O lekturach w roku 2015 (vol. 3)
Na koniec roku 2015 i początek 2016 postanowiliśmy porozmawiać z naszymi autorami o tym, co czytali o muzyce i dźwięku w roku 2015. Oto trzeci odcinek tego minicyklu.
Tutaj można przeczytać pierwszy odcinek.
A tutaj drugi.
Agata Pyzik:
2015 to rok publikacji wspaniałych autobiografii kobiet-muzyków. W ciągu ostatnich kilku lat opublikowanych zostało dużo świetnych punkowych, feministycznych memuarów kobiet. To szerszy trend – mam wrażenie, że wreszcie jest korzystny czas na wydawanie książek opowiadających Her-story, także w muzyce, choćby Viv Albertine, Chrissie Hynde i Grace Jones…
Fantastyczne były zwłaszcza autobiografie Kim Gordon ( Girl In a Band, HarperCollins) i Carrie Brownstein (Hunger Makes Me a Modern Girl, Riverhead Books). O książce Gordon (właśnie zapowiedziano premierę polskiego przekładu) swego czasu napisałam nieco krytycznie, ale to fascynująca lektura. Gordon napisała swoj memuar jako kulminację kilku lat walk: niektórych przegranych – o swoje małżeństwo ze zdradzającym ją partnerem z Sonic Youth, Thurstonem Moore – innych wygranych – z rakiem. W sumie, chyba wyszło jej to na dobre. Biografia irytowała mnie swoim nieuświadomionym snobizmem (riot grrls – dobro, Courtney Love – zło etc.), kadzeniem nowojorskiemu światkowi sztuki konceptualnej (sama Gordon jest artystką wizualną doprawdy fatalną i wtórna), niemal brakiem refleksji na temat funkcjonowania i systemu muzyki, a także wątpliwymi uwagami o innych kobietach (nacechowanych właśnie snobizmem), które każą mi powątpiewać w jej deklarowany feminizm. Mimo tego, całość jest wspaniałą przygodą, a Gordon ma niesamowity talent w odmalowywaniu słowami atmosferycznych, zmysłowych obrazów. Podobnie ma się sprawa z muzyczką Sleater-Kinney – Brownstein zmagała się ze ciężkimi emocjonalnie problemami rodzinnymi (anoreksja i odejście matki, wyjście w dojrzałym wieku jej ojca z szafy) oraz własną orientacja – w młodości została bez swojej wiedzy „wyoutowana” przez magazyn „Spin” wobec nie mającej o niczym pojęcia rodziny. Najważniejsze było jednak dla niej dochodzenie do własnego głosu, poczucie, ze dziewczyny mogą grać punka bez konieczności naśladowania mężczyzn, lecz wyrażając swoją własną ekspresję. Spotkanie z ruchem riot grrls, zwłaszcza z Bikini Kill, pozwoliło Brownstein i koleżankom z zespołu zamieszkać ich odważne genderowo role.
To nie koniec świetnych książek o kobietach, kolejna to książeczka o Live Through This Hole autorstwa Anwen Crawford z popularnej serii 33 1/3. To książka zbudowana głównie na narracjach fanek i męskich (głównie queer) fanów Courtney i spółki, znakomicie pokazująca, dlaczego uważana przez wielu za kiczowatą narko-Barbie Courtney była w istocie inspiracją,wzorcem i sposobem na przetrwanie swych licznych fanów na całym świecie, borykających się z niezrozumieniem, nietolerancją i ostracyzmem. No i Live Through This jest naprawdę jednym z najlepszych albumów lat 90, lepszym od większości krążków Nirvany. Warto przesłuchać ją ponownie, a zwłaszcza wrócić do tekstów.
Sięgałam w zeszłym roku po dużo książek z serii 33 1/3 Bloomsburry (niektóre z wcześniejszych lat), trzy z nich czytało mi się szczególnie dobrze: o Histoire de Melody Nelson Gainsbourga, Muzyce do Super Mario Bros Koji Kondo, Prety Hate Machine Nine Inch Nails (jedna z najlepszych w serii, zaufajcie mi!). Książka o Gainsbourgu Darrana Andersona wyróżnia się erudycją i eksperymentalną formą. Kolejne rozdziały książki wychodzą od tytułów kolejnych utworów, ale następnie eseistycznie i fragmentarycznie snują się po najróżniejszych tematach. Do tego Anderson świetnie rozumie swojego bohatera i obala wiele krążących o nim mitów, m.in. o jego seksizmie. Natomiast potraktowanie soundtracku do gry komputerowej jako pełnoprawnego albumu muzycznego przez Andrew Schartmanna to rewolucja sama w sobie. Książka śledzi pogranicza technologii i muzyki, a także pokazuje rewolucyjność samego soundtracku Kondo, który był pierwszą przemyślaną kompozycją muzyczną b napisaną do gry komputerowej. To zaś nie tylko ukształtowało percepcję milionów graczy, ale było pierwszą w pełni interaktywną kompozycją, a co za tym idzie – demokratyczną, oddającą część władzy również słuchaczom. Równocześnie, jest to małe, precyzyjne arcydziełko muzyki czipa ośmiobitowego. Natomiast książka o albumie NIN autorstwa Daphne Carr, to poruszająca historia fanów, najczęściej z głębokiej klasy robotniczej i z nieciekawych, zubożałych obszarów USA – jak industrialne Cleveland. Każdy z nich w fascynujący sposób opowiada jak nienawistne peany do samookaleczenia Trenta Reznora i dziwna mieszanka muzyki elektronicznej rezonowały z posępną rzeczywistością, w jakiej przyszło im spędzić młodość.
Tak mi się spodobała formuła serii, ze sama wysłałam do 33 1/3 propozycję na open call, o Tin Drum Japan, która została zaakceptowana, w co nie mogę do dziś uwierzyć. 2016 zapowiada się więc ekscytująco – planuję podróż do Japonii :) Zresztą w minionym roku niezłą książkę o Japan – Japan – A Foreign Place (The Biography 1974-1984), Burning Shed – wydał Anthony Reynolds. Świetna była też monumentalna publikacja o industrialowych lewakach z Test Dept. , Total State Machine (PC Press) pod redakcją Alexeia Monroe (specjalista od Neue Slovenische Kunst) oraz Paula Webba. To ponad 400 stron tekstu, gdzie – obok manifestów, dzienników, akt policyjnych i wspomnień różnych ludzi związanych z zespołem – zawarto także teksty m.in. Monroe’a oraz Marka Kohna. Całość dotyczy w równej mierze muzycznej, jak i wizualnej strony Test Dept. , a także – siłą rzeczy – ich zaangażowania w lewicową politykę lat 80: od antythatcherowskich strajków górniczych 1984-1985 do kontaktów z Solidarnością.
Dla czytelników Glissanda ciekawa może być też Auditions. Architecture and Aurality (MIT Press) Roba Stone’a, wciągająca opowieść o relacjach przestrzeni i dźwięku. Stone’a szczególnie interesują przestrzenie wynalezione przez modernizm XX wieku – przede wszystkim to, jak zmieniają naszą percepcję muzyki. Stone wychodzi od konkretnych sytuacji – wręcz konkretnych momentów, w których ujawniały się specyficzne cechy nowoczesnej relacji między architekturą, dźwiękiem oraz przestrzenią. Nie jest to jednak naukowa rozprawa o sound designie – raczej kolejny w tym zestawie tom wspomnień, tym razem wspomnień słuchania w konkretnych sytuacjach i konkretnych przestrzeniach.
Czytam też wszystko Carla Wilsona, czyli autora słynnej książki o Lets Talk About Love Celine Dion, a ostatnio na portalu Slate znakomitego artykułu o Adele oraz o tym dlaczego młodzi ludzie słuchają dziś muzyki która sprawdziłaby się raczej na dancingu dla „oldboyów” – dlaczego 40 to nowe 25? Wilson o dla mnie uosobienie świetnego dziennikarstwa muzycznego: ktoś, kto nie boi się analizy kulturoznawczej, pisze niby o mainsteramowej muzyce, ale ujawnia na tej podstawie najważniejsze przemiany gustu, charakteru i sposobów odbioru odbijających się w szeroko rozumianej współczesnej kulturze masowej. W 2015 uwielbiałam dziennikarstwo muzyczne wielu kobiet. Na łamach „Pitchforka” szczególnie Laurę Snapes i Jessicę Hopper (która wydala w zeszłym roku książkę pod znaczącym tytułem The First Collection of Criticism by a Living Female Rock Critic, Featherproof Books), a w „The Wire” Frances Morgan (m.in. wspaniałe artykuły o Julii Holter i Anette Peacock). „The Wire” otworzyło się na więcej feminizmu i umieściło chyba rekordowa ilość kobiet-artystek na swoich okładkach. Wspaniale!
Marcin Barski:
Z moich ubiegłorocznych lektur mógłbym polecić książki opowiadające (lub raczej sugerujące) (po)nowoczesne zmiany w słuchaniu. Zmiany te różnią się mocno, w zależności od tego, czy rozpatrujemy je w perspektywie, powiedzmy, 150 lat, czy też patrzymy na ostatnie 40-50. Książki, o których mowa poniżej, opowiadają właśnie o tych różnych perspektywach.
Z dawniejszych publikacji szczególnie ujęły mnie Idle Days in Patagonia dziewiętnastowiecznego brytyjsko-argentyńskiego ornitologa i podróżnika W. H. Hudsona (Chapman & Hall, 1893) oraz wspominkowa książka Memoires of a Birdman (Phoenix, 1955) Ludwiga Kocha – zwłaszcza rozdziały o początkach nagrywania przyrody ( niebawem będzie o tym tekst na stronie Instytutu Pejzażu Dźwiękowego). Hudson i Koch byli – mimo dzielącej ich różnicy czasowej – ludźmi mniej więcej tej samej epoki. Widać/słychać to przede wszystkim w języku: eleganckim, wyrafinowanym, nieco pretensjonalnym jak na dzisiejsze standardy. To bardzo ważne, bo taki rodzaj języka wymusza szczegółowość opisu, precyzję obserwacji etc. Dla obu rejestracja dźwięku to przede wszystkim proces literacki, a – pomimo że Koch używał całych ciężarówek sprzętu – najlepszy dyktafon to język. Obaj traktują dźwięk i słuchanie przede wszystkim jako narzędzie – ornitolog Hudson przerzuca się sam ze sobą opowieściami o poszczególnych gatunkach i ich zwyczajach, Koch natomiast jest typem dokumentalisty, którego wiedza o gatunkach jest obszerna, ale często oparta właśnie na własnej obserwacji i na przekazach ludowych. Hudson to trochę awanturnik, Kochowi bliżej do tzw. wyższych sfer. Obaj nie stronią jednak od poświęceń – podróży, niewygód etc. – czyli w pełni oddają się pogoni za dźwiękami.
Z innej strony relację między ruchem oraz dźwiękiem opisuje Rebeka Solnit w książce Wanderlust: A History of Walking (Viking, 2000). To książka o historii chodzenia (którego nieodłączną częścią jest słuchanie – choćby walkmana), która do relacji ruch-dźwięk wprowadza nowe tropy: to taki nieoczywisty podręcznik uważności. Uwagi rozproszone na marginesach głównej narracji układają się w opowieść o tym, jak chodzenie i słuchanie równolegle podlegały przez lata takim samym przemianom. Solnit wykonuje dobrą robotę zapewniając szerszy kontekst spacerom dźwiękowym, nagraniom terenowym oraz refleksji nad pejzażem dźwiękowym. Kiedy w zeszłym roku zorganizowaliśmy jako IPD spotkanie z Geertem Vermeire w Gdańsku o art of walking, to część reakcji brzmiała – „to wydumany koncept, to jest cokolwiek pretensjonalne, uprawiacie jakąś 'hipsterkę’”. Tymczasem Solnit – Vermeire zresztą też – wchodzi głębiej: w chodzenie jako element społecznej transformacji, narzędzie (lub efekt) kształtowania społeczeństwa. Wyciąga chodzenie na wierzch i analizuje społeczeństwo przez jego pryzmat. Na wielu poziomach chodzenie okazuje się analogiczne do słuchania – w tym sensie dałoby się może podciągnąć tę książkę pod literaturę soundartową, choć nie upierałbym się przy tym. Jedno i drugie jest nudne, dłuży się, gdy się weń zabrnie nie uniknie się potwornych mielizn, jednocześnie jedno i drugie ustawia jednostkę wobec świata w perspektywie obserwatora, niekoniecznie dokumentalisty. Trochę (nie)napisałem o tym w tekście o audioturystyce na IPD: że turystyka zrobiła z chodzeniem to samo co field recording ze słuchaniem – nastąpiło ’shift of perspective’, nastawienie na cel, kapitalizacja procesu. Solnit pokazuje inne tradycje chodzenia, gdy ich zasady zaaplikować do słuchania okazuje się że coś nam cywilizacyjnie umknęło, kiefy zaczęliśmy stawiać na osiągi.
Lewicowe, krytyczne podejście do przemian nowoczesnego słuchania znajdziemy w wyostrzonej formie w Repeated Takes: A Short Story of Recording and its Effects on Music Michaela Chanana (Verso, 1995). Ta książka radykalizuje postawy. u mnie wywołała sporą niechęć do płyt, to jedna z lektur, po których przestałem ich słuchać. Chanan pisze w sumie o ekonomii, o tym, jak muzyka stała się przedmiotem handlu, jak z czegoś, co teoretycznie – i praktycznie – było doświadczeniem jednoczącym społeczność, słuchanie muzyki stało się w pełni podległe prawom rynku. Pokazuje, jak dawniej muzyka była formą czystej komunikacji i nie do pomyślenia było ustalanie release date każdego bluesa, zawzięta praca nad cyzelowaniem okładek, o wielomiesięcznej obróbce studyjnej nie wspominając. Pamiętam taką rozmowę z (chyba) niemieckim profesorem muzykologii o tym, że ta forma studyjna – tzn. muzyka rozrywkowa, pop – coraz mniej potrzebuje odbiorców, w zasadzie w ogóle nie potrzebuje publiczności. Tego typu muzyka znakomicie poradzi sobie bez niej: będzie funkcjonować poza komunikacją, funkcje fatyczne odbiorców, zachwyty, poklepywania, etc., mogą zostać przejęte przez obrazki wideo albo przez bloki reklamowe w radiach. Nadprodukcja dźwiękowa zmienia nasze przyzwyczajenia: popatrz na przykład na architekturę sal koncertowych – o nich nie mówi się już w kategoriach miejsca spotkań (tzw. elity, ale zawsze), nie mówi się w kategoriach społecznych, ale właśnie ekonomicznych albo technologicznych – o zastosowanych technologiach, dzięki którym dźwięk ze sceny teoretycznie nie powinien się różnić jakością od dźwięku znanego ludziom ze słuchawek iPoda. Znowu wkradają się osiągi, osiągi, osiągi, a muzyka sama w sobie jest tu tylko pretekstem do jakichś innych sztuczek.
Rozmawiał, opracował
Antoni Michnik