Plądrofonia pamięci – James Leyland Kirby
Pop wpada nachalnie w nasze uszy, aby stać się elementem naszego życia. Poszczególne piosenki stają się łącznikami między pokoleniami lub znajomymi, […]
Pop wpada nachalnie w nasze uszy, aby stać się elementem naszego życia. Poszczególne piosenki stają się łącznikami między pokoleniami lub znajomymi, […]
Dwadzieścia lat po pierwszym odkryciu Else Marie Pade jako pionierki muzyki elektronicznej, obecnie jest określana ona jako wizjonerka kompozycji akustycznej. Wygląda na to, że nie znudzi się nam przepisywanie jej historii – jak i wpisywanie w nią nas samych.
Else Marie Pade, kompozytorka i duńska pionierka muzyki elektroakustycznej, obchodziłaby w tym roku 100 urodziny. Jej nazwisko poza granicami Danii nie jest jeszcze tak znane, jak nazwiska współczesnych jej mężczyzn czy kompozytorek.
Wspólnotowość odczuwalna była także podczas pierwszej edycji Avant Artu w Lublinie, organizowanej tym razem we współpracy z Ośrodkiem Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych „Rozdroża”. Na otwarcie festiwalu zaproponowano trzy solidne muzyczne akty z eksperymentalnym wokalem w roli głównej i to właśnie z tego powodu postanowiłam się wybrać w rodzinne strony.
Publiczny koncert jest swego rodzaju ramą, w której prezentuje się muzykę – dzieła kompozytorów i interpretacje wykonawców. Rama ta bardzo szybko zmienia się w antyramę – niewidoczną, przezroczystą i pozornie neutralną względem tego, co obejmuje. W rzeczywistości koncert jest zwrotnie sprzężony z przemianami w samej muzyce.
Może nie należy przywiązywać się do haseł, które muszą pomieścić w swoich ramach ponad siedemdziesiąt warszawskojesiennych wydarzeń, w tym nie tylko koncerty, ale i spotkania, panele dyskusyjne, warsztaty, wystawę i festiwalowe radio. Jednak ustanowienie przenikania tematem przewodnim czytam (z pewną dozą dobrej woli) jako gest otwarcia, ciekawości tego, skąd do muzyki współczesnej idee przychodzą i dokąd zmierzają.
Wszyscy (?) mamy takie wspomnienia – sytuacji, w których piosenki pop wybrzmiewały z różnych powodów w naszych uszach na niezwykłe sposoby: zaszumiane, zaglitchowane lub skompresowane do granic muzyki eksperymentalnej, wybrzmiewające w nieoczywistych przestrzeniach, odbijające się od różnych ścian, przenikające przez nie, dobiegające z dystansu, rezonujące pod mostami lub w uszach, które nietypowo ustawimy, albo w organizmach znajdujących się w nietypowych stanach.
Dla mnie pochodzenie i kontekst dźwięku są ważne, ale bardziej zależy mi na projektowaniu wrażeń i emocji odbiorcy, niż wciskaniu go w jakąś konkretną interpretację. Na pewno istnieją utwory, w których warstwa znaczeniowa pozostaje bardzo ważna. Ale dla słuchacza nawet czysto brzmieniowy odbiór utworu jest fantastyczny.
Hyperpop nie jest pierwszą postgatunkową stylistyką, ale zdecydowanie najbardziej zaawansowaną. Jest również tą, która najsilniej wymyka się próbom definicji, będąc nie tylko blenderem wypełnionym gatunkami, lecz przede wszystkim vibe’em.
Opera „Barwki i słyszki” stanowi swoisty manifest sztuki bez barier, jak również istotny element edukacji kulturalnej. To wreszcie piękna i czuła opowieść...