Hiper-normalny, hiper-zwyczajny. Festiwal Audio Art 2023
Tymi słowami Marek Chołoniewski otworzył tegoroczny festiwal, który obchodzi swoje 30- lecie już od zeszłej edycji. Plakat promujący wydarzenie, prezentuje przewrotną grę typografią. Na pierwszy rzut oka widzimy liczbę 30, symbolizującą trzydzieści lat Festiwalu Audio Art, jednak w środku zera widoczna jest jedynka. Ten zabieg typograficzny ukazuje paradoks sytuacji: choć obchodzimy 30-lecie festiwalu, to jednak tegoroczna edycja jest już trzydziestą pierwszą.
Jeśli jesteś entuzjastą muzyki eksperymentalnej i przypadkiem przebywasz w Krakowie pod koniec listopada, istnieje duża szansa, że możemy się spotkać gdzieś pomiędzy Akademią Muzyczną im. K. Pendereckiego a Hevre, na Festiwalu Audio Art.
Odkąd mieszkam w Krakowie, a jest to parę ładnych lat, koniec jesieni zawsze rezerwuję na udział w festiwalu. To wydarzenie bardzo bliskie mojemu sercu i mogę mieć małe problemy z obiektywną oceną, ponieważ z tym festiwalem związanych jest bardzo wiele wspaniałych przyjaciół i znajomych. A także bardzo ważna postać Marka Chołoniewskiego. Wszyscy znajomi, którzy mieli okazję poznać profesora często pytają, skąd ma tyle energii? Bardzo dobre pytanie. Sama często się nad tym zastanawiam.
Wyobraźcie sobie: jest sobota, siódmy dzień festiwalu, a każdy dzień to mnóstwo pracy! Soundcheck od rana, wiele spraw organizacyjnych, wykłady, rozmowy z artystami.
A więc mamy siódmy dzień festiwalu, tuż po głównym programie koncertów wieczornych. Stoimy ze znajomymi na zewnątrz, a tu nagle w drzwiach pojawia się prof. Chołoniewski – jak zwykle uśmiechnięty. Rozkłada swoją elektryczną hulajnogę i mówi, że jedzie po swój samochód, później na lotnisko odebrać kolejnego artystę i z oddali dotarło do nas, coś o głośniku i że wpadnie jeszcze na afterparty.
Taki jest właśnie dyrektor Festiwalu Audio Art – pełen dobrej energii, serdeczny, o bystrym i otwartym umyśle. Warto również wspomnieć, że Chołoniewski odebrał w tym roku nagrodę Związku Kompozytorów Polskich „za wyrazistą twórczość kompozytorską z nutką szaleństwa oraz wytrwałą działalność promującą polską muzykę elektroakustyczną w kraju i w świecie”. Myślę, że warto choć trochę nakreślić postać dyrektora festiwalu, ponieważ jest on głównym motorem wydarzenia. Osobowość profesora wpływa również na strukturę i atmosferę wydarzenia. Audio Art nie posiada programu o specyficznym profilu kuratorskim. To wynika częściowo również z filozofii Chołoniewskiego, który często akcentuje potrzebę przyjęcia postawy wolnej od osądu. Takie podejście nasuwa mi na myśl filozofię buddyjską. Jest ono odległe od kategoryzowania i definiowania świata.
Festiwalowe wydarzenia nie są selekcjonowane według ściśle określonych kryteriów, co buduje przestrzeń dla różnorodności i daje możliwość otwarcia na różne formy sztuki dźwiękowej. Mimo braku przewodniego motywu kuratorskiego festiwal zachowuje pewne stałe elementy, które stanowią charakterystyczny rys wydarzenia. Wśród nich znajduje się tradycyjny prolog, który odbywa się zazwyczaj pod koniec lata. W tym roku na zapowiedź festiwalu składały się dwa niezwykłe wydarzenia.
Był to koncert Philla Niblocka oraz Katherine Liberovskayi , który relacjonowałam na łamach Glissanda w sierpniu. Natomiast we wrześniu odbył się wyjątkowy performans/instalacja dźwiękowa w kopalni soli w Wieliczce Falling Sideways wykonany przez grupę Seafoam Palace. Jako entuzjastka wszelkich przejawów sztuki dźwiękowej site specific z wielką ciekawością oczekiwałam na to wydarzenie.
Niestety, byłam nieco rozczarowana, ponieważ moje wyobrażenia dotyczące akustyki kopalni w Wieliczce i możliwości wykorzystania jej potencjału różniły się od wyobrażeń grupy artystów. Jednak Seafoam Place zdołał stworzyć niezwykły klimat, sięgający po elementy kiczu, inspirując się w pewnych momentach estetyką filmu, Oczy szeroko zamknięte Kubricka.
Kolejnym stałym punktem są prezentacje studentów_ek z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jako, że festiwal to hybryda łącząca sztuki wizualne i dźwiękowe, prezentacja prac studentów wydziału intermediów to okazja do eksploracji synergii tych dwóch dziedzin. Warto również wspomnieć o elektroakustycznym maratonie, który jest nieodłącznym elementem programu stanowiąc przegląd wybranych utworów elektroakustycznych. W tym roku na kultowym czwartkowym maratonie pojawiła się Elżbieta Sikora ze specjalnym programem na swoje 80-te urodziny. Znalazły się w nim takie utwory jak: Axe rouge V (2012), Trois tunnels et un arrêt (2016), La Tete d’Orphee II / Głowa Orfeusza II (1982).
Kolejną inicjatywą wpisującą się w tradycję festiwalu jest GrupLab invites, skupiająca twórców, którzy regularnie spotykają się co środę na Akademii Muzycznej, aby wspólnie improwizować. Warto również wspomnieć, że podczas czwartkowego maratonu odbyła się premiera utworów które zostały nagrodzone w konkursie Etiuda na jedno uderzenie w ziemię zorganizowane przez Polskie Stowarzyszenie Muzyki Elektroakustycznej.
Tegoroczną edycję festiwalu zainaugurowały prezentacje instalacji dźwiękowo-wizualnych, które przez kolejne dni funkcjonowały jako jednokanałowe instalacje video w podziemiach Hevre.
Spora część koncertów oraz performansów w przestrzeni na pierwszym piętrze wykorzystywała stały układ projektorów, który tworzy wizualne środowisko 360 stopni. Tak było również podczas pierwszej festiwalowej prezentacji Karoliny Kowalskiej o tytule Abstrakttropik. To instalacja wizualno-dźwiękowa, do której warstwę dźwiękową artystka przygotowała we współpracy z Studio S21 (Jacek Harędziński i Michał Gorczyca). Praca była przygotowana jako przewód doktorski na wydziale intermediów krakowskiej ASP. To ciekawa refleksja nad biochemicznymi procesami zachodzącymi w naturze. Hipnotyczna praca video o motywach egzotyczno-florystycznych została zbudowana za pomocą bardzo prostego, lecz ryzykownego zabiegu – odbicia obrazu i stworzenia w ten sposób symetrii. Ten zabieg banalny i wszechobecny w sztukach wizualnych w tym przypadku- użyty świadomie konstruował idealne liściaste mandale, które w ciekawy sposób korespondowały z tekstami pojawiającymi się na dole ekranu.„ “… nie ma form identycznych. Powtórzenie w świecie przyrody nie jest możliwe…”. Ambientowa warstwa dźwiękowa wzbogaciła morfująco-hipnotyczny obraz o chłód i przestrzeń.
Kolejną pracą prezentowaną podczas otwarcia była generatywna instalacja dźwiękowo- wizualna Fields of Sound autorstwa Doroty Błaszczak. Projekt powstał w ramach warsztatów organizowanych przez Canti Spazializatti. Praca nawiązuje w pewnym stopniu do poprzedniej instalacji ze względu na jej naukowy aspekt badawczy. Elementem stanowiącym o kompozycji audio- wizualnej jest algorytm, który analizuje nagrania terenowe wykonane na Wrocławskich Polach Irygacyjnych pod względem zjawisk biofonicznych, geofonicznych oraz antropofonicnych.
Sławek Janicki i Piotr Grygor otworzyli blok koncertów i performansów prezentując projekt oparty na udźwiękowionych falach mózgowych oraz improwizacji na kontrabasie. Janicki, związany ze środowiskiem yassowym, na Audio Arcie, wraz z Gregorem zaprezentowali eksperyment formalny będący mieszanką free jazzu, noisu i dźwiękach bazujących na falach EEG. Podczas koncertu odbiorcy mieli szansę zanurzyć się w immersyjnym środowisku audio-reaktywnej projekcji 360 stopni, która przedstawiała kolorowe, geometryczne formy. Animacja przywodziła na myśl momentami malarstwo Jacksona Pollocka, które podobnie jak prezentowane utwory było równie ekspresyjne. Projekt Grygor & Janicki interpretuję jako fascynującą próbę odwzorowania krajobrazu neurologicznego.
Ostatni koncert tego wieczoru – string-o-scilomem Artura Lista to projekt korespondujący z poprzedzającym wystąpieniem artystów z Bydgoszczy ze względu na użycie interfejsów transponujących fale mózgowe. Praca została zrealizowana na wydziale intermediów krakowskiej ASP w ramach doktoratu. Jest to interaktywny projekt wykorzystujący EEG i technologię kinect do kontroli lasera oraz dźwięku oscylatorowego. Artur Lis wykorzystuje własny algorytm, aby kontrolować kompozycję świetlno-dźwiękową. To performatywne podejście umożliwia interakcję zarówno na poziomie sterowania ruchem ciała jak i falami mózgowymi. Centralnym elementem pracy jest wykorzystanie urządzenia EEG, umożliwiającego monitorowanie aktywności mózgu. Artysta wykorzystał własne algorytmy, aby kontrolować rysunek laserowy oraz dźwięk oscylatorowy. Performance odebrałam jako bardzo intensywny, choć minimalistyczny w swej formule. Siłą tego projektu jest prostota i oszczędność środków, które jednocześnie przyciągają uwagę odbiorcy jak magnes. Warto podkreślić, że projekt jest ciekawym połączeniem badań naukowych oraz delikatnego puszczenia oka w stronę duchowości i filozofii wschodu.
Drugi dzień festiwalu bardzo miło mnie zaskoczył. Pierwszy koncert, który odbył się na Akademii Muzycznej im. K. Pendereckiego został zorganizowany w ten sposób, aby publiczność zajmowała miejsca na scenie wokół artystów. O ile takie ustawienie w przestrzeni Hevre wydaje się być czymś zwyczajnym, o tyle w kontekście Akademii Muzycznej była to ciekawa odmiana. Takie ustawienie niweluje hierarchię w dosłownym rozumieniu relacji sceny (artysta wyżej) do publiczności ( odbiorca niżej) poprzez zaproszenie publiczności do bezpośredniego doświadczenia koncertu. Dodatkowo, będąc bliżej artystów miałam okazję zobaczyć przedmioty, za pomocą których muzycy preparowali swoje instrumenty. Perforto to duet tworzony przez Olę Rzepkę (fortepian) oraz Łukasza Marciniaka (gitara) eksplorujący możliwości preparowania instrumentów z pomocą takich materiałów jak drewno, metal, papier oraz wiele innych.
Projekt, bardzo dynamiczny w swej formule, delikatnie zacierał granice między performansem a koncertem. To była ciekawa podróż, eksplorująca możliwości preparowania instrumentów oraz otwierająca na wyjątkową wrażliwość sonorystyczną w chaotycznym otoczeniu dźwiękowym. Podczas występu wydarzyła się sytuacja, która szczególnie mnie ujęła i myślę, że warto o tym wspomnieć. Jedna z osób obecnych na koncercie dostała napadu kaszlu, którego nie zdołała powstrzymać. Ola Rzepka słysząc to przerwała spontanicznie swoje wystąpienie i zwróciła się do kaszlącej osoby z propozycją pomocy. Powiedziała, że prawdopodobnie posiada tabletki na kaszel gdzieś w torebce i pobiegła po nie na zaplecze. Ta serdeczna reakcja i skrócenie dystansu do publiczności wyraziście oddaje ducha Festiwalu Audio Art, który nie tylko stara się pogłębić świadomość na temat współczesnej sztuki dźwiękowej, ale przede wszystkim stwarza przestrzeń dla budowania relacji międzyludzkich.
A skoro mowa o relacjach – praca Konrada Gęcy prezentowana w trzecim dniu festiwalu jest jedną z tych, które eksplorują takie wartości jak wspólnotowość i pamięć. Czas Naświetlania / Czas Wywoływania to wielokanałowa instalacja dźwiękowa, która powstała w ramach wystawy o tym samym tytule. Wystawa pokazuje ponad sto siedemdziesiąt fotografii wybranych z najstarszych zbiorów Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Prezentowane zdjęcia zrobiono na wsiach i w miastach Małopolski pod koniec XIX wieku i trzech pierwszych dziesięcioleciach XX. Przedstawiają ówczesne życie w tym regionie: zwyczaje mieszkańców, ich wygląd, pracę, domy i otoczenie. Wspomniane wsie odwiedził również Konrad Gęca, aby nagrać tamtejsze krajobrazy dźwiękowe. Rejestracja materiału, która odzwierciedlałaby ówczesną audiosferę nie była łatwa, ponieważ,- jak relacjonował artysta,- istnieje już bardzo mało miejsc w Małopolsce, które nie są zanieczyszczone hałasem. Projekt skłonił mnie również do refleksji na temat współczesnego zanieczyszczenia sztucznym światłem, które nienaturalnie przedłuża nasz cykl dobowy o kilka godzin. Ta myśl pojawiła się w związku z aranżacją świetlną, wykonaną z sztucznych świeczek, doskonale imitujących te tradycyjne.
Instalacja została zaprezentowana w podziemiach muzeum, gdzie również prezentowane są fotografie, które w tych warunkach były ledwo widoczne. Jednak ludzie co jakiś czas oświetlali je za pomocą małych świeczek. Nagrania przewijały się przez pomieszczenia tworząc formę otwartą. Czasami, można było wyróżnić wiodący motyw dźwiękowy jak np. burza lub szum wiatru. Atmosfera, która panowała w piwnicy spowodowała, że wszyscy dotknęliśmy czegoś pierwotnego. Uważam, że być może również czegoś za czym wszyscy trochę tęsknimy – za ukojeniem, które daje półmrok oraz tym rodzajem spokoju, który odczuwasz siedząc w domu kiedy na zewnątrz panuje burza. Istotnym momentem wydarzenia było wystąpienie Moniki Dudek, która wykonując pieśni ludowe, stanowiła żywe świadectwo kultury folkloru. Sytuacja stworzona w podziemiach muzeum miała charakter magiczny, budując przestrzeń, gdzie ludzie mogli doświadczyć wspólnoty o charakterze, który współcześnie zanika. To taki rodzaj wspólnoty, gdzie celebruje się nudę, spokój i światło. Wydarzenie przywoływało na myśl pewien rodzaj rytuału, który mógł być odprawiany 100 lat temu w małych, drewnianych domkach, gdzie ludzie gromadzili się wieczorami przy świetle świec, być śpiewać ludowe pieśni lub zwyczajnie spędzać razem czas.
Podczas festiwalu miałam okazję zobaczyć jeszcze dwa koncerty, które swoją formą nawiązywały do szamańskich/ pogańskich rytuałów. Serpent is Present to noisowo-performatywny projekt autorstwa Sajjry Xhrsa Galarrety. To artysta działający na południowoamerykańskiej scenie muzyki eksperymentalnej od 1995. Nazwa projektu jest zaczerpnięta z biblijnego i mitologicznego archetypu węża, który w wielu kulturach jest wyrazistym symbolem, bardzo często posiadającym negatywne konotacje. W kulturze Peru, skąd wywodzi się artysta, wąż jest symbolem narodzin oraz mądrości. Ja odczytuję ten performans w kontekście nieskończoności – bo tak, też można interpretować ten symbol. To uroboros, wąż zjadający swój ogon. Tak samo jak feedback, który był konsekwentnie zapętlany podczas występu. Performans nawiązywał do szamańskich rytuałów , eksploatujących temat siły i charyzmy jednostki.
Kolejny występ, który dotknął tematu rytualności został wykonany przez duet Glebalisation (elektronika) i Soniefff (śpiew). Podczas koncertu uwaga publiczności skupiła się na stoliku, na którym umieszczone były magiczne artefakty, takie jak świeczki, kadzidła oraz czaszka małego zwierzęcia. Sam występ był niezwykle hipnotyzujący, nie tylko ze względu na aranżację muzyczną i krystalicznie czysty śpiew Soniefff, ale także ze względu na energię artystki. Ta zdawała się być zupełnie odcięta od publiczności, skoncentrowana na zabawie z ogniem i innych czynnościach „magicznych”. Myślę, że wszyscy znamy ten dziwny stan bezrefleksyjnego wpatrywania się w ogień, który przynosi pewien rodzaj ukojenia i spokoju.
Niestety nie sposób opisać wszystkich koncertów szczegółowo mieszcząc się w formacie relacji. Na koniec chciałabym jednak wspomnieć jeszcze o koncertach,
które łączył temat powietrza rozważany na różne sposoby.
Powers of two, czyli projekt duetu flecistów Roberta Dicka oraz Leszka Hefi Wiśniowskiego to wyrafinowana uczta dla fanów połączenia nieskrępowanej niczym improwizacji oraz akademickiej precyzji. Podczas jednego z wykładów, które znalazły się w programie festiwalu Dick mówił o wolności i kreatywności. Zachęcał, aby obserwować i czerpać inspirację z procesu twórczego dzieci, którzy nie boją się popełniać błędów, co przynosi im nieskrępowaną radość w kreowaniu. Być może nie jest to nic odkrywczego, ale uważam, że ta prawda przypomniana przez tak kolorową i energiczną postać jaką jest Robert Dick odświeża umysł i inspiruje do działania. Koncert posiadał niespodziewany punkt, który zaskoczył publiczność.
W pewnym momencie okazało się, że wśród publiczności znajdują się inni fleciści (studenci z Akademii Muzycznej), którzy włączyli się w koncert razem z głównymi artystami. Było to niewątpliwie miłe zaskoczenie. Jedyne czego mi brakowało to równomierne rozmieszczenie muzyków w sali koncertowej, co wzbogaciłoby przestrzenne doświadczenie dźwiękowe.
Kolejnym projektem eksploatującym temat powietrza był Rust (Jean-Francoise Laporte i Benjamin Thigpen). Duet konstruuje swoje ciągle ewoluujące instrumenty akustyczne i elektroniczne. Od 2013 roku muzycy pracują z różnymi konfiguracjami elementów piezoelektrycznych, cewek, drgających obiektów i innych komponentów. Projekt jest głęboko zakorzeniony w specyfice tych instrumentów. Bazując na fizycznej materialności i akustycznych rzeczywistościach, duet silnie oddziałuje na akustykę przestrzeni koncertowej, wypełniając salę złożonymi sieciami fizycznie wyczuwalnych struktur dźwiękowych. Koncert ten to niezwykle intensywne doświadczenie – budowana powoli struktura dźwiękowa, w pewnych momentach przekraczała standardowe normy głośności. Osobiście uwielbiam tak skrajne muzyczne przeżycia. Sądzę, że ten projekt doskonale sprawdziłby się w większej przestrzeni o industrialnym charakterze.
Temat przestrzeni pojawił się podczas wykładu znakomitych flecistek: Mai Miro oraz Ewy Liebchen, które ujawniły również tajniki swojego warsztatu. Maja Miro zwróciła uwagę na historyczne aspekty gry na flecie. Szczególnie zaciekawiło mnie porównanie muzyki barokowej do kreowania płaskorzeźby. Artystka stwierdziła, że utwory komponowane w XVII wieku są o grawitacji. W tym okresie czasu koncerty odbywały się w kameralnych komnatach wyłożonych kamieniem, w których panował duży pogłos. Dzisiaj, muzycy muszą adaptować się do coraz większych sal koncertowych, co wymaga zmian w sposobie gry. Projekt Breathtaking Mai Miro oraz Ewy Liebchen zamknął tegoroczny festiwal. Podczas koncertu publiczność miała okazję wsłuchać się w fascynujące studium gry na flecie, obejmujące zarówno aspekty historyczne jak i współczesne w ramach swojego programu.
Udział w tak bogatym programowo festiwalu stanowi nie lada wyzwanie, zwłaszcza w obliczu wielu odmian muzyki eksperymentalnej. Festiwal Audio Art przyciąga stałych bywalców, ale również i tych, którzy choć trochę są zaintrygowani różnorodnością muzyczną. W tegorocznej edycji nie zabrakło małych zaskoczeń i wzruszeń.