Mikrotonowe odkrycia. Wrażenia z występu Phila Niblocka i Katherine Liberovskayi, 17.08.2023

Maria Olbrychtowicz / 4 wrz 2023

Phil Niblock, obchodzący w tym roku swoje 90. urodziny (sic!) to bywalec festiwalu Audio Art (sześć występów) i ogólnie polskich imprez (m.in. Warszawska Jesień, Unsound, Sacrum Profanum i Sanatorium Dźwięku). Tym razem do Krakowa zawitał wraz Katherine Liberovskayą, kanadyjską artystką wideo, od wielu lat aktywną na scenie międzynarodowej, szczególnie w Montrealu i Nowym Jorku.

Z ogromną przyjemnością wracam na Audio Art, który cechuje się szczególnie kameralną i serdeczną atmosferą. To zarówno zasługa dyrektora i dobrego ducha festiwalu, Marka Chołoniewskiego, jak i zaangażowanych przyjaciół, którzy pozostają wierni temu wydarzeniu. Stałym zwyczajem po każdym koncercie jest otwarta dyskusja oraz długie debaty na temat wrażeń i ocen. To właśnie podczas jednej z takich rozmów mój przyjaciel podzielił się swoim doświadczeniem słuchania muzyki Philla Niblocka w wyjątkowych okolicznościach – pod wodą. Idea „głębszego” zanurzenia się w mikrotonowe dźwięki zainspirowała mnie do spojrzenia na muzykę tegorocznego gościa festiwalu jak na gęstą masę dźwiękową, możliwą do eksploracji jej potencjału w różnych warunkach oraz do uważnego poszukiwania wszystkich niuansów. W końcu kompozycje Niblocka są zbudowane z długich pasm, które ewoluują w czasie w sposób niemal niesłyszalny. Charakterystyczną ich cechą jest wielowarstwowe nakładanie dźwięków, o pozornie statycznym brzmieniu.

Koncert, jak wiele innych wcześniej na Audio Arcie, odbył się w Hevre na krakowskim Kazimierzu. Ta przestrzeń bardzo plastyczna pod względem możliwości jej organizacji. Scena nie jest ściśle określona, a odbiorcy dowolnie wybierają miejsce. Uważam to za istotne z perspektywy eksperymentowania ze sposobem słuchania oraz poszukiwania indywidualnego sweet spot-u. Na pozór statyczna muzyka Niblocka, która zabrzmiała w systemie kwadrofonicznym była świetnym pretekstem do poszukiwań mikro- zmian w różnych zakątkach przestrzeni. Wsłuchując się w dźwięki, co jakiś czas zmieniałam miejsce obserwując też innych ludzi. Większość wydawała się być głęboko zanurzona w doświadczeniu, niektórzy wygodnie ułożyli się na pufach zamykając oczy. Dobrą praktyką, często spotykaną podczas koncertów muzyki ambientowej jest położenie się na podłodze: w takiej pozycji bardziej odczuwalne i słyszalne są basowe tony. 

Podczas koncertu wyświetlane było jednokanałowe wideo, procesowane na żywo przez Katharinę Liberovskayą. Warstwa wizualna, budowana poprzez powtarzalne rytmicznie obrazy ciekawie współpracowała z mało dynamiczną muzyką. Zdawało się, że to obraz był tutaj czynnikiem, który porządkował formę dźwiękową według określonej struktury. Wideo rozpoczęły abstrakcyjne ujęcia, które ewoluowały nieśpiesznie w coraz bardziej figuratywne. Obraz zaproponowany przez Liberovskayą zaskoczył mnie sposobem budowania narracji, który rozbijał się o czas trwania poszczególnych ujęć. Artystka zaprezentowała historię, która zawiera w sobie wątek podróży. Monotonna podróż, która wprowadzała nas w dziwny trans, jak ten spowodowany długą jazdą pociągiem. W końcu kamera zatrzymała się na łące i zaczęła śledzić życie pszczół, zmuszając odbiorcę do niemal nabożnej kontemplacji. Z początku uznałam, że to ujęcie trwało trochę za długo, ale potem pomyślałam o uważności, do której zazwyczaj zdolne są dzieci i odsetek wrażliwych dorosłych. Taki rodzaj uważności wybija człowieka z codziennego rytmu i pobudza do zachwytu światem oraz wznieca ciekawość na temat tego jego funkcjonowania. Sprawia, że obserwujemy malutkie rozgałęzienia na liściach i rozpoznajemy pewnie struktury które powtarzają się w przyrodzie. Jesteśmy zdolni do długich obserwacji różnych makrokosmosów, choćby tych na łące. 

Kolejną, już kultową pracą wideo, zaprezentowaną podczas koncertu było The Movement of People Working. To seria filmów nakręconych przez Niblocka w latach 1973–1985 na obszarach wiejskich w krajach całego świata (Chiny, Brazylia, Portugalia, Lesotho, Portoryko, Hongkong, Meksyk, Węgry, Peru). Przedstawia pracę fizyczną ludzi na całym świecie skupiając się na najbardziej podstawowych i pierwotnych czynnościach wykonywanych przez człowieka. Stanowi zarazem ciekawy komentarz na temat sprzeczności i paradoksów globalizacji. Myślę, że moc oddziaływania tej pracy tkwi w jej prostocie, która przejawia się w wyrafinowanym kadrowaniu, wyrafinowanym doborze kolorów oraz konstrukcji rytmu filmu poprzez przemyślany montaż.

Phill Niblock dąży do stworzenia sytuacji w której zanurzamy się w środowisko dźwiękowe, a jedną z jego składowych jest sama przestrzeń. W jednym z wywiadów kompozytor powiedział „Bardzo lubię występować w kościołach. Zwykle kościoły mają gołe ściany i nietypowe konstrukcje, łukowaty dach lub coś w tym rodzaju – więc brzmią bardzo dobrze. Wytwarzają także wiele fal dźwiękowych, dzięki czemu można poruszać się po kościele i słyszeć inny dźwięk w zależności od tego, gdzie stoisz”. Akustyka przestrzeni stanowi dla niego nie tylko środek do osiągnięcia pewnej struktury dźwiękowej, ale także narzędzie kreowania unikalnych, transcendentnych doświadczeń słuchowych.

Niewątpliwie muzyka Niblocka niesie ze sobą elementy sprzyjające medytacyjnemu doświadczeniu, co sama intensywnie odczułam podczas czwartkowego koncertu. Wsłuchiwanie się w długie i masywne pasma wprowadziło mnie w bardzo przyjemny stan półsnu. Naukowcy opisują to zjawisko za pomocą różnej długości fal – w przypadku medytacji byłyby to fale theta. Buddyści powiedzieliby, że tzw. „małpi umysł” został ujarzmiony. Mi przypominało to zjawisko załamania czasu, a raczej rozciągnięcia go. Phill Niblock znany jest bowiem z długich kompozycji, które wymagają cierpliwego i uważnego słuchania. Linearne struktury dźwiękowe, trwające czasem kilka godzin, kształtują ciekawą perspektywę pojmowania/ odczuwania czasu. Jego muzyka może być wyzwaniem a jednocześnie balsamem dla przebodźcowanych systemów nerwowych. Zwłaszcza teraz kiedy w kulturze popularnej narasta tendencja do maksymalizacji treści w jak najkrótszej formie, a czas można spieniężyć w zamian za konsumpcję łatwo przyswajalnych „filmików”. 

Niblock uczy cierpliwości i spojrzenia na czas z innej perspektywy. Konsumpcyjne nawyki przyjmowania treści w biegu, gdzieś w drodze do pracy, czy w wolnej chwili podczas weekendu przyzwyczaiła nas do kalkulacji zysków i strat. Jesteśmy przyzwyczajeni do nieustannej organizacji czasu. Mamy te wszystkie kapitalistyczne „nienawidzę poniedziałków” i „w końcu piątek”. A czas to idea abstrakcyjna. Phill Niblock przypomina nam o tym, że możemy go załamać albo rozciągnąć.