 25, OMD.
Druga z tych książek to In Search of the Blues: Black Voices, White Visions Marybeth Hamilton (Basic Books, 2008). Punkt wyjścia stanowi przyjazna polemika z Greilem Marcusem, przez którego zaczęła badać „Wielkie Amerykańskie Mity”, m.in. twórczość, życie oraz mitologię wokół Roberta Johnsona. Jej książka ukazuje to, jak takie mity się tworzą. Hamilton bada jak popularne postrzeganie bluesa jako muzyki „autentycznej”, surowej, nieokrzesanej wynika z XIX-wiecznego orientalizmu. Badacze – nawet abolicjoniści i zwolennicy równouprawnienia Afroamerykanów celowo szukali w tej muzyce elementu „dzikości” i pod tym kątem o niej pisali. Kulminacja tego zjawiska to historia Leadbelly’ego, który chciał grać popularne hity jazzowe swoich czasów i nosić garnitur, lecz Alan Lomax kazał mu śpiewać więzienne bluesy. Podobnie w szerszej skali, pomijano wielokrotnie tom, że u źródeł XX-wiecznych bluesów często leży wodewilowa, miejska odmiana jazzu. Hamilton pisze o tym bardzo przenikliwie. Warto ją czytać w zestawieniu ze znakomitym tekstem Johna Jeremiah Sullivana The Ballad of Geeshie and Elvie: On the trail of the phantom women who changed American music and then vanished without a trace, który ukazał się w roku 2014 w New York Times Magazine. Ten esej-reportaż to dowód na to, że w dzisiejszych czasach wciąż można w sieci publikować długie teksty na wysokim poziomie. Sullivan i Caitlin Love prowadzili dziennikarkie śledztwo, w sprawie tego kim były Geeshie i Elvie, bluesmanki, które nagrały Last Kind Words, niesamowitego bluesa wykorzystanego w filmie Crumb (1994) o Robercie Crumbie. Bohaterki byly praktycznie anonimowe, natomiast blues kultowy – są całe strony internetowe poświęcone rozszyfrowaniu jego słów. Śledztwo dotyczyło sposobu funkcjonowania Paramount Records w latach 30, a także mód muzycznych panujących i specyfiki nagrywania w tamtych czasach. Sullivan i Love ustalili wiele na temat bohaterek, mimo np. starć z kolekcjonerami, ale nie chcę zdradzać zakończenia…
Rozmawiał, opracował
Antoni Michnik