Na bieżąco

Prasówka 17.02.2020

Zapraszamy do nowej odsłony naszej cyklicznej rubryki, w której prezentujemy najciekawsze znalezione przez nas w internecie teksty dotyczące muzyki współczesnej oraz sound studies.

Redakcja / 17 lut 2020

1.

Tym razem zaczynamy nasz przegląd prasy od wyboru tekstów poświęconych postaci zmarłego niedawno Andy’ego Gilla, gitarzysty Gang of Four. Proponujemy cztery teksty – do wyboru, do koloru – zaczynając od portretu nakreślonego dla Pitchforka przez Simona Reynoldsa. W Podrzyj wyrzuć zacznij jeszcze raz Reynolds poświęcił sporo miejsca Gang of Four, akcentując grę, jaką zespół podejmował z przemysłem muzycznym, wchodząc do dużej wytwórni, zdając sobie sprawę, że „zachowanie czystych rąk” jest w tej grze niemożliwe, że każdy pozostaje częścią systemu. Tym razem, wychodząc od brzmienia gitary Gilla oraz jego muzycznych inspiracji, Reynolds skupia się na różnych sprzecznościach wpisanych w formację – napięciu między kolektywizmem formacji oraz napędzającym ją na poziomie ideowym duecie Gilla oraz Jona Kinga, czy problematycznych reaktywacjach formacji w różnych składach. Daniel Brockman pisząc dla Vanyaland skupia się na tym, w jaki sposób Gang of Four zdekonstruowali „piosenkę miłosną”, kładąc podwaliny pod kulturę alternatywną lat 80. i 90., ale też – co przenika między wierszami jego tekstu – wprowadzając wątki „toksycznej męskości” „kultury alternatywnej” ostatnich dwóch dekad XX wieku. Reynolds wskazywał wraz z Joy Press na problematyczność wojowniczego Gang of Four z tej perspektywy w prowokacyjnej książce The Sex Revolts. Dociśnijmy argument Brockmana następującym cytatem z ksiązki Reynoldsa i Press:

w swym anty-miłosnym podejściu Gang of Four inspirowali się krytyką romantyczności, małżeństwa i rodziny przez radykalny feminizm. Ale podczas gdy kobiety kwestionujące romantyczną miłość stanowią zerwanie z normą (singerki-songwriterki zwykle były tematycznie przykute do rozterek sercowych), rockersi odrzucający zobowiązania niefortunnie rezonują z długą tradycją rocka1.

W publikowanych teraz tekstach na temat Gilla i Gang of Four padają rozmaite nazwy oraz nazwiska osób, dla których muzyka ta stanowiła inspiracje oraz punkt odniesienia. Sasha Frere-Jones swój tekst zaczyna jednak bezpośrednio od przywołania cytatu, jaki z (Love as) Anthrax zaczerpnął w Futura Free Frank Ocean. Frere-Jones w największej mierze spośród przytaczanych tekstów skupia się na brzmieniu Gilla i jego znaczeniu dla dekonstrukcji piosenkowych form oraz szerzej – dla formacji opartej, nie tyle nawet na kolektywizmie, ile kłótniach, sprzeczkach, próbach znalezienia własnego głosu w obrębie tożsamości zespołu. Wreszcie Alexander Billet pisząc dla Jacobina spogląda na postać Gilla i całego projektu Gang of Four z radykalnie lewicowej perspektywy. Wychodząc od oksymoronu „Marksistowskiej gwiazdy pop”, Billet przygląda się ideologicznemu projektowi stojącemu za Gang of Four, kładąc również nacisk na ostatnie wydawnictwa Gilla pod tym szyldem, od czasu reaktywacji, która dała nam m.in. koncert Gang of Four w 2011 roku na Off Festivalu, a zakończyła się dwiema de facto solowymi płytami Gilla, w tym zeszłoroczną Happy Now, w którą Billet wsłuchuje się szczególnie uważnie (niedługo ma się ukazać jeszcze jedna epka nagrana przez Gilla przed śmiercią).

https://pitchfork.com/thepitch/remembering-gang-of-fours-andy-gill-who-ripped-punk-to-shreds/

https://vanyaland.com/2020/02/07/andy-gill-rip-the-fury-behind-gang-of-fours-quizzical-punk-vision/

https://www.newyorker.com/culture/postscript/gang-of-fours-glorious-and-dangerous-noise

https://www.jacobinmag.com/2020/02/andy-gill-gang-of-four-obituary

2.

Sprzyjające talentom mury Królewskiej Duńskiej Akademii Muzycznej stanowią wręcz idealne miejsce do spotkań artystów z całego świata i formowania się kolektywów muzycznych. Co jednak robić, kiedy początkowy entuzjazm i poczucie wspólnoty ustępują powolnej kreatywnej stagnacji spowodowanej brakiem zrozumienia? Neko3, czyli Fei Nie, Lorenzo Colombo, Kalle Hakosalo i Mads Emil Dreyer opowiadają o tym, jak z powodzeniem okiełznać energię płynącą z połączenia czwórki niezwykle kreatywnych muzyków i kompozytorów, a następnie przełożyć ją na udany występ, przy jednoczesnym zachowaniu ducha wspólnoty równych sobie i lubiących się ludzi. Zespół opowiada się przeciwko peryferyjnemu charakterowi publiczności muzyki współczesnej: te same osoby na tych samych koncertach z tych samych (głównie profesjonalnych) powodów. Członkowie wierzą, że to integralność materiału koncertowego i zmiana perspektywy z pozycji kompozytora na pozycję widza może uczynić muzykę jeszcze bardziej dostępną dla ludzi bez względu na muzyczne wykształcenie. Koncerty Neko3, które odbędą się w ciągu następnych kilku tygodni pokażą, jak udał się ten eksperyment.

https://seismograf.org/en/artikel/things-are-very-anarchistic-right-now

3.

Wśród rozważań dotyczących przyjętej entuzjastycznie Zimnej Wojny już od jej premiery pojawia się wątek folklorystyczny. Historia Mariana i Jadwigi Sobieskich, a później Akcji Zbierania Fokloru Muzycznego zdecydowanie nie jest tak tragicznie romantyczna, jak historia głównych bohaterów filmu Pawła Pawlikowskiego. Warto jednak ją poznać przede wszystkim dlatego, że bez żmudnej pracy powojennych etnomuzykologów i folklorystów jedynym tak kompleksowym opracowaniem, jeśli chodzi o polską muzykę tradycyjną, byłaby spuścizna Kolberga. Żeby zobrazować, jak duże jest zdjęcie folkloru polskiego z lat 50., napiszemy tyle: mamy 2020 rok, Instytut Sztuki PAN do tej pory nie przekopał się przez rolki nagrań z tamtego okresu, a etnomuzykolodzy przed wyjazdem w teren nadal zaglądają do instrukcji Sobieskich. Cały artykuł w wersji angielskiej do przeczytania poniżej pod  linkiem, a do posłuchania zostawiamy tych, którzy w napisach końcowych filmu zostali pominięci – kontynuatorów tradycji:

https://culture.pl/en/article/how-polands-folk-music-was-saved-by-1950s-field-recordings

4.

Wytwórnia Recital dokona w tym miesiącu reedycji kasety  The Crying Space związanego z Fluxusem Erica Andersena. Pod tym tytułem, od przełomu lat 50. i 60., Andersen wystawiał projekt polegający na wyznaczaniu przestrzeni do płakania. Najpierw były to narysowane na ziemi kółka, potem platformy, aż w końcu symboliczne kamienie. Kaseta zbiera więc nagrania płaczu – wspólnego wszystkim językom sposobu komunikacji, który dodatkowo, jak twierdzi Andersen, jest jedyną niekodowalną ludzką formą komunikacji. Oznacza to, że bez pozostałych informacji nie jesteśmy w stanie odkodować powodu łkania. Publikacja opisywanych nagrań  stanowiła pretekst do dość dziwnego wywiadu. Dominują retrospekcje, ale licząc na dalekie wyprawy do zarania Fluxusu, można się zawieść (choć coś oczywiście jest wspominane). Dowiedzieć można się za to, czym Fluxus nie był. Na dość niespójne pytania dziennikarza, padają zdawkowe odpowiedzi, których zwięzłość być może bierze się z a) przekorności rozmówcy, b) formy e-mailowego wywiadu, c) zbyt szerokich i otwartych pytań. Tak, jest i rada dla młodych artystów. Czego Andersen nie dopowiada, to jednak dozałącza. Już w pierwszej odpowiedzi odsyła do załącznika, w drugiej do nagrania wideo. Ale przepisu na Bouillabaise, nad którym ostatnio się popłakał, już nie dosyła. Poniżej pierwsza część wydawnictwa, drugą (kompozycję przeznaczoną do przestrzeni galeryjnych) można pobrać pod wywiadem.

https://toneglow.substack.com/p/006-eric-andersen.

5.

Tegoroczne walentynki serwis Hulu postanowił uczcić premierą serialu o tytule, który dla wielu może brzmieć znajomo. Nic dziwnego – High Fidelity to nic innego, jak kolejny z popularnych ostatnimi czasy rebootów, w którym fabuła wydanej w 1995 r. książki Nicka Hornby’ego zostaje „odświeżona” zgodnie z duchem współczesnych realiów i domniemanych oczekiwań widza. Jak pisze Larry Fitzmaurice w recenzji dla Stereogum, ta „nostalgiczna ekshumacja” historii, której centralnym przesłaniem jest to, że należy patrzeć w przyszłość, jest jednak nie tylko absurdalna (również ze względu na to, że w produkcję zaangażowany był sam Hornby), ale i – przy całej swej „świeżości” – mocno zachowawcza. W pozornym dążeniu twórców do tego, by m.in. pod kątem obsady powstało coś inkluzywnego i różnorodnego, zdaje się bowiem kryć pewna doza wymuszonej poprawności politycznej. Zdaniem Fitzmaurice’a, bezrefleksyjnie stosując popularny ostatnio gender-flipping i obsadzając w głównej roli Zoë Kravitz bez głębszej refleksji nad tym, jak decyzja ta powinna zostać ubrana w pozostałe elementy fabuły, twórcy serialu paradoksalnie powielili stereotyp odbierający głos nie-męskiej części zainteresowanej muzyką populacji. Czy było to potrzebne? W tytule swojej recenzji dla Pitchforka Jillian Mapes odpowiada jasno – nie. Autorka zwraca też uwagę na to, że oryginalne High Fidelity jest opowieścią o toksycznie pojmowanej męskości. Fakt, że w 2020 r. jest tyle miejsca na to, by tego typu historie mężczyzn były przeżywane do znudzenia przez stworzone na ich obraz i podobieństwo fikcyjne bohaterki, jest tu rzeczą co najmniej zastanawiającą.

https://www.stereogum.com/2073477/high-fidelity-remake-hulu-zoe-kravitz/franchises/sounding-board/

https://pitchfork.com/thepitch/high-fidelity-tv-show-hulu-zoe-kravitz-review/

6.

Minął rok od śmierci Josepha Jarmana – legendarnego saksofonisty, członka Art Ensemble of Chicago i współzałożyciela AACM, i bardzo cieszy wieść, że zacne wydawnictwo Blank Forms nie pozwala sprowadzić jego spuścizny do działalności wyłącznie muzycznej. Wznowiony ostatnio Black Case Volume I and II: Return From Exile to wydany pierwotnie w 1977 roku zbiór wierszy, manifestów i innych zapisków składających się na niezwykle wymowne archiwum Black Arts Movement. Istotę publikacji przybliża na łamach Music and Literature Brent Hayes Edwards: odbijającą się w niej biografię jazzmana, jego fascynację teatrem, wiarę w jedność słowa i muzyki, a także doświadczenie alienacji społecznej, czy przede wszystkim – wewnętrznej, prowadzącej do przemiany duchowej w wyniku zainteresowań buddyzmem. Tytułowemu wygnaniu poświęca swoją uwagę również Sam Scott, który wnikliwie zderza myśl Jarmana z tradycją (post-)Cage’owską. Od chłodnego stosunku Cage’a do free jazzu, przez zasadnicze rozgraniczenie indeterminizmu od improwizacji, ahistoryczne pod kątem socjokulturowym definiowanie ciszy, aż po desubiektywizację twórcy przeciwstawianą afirmacji Scott zmierza do pytania o etyczną ocenę odrzucenia przez kompozytora Great Black Music (odrzucenia, które w nawiasie tłumaczy także możliwą ignorancją). Zabrakło tylko ironicznej puenty – w końcu jako „jazz Johna Cage’a” określona została grupa, której w powyższych kwestiach bliżej wszak do Jarmana, czyli AMM. Warto sięgnąć po oba teksty, po artykuł Scotta – obowiązkowo!

https://www.musicandliterature.org/features/2020/2/2/brent-hayes-edwards-introduces-joseph-jarmans-black-case

https://www.musicandliterature.org/reviews/2020/2/2/joseph-jarmans-black-case-volume-1-amp-ii-return-from-exhile

7.

Spieszmy się się kochać niezależne labele… w walentynkowym tekście dla bandcamp daily Daniel Cole przygląda się katalogowi zacnej wytwórni Blackest Ever Black, która w zeszłym roku została zamknięta po dekadzie działalności. Cole utkał narrację z rozmów z różnymi twórcami, którzy wydawali w założonej przez Kirana Sande wytwórni – Carlą dal Forno (m.in. Tarcar), Marciem Dallem (Dalhous, Young Hunting), Dominickiem Fernowem (m.in. Vatican Shadow, Prurient), Kristianem Jabsem (Pessimist), Camellą Lobo (Tropis of Cancer). Z rozmów wyłania się całe środowisko, które wyrosło wokół wytwórni, rosło dzięki kontaktom Sande (m.in. jako dziennikarza muzycznego) i które w pewnej mierze uczestniczy w jego dalszych post-Blackest-Ever-Black-owych przedsięwzięciach.

https://daily.bandcamp.com/label-profile/the-innovative-legacy-of-experimental-label-blackest-ever-black

8.

Beata Kozidrak, Edyta Górniak, Anita Lipnicka  – pisząc dla Dwutygodnika o najnowszej płycie Julii Marcell Bartosz Chmielewski już w pierwszym akapicie obszernie przywołuje ważne nazwiska polskiej muzyki popularnej lat 80. i 90. Na pół tekstu odchodzimy od wytartych fraz o „polskiej Björk” (choć jednak najwyraźniej nie sposób całkiem od nich  uciec). Chmielewski widzi w płycie Skull Echo duchologiczne poszukiwania za nieznaną przeszłością (jak to kiedyś ujął James Murphy, „borrowed nostalgia for the unremembered 80s”) – a zwłaszcza za utopijnym pierwiastkiem popkultury lat 80. Duchologia Skull Echo – ale też, jak zauważa Chmielewski, Enchanted Hunters, czy The Dumplings –  to duchologia retrofuturystyczna (zob. Plan Działania!). Brzmienie zdaje się stanowić centrum albumu, spowijając teksty warstwami chórków i rozmytych plam elektronicznych dźwięków.  Sam Chmielewski postrzega album jako rozwinięcie „przełomu” swej poprzedniczki, Proxy, pierwszego albumu na któtym Julia Marcell śpiewała konsekwentnie polszczyzną. Czy to jednak nie zwodnicza narracja? Wszak zaraz ma ukazać się anglojęzyczna wersja Skull Echo… Co zatem pozostaje najważniejsze w twórczości „rodzimej” avant-popowej artystki? Czy ważniejsza jest dla nas polszczyzna tekstów, czy kierunek i efekty poszukiwań muzycznych?

https://www.dwutygodnik.com/artykul/8712-kochankowie-przezyja.html

 

(ng, mk, am, at, mu, jz)

  1. Simon Reynolds, Joy Press, The Sex Revolts. Gender, Rebellion and Rock’n’roll, Harvard University Press, Cambridge 1995, s. 47.