Na bieżąco

Prasówka 11.03.2019

Zapraszamy do nowej odsłony naszej cyklicznej rubryki, w której prezentujemy najciekawsze znalezione przez nas w internecie teksty dotyczące muzyki współczesnej oraz sound studies.

Redakcja / 10 mar 2019

1.

Miało być święto kobiet, wyszło gorzej niż zwykle – atak na klub Firlej we Wrocławiu czy wystawa Chcę być kobietą w warszawskiej galerii XX1 z przerażającym rozmachem dopisują Dzień Kobiet do kalendarza polskich świąt niechcianych. Dla poprawy nastroju warto jednak sięgnąć  po „Wysokie Obcasy”, w których w tym tygodniu ukazała się rozmowa Ady Petriczko z Edką Jarząb – performerką, artystką dźwiękową, herstoryczką, wiodącą inżynierką dźwiękową polskich demonstracji, last but not least również i naszą autorką (#glissando30: Strajkuj i daj głos!, Akustyczny dziennik demonstrantki). O ile „przed [zmarłą w zeszłym tygodniu Carolee] Schneemann kobiece ciało w sztuce było nieme”, o tyle emancypacja głosu kobiecego u Edki zachodzi przede wszystkim w codziennej sferze publicznej: podczas protestów, wystąpień polityczek czy publicznej manifestacji emocji pozbawionej wstydu i skrupułów. Obok ucha („zawsze staram się wychodzić od ciszy”) i aparatu mowy jako kluczowych narządów/narzędzi oporu Jarząb stawia waginę – kolejną „przestrzeń początku”, domagającą się uważności wykładanej w podręcznikach od praktyki deep listening Pauline Oliveros. Jak zatem słuchać waginą? Obok performansów Edki odsyłamy po lekturę uzupełniającą do Fragmentu wykładu Rudolfa Steinera z dziewięcioma przypisami Michała Libery, który ukazał się w naszym „cielesnym” numerze #33 pod redakcją Izabeli Smelczyńskiej.

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,157211,24524850,edka-jarzab-historia-waginy-to-historia-zapomniana-wstydliwa.html

2.

Jedna z bohaterek naszej dekady, czyli Jennifer Walshe, powraca z nowym orkiestrowym utworem The Site of an Investigation, który na łamach „Irish Times” przed festiwalem The New Music Dublin opisuje Michael Dervan. Punktem wyjścia były dotykające kompozytorkę polityczne stresy z roku 2018, z Trumpem i Brexitem na czele, ale także wyzyskiem pracowników przez korporacje, na czele z Amazonem. Także odejście przyjaciela Walshe, zmarłego na raka aktora Stephena Swifta, wywarło spory wpływ na charakter utworu, co widać już w dedykacji. Ale Irlandka nie byłaby sobą, gdyby nie zwróciła uwagi na osobliwy charakter współpracy orkiestr z żyjącymi kompozytorami, co przekłada się na rzadkie zamówienia i ograniczanie się do tych samych nazwisk. Jako chlubny wyjątek wskazuje na recenzowany także u nas ostatnio London Contemporary Music Festival, który kompletuje własną orkiestrę na czas trwania imprezy oraz przyciąga inną publiczność. W dalszej części artykułu autor opisuje nowy utwór Walshe, czyli Time Time Time, formę na pograniczu opery dla ośmiu wykonawców, doświadczonych w obszarze improwizowanej, a także jej fascynację… Prince’em. Konkluzją jest mocny feministyczny występ kompozytorki, który z jednej strony chwali inicjatywy typy Sounding the Feminists, a z drugiej oskarża mężczyzn-twórców o podejrzane milczenie w sprawie wezwań do parytetów i równości. Gdyby Walshe miała moc zmiany sytuacji proponuje proste rozwiązanie: brak dotacji dla festiwali, w których na przestrzeni ostatnich pięciu lat nie pojawiło się przynajmniej 40% utworów kobiecych… Jak by to wyglądało w Polsce?

https://www.irishtimes.com/culture/music/men-just-get-away-with-being-composers-we-have-to-do-this-activism-and-keep-composing-1.3801540

3.

Muzyka jako forma oporu i dźwiękowe redefiniowanie tożsamości to stałe elementy twórczości Angel-Ho – transseksualnej producentki z RPA i współzałożycielki (zawieszonej obecnie) wytwórni NON Worldwide, która w marcu pokazała światu swój debiutancki LP Death Becomes Her wydany przez Hyperdub. Długo wyczekiwany album może zaskoczyć lekkim spuszczeniem z tonu w porównaniu z poprzednimi nagraniami artystki, która w krótkim wywiadzie dla „Dazed” przyznaje zresztą, że ukłon w stronę masowego słuchacza to zabieg świadomy. Obecnym tu przeszywającym brzmieniom i agresywnej rytmice bliżej już więc nie tyle do manifestu deconstructed club, ile po prostu współczesnej muzyki pop, która zdążyła przetrawić estetykę GHE20G0TH1K i innych progresywnych nurtów sceny klubowej, o queerowych i postkolonialnych teoriach  nie wspominając. Nawet jednak na tle tak rozumianego popu spod znaku Janelle Monae czy Lady Gagi zaproponowane przez Angel-Ho włączenie narracji trans- do szerszego obiegu zachowuje charakter ze wszech miar bezkompromisowy i minie jeszcze sporo czasu, zanim nawet przystępne utwory takie jak Like a Girl zaczną podbijać listy przebojów.

https://www.dazeddigital.com/music/article/43632/1/angel-ho-death-becomes-her-hyperdub-interview?fbclid=IwAR0_7dI0kl84dEG9VcZT6wPRlJ9xk4QkqrdTXnNCfcEh2D8rGrOAtLk8cik

4.

VAN Magazine publikuje niewielką rozmowę z Laurie Anderson, zaraz po monograficznym festiwalu w Hamburgu poświęconym jej twórczości. Przy okazji, odsyłamy do tekstu z „Glissando” #32 Zapis, w którym można znaleźć szerokoie omówienie wielu prac i performansów Anderson kluczowych dla historii sztuki dźwięku w latach 70-tych. Nadal hiperaktywna artystycznie, razem z Kronos Quartett otrzymała niedawno nagrodę Grammy za album Landfall. Niech nikogo nie zrazi przydługi i mało treściwy small talk na samym początku – dalej dowiadujemy się o wewnętrznym (i światopoglądowym?) zaangażowaniu artystki w wykonanie Tybetańskiej Księgi Umarłych, uważnym nasłuchiwaniu odradzania się dzisiejszych tendencji faszystowskich i własnych sposobach odpowiedzi na tę rzeczywistość. A końcowa rada dla młodych muzyków jest prawdziwą wisienką na torcie.

https://van-us.atavist.com/the-nature-of-the-mind

5.

Kompozytor i muzykolog Wojciech Krzyżanowski (znany także z festiwalu Dym) przepytuje na portalu „Meakultury” laureata Paszportu Polityki w dziedzinie kultury cyfrowej, czyli PanGeneratora. Wreszcie dowiadujemy się dokładnie, jak zawiązał się kolektyw (konferencje i instytucje odegrały tu swoją rolę), któremu sławę przyniósł m.in. kontroler audiowizualny Dodecaudion, zdobiący także okładkę naszego „Glissanda” #17. Każda z umiejętności i dziedzin wnoszonych przez członków PanGeneratora – robotyka, informatyka, kompozycja, projektowanie, psychologia – jest równie ważna w ich procesie koncepcyjnym i twórczym, ale podstawą zdaje się szeroko pojmowane kodowanie. Zabawnie brzmi dyskusja o gustach muzycznych (okazuje się, że Meshuga jest wspólną fascynacją większości panów) oraz o przewadze Maxa nad PureData. Kluczem jest tworzenie własnych dźwięków, a nie operowanie istniejącymi samplami, także w związku z sytuacją ekonomiczną kolektywu, który nie do końca pasuje do systemów dotacji, a współpraca z komercyjnymi mecenasami nie zawsze wystarcza, choć powinna stanowić wartościowy przykład dla wielu innych artystów. Dalej wśród tematów pojawiają podejście do sztuki generatywnej (w rozróżnieniu Briana Eno na architektów i ogrodników PanGenerator wybiera architekta krajobrazu) oraz dyskusja o Arduino jako instrumencie nowej ery czy też raczej struny, którą trzeba wprawić w ruch. Bardzo interesująco wypadają rozważania, na licznych przykładach z własnej praktyki, na temat pojęć sztucznej inteligencji i emergencji, a także tego, co powinno być najpierw: technologia czy pomysł. Na koniec PanGenerator radzi początkującym w świecie nowych mediów, jak się za szybko nie zrażać – warto wziąć do serca!

http://www.meakultura.pl/wywiady/pangenerator-na-styku-sztuki-i-inzynierii-2141

6.

Co łączy telharmonium, theremin, organy Hammonda i Auto-Tune? Amerykańska autorka krótkich esejów, o których pisaliśmy w poprzedniej prasówce, podważających z lekka akademicko i tradycyjnie zorientowaną historię muzyki elektronicznej, wprowadza w dotychczasową linearną narrację niespodziewanie nagły zwrot akcji. Przyczynkiem do tego osobliwego połączenia i czasowego przeskoku jest ponownie narzekanie na historyków akademickich, tym razem na to, że zazwyczaj główny nurt naukowy rozpatruje wszelkie nowinki technologiczne przede wszystkim w kategoriach ich rewolucyjności lud przełomowości, natomiast pomija się ich rzeczywisty wpływ na życie muzyczne i tak istotne sprawy, jak po prostu ekspresja czy rozrywka. Oczywiście istnieją wyjątki, ale nadal takie teksty prędzej pojawią się na portalach typu Pitchfork niż w „poważnym” piśmie naukowym. Mimo że znowu dostajemy od autorki jedynie szkic przemyśleń, który aż prosi się o pełniejsze rozrysowanie, padają tu ważne spostrzeżenia (choć nadal mcluhanowskie u źródeł) o uniwersalności/ ponadczasowości relacji człowiek-technologia. Tym sposobem dowiadujemy się, że telharmonium, theremin i Auto-Tune mogą mają u podstaw naprawdę wiele wspólnego. Szkoda tylko, że skoro autorka ciągle odwołuje się do akademickiego kontekstu, nie ma nawet krótkiej wzmianki o zadomowieniu się Auto-Tune’a także w dźwiękowych praktykach cyfrowych tubylców (żeby nie szukać daleko, choćby u Holly Herndon)?

https://nmbx.newmusicusa.org/the-voice-in-the-machine/

7.

Domykając wątki cielesności oraz głosu: Alexis Deighton MacIntyre dla „Sounding Out” w ramach cyklu „Voices Carry” przeprowadza rodzaj fenomenologicznej analizy głosu, czy może raczej semantycznej analizy pól, jakie obejmują rzeczownik oraz czasownik „voice”. MacIntyre podąża tropami myśli Rosi Braidotti, dyskursu „Deaf studies” oraz praktyki Christine Sun Kim oraz Evelyn Glennie, proponując poszerzone rozumienie tego, czym może być „głos” oraz „zabieranie głosu”. Poszerzenie polega na wyjściu poza słyszenie uszne i przejście w stronę cielesnej percepcji fal. Fascynujący tekst, znakomicie wpisujący się w tematykę naszego #33 oraz współczesne dyskusje nad performatywnym wymiarem dźwięku.

https://soundstudiesblog.com/2019/03/04/what-is-a-voice/.

8.

Na koniec proponujemy blok tekstów poświęconych twórczości zmarłego niedawno Marka Hollisa. Wyndham Wallace podkreślał niegdyś w kontekście książki Spirit of Talk Talk pod redakcją Chrisa Robertsa, jak ciężko jest analizować twórczość Hollisa i reszty zespołu, jak wielkie stanowi wyzwanie wobec złożoności, niemal hermetyczności Spirit of Eden i Laughing Stock, a także konsekwentnego milczenia muzyków. Nic więc dziwnego, że to milczenie i cisza stanowią główne motywy tekstów poświęconych pamięci Hollisa. Kiedy Sam Sodomsky pisząc dla Pitchforka, stwierdza w pierwszym zdaniu, że „silence” stanowi dziedzictwo Hollisa – ma na myśli oba znaczenia tego słowa. W swym wnikliwym tekście Sodomsky zatrzymuje się dokładnie na granicy między muzyką popularną i współczesną. Aż szkoda, że nie idzie dalej, jego tekst zaprasza do pogłębienia refleksji i zestawienia późnej twórczości Hollisa chociażby z muzyką z kręgu Wandelweiser. Brian Coney również wychodzi od ciszy, lecz ustawia estetykę Hollisa w kontekście art-rocka, by spróbować zmierzyć się z nastrojem i przekazem postrockowego okresu twórczości Talk Talk. Z kolei Rob Young w tekście dla „The Wire” wychodzi od wywiadu jaki przeprowadził z Hollisem w roku 1998, który okazał się ostatnim udzielonym przez muzyka. A więc milczenie, próba jego zrozumienia i z tej perspektywy poznania osoby. Young jedynie zachacza o główne wydawnictwa Hollisa, skupiając się bardziej na punkowych początkach oraz okresie po zawieszeniu działalności Talk Talk. W tym miejscu przywołajmy jeszcze jeden tekst, który ukazał się w papierze w zesżłym roku, a w sieci na początku lutego – tekst Josha Balnesa skupiający się na solowej płycie Hollisa i jego konsekwentnych odmowach powrotu. Znakomity tekst, nieco zgryźliwy, w duchu najlepszych fragmentów Retromanii Simona Reynoldsa.

https://pitchfork.com/thepitch/remembering-talk-talks-mark-hollis-master-of-silence/
https://consequenceofsound.net/2019/02/talk-talk-mark-hollis-tribute/
https://www.thewire.co.uk/in-writing/essays/mark-hollis-a-life-by-rob-young
https://noisey.vice.com/en_us/article/j5be53/mark-hollis-talk-talk-retire-disappear-reunions

(ab, am, jt, jz)