„Dziś lud roboczy wsi i miasta w jedności swojej stwarza moc” – dźwięki obchodów 1 Maja w Berlinie

Antoni Michnik / 8 maj 2018

Dziś lud roboczy wsi i miasta
W jedności swojej stwarza moc

Co się po ziemi wszerz rozrasta,
Jak świt, łamiący wieków noc…
1

Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę z tego, że nigdy nie miałem okazji zobaczyć ani usłyszeć, jak obchodzone jest Święto Pracy w dużej metropolii Zachodu. Pierwszy Maja kojarzy się w Polsce przede wszystkim z przymusowymi pochodami niosącymi w równych szeregach socrealistyczne transparenty. A przecież w krajach Zachodniej Europy wciąż do pewnego stopnia żywa jest mitologia Święta Pracy jako święta lewicowych idei i/lub klasy robotniczej. W dwusetną rocznicę urodzin Karola Marksa miasto, w którym istnieją obok siebie Karl-Marx-Allee, Karl-Marx-Straße oraz Karl-Marx-Platz, wydało się znakomitym kierunkiem dla takiej „antropologiczno-akustemologicznej” podróży – tym bardziej, że obchody tego święta mają w Berlinie bogatą i wielowątkową tradycję. Tworzy ona kontekst dla złożonej mapy wydarzeń, które dzieją się w Berlinie tego dnia, trzeba więc na chwilę zatrzymać się i przyjrzeć historii obchodów Święta Pracy w tym konkretnym mieście.

Przypomnijmy, że święto 1 Maja powstało w odpowiedzi na wezwanie kongresu założycielskiego Drugiej Międzynarodówki w Paryżu (1889) do ogólnoświatowych celebracji w roku 1890 rocznicy strajku, wieców, zamieszek i masakry na placu Haymarket w Chicago (1.03.1886). Wezwanie to odbiło się szerokim echem, prowadząc w państwach tworzących Cesarstwo Wilhelmińskie do zaostrzenia ustaw skierowanych przeciwko socjalistom oraz publicznym zgromadzeniom. W efekcie w czasach Cesarstwa jedynie w Hamburgu rozwinęła się tradycja masowych demonstracji oraz pochodów w Święto Pracy (1 Mai Feier). W Berlinie związki zawodowe oraz lewicowe partie polityczne mogły jedynie organizować zebrania w zamkniętych pomieszczeniach2. Zakaz ulicznych demonstracji zaczął być otwarcie łamany przez różne grupy od roku 1910, jednak na szerszą skalę z okazji Święta Pracy zaczęto w Berlinie demonstrować na ulicach dopiero w trakcie I Wojny Światowej w kontekście podziału w obrębie partii lewicowych na zwolenników oraz przeciwników wojny. W okresie Republiki Weimarskiej Święto przybrało prawdziwie masowy charakter i trwale wkroczyło w przestrzeń publiczną, stając się również katalizatorem kolejnych kryzysów Republiki – na czele z wypadkami tzw. Blutmai w roku 19293. Po upadku Republiki NSDAP starało się przechwycić obchody 1 Maja i uczynić z niego państwowo-partyjne święto „narodowych robotników” (Tag der nationalen Arbeit), lub „niemieckiego ludu” (Nationalen Feiertag des deutschen Volkes)4.

Dla współczesnego charakteru obchodów w Berlinie kluczowe znaczenie miał rozwój sposobów celebrowania Święta Pracy w Zachodnim Berlinie od lat 60. W pierwszych powojennych latach 1 Maja stał się okazją do mobilizacji we wszystkich sektorach okupowanego miasta – prowadząc do kulminacji w roku 1948, gdy w rosyjskim sektorze wschodnioniemiecka SED zorganizowała marsz na 600–800 tys. ludzi, a w zachodnich sektorach manifestowało 50–150 tys., zaś kilkaset tysięcy wzięło udział w tzw. „wiecach wolności”, które w zachodnich sektorach były powtarzane również w następnych latach. W podzielonym mieście po obu stronach muru w latach 50. obchody zostały mocno upaństwowione5. Od lat 60. w Zachodnim Berlinie znaczenie zaczęły uzyskiwać obchody organizowane przez przedstawicieli nowych nurtów lewicy, równoległe do obchodów związkowych. Tło dla tych manifestacji stanowiły państwowe próby mobilizacji szerokich mas do celebracji święta ustawianego jako ogólnonarodowe święto wszystkich ludzi pracy (a nie tylko klasy robotniczej). Ten podstawowy podział trwa w Berlinie po dziś dzień – to, co dzieje się w mieście 1 Maja, można z grubsza podzielić na wydarzenia organizowane przez ruch związkowy, przedstawicieli różnych nurtów radykalnej lewicy oraz wydarzenia wspierane przez władze. Dodatkowe podziały (np. waśnie pomiędzy poszczególnymi ugrupowaniami lewicowymi) nie wpływają na ten ogólny podział, co najwyżej przesuwają różne akcenty.

Głównym obszarem demonstracji w zachodniej części miasta stały się intensywnie zmieniające się Kreuzberg i Neuköln. Na Karl-Marx-Platz na Neukölnie zorganizowana została liczna demonstracja w roku 1968, która stanowiła jeden z ważnych etapów wydarzeń owego roku w RFN6. Kreuzberg stał się od końca lat 70. areną coraz liczniejszych demonstracji środowisk Autonomistów, ruchu skłoterskiego oraz środowisk punkowych. W roku 1987 doszło tam do intensywnych starć demonstrantów z policją, która na kilkanaście godzin utraciła kontrolę nad częścią dzielnicy. Te wydarzenia stały się początkiem corocznych konfrontacji między różnymi nurtami radykalnej lewicy oraz policją. Przez całe lata 90. dochodziło co roku do mniejszych lub większych starć. Po ostrych starciach w roku 2001 władze miasta zdecydowały się wspierać inicjatywy nastawione na festiwalowy sposób świętowania. Od roku 2003 w samym sercu Kreuzbergu organizowany jest MyFest – swoisty festiwal uliczny, który gromadząc bawiący się tłum, ma za zadanie utworzyć bufor dla demonstracji, które muszą też omijać teren festiwalu. Jeśli więc tradycyjne obchody związkowe w największej mierze bezpośrednio związane są z historią świętowania 1 Maja, to obchody radykalnych organizacji lewicowych dominują w mediach i przestrzeni symbolicznej, chociaż odbywają się w atmosferze poczucia zdradliwego przytłoczenia w przestrzeni miejskiej przez festyn stanowiący wentyl bezpieczeństwa.

II

Poranek 1 Maja 2018 na Kreuzbergu zdominowany jest przez dźwięki wozów policyjnych oraz innych służb porządkowych. Właściciele knajp i sklepów dopiero wystawiają głośniki na ulicę, wszędzie dopiero rozstawiane są sceny i stoły z jedzeniem. Tymczasem policja odgradza różne place (przede wszystkim przy stacjach metra) i zbiera siły. Koło południa wysiadamy na stacji metra Schönleinstraße – trzy główne stacje metra w dzielnicy (Kottbuser Tor, Görlitzer Bahnhof i Schlesisches Tor) są zamknięte. Wóz policyjny stoi w poprzek mostu Kottbusser Brücke stanowiącego granicę między Neukölnem i Kreuzbergiem. Równocześnie dochodzimy do dźwiękowej granicy ulicznego festiwalu: bary i sklepy przy skrzyżowaniu mają wystawione głośniki; z niektórych leci mocny beat, z innych – dźwięki współczesnej arabskiej muzyki popularnej. Do tego mijamy grupę muzyków, należących wyraźnie do społeczności Neukölnu, którzy grają na skrzypcach, akordeonie, klarnecie.

Po drugiej stronie mostu na razie pustka. Słyszymy jedynie dźwięk zza naszych pleców odbijający się od budynków. Szybkim krokiem zmierzamy w stronę Kottbuser Tor, i – po obejściu kordonu policji – znajdujemy się nagle w samym środku MyFest. Chodniki wzdłuż całej Oranienstraße zastawione są stołami, z których sprzedawane są napoje oraz jedzenie – przede wszystkim falafle, börki i domowe słodycze. Głosy, które słyszymy, są przede wszystkim głosami przedstawicieli imigranckich społeczności. I znów: mnóstwo głośników – przy niemal każdym stoisku, przy niemal każdym barze lub klubie. Wyjątek stanowi kultowy klub SO36 – niegdyś legendarne miejsce sceny nowofalowo-postpunkowej, dzisiaj miejsce ostrego konfliktu pracowniczego, o którym można dowiedzieć się z plakatów porozwieszanych w różnych częściach dzielnicy. Mijamy kolejne, „oficjalne” sceny MyFest (w sumie jest ich dziewięć): na początku Oranienstraße umieszczona jest scena punkowa, na Heinrichplatz jakiś zespół (formacja Cats & Breakkies) gra indie rock/indie pop. Później dowiemy się, że na tej scenie (tzw. scena Import & ExPort) przez niemal cały dzień grali muzycy-imigranci, którzy zamieszkali w Berlinie, przybywszy z południa Europy, Ameryki Południowej, Afryki, Azji. Mijamy też sceny wystawiane przez rozmaite kluby, knajpy i sklepy – przeważnie z instrumentalną muzyką elektroniczną, ale np. na skrzyżowaniu Adalbertstraße i Waldemarstraße przechodzimy obok tłumu zgromadzonego wokół występu rapującego mc do brzmień łączących trapy, kuduro itd.

Na Mariannenplatz rozstawione zostały trzy sceny. Dwie z nich należą do części MyFest, którą organizuje partia Die Linke – zebrały się tutaj również różne inne lewicowe organizacje: od Rosa Luxemburg Stiftung, poprzez inicjatywę DIEM 25, przedstawicielstwa zagranicznych partii (m.in. Podemos i Razem), organizacje (pro)palestyńskie (jeden z głównych konfliktów na niemieckiej lewicy dotyczy konfliktu izraelsko-palestyńskiego) i (pro)kurdyjskie, po organizacje ekologiczne. Na obu scenach Die Linke (jednej elektronicznej, drugiej gitarowej) koncerty przeplatają się z politycznymi przemówieniami i również na dwóch scenach znajdujących się w pobliżu przemówienia zostały wpisane w program całego dnia. Jedna z nich to scena z muzyką mniejszości  tureckiej, druga – różnych społeczności imigrantów z Afryki. Z obu scen pomiędzy koncertami płyną przemówienia dotyczące m.in. walki o prawa imigrantów oraz odpowiedzialności państw rozwiniętych za problemy społeczne dzisiejszej Afryki. 

Tymczasem przez inne części miasta przechodzą pierwsze demonstracje:

  • O 10 rano w Mitte przy Hackescher Markt rusza pochód organizowany przez związki zawodowe – kilkutysięczny, zaskakująco spokojny i radosny. Wykrzykiwane przez megafony hasła pracownicze oraz wezwania do studenckiego strajku łączą się z tradycyjnymi socjalistycznymi pieśniami. Marsz podąża okrężną drogą ku Bramie Brandenburskiej. Osobnymi trasami zmierzają rowery oraz motorowery. Na scenie przy bramie najważniejsze są przemówienia związkowych działaczy i działaczek, jednak w atmosferze pikniku rozbrzmiewa również muzyka – od tureckiej muzyki popularnej, poprzez niemiecką „Schlagermusik”, po hip hop i muzykę elektroniczną.
  • O 13 przez Neuköln maszeruje ok. stuosobowy pochód maoistów. To niewielka, ale głośna demonstracja – dominują skandowane hasła, które niosą się Karl-Marx-Straße i wypełniają Karl-Marx-Platz. Z samochodu zamykającego pochód dobiega niekiedy rap lub muzyka elektroniczna.
  • O 14 przy stacji S-Bahn Grunewald na Charlottenburgu rusza pochód tzw. Międzynarodówki Hedonistycznej (Hedonist International). Organizowany jest przede wszystkim pod hasłami polityki mieszkaniowej, towarzyszą mu głośne soundsystemy – z głośników lecą punk, hip hop, techno. Niektórzy uczestnicy mają niewielkie głośniki przymocowane do rowerów. Znacznie mniej tutaj skandowania – muzyka dominuje, a hasła znajdują się na transparentach.
  • Do tego o 11 Antifa zagłusza gwizdami niewielki wiec/piknik, jaki w dzielnicy Pankow organizuje faszyzująca AfD. Nawet na nagraniach robionych wewnątrz demonstracji słyszalne są gwizdy, okrzyki oraz dźwięki miniaturowych alarmów używanych przez kontrmanifestantów. Oddzieleni od AfD kordonem policji antyfaszyści część z mikroalarmów po prostu przerzucają na teren wiecu.

Jednak najbardziej oczekiwaną jest główna demonstracja radykalnych organizacji lewicowych (Revolutionäre 1. Mai-Demo). Pochód rusza chwilę po 18 – tutaj znów (zwłaszcza na czele pochodu) dominuje krzyk skandowanych haseł, jednak miesza się on tym razem z hukiem rac i petard. Jest już jednak po 18 i marsz podąża przez intensywne, zróżnicowane środowisko dźwiękowe – o tej porze już naprawdę wszystkie kluby w dzielnicy (a także rozmaite knajpy, bary i niektóre sklepy) rozpoczęły własne imprezy na świeżym powietrzu. Pochód mija więc kolejne miejsca, z których dobiegają różne nurty muzyki klubowej. Dodatkowo, tam, gdzie akurat jest mniej klubów – np. na Lausitzer Platz – rozstawili się rozmaici muzycy grający jazz, muzykę gitarową, perkusyjną lub jeszcze inne rodzaje muzyki instrumentalnej. Wszystko to powoduje, że okrzyki wznoszone przed czoło marszu giną w jego dalszej części.

Spóźniamy się na początek marszu i na Oranienplatz zastajemy koncerty na scenie hiphopowej oraz  eklektycznej „ORA Arena”. W natłoku różnych dźwięków nie jesteśmy w stanie usłyszeć, którędy poszedł marsz, i chwilę błądzimy po MyFest, nim natrafiamy na jego właściwą trasę. Dźwięki dobiegające z setek głośników odbijają się od budynków i można w nich stracić orientację. Kierujemy się częściowo dźwiękiem krążącego nad pochodem policyjnego helikoptera. W oddali dostrzegamy jego tył i szybkim krokiem doganiamy, mijając po drodze maszerujący za nim oddział policji oraz klarnecistę grającego Międzynarodówkę. W pewnym momencie marsz staje i orientujemy się, że prawdopodobnie jego czoło dotarło do końca. Tymczasem bliżej nas formuje się grupa, która przy skrzyżowaniu ulic Skalitzerstraße i Wrangelstraße zaczyna stacjonarny protest. To aktywiści (pro)palestyńscy oraz (pro)kurdyjscy protestujący przeciwko polityce Zachodu wobec wojny w Syrii. Pomiędzy nich a resztę demonstrantów klinem wkracza oddział policji. W odpowiedzi ludzie wchodzą na filary konstrukcji linii metra, która wzdłuż Skalitzerstraße idzie nad ulicą, przykuwają się do nich, wchodzą na dachy okolicznych budynków. Pierwszy raz tego dnia widzimy naprawdę silne napięcie pomiędzy demonstrantami a policją. Obchodzimy kordon naokoło, bocznymi ulicami docieramy w okolice stacji Schlesischer Tor i podchodzimy z drugiej strony. Po drodze mijamy inne grupy otoczone kordonem policji. Wokół protestu gromadzą się następne grupy z transparentami. Wykrzykiwane hasła mieszają się z dźwiękami dobiegającymi z pobliskiego klubu – na czele z przedłużonym mixem Blue Monday New Order. Jednak stopniowo napięcie opada i zgromadzenie się przerzedza. Ci, którzy nieśli flagi, sztandary i transparenty, powoli się rozchodzą, część z nich wróci jeszcze bawić się na mieście. Nagle jedyny pochód, jaki znajduje się koło nas, to posthipisowska grupka z małymi soundsystemami na taczkach, wózkach i rowerach oraz z różnymi symbolami płodności.

III

Ogólny charakter MyFest przypomina nieco Amsterdamski Dzień Króla (Koningsdag), który stanowi nieformalnie największy miejski festiwal muzyki elektronicznej na świecie. Podobnie jak w Amsterdamie, tradycyjnym elementem świętowania jest wystawianie na terenie całej dzielnicy głośników w przestrzeń publiczną. W stolicy Holandii odbywa się to jednak na znacznie większą skalę, zarówno jeśli chodzi o obszar, który zostaje dźwiękowo zaanektowany przez dobiegającą z głośników muzykę, jak i umasowienie obchodów – w Amsterdamie mnóstwo ludzi wystawia głośniki również na pływające kanałami łódki, barki itd. Dźwięki, które zajmują przestrzeń Kreuzberga, są z kolei znacznie bardziej zróżnicowane – o ile brzmienia Dnia Króla zdominowane są od lat 90. przez muzykę techno i eurodance, o tyle w MyFest znacznie wyraźniej słyszalne są brzmienia imigranckich społeczności miasta. Zarówno MyFest, jak i Dzień Króla zaczynają się już koło 10–11 rano, lecz podczas gdy Amsterdamskie święto kończy się na ulicach punktualnie o 20, na Kreuzbergu trwa do późnej nocy. Większość z dziewięciu oficjalnych scen MyFest zamykała się o 22, godzinę dłużej trwały koncerty w pobliskim Görlitz Park w ramach tzw. MaiGörli Parkfest, tegorocznego dodatku do programu obchodów. Znacznie dłużej grały jednak liczne sceny przygotowane przez kluby – część z nich zresztą celebrowała Maifeier przez całą noc, kontynuując w zamkniętych przestrzeniach.

Obserwując MyFest, nie sposób nie zgodzić się choćby częściowo z przedstawicielami radykalnej lewicy – uliczny festiwal wspierany przez miejskie władze stanowi w znacznej mierze wentyl bezpieczeństwa, a tłum jeden z rodzajów buforu, który ma zapobiec eskalacji demonstracji. Dwa dni wcześniej na Oranienstraße na wystawie Floating Utopias w Neue Gesellschaft für Bildende Kunst widzieliśmy m.in. pracę Barricade Ballet kolektywu Tools For Action dokumentację ćwiczeń oraz wykorzystania systemu nadmuchiwanych blokad ulicznych przez antyfaszystowską koalicję podczas kontrmanifestacji w Dortmundzie. Policja zgromadzona przy Moritzplatz dysponowała podobnymi blokadami, jednak pierwszą przestrzenną blokadą demonstracji – także na poziomie dźwiękowym – stał się właśnie sam MyFest.

Sprawa jednak nie jest jednoznaczna. Jeśli wczytamy się w historię obchodów 1 Maja, zobaczymy, że od samego początku w ruchu robotniczym toczył się spór o to, jaki charakter powinno mieć święto – czy powinno być świętem walki o prawa pracownicze i obalenie kapitalizmu, czy też świętem klasy robotniczej celebrującej swoją tożsamość. Już w latach 90. w różnych krajach – także w Wilhelmińskich Niemczech – podnoszono głosy, że Święto Pracy w zbytniej mierze stanowi wiosenny festiwal. Eric Hobsbawm w klasycznym tekście zauważył jednak, iż to właśnie szeregowi przedstawiciele klasy robotniczej dążyli do nadania Świętu tego charakteru, masowo wpisując je w „nacechowany symbolicznie preindustrialny kalendarz prac”7. Zdaniem Hobsbawma Święto Pracy przyjęło się tak szybko i w tak wielu krajach właśnie dlatego, że charakter nadały mu właśnie oddolne dążenia przedstawicieli klasy robotniczej.

„Piknikowa” tradycja obchodów Święta Pracy była w Berlinie silna od samego początku w związku ze wspomnianymi na początku ograniczeniami prawa do demonstrowania w przestrzeni publicznej. Formuła ta towarzyszyła obchodom 1 Maja w Zachodniej części miasta przez cały okres zimnej wojny. Najlepsze świadectwo stanowią zdjęcia z Mariannenplatz z owego burzliwego roku 1987. Aktualna formuła obchodów 1 Maja na Kreuzbergu wyraźnie ciąży w stronę wiosennego festiwalu w rytm dobiegającej z głośników muzyki elektronicznej, jednak równocześnie stanowi dzień, w którym ulice należą także do zamieszkujących dzielnicę imigrantów. Dotyczy to również przestrzeni dźwiękowej – tego dnia na ulice wychodzi przede wszystkim muzyka, która na co dzień rozbrzmiewa we wszystkich imigranckich barach, restauracjach i sklepach. W tym miejscu Święto Pracy przecina się ze współczesnymi, złożonymi mikropolitykami tożsamości – w wypadku Kreuzberga tym delikatniejszymi, że nad dzielnicą wisi widmo ostatecznej zmiany charakteru  przez przyspieszającą gentryfikację. W tym roku symbolem tego problemu stały się protesty przeciwko otwarciu na terenie dzielnicy ogromnego campusu Google’a. Ideologiczne ostrze demonstracji wyraźnie ulega stępieniu w natłoku otaczającego je szumu, lecz przecież sama obecność takiej ilości ludzi na ulicach w Święto Pracy stanowi szansę do, choćby podprogowego, popychania naprzód progresywnej agendy. Beat ją może zagłuszać, lecz może przecież również wspomagać.

Antoni Michnik

 

P.S. Specjalne podziękowania dla Karoliny Jesień i Adama Tycnera za gościnę oraz wsparcie podczas pobytu w Berlinie.

Mariannenplatz, fot. Klaudia Rachubińska


1 Eugène Pottier, Międzynarodówka, tłum. Maria Markowska.


2 Zob. Herbert Reiter, The First of May in Germany and Italy, w: The Ritual of May Day in Western Europe: Past, Present and Future,  red. Abby Peterson, Herbert Reiter, Routledge, New York/London 2016, s. 31–40.

3 W roku 1929 doszło w Berlinie do kilkudniowych starć między uczestnikami komunistycznych demonstracji oraz policją. W grudniu 1928 należący do SPD szef policji w Berlinie Karl Zörgiebel w porozumieniu z Ministrem Spraw Wewnętrznych Prus, Albertem Grzesinskim (również SPD) zakazał demonstracji politycznych na terenie Berlina. W trakcie demonstracji przeprowadzonych mimo tego przez KPD z okazji Święta Pracy doszło do kilkudniowych walk na terenie dzielnic Wedding oraz Neuköln. Zabitych zostały dziesiątki protestujących oraz przypadkowych ludzi. Szerzej na ten temat np. Chris Bowbly, Blutmai 1929: Police, Parties and Proletarians in a Berlin Confrontation, „The Historical Journal”, Vol. 29, 01/1986, s. 137–158.


4
 Święto celebrowało „przezwyciężenie walki klas” w nowej narodowej wspólnocie (Volksgemeinshaft) i stanowiło element szerszego przejmowania kontroli przez nazistów nad niezależnymi związkami zawodowymi oraz innymi organizacjami pracowniczymi. W okresie III Rzeszy publiczne obchody 1 Maja uległy militaryzacji, władza włączała również różne elementy mistyczne i neopogańskie. Zob. Reiter, dz. cyt., s. 48.


5 W latach 50. w RFN 1 Maja stał się świętem obchodzonym wspólnie przez związki oraz władze państwowe.


6 Demonstracja, zorganizowana przez przedstawicieli lewicowych partii opozycji pozaparlamentarnej (APO), skierowana była przeciwko polityce wewnętrznej tzw. Wielkiej Koalicji – symbolem sprzeciwu stała się kwestia ustaw o stanie wyjątkowym, które budziły niepokój o możliwość autorytarnego zwrotu.


7 Eric Hobsbawm, Masowa produkcja tradycji: Europa, lata 1870–1913, w: red. Eric Hobsbawm, Terence Ranger, Tradycja Wynaleziona, WUJ, Kraków 2008, s. 294.